środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział trzydziesty trzeci - Słowa

A zatem... to już prawie koniec. Jeszcze tylko epilog... i pożegnamy się. Czy to nie brzmi smutno? Dla mnie trochę tak. Ale już nie mam kiedy pisać, nie chcę o tym pisać, więc dobrze że już kończę moje opowiadanie.  Zaczynało robić się zagmatwane. 
Więc oddaję w wasze ręce ostatni rozdział - jak zawsze z nadzieją że wam się spodoba :)
Serafino
PS. Zakładam z przyjaciółką stronę z biżuterią -Divine Handmade - jeszcze nie wstawiłyśmy zdjęć biżuterii, ale serdecznie was zapraszam już teraz i w przyszłości :)

- Nie – głos Hermiony zabrzmiał zdecydowanie, przerywając białą ciszę,
- Czemu nie? – wciąż spokojnie zapytała Luna.
- Bo masz szansę żeby znów żyć, Luna! -  Oczy brązowowłosej zaiskrzyły się z nagłą wściekłością. Ostatnio często się wściekała. Może powinna coś z tym zrobić?  – To nie jest coś co możesz sobie tak o odrzucić!
- Właśnie to robię, Miono. To moja decyzja. – powiedziała Luna poważnie.
- Ale… dlaczego? – w oczach brązowowłosej zalśniły łzy. Otarła je szybkim ruchem zanim zdążyły spłynąć po policzkach. Zyskiwanie, tracenie, zyskiwanie, tracenie…  To było dla niej za dużo.
- Bo… - Luna przegryzła wargę i spojrzała w bok. Wydawała się kalkulować coś w głowie. – Tęskniłam za matką tak  długo. Tata… mój tata… - spojrzała w drugi bok. – nie sądzę, żeby długo pożył. A ja nie mam tak wielu przyjaciół, tam, na górze. Za to naszło mnie takie uczucie, że nie powinnam wracać. Że to było… zaplanowane? – zmarszczyła blade brwi.
Hermiona poczuła przemożną ochotę walnięcia głową o ścianę.
- Gadasz bzdury – powiedziała z niedowierzaniem. Luna spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.
- Może. Ale Hermiona, podjęłam decyzję. Zostaję tutaj, a kiedy przyjdzie tata, przechodzimy razem na drugą stronę. Tak będzie lepiej.
Hermiona poczuła jak coś się w niej gotuje. Mogła złapać Lunę i wywlec ją za włosy do przejścia do świata żywych, ale czy to by coś dało? Miała ją zostawić tam nieszczęśliwą. Ale żywą, do cholery? I to Luna kiedyś chodziła to Ravenclawu, phi! Hermiona tak bardzo chciałaby zrozumieć dlaczego.  Wiedziała, lecz po prostu nie umiała na to spojrzeć z perspektywy przyjaciółki.
- Nie będzie lepiej – powtórzyła więc tylko głucho.
- Tego nie wiesz.
- Luna! Życie… nie obrączki z cukru! Życie… - spojrzała się na blondynkę w osłupieniu. Ona chyba oszalała. Nie, ten pomysł z wywlekaniem za włosy podobał jej się coraz bardziej.
-  Wiem – powiedziała krótko Luna. Wstała z miejsca na którym siedziała i podbiegła do przyjaciółki, żeby przytulić ją w siostrzanym uścisku. Miała zimne ramiona. – I może tak naprawdę to głupia decyzja…
- To jest głupia decyzja – przerwała jej brązowowłosa
- … ale tak już wybrałam i nie mam zamiaru jej zmieniać – dokończyła Luna.
Ślizgonka westchnęła ciężko. Tak bardzo nie chciała zostawiać Luny samej, ale… co mogła zrobić? Cholera. Cholera, cholera, cholera. Otworzyła usta, żeby  pokłócić się jeszcze moment.
- Nie możesz jej zmusić. Jeżeli nie będzie chciała przejść, wrota jej nie przepuszczą.
O, jeszcze raz cholera.
·          
- Widzisz? To tylko… eee, potwierdza moją teorię. – Luna podskoczyła na równe nogi, znów promienista jak skowronek. Z radością, lecz także z pewną melancholią spojrzała na kobietę w drzwiach. – Czyli ja was zostawiam. Powinnam pożegnać się z chłopakami. – Jeszcze raz spojrzała na Hermionę. -  Do zobaczenia kiedyś, Mionka. Przeżyj dobrze to życie.
- Miło było cię znać Luna – wyszeptała Hermiona patrząc ze smutkiem na przyjaciółkę niknącą w mroku zimnych korytarzy.
Zostały kilka minut w ciszy. W końcu kobieta jednak westchnęła i miarowym krokiem podeszła do siedzącej, brązowowłosej dziewczyny. Miękkie siedzenie zapadło się o kilka centymetrów, kiedy usiadła i westchnęła raz jeszcze.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć. – stwierdził a rzeczowo Hekate.
- To by się mijało z ideą ucieczki, nie sądzisz?
- Nie zabroniłabym ci odejść.
Hermiona uniosła powątpiewająco lewą brew.
- Czyli nie wkurzyłabyś się, że opuszczamy twoje królestwo i łamiemy pewnie jakiś milion zasad?
- Nie. Raczej nie. – Hekate potaknęła pare razy głową jakby do własnych myśli. – W zasadzie gdybym mogła się mieszać to sama bym wam pomogła. Lubię cię.
Hermiona spojrzała na kobietę spode łba. Pare miliardów lat na karku, a czasami zachowuje się jak dziewięciolatka.
- Zatem niereagowanie nie jest jakimś wielkim złamaniem reguł, ale pomaganie tak? – spytała niedowierzająco, podnosząc tym razem obie brwi w wyrazie podejrzliwości.
- W zasadzie tak. Przecież równie dobrze mogłam o tym nie wiedzieć – nagle zmarszczyła swoje ciemne brewki jakby zdała sobie z czegoś sprawę. – Chociaż… gdyby chodziło o coś w stylu zagłady całego świata to chyba bym zareagowała, wiesz?
- Nie mówisz – mruknęła Hermiona. Poczuła się…dziwnie. Czy Hekate naprawdę była ich przyjaciółką? Była taka zmienna.
- Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą powinnaś wiedzieć.
Brązowowłosa spojrzała na kobietę z chłodnym zaciekawieniem.
- Hmm?
- Ron też nie będzie mógł przejść.
Hermiona zaśmiała się krótko i smutno.
- Dobry żart – powiedziała z pobłażliwym uśmiechem.
- Nie żartuję, Hermiono. Czy ty lub Draco cokolwiek tutaj jedliście?
Ślizgonka poczuła jak zaczyna ogarniać ją chłód. Nie, nie jedli. W tym świecie nie było czegoś takiego jak głód czy pragnienie. Jedzenie było inne niż na ziemi – tutaj nie stanowiło pokarmu, lecz ucieleśnienie łakomstwa.
- Nie – wyszeptała, zastanawiając się, czy jej usta zrobiły się sinoniebieskie. Przecież było tak zimno…  Tak zimno, że cudem wydawał jej się fakt, że jej krew ciągle płynie.
- A Ron tak. I nigdy już nie wyrwie się z tego świata. Mógłby iść tylko dalej – Hekate spojrzała gdzieś w dal. Jej oczy zasnuły się mgłą.
- Czy to nie ty rządzisz tym wszystkim? – spytała Hermiona. Jej oczy musiały przypominać teraz sopelki lodu, prawda? – Nie możesz… znaleźć jakiejś klauzuli? Persefona wracała na ziemię.
- Teoretycznie tak. Też była ostatecznie czarownicą. Ale po pierwsze, nie zjadła całego dania, jak Ron, a po drugie… nikt nie zna całej historii.
- Jakiej? – Hermiona sprawdziła, czy wciąż miała palce u nóg. Na filmach  odpadały zmarzniętym ludziom.
- Chociaż Demeter cieszyła się,  że jej córka wraca… choć pozwalała porom roku znów płynąć ich własnym rytmem… Kora nie była szczęśliwa. Część jej została tutaj. Was prawdopodobnie to nie spotka, nie jesteście związani z tym światem – dodała szybko, widząc przestraszony wyraz twarzy Hermiony. – Ale on jest. Nigdy nie odłączy się na dobre. Będzie cieniem dawnego Ronalda.
-   Nawet gdyby chciał przyjąć taką możliwość… Nie może wrócić, prawda? – spytała cicho Hermiona.
- Na wasze nieszczęście, ta klauzula która pozwoliłaby mu wrócić. Zmieniliśmy trochę prawo po Persefonie. Musiałby zrobić chyba dziurę w jakimś metaforycznym suficie, żeby wrócić.
Przez chwilę siedziały w ciszy.
-  Będziesz jeszcze wracać na ziemię? Do mnie, do moich potomków?
- Tak. Ale zdecydowałam, że pozostanę obserwatorem. Będę wzmacniać waszą moc, będę wam radzić i zrobię wszystko, aby twój ród na zawsze pozostał w szczęściu i dobrobycie. Będę… aniołem stróżem? Tak jakby.
- Dziękuję – rzekła krótko Hermiona i przytuliła się nieśmiało do przyjaciółki. Dobrze czułą się z myślą, że będzie jeszcze mogła „spotkać” Hekate.
Ale teraz musiała przeprowadzić bardzo poważną rozmowę z kimś innym.
·          
- Mogę wejść? – spytała się pukając cicho do uchylonych drzwi komnaty Rona. Rudowłosy leżał na łóżku i czytał jakąś książkę.
- Tak – mruknął niemrawo. Nie patrzył na nią, kiedy przeszła przez pokój i usiadła na samym skraju łóżka, jak najdalej od niego. Czuła, że nie jest tu mile widziana.
- Co czytasz? – zapytała, aby przerwać niezręczną ciszę.
- Mity greckie – pokazał jej okładkę, na której przedstawiona była Atena wyskakująca z głowy Zeusa. Przewrócił stronę – Pomyślałem, że może powinienem się podszkolić. Wiesz, skoro okazało się że te rzeczy nie są, aż taką bzdurą – prychnął cicho, a Hermiona poczuła jak ściska się jej serce. Jak ona miała mu to powiedzieć?
- Będziesz musiał żyć w tej bzdurze… - wymamrotała cicho pod nosem . Ron zamrugał w niezrozumieniu.
- Coś mówiłaś? –zapytał, a Hermiona wzięła głęboki oddech. Musiała mu powiedzieć? Otworzyła usta i właśnie próbowała wydobyć z siebie dźwięk, kiedy Ron machnął lekceważąco ręką i odłożył  mitologię. – Nieważne. Chciałem z tobą o czymś porozmawiać, Hermiono
- Tak? – westchnęła Hermiona. Taaam ona też musiała z nim porozmawiać. Cholera, za co?  I ciekawe …
Ron przechylił się do niej i pocałował ją.
·          
- Za co to było? – wyrwało się brązowowłosej, kiedy w jednej sekundzie oderwała się od chłopaka. Nie. Nie. Czy on mógł być w niej wciąż zakochany? Cholera…
- Wciąż cię kocham Hermiono – wyszeptał,  zawód bił od niego falami. Sięgnął po ręce Hermiony i chwycił je mocno. – Zdawało mi się, że nie, zdawało mi się, że czuję coś do Pansy… ale tak nie jest. Moje serce wciąż bije  tylko dla ciebie.
- Ale… - Hermiona poczuła się jak śmieć. W jej sercu nie było już miejsca dla Rona jak wcześniej, teraz był dla niej bardziej jak brat, którego nigdy nie miała. A on był w niej zakochany… musiała go zostawić… Jak ona miała mu to powiedzieć po tym wyznaniu? Serce ścisnęło jej się z bólu. Nie chciała go tu zostawiać, tak bardzo nie chciała… a to miało być ich jedynym wyjściem .Nawet gdyby znalazła jakąś jeszcze lukę, nie mogła skazać Rona na życie jako cień. Chociaż… czy decyzja nie należała do niego? Mogli w końcu zostać jeszcze trochę, znaleźć inne wyjście… kolejne. – Ron. Nie możesz mnie kochać.
- Czemu nie? Z powodu Dracona? Nie jest chyba nigdzie napisane, że dwie osoby nie mogą kochać jednej.
Hermiona posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Nie mówił poważnie. Musiała to ukrócić.
- Nie możesz mnie kochać, ponieważ nie możesz wrócić z nami na ziemię – powiedziała więc krótko. – Nie możesz mnie kochać, bo niedługo się rozstaniemy.
- Wiem – odrzekł jej Ron, spokojnie patrząc na nią spod grzywy rudych włosów.
-  Wiesz? – zdziwiła się Hermiona.
- Hekate mi powiedziała. Wyjaśniła wszystko. Właśnie dlatego cię pocałowałem. Chciałem… chciałem, żeby zanim wrócisz na ziemię, żeby paść w ramiona innego, że ja tu też jestem. Że co prawda dopiero po twojej śmierci, oby nie szybkiej, ale jeżeli kiedykolwiek Draco przestanie cię kochać, lub ty jego, ja tu będę dla ciebie.
-Wolałabym, żebyś znalazła sobie nową miłość. Czarodzieje żyją długo – pociągnęła nosem. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać. Znowu.
- Teraz nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek mógł przestać cię kochać – uśmiechnął się krzywo i popatrzył przez okno. Hermiona podążyła za jego wzrokiem. Szarość. Mgła. Nic ciekawego.
To była monotonia, która czekała go teraz w samotności.
- Wolałabym, abyś o mnie zapomniał – szepnęła cicho, kładąc mu głowę na ramieniu. Pogłaskał ją po falach jej włosów, miękko, czule.  Znajomo i bezpiecznie.  Może jej się zdawało, może miała już omamy słuchowe z tego wszystkiego, ale kiedy lekko przymknęła oczy, zdawało jej się, że słyszy jak chłopak szepta coś, co brzmiało jak poezja. Ale to było głupie. Ron nigdy nie znał, nie czytał poezji, domeny mugoli.
- „Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”[i]
·          
Hermiona nie zasnęła na ramieniu Rona. Wstała, pocałowała go w policzek i wyszła bez słowa. Nie było odpowiednie, aby żegnać się z nim wylewnie. Oboje wiedzieli, że ona musi odejść.
Więc poszła do ostatniej osoby z którą musiała porozmawiać.
- Draco? – zawołała pchnąwszy ciężkie drzwi do jego komnaty. Stał tam w oknie, patrząc w dal, przyszykowany do snu. Hermiona przystanęła na moment. Był… piękny. Za długo nieścinane, srebrne w świetle księżyca włosy opadały mu miękko na wyprostowany kark. Jego plecy były mocne, proste,  umięśnione, ale w taki sposób jak u pływaka czy atlety, nie przesadzone. Był ubrany tylko w białe, płócienne spodnie, zwieszające się trochę na jego luźnych biodrach.
- Przegapiliśmy zmierzch. Musimy wyruszyć o świcie. „Wyruszysz nocą, lecz dniem”. – powiedział, przerywając głuchą ciszę.  Hermiona powoli zaczęła do niego iść. Ostrożnie. Wyglądał jakby się czymś denerwował.
- Więc już wiesz? – spytała, kiedy stała już tylko pare centymetrów za nim. Westchnął.
- Hekate mi wszystko wyjaśniła. I pożegnałem się z Ronem i Luną. Spakowałem nam namiot, jakieś ubrania na zmianę i mydło, więcej nie potrzebujemy. – Mówił krótkimi zdaniami jakby o czymś myślał. -  Możemy ruszać wraz z pierwszymi promieniami słońca.
- Zostało nam do tego jeszcze parę godzin – zauważyła Hermiona. Draco przekrzywił lekko głowę, tak, że mogła zobaczyć jego profil.
- Zamierzałem je przespać. Podobno to ma być krótka droga, ale nie chcę tracić tam czasu na sen. – Odwrócił się do niej. – Chcę, żebyśmy wyszli stąd jak najszybciej. Żebyśmy mogli wrócić do naszych żyć, naszych przyjaciół. Żebyśmy mogli być razem. Żebyśmy mogli przełamać te wszystkie głupie tradycje czystej krwi, czy tak ujawnić, że ty też jesteś czystej krwi, nieważne. Żebym mógł ci się oświadczyć i żebyśmy mogli w spokoju dożyć dni starości. Żebyśmy…
- Czekakaj – przerwała mu Hermiona z szeroko otwartymi oczami. Na usta wstąpił jej lekki półuśmiech. – Chciałeś mnie prosić o rękę? – uśmiechnęła się szerzej, kiedy Draco zrobił wyjątkowo głupią minę. Chyba żałował  tego co powiedział. Hmm, to już nie było takie cudowne. – Czemu tego nie zrobiłeś?
Odczekał kilka długich sekund.
- Bo jak byłem już pewny, że mnie kochasz, byłaś martwa. A później tak trochę nie wziąłem tu ze sobą pierścionka.
- Nie oświadczyłeś mi się, bo nie zabrałeś ze sobą pierścionka? – Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Draco, to najgłupsza rzecz jaką w życiu słyszałam! ?Na co mi jakiś głupi pierścionek, na gacie Merlina! Ja nie noszę pierścionków!
Utkwił w niej te swoje szeroko otwarte oczy o szarych tęczówkach. Zrobił jeden wolny krok. Potem drugi. A potem upadł, dosłownie upadł na kolana przed nią i wziął jej ręce w swoje.
- Hermiono Jean Granger -  wyszeptał, uśmiechając się delikatnie. Ona także się uśmiechnęła. -   Jesteś jedyną osobą której potrzebuję. Jesteś tą piękną nicią trzymającą mnie przy życiu. Jesteś tym, co chcę widzieć każdego dnia budząc się i zasypiając. Chcę żebyś była tą kobietą, która będzie matką moich dzieci.  Tak naprawdę nie mam ci sam nic do zaoferowania poza moją miłością, ale przysięgam, jeżeli zgodzisz się być moją żoną, będę ci dawał tyle miłości ile tylko zapragniesz. Hermiono, czy zgodzisz na to? Wyjdziesz za mnie?
- Tak – szepnęła, równie cicho jak on, a wtedy wstał, porwał ją w ramiona i zaczął całować w usta, w czubek nosa, w policzek, w szyję, a Hermiona poczuła się tak.. właściwie. Z nadzieją w sercu i duszy.
Oparła głowę na piersi Dracona i pozwoliła sobie zamknąć oczy.



[i] Adam Mickiewicz „Do M***”