czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział pierwszy – Tiara Przydziału

Parę dni temu...
Piękny wrześniowy dzień. „ Pewnie ostatni taki ciepły”, pomyślała Hermiona. Wraz ze swoimi przyjaciółmi – Ginn, Luną, Harrym, Nevillem i Ronem – wracali do Hogwartu dokończyć naukę.
,,Wracamy do domu”- pomyślała Hermiona, wygodniej układając się na siedzeniu. Omiotła spojrzeniem  ludzi wokół niej, jej przyjaciół. To było takie… sielankowe, nawet jeżeli czuła, że czegoś tu brakuje. Harry obejmował Ginny i szeptał jej do ucha takie rzeczy, że dziewczyna na przemian rumieniła się i śmiała. Luna pisała coś w swoim notatniku. Może wiersz? Neville rozwiązywał krzyżówkę w Żonglerze, a Ron siedział przy oknie z nieobecną miną. Miona miała nadzieje, że nie myślał o nich. To by było bardzo bolesne. Parę dni po bitwie o Hogwart chłopak powiedział jej, że to było... chwilowe zauroczenie. Że nie pocałował jej z miłości i ma nadzieje że wszystko między nimi jest OK.
Niedoczekane.
- Hej Ron! Chwytaj tę! – zawołała Hermiona, rzucając do swojego przyjaciela  jedną z fasolek. Miała smak peklowanej wołowiny, znienawidzonej przez Rona potrawy. Nie robiła tego dla bycia złośliwą (no, może troszeńkę) lecz po to, aby zobaczyć minę Gryfona. Chłopak, jak przystało na obrońcę, gładko pochwycił fasolkę w usta i zacisnął na niej szczęki, jednak prawie natychmiast wypluł ją prosto na Ginny. Harry, Neville i Luna ryknęli śmiechem.
- Ty pacanie! - Płomiennoruda dziewczyna wstała  i (wpierw obdarzywszy swojego chłopaka i przyjaciół morderczym spojrzeniem) zaczęła wrzeszczeć na Rona przy akompaniamencie odgłosów  upiorgacka uderzającego o tarczę. Trwało to tylko jakąś minutę, bo kiedy któryś Weasley się złości, słychać to wszędzie, lecz jest to wybuch krótkotrwały. I wszystko byłoby dobrze, Ginn już się odwracała, jednak z korytarza musiał dobiec cichy, głęboki śmiech. Za drzwiami stał Malfoy.
- Co, łasicowaty? Nawet twoja własna siostra zmądrzała i zrozumiała jaki z ciebie palant? – Obok Malfoya  pojawił się jego nieodłączny towarzysz, Zabini, z iście diabelskim uśmieszkiem. – To dowód na to, że nawet zdrajczynie krwi i piękne kobiety mogą jednak być inteligentne.
- Wynoś się stąd – wysyczała z jadem w głosie Ginny. Nie cierpiała Blaise’a. Hermiona pomyślała cicho w duchu, że Ginevra wygląda jak wężowłosa grecka potwora, Meduza. To nie było dobre skojarzenie, bo Meduzę bardzo mocno lubili Ślizgoni.
- A ja nie? Dziękuję Weasley, chętnie się rozgoszczę. – Powiedział bladolicy chłopak i natychmiast opadł na jedyne wolne siedzenie – koło Hermiony – i zaczął wyjadać fasolki. ,, Moje fasolki, ty durny arystokrato? Nie daruję ci tego!” – Hermiona  zawrzała ze złości. Co jak co, ale od jej słodyczy to niech się trzyma z daleka.
- Nawet jeżeli ona cię nie wyprosiła, Malfoy, to ja to zrobię – powiedziała, wstając – Chyba nie będziesz babrał się w szlamie?
Chłopak przez chwilę patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem. Hermiona dopiero teraz dostrzegła, że w jego szarych, zimnych oczach są błękitne plamki. Nigdy wcześniej nie zauważyła tych małych opiłków lodu przy jego źrenicach. Były tak bardzo magnetyzujące… Chłopak nagle przemówił.
- Nie Granger, nie będę. Chociaż trudno jest ci to sobie wyobrazić, my w Slytherinie znamy coś takiego jak szarmancja i zawsze grzecznie spełniamy polecenia dam, więc wyjdę.
- Nawet tych przemądrzałych dam które nazywacie łapozębnymi szlamami? – spytał znienacka Ron. Hermiona zapomniała, że chłopak tu jest. Wiedziała, że chłopak przytacza słowa Malfoya, ale i tak ją to zabolało.
- Weasley. Twoja wypowiedz jest błędna. Zastanów się dlaczego. – Powiedział bladolicy chłopak i wyszedł, a wraz z nim odszedł cichaczem Blaise. Hermiona zamknęła drzwi.
- Dupki – mruknęła Ginny, rozrywając  opakowanie czekoladowej żaby.
- Taaa… Hej, Neville, Ron, idziecie ze mną? – powiedział Harry nagle się ożywiając – Seamus miał mi pokazać swoje nowe zaklęcie. Dosyć… wybuchowe.
Kiedy chłopacy wyszli, Luna zwróciła się w stronę Ginny.
- Dlaczego uważasz, że są dupkami?
Ginny spojrzała na Pomylunę jakby tamta rzeczywiście zwariowała. Oczywiście szaleństwu  przeczyły kolczyki - rzodkiewki zwisające z uszu, olbrzymie wielokolorowe okulary i bransoletki z czyrakobulw.
- Eeee…  może dlatego, że to palanty z wielkim ego obrażające każdego kogo napotkają?
Luna wyglądała jakby się nad tym zastanawiała.
- No, może. Nie wiem, ładni są. – I znowu zaczęła czytać. Kiedy blondwłosa dziewczyna zorientowała się, że po przeczytaniu przez nią Żonglera do końca dziewczyny nadal nie odzyskały zdolności mówienia, postanowiła wyjaśnić im swoją opinię. – No co? Przykro mi, że to mówię, ale Harry, Ron i Neville to modelami nie są. Naszym Krukonom też trochę do ideału brakuje. Nie wiem jakim cudem wszyscy przystojniacy trafiają do Slytherinu. – Po czym wróciła do rozwiązywania krzyżówek.
- Ale.. Luno! – Hermiona wreszcie przemówiła. – Przecież.. przecież to są Ślizgoni! Nie możemy nawet myśleć, że są przystojni.
- Jak sobie chcesz – mruknęła Luna przewracając stronę w gazetce. – Ale mnie osobiście zaczyna męczyć to wasze Gryfońskie gadanie ,,Ślizgoni to pomiot szatana”. Ostatecznie Czarny Pan już nie żyje,  więc skończyło się pranie mózgów w ich rodzinach.
Hermiona pogrążyła się w myślach. Owszem, Ślizgoni dokuczali Gryfonom na wszystkie sposoby przez te sześć długich lat, jednak nigdy nikomu nie wpadła do głowy myśl, że to ma podłoże w ich rodzinach, nie w nich samych. Zresztą… Jak źli mogły być osiemnastoletnie dziewczyny i chłopaki? Gryfoni nigdy nie starali się poznać Ślizgonów. Dla nich byli tylko kolejnymi problemami w życiu. A może… Hermiona odepchnęła od siebie tę zdradziecką myśl. Ależ skąd! A może… Ślizgoni wcale się tak bardzo od Gryfonów nie różnili, może słuchali tej samej muzyki, lubili te same książki?
Ginny nagle obudziła się z transu.
- Czekajcie… A Crabbe’a  i Goyle’a też zaliczacie do przystojniaków?
~~*~~
- Na brodę Merlina, jak tam jest zimno! – zawołał Ron, wyżymając wodę ze swojej czapki. Wszyscy zgadzali się z nim w duchu. Pomimo przepięknej pogody rano, wieczorem zrobiło się zimno i zapadał typowy angielski deszcz.
- Jakby wrócili dementorzy. Okropność. – zaburczał Neville gdzieś pod nosem i poślizgnął się na mokrej posadzce, pociągając przypadkowo ze sobą Rudą i brązowowłosą gryfonkę. Hermiona uśmiechnęła się. Lubiła tego gapowatego chłopaka właśnie za tą lekką zrzędliwość i nieuważność. Był równoważnią na jej hart ducha, pilność i uważność.
- Hej, Longbottom? Czyżbyś szukał swojego mózgu? Wierz mi, jest tak mały i lekki, że zdecydowanie poleciał w górę. – To tandetne zdanie wypowiedział Malfoy. Jego banda ryknęła śmiechem, jedynie Nott uśmiechnął się w zdecydowanie niebezpieczny sposób.
- Och, Draco, jestem zażenowany tym zachowaniem. Gdzie twoje maniery? Wybaczcie piękne panie, tę niezręczną sytuację. Kolega wyraźnie zapomniał o tym, że przed przyjemnością należy wykonać obowiązek. – Teodor podszedł do nich i podał obu rękę, oferując swą pomoc przy wstawaniu. Dziewczęta spoglądały na niego osłupiałe. Czy właśnie jeden z książąt Slytherinu obraził ich kolegę i zaoferował swoją pomoc? Nie, to musiał być tylko sen. Dość dziwny, ale sen.
Hermiona miała właśnie odrzucić pomoc Ślizgona, jednak jej wzrok zawędrował na twarz Rona. Rudy chłopak spoglądał na Ślizgona ze zwykła nienawiścią, jednak tym razem kryło się pod tym coś jeszcze... Zazdrość...?
- Dziękuję Nott, to miłe z twojej strony. – Mocna ręka chłopaka pomogła jej stanąć na nogi. Na ustach czarnowłosego Ślizgona błąkał się chytry uśmieszek kiedy pomagał wstać też Ginny. Dziewczyna nie przyjęłaby tej pomocy, zwłaszcza od kogoś takiego jak Nott, jednak wiedziała, że próbując wstać, wywinie kolejnego orła, a nie chciała żeby Harry to widział. Był jej chłopakiem, nawet jeśli tak głupim, że nie wpadł na to żeby jej pomóc. Obie dziewczyny pomogły wstać Neville’owi, który patrzył się na nie równie zdziwiony, co zgromadzeni tu Gryfoni i Ślizgoni. Tylko Luna uśmiechała się pod nosem. To było do przewidzenia.
- Chodźmy już na ucztę. Mam nadzieję, że będzie budyń. Mmmm… najlepiej waniliowy! – powiedziała Krukonka odwracając się w stronę Wielkiej Sali.
- Kisiel jest lepszy – mruknęła pod nosem Pansy tak cicho, że tylko stojący obok niej Draco mógł ją usłyszeć. Arystokrata spojrzał na nią zdziwiony. Na Salazara, od kiedy Pansy zamiast na taką uwagę wyśmiewać się z Pomyluny, wtrącała własną opinie? Ta wojna pomieszała więc w głowie nie tylko Nottowi.
Wszyscy zaczęli schodzić się do Sali i porwali w swój tłum obie wrogie grupki. Wchodząc, Ginny odciągnęła na chwilę Hermionę.
- Zrobiłaś to specjalnie! – wysyczała Ruda – Chciałaś żeby Ron poczuł się zazdrosny.
- A to źle? – Hermiona łobuzersko uniosła prawą brew – A kto tu chciał Harry’emu pokazać, że się nie stara?
- To… To co innego. – Ginny została przyłapana na swoim małym zabiegu i przez to zaczęła rumienić się jak piwonia,
- Dokładnie to samo, siostrzyczko! Ale wybaczam ci, bo to było sprytne i jestem głodna – Hermiona objęła przyjaciółkę ramieniem i powędrowały zająć swoje miejsca obok chłopaków. 
     ~~*~~
- Wilkinson Katherine!
W szlachetnej pracy wyczytywania nazwisk podczas Ceremoni przydziału panią dyrektor McGonagall zastąpił profesor Slughorn, nowy wicedyrektor. Jego gromki głos pogłośniony zaklęciem bardzo dobrze roznosił się po Sali, lecz kiedy ostatnia nowa uczennica (,,Slytherin!”) została przydzielona do domu, woźny nie zabrał tiary, a prof. Slugohrn otarł czoło chustką i wyciągnął nowy rulonik. Po Wielkiej Sali poniósł się szmer.
- Jak myślicie, o co może chodzić? – Harry pochylił się do dziewczyn i Rona. Ci to zawsze szukają jakiejś nowej sprawy do zbadania. Hermona wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może tiara postanowiła przejść na emeryturę, albo… - dziewczyna przerwała kiedy dyrektor McGonagall podeszła do podestu, aby zabrać głos.
- Drodzy uczniowie! Pierwszoroczniacy! Nawet nie wiecie jak się cieszę mogąc widzieć was tutaj. To dla mnie wielka radość, że pomimo tak wielu trudności które przysporzyły nam poprzednie lata, znów tu jesteśmy. Jednak.. wojna przysporzyła wiele szkód. – McGonagall spojrzała na nich znad okularów – I niektórych z tych szkód naprawić się nie da. Oczywiście, nie mówię tylko o życiu. Mówię także o was, o zmianach jakie zaszły w was samych! Potrzebujemy… Przetransferować niektórych uczniów, którzy brali udział w bitwie o Hogwart. Dlatego.. Proszę rocznik 80 i 81 na środek Wielkiej Sali. Będziemy was wyczytywać domami, od końca listy.
Teraz to już nie był szum. To był wybuch i bynajmniej nie był to wybuch radości. Jak oni śmieli? Czy oni chcieli ich rozdzielić? Poprzenosić do innych domów przez ,,traumatyczne przeżycia”?
- Nie wszyscy zmienicie swoje domy. Jednak w niektórych przypadkach jest to konieczność – mówiła pani dyrektor, kiedy rozwścieczeni uczniowie szli na środek.
- Zabini Blaise.
Zabini wystąpił na środek: był pewny, że zostanie w swoim domu i nie bał się niczego. Miał rację, po jakiś dwóch sekundach trafił powtórnie do Slytherinu. Widocznie przebiegłość węża zwyciężyła.
Dalej już nie poszło tak gładko.
Pierwsze załamanie nerwowe musiała przeżyć Pansy Parkinson, kiedy zamiast do swojego domu trafiła do… Gryffindoru. W Sali zawrzało. Nikt już nie mógł być pewien, gdzie trafi. I dalej.. Dafne Greengrass trafiła do Ravenclawu. „Co? Ta tępa krowa?” – Hermiona nie mogła powstrzymać tej złośliwej uwagi i, o dziwo, nie czuła potrzeby żeby się za nią kajać. Nie była jednak zdziwiona kiedy po krótkiej chwili na głowie Malfoy’a Tiara wskazała mu dom węża.  Szok przeżyła, kiedy Luna, spokojna Luna trafiła do Gryffindoru, a Terry Bott przeniósł się do Slytherinu. Z Puchonów przeniosła się tylko Susan Bones, przekierowana do Ravenclawu. Jednak  najgorsze dopiero miało nadejść.
- Weasley Ronald.
Ron na wyraźnie drżących nogach podszedł do Tiary i nałożył ją na głowę. Hermionę zaniepokoiła jego mina.  Jak miał udowodnić, że należy do odważnych Gryfonów skoro nie potrafił ustać na nogach przed zwykłą Tiarą? Czekali. Czekali dłuższą chwilę, a Tiara wciąż nic nie mówiła. Wreszcie jednak przemówiła:
- Ten nie przynależy do żadnego z domów.
Wśród uczniów i nauczycieli zawrzało. Jak to, nie pasuje? Coś takiego nigdy nie miało jeszcze miejsca w Hogwarcie. Ale Tiara jeszcze nie skończyła.
- Niech uczy się codziennie z innym domem, aż pokaże się w nim przeważająca cecha. Taka jest moja rada.
Hermiona czuła się ogłuszona. Coś takiego nie miało miejsca się zdarzyć. To przeczyło prawom jej uporządkowanego świata. Nie przyłączała się do rozwrzeszczanego tłumu, który i tak robił się coraz cichszy w miarę jak dyrektor podnosiła głos.
- Proszę się uspokoić! Proszę o spokój! Nic się nie stało, pójdziemy za radą Tiary. Ronaldzie, usiądź na razie na miejscu przy stole Gryffindoru. Kontynuujcie ceremonię.
- Weasley Ginevra.
Ginny rzuciła Hermionie spanikowane spojrzenie. Przyjaciółka mocno uścisnęła jej rękę. „Nic dziwnego, że się boi” pomyślała Miona odprowadzając dziewczynę spojrzeniem. Ginny usiadła, a na jej głowie wylądowała Tiara. A po chwili…
- Slytherin!
Tym razem odpowiedzią była cisza, kiedy Ruda zdjęła Tiarę, położyła ją na stołku i odeszła w stronę stołu Ślizgonów. Minę miała zaciętą, a w głowie kołatała jej się tylko jedna, absurdalna myśl: „Co na to powie mama?”
„Oddychaj spokojnie Hermiono, na pewno trafisz do Gryffindoru, ewentualnie do Ravenclawu, a to nie jest takie złe, prawda?” powtarzała prefekt naczelna kiedy po tych paru osobach nadeszła jej kolej. „ Masz tylko te dwa wyjścia”, mówiła, zakładając Tiarę.
- SLYTHERIN!

No i cóż, wrzuciłam choć miałam Wieeeeeelkie wątpliwości (mniej więcej takie jak kochany Graup) Ale nie będę tchórzem (nawet jeżeli każdy test mówi mi że należę do Ravenclawu). Starałam się wyjaśnić poplątane myśli Herm z prologu, a więcej się wyjaśni w rozdziale drugim. Postaram się dać go w miarę wcześnie tak poniedziałek, wtorek. Ale teraz, kochani Potteromaniacy idę spać, bo jutro trzeba wstać!

 Serafino.Ink.Heart.25

PS: Tu Kasia, "niby beta" Marty. Tyle, że ja się na to nie nadaję, dla mnie sprawdzanie czegoś jest na takim samym poziomie co pisanie. Czyli na niskim. Mam nadzieję, że wszystkie błędy (jeśli są XD) mi wybaczycie, bo ja za to ponoszę odpowiedzialność. Dziękuję i do napisania :D

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Prolog

Plask!
Właśnie z takim odgłosem wylądowała Hermiona, kiedy potknęła się o rozwścieczoną sklątkę  tylnowybuchową, która natychmiast zaczęła strzelać iskrami na wszystkie strony. Najmądrzejsza uczennica Hogwartu ze złością wypluła z ust błoto. Nawet nie usiłowała się podnieść – postanowiła poczekać jeszcze chwilę, może profesor Nowacky, młody nauczyciel magii w terenie, jej nie zauważy. Magia w terenie… Hermiona nigdy nie kwestionowała  decyzji ciała pedagogicznego, ale aktualnie była bliska wybuchu. Co z tego, że potrzebujemy… więcej ruchu i… łączenia sprytu z zaklęciami. Voldemort już nie żyje, a chyba nikomu w najbliższym czasie nie odwali. Wojna zebrała wystarczająco krwawego plonu…  ,,Nothing Left To Say”, jak w piosence Imagine Dragons. I tak w tych zajęciach nie ma niczego związanego z prawdziwą czarną magią albo ze śmierciożercami.  Sklątki, chochliki, smoki – nigdy nie spotkamy ich w bitwie. No, może ewentualnie smoki. Ale ,,jesteśmy jeszcze zbyt niedoświadczeni, by porywać się na gorszą magię”. Herm nie lubiła tego nauczyciela. Czy ten młody Polak kiedykolwiek brał udział w bitwie? Nie.  Czy osoby będące na tych zajęciach – rocznik, aktualni siódmy i ci którzy z różnych powodów (śmierciożercy i Czarny Pan, takie tam) nie ukończyli szkoły - brali udział w tej wojnie? W większości.
Hogwart – jeszcze niedawno miejsce w którym życie dziewczyny i jej przyjaciół było zagrożone, teraz zwyczajnie dom.  Część uczniów nie wróciła, inni powrócili zmienieni. Wystarczyło popatrzeć na Lavender Brown, ugryzioną przez wilkołaka podczas Drugiej Bitwy o Hogwart.
Albo na Rona który nigdzie nie pasował. Teraz przeskoczył nad Hermioną i pognał do kolejnej przeszkody. ,,Kretyn” pomyślała Hermiona. ,,Rozstaliśmy się, owszem, ale to nie powód do zachowywania się jakby mnie nie było!” Ron nie zachowywał się jak Gryfon, którym kiedyś był. Gryfon, pomimo niechęci, urazy czy nienawiści, pomógłby każdemu kto by potrzebował pomocy. Uczniowie domu lwa mają honor, nawet jeżeli potrafią być trochę głupawi. Teraz jej rudy  przyjaciel potknął się i rzuciły się na niego wszystkie błękitne chochliki. Herm westchnęła i rzuciła na małe istotki zaklęcie Peskipiksi  Pesternomi. Zadziałało, Hermiona od zawsze była lepsza od Lockcharta. Rudy uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i pobiegł dalej. Czyli nadal był kretynem.
- Świetnie panno Granger, po prostu świetnie rzucone zaklęcie, ale czy mogła by pani łaskawie wstać? Tu jest lekcja! – wydarł się na dziewczynę znienacka prof. Nowacky.
Hermiona posłała nauczycielowi naburmuszone spojrzenie i spróbowała wstać z powoli wciągającego ją błota (magiczne piaski? Serio?) lecz zakończyło się to tylko jeszcze jednym widowiskowym upadkiem na tyłek. ,,Idiota ” – pomyślała nagle Herm i  natychmiast się zganiła za te obrażanie kogoś starszego od niej. Gryfoni czują respekt, nie zachowują się jak...
Hermiona nagle znieruchomiała, nauczyciel przestał być ważny.
… jak Ślizgoni.
,,No to to wszystko wyjaśnia” – gorycz wkradła się w jej myśli – „przecież ja jestem Ślizgonką”
W chwili gdy to pomyślała cień jakiegoś rosłego chłopaka zasłonił jej słońce.

Nie zaczyna sie zdania od więc, ale... Więc jak wam się podoba? Bazuje jak na razie tylko na opinii Kaśki:) 
Serafino.Ink.Heart.25

niedziela, 23 czerwca 2013

Hej!
Witam wszystkich ( czyli nikogo, bo nikt tu jeszcze nie zagląda ) ale witam ,, tak na zapas ". Postanowiłam 
( a raczej postanowiłyśmy - moja kochana Kasia mi pomaga ) napisać Fan Ficka, ze ślizgonami... i nie tylko... jako głównymi bohaterami. Tradycyjne DH, ale z pewnymi urozmaiceniami. Mam nadzieje że się spodoba bo osobiście jestem cholernie szczęśliwa mogąc się wreszcie przelać na kartki internetu. Czyli jak? Wrzucę niedługo Prolog.
Serafino.Ink.Heart.25