środa, 19 marca 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty - Okruchy nadziei

Dzieńdoberek mówi wam wasza Serafino! Tęskniłyście, kochane? Jak zwykle - zaczynam od przeprosin, ale kompletnie mnie rozłożyło i to trochę opóźniło rozdział. Muszę coś zrobić z tymi choróbskami. Anaway, zbliżamy się do końca bloga nr.1, ale ostatnio tak się zastanawiałam... może zrobić jednoznaczne zakończenie i skończyć na tym? Nie wiem, dziewczyny(i chłopacy jak jacyś to czytają:)) I coś bardzo fajnego dla fandomu Disney'a https://www.youtube.com/watch?v=CtyOC6ayKoU&list=TLZ22STXjSHIyOQHAoVjmtqmQgHb7ppqPu
Enjoy!

Na drugiej stronie tarasu, skulony siedział chłopak.
Był nagi, przewiązany jedynie czymś w pasie. Obejmował się rękami, kolana miał ciasno przyciśnięte do klatki piersiowej[i].  Hermiona, choć nie widziała jego twarzy, natychmiast dała mu jakieś dziewiętnaście lat. Miał smukłe, lecz męskie ciało z idealnie wyrzeźbionymi krawędziami. Odsłonięte blond, wręcz białawe włosy na całym ciele stały mu dęba, a sam chłopak kołysał się lekko z twarzą przyciśniętą do mocnych nóg. Atletyczne linie jego ciała drgały lekko, jakby chłopak płakał.
Hermiona pomyślała, że jest piękny.
- Kto to? – usłyszała, jak Hekate pyta się cicho Rona. – Dusze nigdy nie trafiają do mojego pałacu. Lądują gdzieś na Wielkiej Równinie.
- Też go nie znam. Nie widzę jego twarzy – odpowiedział także cicho chłopak.
Ale Hermiona wiedziała. Czuła, że to był on.
- Draco? – szepnęła delikatnie w przestrzeń, robiąc niepewny krok do przodu. – To ty?
Chłopak podniósł głowę. To był Draco… i jednocześnie nie był. Jego rysy były gładsze, twarz,  choć wciąż ostra, to w jakiś inny, milszy sposób. Oczy były pozbawione zmarszczek mimicznych, które powstały, kiedy chłopak patrzył się na wszystkich z wyższością. Włosy skręciły się trochę i opadały jak u jakiegoś amorka.
Jednym słowem, to była ta wersja Draco, która nie wychowała się wśród bólu i krwi. Hermionie ścisnęło się serce z żalu.
- Och, a więc tak to działa… Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłam!- zakrzyknęła Hekate. Hermiona jednak nawet na nią nie spojrzała. Ciągle patrzyła się w oczy blondyna. Były okrągłe z jakiegoś strachu, błyszczały dziko od łez.
- Draco? – spytała się go cicho. Chłopak skulił się jak skarcony pies. Podeszła trochę bliżej. – Już dobrze. Nie masz się czego bać.
- Jako co działa? – spytał się Ron, marszcząc brwi.
- Każdy, kto tu trafia, wygląda trochę inaczej niż za życia. Tutaj musiała trafić tylko jego dusza… lepsze odzwierciedlenie jego samego. Teraz jest taki, jaki jest gdzieś w głębi serca, nie taki jakim widzą go inni. To niesamowite!
- Raczej kompletnie popieprzone – mruknął Ronald.
- Hermiona. – wyszeptał blondyn, jego głos był całkowicie wyzuty z emocji. – Jesteś. – Mówił z trudnością, jakby przypominał sobie słowa w innym języku.
- Co mu jest? – spytała się z irytacją Hermiona, nie odrywając nadal wzroku od chłopaka.
- Można by powiedzieć… urodził się na nowo – Hekate przekrzywiła głowę. –Czy coś w tym stylu.
- Wróciłem… po ciebie – powiedział chłopak, nadal cicho, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
- Cii… - uciszyła go delikatnie, dotykając go lekko. Kiedy nie napotkała żadnego oporu, przygarnęła go do siebie w jakby matczynym uścisku. Objął ją drżącymi ramionami, a kiedy położył głowę pod jej szczęką, Hermiona poczuła, że chłopak płacze. Jego gorące łzy spływały po jej obojczykach i bluzce, niszcząc ją. Ale ona nie dbała.
- Naprawdę to wszystko byłem ja? Naprawdę zrobiłem to wszystko? – spytał się jej załamującym wciąż głosem, stłumionym przez przyciskanie nosa do jej tchawicy. – Zobaczyłem… zobaczyłem moje życie. Całe. To zło, które.. uczyniłem –zaszlochał cicho.
- Nie chciałeś tego. To się naprawdę liczy. Draco -  spróbowała podnieść jego głowę, ale chłopak kręcił nią, unikając jej spojrzenia. W końcu udało jej się ustawić tak, żeby patrzeć mu w oczy. Nie wiedziała o czym dokładnie mówił chłopak, ale musiała mu pomóc. – Nigdy nie jest za późno na przebaczenie. Nigdy na nawrócenie. Wiesz to, prawda?
Kiedy nie odpowiedział, kontynuowała.
- Nie wiem w jakiej wierze się wychowałeś, czy w ogóle w jakiejś – powiedziała żarliwie – ale ja od małego zostałam nauczona, żeby wierzyć w Boga jedynego. To, że tu jesteśmy, dowodzi, że on jest prawdziwy. I choć kwestionowałam Biblię, Kościół, nawet modlitwy, to nadal wierzyłam, że on jest, daleki, dobry, surowy, sprawiedliwy, lecz przede wszystkim czuwający nad nami. I pozwalający nam uczyć się na własnych błędach. A kiedy tylko zrozumiemy błąd, kiedy choć spróbujemy się poprawić, on nas będzie w tym wspierał. On nas kocha. W sposób jakiego nie możemy zrozumieć, zobaczyć, czasem tylko poczuć. Uchwyć się tego, Draconie. Zrozum, że nie jesteś sam. Że świat nie jest czarno biały, a nawet czerń i szarość można zamalować bielą. Rozumiesz? – potrząsnęła nim lekko. Jego oczy rozwarły się jeszcze szerzej.
- Boję się,  Hermiono. Tak bardzo się boję – zapłakał znów i schował głowę. Hermiona poczuła jak serce ściska jej się z żalu. Co ona miała robić?
Za cholerę nie wiedziała.
- Ron, pomóż mi. Trzeba go gdzieś przenieść – powiedziała więc tylko ze smutkiem.
·          
*CZTERY DNI PÓŹNIEJ*
- Herm, mi naprawdę nic już nie jest. Żyję, jem, czuję się świetnie!
- Technicznie to nie żyjesz. Jesteśmy tak jakby w świecie umarłych.
Draco spojrzał się na nią spod zmarszczonych brwi.  Prowadzili te rozmowę już chyba setny raz, a Hermiona od dwóch dni nie pozwalała mu wyjść z łóżka. Cóż, to by brzmiało dobrze tylko wtedy gdyby była tam z nim.
- Serio? Za słówka mnie teraz łapiesz? – spytał się z lekkim gniewem w głosie.
- Martwię się o ciebie, Draco. Jeszcze parę dni temu byłeś wrakiem człowieka – westchnęła w odpowiedzi dziewczyna. – Nie wiem co przeszedłeś, ale… To musiało być…
- Straszne – przerwał jej. – Tak. Tak było. I nie chcę o tym rozmawiać.
Hermiona nie dała po sobie poznać jak bardzo ją to zraniło.
- Dobra, twój wybór – stwierdziła tylko cierpko. – Powiedz mi więc, po co tu jesteś.
- Czy to nie oczywiste? – uśmiechnął się wreszcie, choć cierpko. – Jestem tu po ciebie. No i po łasicę dal Rudej. Kazała pozdrowić, tak na marginesie.
Hermiona spojrzała się na niego, jakby wokół łowy krążyły mu Gnębiwtryski.
- Czyś ty oszalał? – wykrztusiła. – Ja jestem martwa, Draco! I ty też, jak na moje oko.
- No właśnie nie – uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Hermiona poczuła jak skacze jej ciśnienie. – Ja jestem w pewnym pentagramie, który sprawi, że mojemu ciału nic się nie stanie. Natomiast ty i Rudzielec… jesteście jakby zakonserwowani. Ale spokojnie – dodał szybko, widząc jak policzki dziewczyny szybko czerwienieją – wszystko za pomocą magii. Żadnych olei i bandaży.
- Martwi nie wracają do swoich ciał tak o, Draco – Hermiona przyłożyła rękę do czoła, sprawdzając ,  czy jeszcze się nie zaczęło topić od tej złości. – Wszyscy utknęli tutaj. W bezkresnej przestrzeni bez jakiejkolwiek zmiany terenu, czy… czegoś.
- Tak… Ale my się wyegzorcyzmujemy – powiedział wolno Draco. Wyglądał na zadowolonego z siebie.
Mózg Hermiony przyśpieszył, rozważając tę informację. Czy to było możliwe? Na pewno było szalone, nietypowe, pokręcone i wbrew prawom natury, ale czy było niemożliwe? Po prawdzie, zwykła teleportacja brzmiała trochę lepiej niż błąkanie się Orfeusza na łąkach asfodelowych. [ii] Chociaż… może to metafora? Może on wyszedł… właśnie tak? Hermiona poczuła jak nadzieja uderza jej do głowy. Mogli. Mogli chociaż spróbować.
- Co będziemy potrzebować? – zwróciła się do Dracona.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
·          
- Nadal nie rozumiem, jak Draco chciał, żebyśmy mu to wysłali – zaczął po raz kolejny marudzić Blaise. Pansy to zaczynało wkurzać,  ale Ginny w duchu przyznała mu rację.
- Racja. Bredził tylko coś o tej książce…  - wskazała na opasłe, szare tomiszcze otwarte przed nimi. Były tu całe strony zapisane drobnym maczkiem i żeby cokolwiek odczytać, trzeba było siedzieć z pochylonym karkiem i lupą. – Mógł chociaż zakładkę zostawić, a nie kazać nam szukać.
- Jesteście bezduszni – Pansy spojrzała na nich ostro. – Właśnie myślał, że stracił miłość swojego życia, czy coś. Zresztą znaleźliśmy już właściwy rozdział, uszy do góry!
Ginny poczuła w sercu lekką złość na dziewczynę. Co ona, wszystkie rozumy zjadła? Nie ona straciła brata i najlepszą przyjaciółkę. Dobra, łączyła ją z Ronem jakaś więź… ale parudniowa, do cholery! Poczuła jak coś w niej pęka. Tęskniła za nimi.
- Dobra, odwołuję te narzekania. Znalazłem coś, co nazywa się Jak wysłać przedmioty do świata umarłych. Myślicie, że się nada? – spojrzał na nie wyczekująco.
Obie dziewczyny zmroziły go spojrzeniami.
- Żartuję tylko – kicnął lekko od kurzu w książce, kiedy pochylał się, aby przeczytać przepis. – To całkiem łatwe, w sumie. Zaczynamy?
- Zaczynamy – odpowiedziały mu chórem czarownice.
·          
W następnej sekundzie coś spadło z sufitu.
- Aaaaaa! – krzyknęła Hermiona, skacząc na równe nogi, potykając się o własne sandałki i… spadając prosto w ramiona pół-siedzącego na łóżku Draco, który złapał ją szybko i natychmiast oplótł stalowym uściskiem ramion, ściskając mocno tkaninę na jej brzuchu.
- Nie bawisz się w grę wstępną, co? – szepnął jej zmysłowo do ucha. Hermiona poczuła na twarz jego gorący, pachnący czekoladą oddech. Jej policzki musiały być teraz czerwone jak godło Gryffindoru.
- Ręce precz, Malfoy! – wydarła się zawstydzona, lecz zaraz się roześmiała. – Czasami myślę, że ty po prostu nie masz zdolności do bycia poważnym.
- Cały ja. W końcu nie miałem okazji cię pocałować od kiedy tu jestem… a ty wyglądasz naprawdę pięknie w tej sukni…  - Hermiona prawie zapomniałą, że Hekate dała jej jedna z tych swoich fiołkowych togo-sukienek. Ale teraz, to przypomniało jej gdzie są.
- Miałam ważniejsze sprawy do załatwienia, Draco. Nie myśl, że wpadnę ci w ramiona i będę cię obcałowywać za każdym razem jak cię zobaczę.
- W połowie właśnie to zrobiłaś.
Rzuciła mu krzywe spojrzenie i wyprostowała się trochę w jego uścisku. Nic więcej nie mogła zrobić – nie wyglądało na to, żeby zamierzał ją wypuścić.
- Zamknij się, idioto. Co to jest? – wskazała podbródkiem na skórzaną torbę leżącą parę stóp od nich. Draco spojrzał na nią przelotnie, bawiąc się włosami dziewczyny. Hermiona nigdy by tego nie przyznała, ale od jego dotyku nawet drobne włoski na karku stanęły jej dęba.
- Podejrzewam, że nasza wesoła paczka wysłała nam materiały. Perfekcyjne wyczucie czasu, nie ma co – stwierdził, teraz masując jej kark.
- Ale jak? – Hermiona spojrzała się na niego ze zdziwieniem w brązowych oczach. – Taka magia nie istnieje.
- A wiedziałaś o tym, że da się kogoś wyegzorcyzmować? Albo przejąć jego ciało? – Dracon pokręcił ze smutkiem głową. – Ten świat już nie jest taki prosty jak kiedyś. Nie wystarczy machnąć patykiem i wypowiedzieć parę śmiesznych słów.
- Dobra. Czyli.. Kiedy zaczynamy? – spytała się Hermiona. Mogli to zrobić.
Musieli to zrobić.
·          
- Chłopaki, to jest naprawdę obrzydliwe – skrzywiła się Hermiona, mieszając czerwonawą maź w drewnianej miseczce. –  Nie ma jakiegoś… bardziej higienicznego i nie-wywołującego nudności?  W zasadzie to nie możemy się po prostu teleportować?
- I spędzić wieczność jako zbłąkane dusze? Nie, dzięki – skrzywił się teraz Dracon. – Czytałem o tym. Rzecz w tym, że te gwiazdki i kółeczka otworzą „tunel” do innych pentagramów w których leżą nasze ciała. Wspomniałem, że w nich leżą?
- Nie. Jaka jest szansa, że obudzimy się w nie-swoich ciałach? – zapytał Ron.
- Mała, jeżeli się dostatecznie skoncentrujesz – Draco spojrzał się na niego nieprzychylnie. Nadal go nie lubił? Hermiona poczuła irytacje. Ron zmienił się w ostatnich miesiącach, a Draco dobrze o tym wiedział, nawet śmiał się kiedyś z jego żartów. Dlaczego więc nadal wyglądał jakby chciał napuścić na Rudego sklątkę tylnowybuchową?
-  Czekaj. To jest jakakolwiek? – Z przerażeniem podniosła głowę kiedy o tym usłyszała. Zaraz! Ona nie chciała być ruda!
No, nie chciała być też chłopakiem… ale głównie to nie chciała być ruda.
- Tobie dekoncentracja nie grozi – Draco posłał jej olśniewający uśmiech. – No, chyba, że ja będę w pobliżu, kochanie.
- Wtedy dostaniesz za to w łeb, kochanie – mruknęła Hermiona. Podeszła do Dracona i podała mu miseczkę. – Rozsmarujcie to też na sobie i zaczynamy.



[i] Więc Hermiona niczego nie widziała:D Nie zawstydzajmy biednego chłopaka.
[ii] Fani CHB już sobie pewnie dawno skojarzyli z „szarą, bezkresną równiną”XD

środa, 5 marca 2014

Rozdział dwudziesty ósmy - Orfeusz i Eurydyka

Hejka, kochani! Tutaj wasz jak zwykle spóźnialska Serafino! Oglądam właśnie Zaczarowaną, więc nie zdziwcie się na melodramatyczny wydźwięk ostatnich akapitów rozdziału. Jeszcze niezbetowany, jakby co. I moi drodzy..! Trzy komentarze? Napawacie me serce głębokim smutkiem. No coż, ale czytajcie. W końcu to wszystko dla was.
Wasza oddana
Serafino

-Szach.. – Ron przesunął swojego gońca o parę milimetrów, zamyślił się i zmienił jego kierunek, przesuwając go na inne pole – i mat.
Hermiona prychnęła ze złością. Znowu wygrał?!  Jakim cudem Ron, mający od niej zawsze przynajmniej o dwa niższe oceny, ogrywał ją w grze logiczno-strategicznej? Przynajmniej tym razem nie poniosła aż tak sromotnej porażki – chłopak ograł ją tylko w jej rekordowych dwunastu ruchach. Ponura myśl nagle uderzyła jej do głowy.
Teraz będzie miała dużo czasu, żeby nauczyć się  tej gry.
- Poróbmy coś innego – mruknęła z nagle z jeszcze większą irytacją. – Przejdźmy się czy coś.
- Już zapomniałem jak bardzo nienawidzisz  przegrywać – zaśmiał się chłopak przyjaźnie, ale posłusznie wstał i podążył za nią w głąb zamczyska.
Hermionie jednak jego słowa coś przypomniały. Zastanowiła się nad tym, kiedy szli pozłacanymi posadzkami. Kiedyś byli tak blisko, było im tak dobrze… Teraz miała Draco, tak, lecz jej dawny związek z Ronem kłuł ją pod sercem. Był jej przyjacielem od zawsze, a choć po rozstaniu obiecali sobie, że to nic między nimi nie zmieni, oddalili się od siebie. Z Harrym, też i podejrzewała, że nawet bez tej pokręconej sytuacji tak by się stało.  Westchnęła. Ron spojrzał się na nią z zaciekawieniem, ale nic nie powiedział.
Usiedli przy marmurowej fontannie wypluwającej z siebie rytmicznie po pare litrów wody. Hermiona oparła się o małego putta goniącego jakąś driadę z łukiem i zapatrzyła się na widoczny z tego tarasu widok na tę rozległą krainę. Dziewczyna nie była pewna co w ogóle to było. Hekate nazwała to miejsce przedpokojem, przedsionkiem. Za tą teorią przemawiały niezliczone, szarawe  postacie przechadzające się po tej wielkiej, burej równinie. Czasem pojawiały się nowe, czasem stare znikały. Błąkały się bez wyraźnego celu, krążąc wokół siebie i nie widząc siebie nawzajem .To musiało być dla nich straszne i smutne, gdziekolwiek nie spojrzeć widzieć pustkę i szarość.
Hermiona dopiero teraz zaczynała rozumieć, że nawet czerń nie jest taka zła.
- O czym myślisz? – spytała się Rona, żeby oderwać się od ciemnych myśli.
- Brakuje mi Pansy – nagle posmutniał, lecz zaraz odzyskał dawny uśmiech. – Ale mam tu ciebie.
- Co masz na myśli? – zmarszczyła czoło. To brzmiało jakoś dziwnie i nie na miejscu. Ale zanim zdążyła odpowiedzieć, w kamiennym łuku stanęła Hekate. Oboje wstali aby do niej podejść.
- Dobre wieści – uśmiechnęła się czarownica.
·          
- Kamienie z Wezuwiusza, Lawendowe świece, sznur z gałązek dębu, krew szakala… - zaczął odliczać Blaise, wskazując na kolejne rzeczy. Skrzywił się przy ostatniej. – Dlaczego nie możemy po prostu rzucić jakiegoś zaklęcia?
- Bo nie ma takiego – odparła mu Pansy, wchodząc do pokoju. Rzuciła jakiś pakunek na stół. – Sępie pióra, jak kazałeś.
- Musi być jakiś mniej… obrzydliwy sposób – chłopak zmarszczył nos. Wolał nie wiedzieć jak Pansy zdobyła pióra, których nigdzie nie można było kupić.
- A nie mógłby się teleportować? – spytała skulona na fotelu w kącie Ginny. Wyglądała okropnie; jej włosy były w strąkach, oczy miała podpuchnięte, a cerę kredowobiałą.
- Nie. Ktoś sobie wymyślił, że do wymiaru duchów nie można zabrać ciała – Pansy spojrzała się krzywo na koleżankę, cedząc z ironią słowa.
- Poza tym, nie wiemy gdzie to jest – Blaise westchnął. Martwiła go ta cała sytuacja. Jasne, chciał, żeby Hermiona i Ron wrócili, ale… Nie chciał posyłać tam Dracona. Stracili już dwójkę. Dlaczego chcieli zamienić to w trójkę?
W tej samej chwili wszedł Draco. Był niesamowicie odżywiony jak na kogoś kto jeszcze parę godzin temu myślał o  samobójstwie. Oczy pałały mu jakąś niezwykłą energią, a policzki zaróżowiły się.
- Skoro wszyscy tu jesteśmy, to zakładam, że mamy wszystkie składniki, tak? – uśmiechnął się i  pokazał na małe pudełeczko w swojej  dłoni. – Mam oczy.
- Błagam, powiedz, że nie zabiłeś żadnego kota, żeby je zdobyć – mruknęła Ginny, której żołądek nagle skręcił się na myśl o Krzywołapie, którego zostawiła pod opieką Padmy Patil. Wolała nie myśleć o jakimkolwiek kocie bez oczu.
- Nie osobiście. Odwiedziłem tylko Nokturna
Śniadanie Ginny podeszło jej do gardła.
- Po prostu to zacznijmy – jęknęła, podnosząc dłoń do czoła. -  Zanim wszyscy się rozmyślimy.
- To by było idealnie – mruknął Blaise.
·          
- Gadałam z moimi przełożonymi – Hekate klasnęła w dłonie z radością. – Zgodzili się na waszą przyśpieszoną reinkarnację.
- W sensie, że Bóg i diabeł? Razem, w jednym pokoju? A czy  jeden nie powinien próbować zabić drugiego? – zmarszczył czoło Ron.
- To idiotyzmy ludzi tłumaczących swoje złe uczynki. Oni tylko stanowią równowagę – Hekate spojrzała się na niego krzywo. Widocznie często musiała to tłumaczyć. –Cóż, ale teraz ważne jest, że możecie szybko wrócić! Oferujemy wam nowe życie i to koniecznie w ludzkim ciele.
- W sumie to zawsze chciałam zostać bukszpanem – mruknęła smutno Hermiona, rysując małe kółeczka stopą na piasku. Ron spojrzał na nią i westchnął.
- Nie mogę… Hekate – usłyszała z jakby daleka głos zmartwionego chłopaka. –  Nie wiedziałem, że nie można nic jeść.
Zapadła cisza.
- Zjadłeś coś – stwierdziła głucho Hekate. Ron pokiwał smutno głową. Hermiona wręcz czuła, jak przygniata go poczucie winy i postanowiła mu pomóc.
- I tak nie chcielibyśmy wrócić w innych postaciach, He. Chyba za bardzo kochamy nasze życie takie jakim jest – powiedziała cicho, a Ron pokiwał jej gorączkowo. Hekate wlepiła w nich swoje wielkie oczy z niedowierzaniem. Że jak?
- Odrzucacie… życie? – wydusiła z siebie, zaskoczona, lecz także zła. – Czy wy wiecie jak wiele osób umiera codziennie? Jak wiele osób w różnym wieku przybywa tu każdego dnia? Żadne, powiadam, żadne z nich nie miało takiej szansy! Chcecie spędzić najbliższe parędziesiąt lat na karze lub nagrodzie? Zwariowaliście! Kompletnie szaleni! – obróciła się na pięcie i zaczęła okrążać taras, wymachując piąstką. -  Oferujemy wam dobry przydział, nawet znajomość w przyszłym życiu, a wy chcecie to po prostu… Ron, czemu to zjadłeś? Ugh! A teraz… Nie, Hermiona nigdy cię nie zostawi – usiadła na zimnej posadzce i ukryła twarz w dłoniach. – Co ja mam teraz zrobić?
Hermiona poczuła jak coś ją chwyta za serce. Nie, nie byli sprawiedliwi dla Hekate. Anielica łamała dla nich wszystkie prawa swojego świata, a oni po prostu tym wzgardzili. Podeszła do kobiety i objęła ją ramieniem.
- Przepraszam, Hekate. Ale ja mam inny pomysł. Możliwe, że ci się spodoba.
Podniosła nagle wypełnione nadzieją oczy.
- Jaki?
·          
- Możemy już zacząć? – niecierpliwił się Draco, chodząc po pokoju. Przenieśli się do małej Sali balowej, gdzie nie zawadzały im żadne meble. Blaise skrzywił się, rysując kawałkiem kamienia koło na marmurowej posadzce.
-  A chcesz tam dotrzeć w jednym kawałku, czy może bez jakiś ważnych narządów płciowych? – spytał się przyjaciela, k tory spiorunował go wzrokiem.
- Poważnie się pytam.
- Jak chcesz to przyśpieszyć, to pozwól dziewczynom wysmarować się tą mazią. Chyba już skończyły – wskazał kciukiem na Ginny i Pansy mieszające te wszystkie obrzydliwe składniki. – I przewiąż się sznurem.
- Po co? – mruknął, niecierpliwy jak zawsze, sięgając po sznur.
- Żeby utrzymać twoją duszę jednocześnie tam i tutaj. To znaczy… tak było w tej dziwnej, szamańskiej księdze. Podejrzewam, że chodzi o to, że jak wrócisz do świata żywych, to twoja dusza powinna błąkać się bez celu, a pentagram, te obrzydlistwa i dąb utrzymają twoją duszę w ciele. Tak metafizycznie.
- Z twojej wypowiedzi zrozumiałem tylko spójniki – poinformował go Draco, nabierając jednocześnie trochę czerwonawej mazi.
- Sam niewiele z tego rozumiem – westchnął Blaise, kończąc rysowanie pentagramu na kamiennej podłodze i sięgając po różdżkę i świece. Poustawiał je w pięciu ramionach pentagramu. – No, jeżeli wysmarowałeś się już tym świństwem to jesteśmy gotowi. Możesz wejść do  środka, tylko uważaj, żeby nie zamazać linii.
Draco natychmiast znalazł się przy nim, wchodząc do centra gwiazdy.
- Co mam teraz zrobić? – spytał ochoczo.
- Z tego co zrozumiałem, teleportować się – Blaise zajrzał do książki  z której wzięli ten dziwny czar.
- Gdzie? – spytała milcząca jak dotąd Ginny. – To nie jest takie jak wszystkie zaklęcia które dotąd rzucaliśmy.
- Wiem, Ginny, i właśnie dlatego… zaczął Blaise, ale nie skończył.
- Do Hermiony – uśmiechnął się Draco uśmiechem szaleńca, obrócił się i… opadł bezwładnie na podłogę. Wyglądał jakby zemdlał. Trójka przyjaciół spojrzała się na jego nieruchomy korpus.
- No to kaszana – stwierdziła Pansy.
·          
- Orfeusz – powiedziała Hermiona.
- Orfeusz? – spytała Hekate, marszcząc czoło.
- Nie znasz greckich minut przypadkiem na pamięć? – Teraz to Hermiona się zdziwiła.
- Tego chyba nie. O czym jest?
- Opowiada o dzielnym, greckim młodzieńcu, którego ukochana zginęła tragicznie. Chłopak, wiedziony rozpaczą wyruszył do Hadesu, a musisz wiedzieć, że pięknie grał na lutni, i kiedy trafił wreszcie do krainy zmarłych… oczarował wszystkich swoją piękną grą i przedostał się do samego władcy krainy zmarłych. Wywołał łzy w oczach samego Hadesa, a on, oczarowany potęgą ich miłości pozwolił im odejść, lecz Orfeusz nie mógł ani razu na nią spojrzeć dopóki nie wyjdą na powierzchnie. Jednak on bał się o nią tak bardzo… tak bardzo,  że widząc już światło dzienne, nie słysząc żadnych dźwięków z tyłu, obrócił się i… został wyrzucony, a ona została. Oszalały z żalu młodzieniec został zamordowany wkrótce potem przez grupę pewnych narwanych kobiet, a jego głowa na zawsze miała już wyśpiewywać imię jego ukochanej… Eurydyki.
- Ale to nieszczęśliwe  zakończenie – zaprotestowała starsza czarownica.
- Za to prawdziwsze  - westchnęła Hermiona. – Ale mam na myśli to, że może być jakieś inne wyjście… sposób, żeby oszukać śmierć.
- Chciałabym, żeby to okazało się prawdą – zamyśliła się Hekate. Otworzyła usta, aby powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał jej Ron, trzymający się jak dotąd z dala od rozmowy.

- Hej, dziewczyny – powiedział jakoś niepewnie. – Myślę, że powinnyście coś zobaczyć.