niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział dwudziesty trzeci cz.2

Okay, moi kochani! Druga część rozdiału jest dość nietypowa, ale coś mnie tak podkusiło. Zresztą zamierzam napisać takim stylem opowiadanie na konkurs, więc ćwiczyłamXD
LOCA WRÓCIŁA!!!! CIESZMY SIĘ I RADUJMY, PRZECINKI UCIEKAJCIE!
Nom, ale rozdział jeszcze nie sprawdzony, bo muszę zaraz zmykać.
Hey,przeprowadzę niedługo ankietę. Znaczy, jak ogarnę jak to wstawię z boku jeszcze dziś. 
Całuski!
Wasza mocno zakochana S.I.H.25

Droga Ginny!
ON MNIE DOPROWADZA DO SZAŁU!!!
Czuję się taka… zamknięta w tym wielkim zamczysku. Tu każdy kamień jest szary, okna są wysokie do sufitu, lecz mimo to światło tu nie zagląda. To ma być domek letniskowy? To grób! Grób z którego nie wolno mi wychodzić, „żeby ktoś mnie przypadkiem nie zobaczył”. Nawet na prywatną plażę! Powiedział, że nie będziemy mogli was odwiedzić. Co ja zrobię? Och, droga Ginny, na dodatek zdarzyła się rzecz straszna. Kiedy przybyliśmy dwa dni temu, nadal byłam nieprzytomna. Jak wiesz, miałam na sobie krew, brud i inne takie, jakieś tam ranki na całym ciele… trzeba było mnie umyć, zdezynfekować, uleczyć… A u was też nie ma skrzatów, prawda? Merlinie, mam ochotę rzucić się z tej wieży co jest tutaj! Niestety, to pokój Dracona.
A wracając do tematu…  A CO JEŻELI WIDZIAŁ MOJE ZNAMIE NA PUPIE? TO W KSZTAŁCIE PIESKA?
To trochę upokarzające, nie sądzisz? Bycie mytą przez chłopaka, któremu kiedyś dałam w twarz, a teraz jest moim najlepszym przyjacielem?  Na nic się w końcu innego nie zanosi. Zachowuje się jakby tych pocałunków nie było… jakby nie zaciągnął mnie w ciemny zaułek na balu, nie patrzył na mnie…  tym wzrokiem. A co jeżeli ja się w nim zakochałam? Ginny, po raz pierwszy wymówiłam to zdanie w myśli o nim i jestem tak bardzo przerażona, że to może być prawda.  Nie chcę! Będę cierpieć z powodu nieodwzajemnionej miłości... Maszę szybko wymyślić jakiś plan!
Ginn, kochana! Byłam w tym miejscu, gdzie osądzane jest całe dobro i zło twojego życia. Ty też tam byłaś, prawda? Jak ono wyglądało dla ciebie? Moje było szaro-brązowe… z morzem, górami w oddali, mnóstwem morskiej trawy.  Było piękne, spokojne, lecz takie samotne… jakby nikt nigdy tam nogi nie postawił. A potem przyszła ona, Hekate. To ona cię uratowała, kiedy ty… nieważne. Sęk w tym, Ginny, że ona jest mną, a jestem nią. Cała ta historia… och, nie jestem nawet w stanie przelać tego na papier! Ginn, ja się boję. Ona obiecała, że tego nie zrobi, nie przejmie mojego ciała, ale boję się, że pewnego dnia się obudzę i już nie będę mną. A na razie… Śmierć Luny nadal do mnie nie dociera, ale już coś boli, jak malutkie drzazgi wbite w serce. Czy to strata?
Znowu ci smęcę. Wiesz, jest jedna weselsza część tego miejsca; biblioteka. Tu są setki książek! Historia Hogwartu to nic w porównaniu z paroma książkami, które tu znalazłam. I wreszcie… w jednej z nich było drzewo genealogiczne mojej rodziny, prawdziwej rodziny. To też wytłumaczę cię niedługo. A moja matka… Była piękną kobietą, a mój ojciec miał takie same zęby, jak ja miałam. I jeszcze jak je pokazywał do zdjęcia!
Chciałabym ich poznać. Chciałabym wiedzieć jakimi byli ludźmi. Czy to źle? Powinnam zająć się tym co mam? Mam irracjonalne poczucie, że jeżeli dowiem się, jacy oni byli, to zrozumiem kim ja jestem. Cóż. Jestem kim jestem, powiesz, prawda?
Całusy, Ginn i odpisz szybko!
Hermiona
PS: A jak tam z Blaisem? Czy może wolę nie słyszeć, żeby nie rzygać przed śniadaniem?
PPS: Właśnie to od nowa przeczytałam i stwierdziłam, że nic nie zrozumiesz. No cóż. Trudno, wytłumaczę ci przy najbliższej okazji.
·          
Droga Hermiono!
Rzeczywiście, nic nie rozumiem. Bawiłaś się znowu eliksirami, czy co? Jak to twój ojciec? Twoja matka? Przecież… chyba nie chcę rozumieć. I wiesz, że jesteś kim jesteś, tą  samą Hermioną Granger, którą byłaś zanim dowiedziałaś się o… swoich czarodziejskich rodzicach, cokolwiek to znaczy. I pomimo straty Luny. I pomimo Hekate, która „ jednak nie chce przejąć twojego ciałą”.  Ech, pomimo tej twojej osławionej inteligencji potrafisz być naprawdę głupiutka. I zawile pisać.
Ale Hermiono, czy jestem złym człowiekiem, jeżeli mimo śmierci Luny ja cieszę się życiem? Ja… jestem szczęśliwa, widząc Blaise’a każdego ranka, kiedy przynosi mi śniadanie i uśmiecha się tym uśmiechem. Nawet jeżeli czuję, że gdzieś została cząstka mnie. Po tym… rytuale, nie jestem już w całości sobą, po tym jak wróciłam z zaświatów, myślę, że został tam kawałek mojej duszy. Myślisz, że to minie? To smutne uczucie: jakbym straciła nie tylko Lunę, ale i coś cenniejszego. I za  każdym razem, kiedy widzę Zabini’ego, to uczucie znika. Znów jestem szczęśliwa. Więc nie rzygaj.
Przepraszam, ale nie mogę przestać się śmiać. Musiał cię umyć? Straszne! Hermiona, powstałaś z martwych. Wyobraź sobie, że bycie mytą przez faceta, który Ci się podoba nie jest końcem świata. Tak, podoba Ci się i przestań smęcić. Obie to wiemy. A jak martwisz się pieskiem to się go zapytaj.
Kiedy możemy się spotkać? Musisz koniecznie mi wszystko wyjaśnić!
XOXO
Ginny
Ps. Masz jakieś wieści od Rona? Boję się że mu mopsica wydepiluje rude kłaki z nosa, czy coś.
·         
Droga Hermiono!
 Koniecznie musicie mnie stąd zabrać. Ta mopsica doprowadza mnie do szału! Wmusiła we mnie sałatkę z kurczakiem bez panierki. Jak można jeść kurczaka bez panierki? To wbrew naturze! I wszędzie czuć te jej perfumy o zapachu aronii… To znaczy, tak myślę że to aronia. Szału można dostać.
Hermiono, chcę przeprosić. Zachowałem się jak kompletny palant, rzucając Cię. To znaczy, wiem, że pewnie nie chcesz do mnie wracać, ale chcę, żebyś to wiedziała. Myślę, że wciąż cię kocham.
Z całym sercem
Ron
PS. Nie odpisuj
·          
Blaise,
Myślę że ona mnie nienawidzi. To boli, wiesz? Odrzucenie. Pewnie twoja rudziutka Ginny cię nie odrzuca, a ja czuję się ignorowany przez najważniejszą kobietę w moim życiu. Smutne to trochę. Zwłaszcza jak wchodzę do biblioteki, widzę jak ona jest szczęśliwa, raz to wodząc palcem po grzbiecie jakiegoś tomiszcza, raz wdychając zapach samego środka książki i zabawnie kichając… Marszczy wtedy nosek jak myszka. Ale najpiękniejsza jest, kiedy się śmieje, a jej perlisty śmiech wypełnia całe pomieszczenie od góry do dołu!
Myślę, że ją kocham.
Draco
·          
Draco, kumplu mój
CZY DO KOŃCA CIĘ POJEBAŁO?
     Blaise
Ps. Nie zwariuj. I nie obserwuj jej cały dzień, dwie godziny wystarczą.
·          
Draco!
Składam reklamację gościa. On je tylko tłuste rzeczy! Przecież to fatalnie robi na cerę.
Nie wymienisz się na Mionkę, prawda? Lubię ją bardziej od tego gbura…
Całuski!
Ozdrowiona Pansy
·          
Moja kochana Pansy
Nie. Rona nie miałbym ochoty oglądać dzień i noc.
Draco.
·          
Ginny…
Jestem pewna, Zakochałąm się. Nie w Ronie, nie w Nocie. W Draconie. On tego nie wie, ale słuchałam jak on gra.  Na skrzypcach, choć fortepian też tu jest. Grywa Bacha, Vivaldiego, Stradivariusa, a nawet przeróbki Szopena na skrzypce. Rozumiesz, Ginny? Mojego ukochanego Szopena![i]
On gra tak bardzo pięknie.
Gdzieś pląsająca w chmurach Hermiona.




[i] Nie, wcale nie mam przezwiska SzopenXD

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział dwudziesty trzeci - Wieści z gazety cz.1

A więc! Nieładnie tak pisać tylko pięć komentarzy, więc wstawiam tylko połowę rozdziału.
A o Locę zaczynam się poważnie martwić. Chyba zdezerterowała; no cóż, smutno.
Pewnie zaraz zauważycie, że zmieniłam narrację. Piszę teraz w pierwszej osobie, ale jeżeli stwierdzicie, że lepiej było ja pisałam w trzeciej, to napiszcie, proszę:)
Aww, wich you were here!
S.I.H.25

 Zbiegłam po wielkich, marmurowych stopniach. Ich zimno kaleczyło moje bose stopy, posyłając w górę nerwów sygnały, abym natychmiast założyła coś na siebie. W sumie to przynajmniej miałam na sobie satynowy szlafrok, powiewający jak jakaś parodia peleryny, nawet jeżeli w tej chwili nie chronił mojego ciała ubranego w coś co przypominało krótką koszulę nocną. Kto to w ogóle na mnie włożył?
U podnóża rozłożystych schodów przystanęłam i rozejrzałam się, ciężko łapiąc oddech. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie on może być.
- Draco!- zawołałam, a, mój głos poniósł się echem po wielkim holu. Tu musiało być z tysiąc pokoi.
I jak ja w tym labiryncie mam się znaleźć! Ugh!
Szłam więc jedną ręką cały czas trzymając się ściany, w drugiej kurczowo ściskając gazetę. MARTWA UCZENNICA HOGWARTU, SIEDMIU INNYCH ZNIKNĘŁO – taki był nagłówek Proroka. Nie napisali kiedy, nie napisali dlaczego. I właśnie tego chciałam się dowiedzieć, zanim moje serce rozpadnie się na kawałki, i nie będę miała siły na zemstę.
- Draco? – spytałam cicho na widok jedynych uchylonych drzwi. Pchnęłam je i weszłam.
Znalazłam się w dużym pomieszczeniu, bibliotece, jak stwierdziłam. W kominku wesoło trzaskał ogień. Ściany były wysokie, ciemnozielone, a krwistoczerwone kotary zasłaniały wielkie okna. W pokoju było mnóstwo fotelików, biurek i pustych kubków po kawie oraz kieliszków po mocniejszych trunkach. A pod ścianami ciągnęły się regały wykonane z ciemnego drewna, a na każdy z nich uginał się pod ciężarem dziesiątek książek. Było tam pięknie. A tego obrazu dopełniał jasnowłosy młody mężczyzna siedzący po turecku na samym środku i patrzący się na mnie jasnoszarymi oczami.
- Hermiono – powiedział, zaginając róg książki i zamykając ją. Śledziłam to wzrokiem. Nie wolno tak krzywdzić książek. – Nie wiedziałem, że się obudziłaś.
- Co to jest? – spytałam, podnosząc gazetę. Musiałam mieć szał w oczach. Musiałam wyglądać jak szajbuska bez butów.
Gówno mnie to obchodziło.
- Usiądź, proszę – westchnął. Wyglądał odrobinę smutno.
- Wiesz coś o tym? – powoli się zbliżałam, brodząc w wysokim i puszystym dywanie. – Wiesz, czemu zginęła?
- Opowiem, jak usiądziesz – w jego głosie zabrzmiała stalowa nuta. Posłusznie usiadłam (z gracją przewracającego się słonia) na podłogę przy kominku. Dopiero też zanotowałam, że w kącie gra radio.
And you, will be lying on the beach,
Spying stars on the sky,
Thinking about this, what’s gone
And will never come back,
You’ll be spying souls in late-night air.[i]
Cały. Wszechświat. Był. Po. Prostu. Przeciw. Mnie.
- Kiedy przestałaś oddychać… - urwał i wziął głęboki oddech. – rzuciliśmy się wszyscy do ciebie. Wszyscy, bo Ginny, Pansy, Ron… byli zdrowi. Puff, znaki zniknęły! I zanim znów… powróciłaś do żywych czy coś, ona zniknęła.
- Ona? – Hermiona zmarszczyła nosek.
- Morgana. Zniknęła. Prawdopodobnie nie miała siły by nas zaatakować. Ale, Hermiono… paręnaście minut później rozpętało się piekło. Najpierw, usłyszeliśmy krzyki dobiegające z wielkiej Sali. Nie słyszałaś ich, byłaś nieprzytomna. A one naprawdę były straszne, jakby ktoś zginął. Cóż, bo zginął. Ona… wpadła na salę i zaczęła miotać zaklęciami. Luna, widząc Harry’ego – jakże mogła wiedzieć kto to! – Próbowała do niej podejść. Trafiło ją zaklęcie, Morgana już nie bawiła się w kołą Hekate. I potem… akurat kiedy przybiegliśmy… spojrzała na jej ciało, zaczęła się śmiać i zwyczajnie znikła.
Przestał mówić jakby ktoś mu przeciął struny głosowe. W jego oczach widać było ból. Co ciekawe, naprawdę polubił Lunę z którą siedział na zaklęciach w tym roku. Była także jego przyjaciółką.
Dlaczego jej nie zabiliście?- Chciałam zapytać. Jednak sama sobie na to odpowiedziałam. Harry. Chronili Harry’ego.
Co za przebiegła suka!
- To nie twoja wina – wyszeptałam więc tylko.
- Obawiam się, że poświęciłbym Harry’ego żeby Luna mogła żyć – wpatrywał się w swoje dłonie jakby szukał plam krwi z czasów, kiedy był śmierciożercą. Nagle zrozumiałam, że nie ma jednego Dracona Malfoy’a. Było ich dwóch – zabawny i czarujący Draco oraz mroczny, gniewny i złośliwy Malfoy. Nagle podniósł głowę, wpatrując mi się prosto w jej oczy. – Zrobiłabyś to samo. Ale teraz czas na moje pytania. Dlaczego wróciłaś? Jak wróciłaś?
Patrząc w te pełne bólu i niezrozumienia tęczówki poczułam coś, czego nie da się opisać. Ale była w tym czułość. Współczucie. Namiętność. Zaufanie. Oddanie. A nawet nutka nienawiści.
Może to nazywano miłością?
- Wszystko zaczęło się od Hekate – usłyszałam swój głos. Opowiadałam mu o niej. O naszym przodku, aniołach i demonach, wojnie między dwoma przyjaciółkami. Opowiadałam mu o tym, że nie wiem, gdzie kończy się szara kujonica Hermiona Granger, a zaczyna najpotężniejsza czarownica w dziejach świata Hekate.
Kiedy skończyłam, zareagował dokładnie tak samo jak ja.
- Ej, ale my nie jesteśmy spokrewnieni? – zmarszczył brwi. Mimo woli uśmiechnęłam się.
- Nie. Jesteśmy całkowicie nie-spokrewnieni – nadal się uśmiechałam. Czy to znaczyło, że mu na tym zależało? Jakby czytając w moich myślach, odezwał się zmieszany.
- To dobrze, bo co do wczorajszego wieczoru… to co zrobiłem, było karygodne. Pewnie wypiłaś trochę za dużo kremowego piwa… musieli dodawać tam czegoś mocniejszego. Tak. Nie myśl, że ja… to znaczy, ty nie chciałaś, ja tylko… Przepraszam – nie patrzył na nią.
Poczułam się jakby mnie ktoś zdrowo walnął w głowę. On myśli, że byłam nietrzeźwa? Sugeruje, że ja tego nie chciałam? Już miałam otwierać usta aby wyrazić swój sprzeciw, ale…  nagle poczułam się niepewnie. Z jego chaotycznej paplaniny wynikało, że on chciał mnie pocałować, lecz teraz myślał, że ja nie chciałam. A co jeżeli nie to miał na myśli?
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? – pytam więc.
- W moim domku letniskowym – to miał być domek letniskowy! Na Merlina! –Nie martw się, sprawdzali go już. Nie wiedzą, że jesteśmy tutaj.
- A czemu jesteśmy tutaj?
- Ponieważ Morgana pewnie będzie chciała dokończyć dzieło. – Powiedział grobowym tonem.
- Och. – no tak. Mogłam się domyślić. – A Ginny, Blaise, Pansy, Ron? Co z nimi?
- Są pare kilometrów stad, Pansy i Ron na zachód stąd, Ginny i Blaise na wschód. Prosili, żebyś posłała im sowy jak się obudzisz. – Ponownie zaczął czytać. To było wysoce niegrzeczne.
-Nie odwiedzimy ich?
- Nie. To zbyt niebezpieczne. – Ignorował mnie. On naprawdę ją ignorował! Odwróciłam się aby wyjść i popłakać trochę ze złości i bezsilności w moim pokoju, ale w drzwiach przypomniałam sobie o jednej rzeczy.
- A, Draco – podniósł głowę. Skubnęła koronkę satynowej koszulki nocnej którą miała na sobie; jego oczy natychmiast podążyły za tym ruchem. Ciekawa władza. – To coś, co mam na sobie… Dlaczego nie jestem w swoich ubraniach?
- Cóż… - Dlaczego nagle był taki czerwony? – Była całą podarta i we krwi, więc… Ktoś musiał cię umyć i przebrać, a żadne z nas nie mogło zawołać skrzata… rozumiesz…
O Boże.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju czując pieczenie na policzkach.


[i] I ty, będziesz leżał na plaży,
Wypatrując gwiazd na niebie,
Myśląc o tym co jest stracone
I nigdy nie wróci,
Będziesz wypatrywać dusz w nocnym powietrzu

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział dwudziesty drugi - Hekate, czas na wyjaśnienia.

Betooo, moja betooo gdzieś ty się podziała? Gdzieś ją wcięło i straszę was przecinkami:DD Rozdział ma m nadzieje wyjaśnia wszystko – starałam się pisać… rzeczowo. Tyle że połowę pisałam na czekoladowym haju więc nic nie obiecujęJ
A na dodatek boli mnie brzuch:C
Wieeeem, że krótki, ale za to trochę więcej treści:D Ostatnio mam coraz mniej czasu... Resztę dziwnych, skomplikowanych akcji dociągnę w następny rozdziale.
Mordka, Hagridziątka!
·          
Hermiona otworzyła oczy.
Nie wiedziała gdzie jest. Nie znała zapachu tej poduszki, odcienia baldachimu, cichego tykania zegara, którego dźwięk był w jakiś sposób inny niż ten który zapamiętała. Nie rozpoznawała też faktury śliskiej satynowej pościeli i zbyt miękkiego jak dla niej materaca. Wsparła się na łokciach, oceniając wzrokiem pomieszczenie.
Była w pokoju, sypialni jakby połączonej z bawialnią. Kolorystyka pokoju była pastelowa, ściany w odcieniu chłodnego błękitu, a meble zostały wykonane z jasnego drewna bukowego. Przez przestronne okna wpadało wiele światła tańczącego w kryształowych karafkach na stoliku. W rogu stał biblioteczka pełna książek. Hermiona poczuła natychmiastową potrzebę obejrzenia ich. Wysunęła się z łóżka – dopiero teraz zauważyła jakie było szerokie, spała jak księżniczka na ziarnku grochu! – i zakładając w roztargnieniu szlafrok leżący wcześniej przy łóżku. Przeciągnęła palcami po wytłaczanych złotymi literami grzbietach książek. Zaraz… Znała te tytuły! Oliwer Twist, Dwie Królowe, Opowieści z Narni, Rekrut, Władca pierścieni Felix, Net i Nika…[i] To były znane i nieznane książki, poważne i lekkie, dorosłe i młodzieżowe. Jednak łączyło je jedno – były ze świata mugolskiego.
Hermiona poczuła konsternację. Czyżby znalazła się w mugolskim domu? Nie… Na ścianach wisiały obrazy, a dziewczyna widział jak otwarcie mrugają i podśmiechują się z niej. Mocniej opatuliła się szlafrokiem. Zawsze była przeciwna obrazom w sypialniach. Co z tego, że te osoby były martwe? Gołe, nieogolone nogi to gołe, nieogolone nogi!
Zaraz, nie rozpoznawała tych postaci. Myślała, że zna podobizny wszystkich czarodziei? Może po prostu ci nie wsławili się niczym szczególnym, byli po prostu członkami jakiejś rodziny czystej krwi. Zaczęła przechadzać się wzdłuż krótkiej galerii. Wkrótce zauważyła wspólne cechy: wszyscy mężczyźni mieli te wysokie kości policzkowe i jasne, najczęściej długie włosy, kobiety długie proste nosy i szpiczaste podbródki; większość z nich miała stalowoszare oczy.
Oczy pewnego chłopaka, który, choć zdecydowanie młodszy, spoglądał na nią z ostatniego portretu.
Tak, to dom Dracona.
Hermiona podskoczyła zaskoczona. Co… a potem wspomnienia zalały ją. Wszystkie, co do jednego, cały ich sens.
Jesteś! Bałam się, że zniknęłaś… Merlinie, jak dobrze, że jesteś!
Dobrze? Dla kogo niby? Jestem pasożytem w twojej głowie – Głos była wyraźnie smutna i zirytowana.
To… nieważne. Tak bardzo chciałam cię przeprosić… wyjaśnić, dlaczego postępowałam tak, a nie inaczej.
No słucham. Miałaś prawo zapomnieć wszystko… ale instynkt ci nie mówił, żebyś nie szła w stronę światła?
To nie jest takie proste. Ja… w tamtym miejscu rozumiałam, że zachwiałyśmy równowagę. Że nie wolno tak po prostu powracać z martwych.
Ofiarowałaś swoje życie za trzy inne. Równowaga została zachowana!
To.. skąd ty to w ogóle wszystko wiesz?
Siadaj. Opowiem ci moją historię.
·          
Zaczęło się… na samym początku. Bóg –Allach, Zeus, nazywaj go jak chcesz, to jedna i ta sama osoba – stworzył ziemię, ludzi i… anioły. W mitologiach były to pomniejsze bóstwa, Posejdony i inne takie. Ja byłam Amy[ii], Hekate, pani astrologii i sztuk wyzwolonych. Dlatego utożsamia się mnie z księżycem i magią. I żyłam szczęśliwie w raju, mając swoje miejsce, uwielbiając Boga… ale czegoś mi brakowało. Nie miłości, jej tam było od groma i trochę! Teraz już wiem co to było: przywiązanie, inny rodzaj miłości – taki w którym pomimo wad starasz się być lepszy i lepszy dla przyjaciół, rodziny, kochanka. Brakowało mi samodoskonalenia.
Kiedy rozegrała się Wielka Bitwa, walka między Lucyferem a Bogiem, nie chciałam przybierać żadnej ze stron. Ale później pomyślałam: A może dołączę na końcu? Ześlą mnie na Ziemię! To będzie coś nowego! Byłam głupia, tak. Ale pocieszam się tym, że nie zabiłam żadnego mojego brata i żadnej siostry.
Na Ziemi odeszłam od Gwiazdy Porannej i zaczęłam wieść żywot na Ziemi. Poznawałam ludzi, czasami im pomagałam, czasami utrudniałam życie. Zgłębiałam nauki Ziemskie i poznawałam gwiazdozbiory od ludzkiej strony, rosłam w siłę, tworzyłam zaklęcia. Spotkałam jeszcze paru aniołów którzy odłączyli się od Władcy Piekieł. Powiedzieli mi, że anioły upadają coraz częściej, zwiedzione pięknością śmiertelników i śmiertelniczek; ich dzieci tworzyły rasę Nefilim, której Bóg nie był przychylny, choć pozwalał żyć.
Paru z nich zakochało się w ludziach, lecz bało się kary Boskiej. Nie rozumiałam ich wtedy jeszcze, ale postanowiłam im pomóc. Widzisz, podczas nauk stałam się czymś więcej niż tylko aniołem. Byłam pierwszą i najpotężniejszą czarownicą. I na swoje podobieństwo utworzyłam z aniołów jedenastu czarowników, stracili oni skrzydła, zdolność tworzenia z niczego, długowieczność  jaka mi została, zyskali mądrość. Nadal mieli dobre kontakty z Bogiem, a ich dzieci mogły nie żyć w ciągłym strachu.
Nie wiń mnie za to, że zabawiłam się w Stwórcę, dałam im czego chcieli! To był dobry uczynek. Tylko nie przewidziałam tego co potem nastąpi.
Część nowopowstałych rodów czarodziejskich miała dobry charakter odziedziczony po anielskich przodkach. Ale trzy rodziny myślały tylko o sławie, bogactwie i przepychu; niedługo później zaczęli nienawidzić mugoli, jak sami ich nazwali. Przekonali pozostałe rody, aby zniknąć z tego świata i stworzyć własne społeczeństwo. I zgodzili się, a czarodzieje na pare stuleci zniknęli z kart historii.
I wtedy pojawił się o n.
Z początku go wręcz nie lubiłam. Bogaty panicz, zadzierający nosa kobieciarz, który nie zwraca na nic uwagi. To była Grecja, jakieś dwa wieki przed naszą erą. A później… Później, w wyniku.. pewnego zbiegu okoliczności, zobaczyłam jego bibliotekę. Ileż tam było książek! I przeczytał  je wszystkie, co do jednej. A dwa miesiące później zobaczyłam jak bawi się z dziećmi siostry, jak wkłada w to całe serce i pozwala robić z siebie głupca, byleby tylko były szczęśliwe! Polubiłam go. Nasza miłość rozwijała się powoli, ale z dnia na dzień robiła się coraz mocniejsza. Wzięliśmy ślub. Uwielbiałam siadać przy palenisku i patrzeć na jego prosty profil, na te szarawe oczy skupione na tekście i grzywę blond włosów opadających na czoło.
Domyślasz się o kim mowa. O przodku chłopaka w którego domu jesteś, Nikostracie Malfoy’u. Chociaż wtedy jeszcze nie mieli takiego nazwiska.
Był człowiekiem, zwykłym bogatym człowiekiem, któremu nie mogłam powiedzieć prawdy o mojej anielskiej przeszłości. Ale, Hermiono jakże byłam szczęśliwa, przykładając rękę do brzucha i czując kopanie naszego nienarodzonego jeszcze synka!
Morgana była wtedy moją przyjaciółką, jedną z anielic które przemieniłam. Za pomocą magii sprawiła, że ukochana przeżyła tyle lat zachowując młodość.
Dziewczyna? – szepcze zdziwiona Hermiona. Anielica i ludzka dziewczyna? To się w głowie nie mieści!
Tak. Morgana i jej partnerka, w ówczesnym czasie służąca, były safonistkami.
Safonistkami.
Lesbijkami, jak wy to ordynarnie nazywacie.
W każdym razie, zazdrościła mi, że mogę mieć dziecko, a ona nie. Więc… postanowiła mnie wydać. Bogu. Widzisz, zmieniłam siebie, ale nie ich. Wciąż byłam anielicą. I tu Bóg miał ambaras, bo nawet w swojej nieskończonej mądrości nie wiedział jak nas osądzić. W końcu wydał wyrok. Ja miałam na wieki żyć w innych ciałach, przez okres dziecięcy będąc tylko obserwatorem, a on… miał zniknąć. Na zawsze. Nie być w piekle, gdzie mógłby się odrodzić; jego dusza została na zawsze wypisana z Wielkiej Księgi.
 Ale dał nam jeszcze jedną noc razem. Żarliwie żegnaliśmy się w zaciszu naszej komnaty, a kiedy on zmęczony usnął na wieki wraz z pierwszymi promieniami słońca, wysunęłam się spod nakrycia, pocałowałam naszego parumiesięcznego synka i wyszłam dokonać zemsty.
To ja stworzyłam klątwę koła Hekate.
Specjalnie sprawiłam, aby cierpienie trwało długo. Chciałam żeby ona cierpiała tak jak ja cierpiałam. Żeby patrzyła na śmierć jej miłości.
A sama znikłam. Nasz młody Nikander miał dobrą opiekę, zadbałam o to. Wychował się wiedząc, że jest czarodziejem. Ród Malfoy’ów miał się dobrze.
Chcesz powiedzieć… że jestem spokrewniona z Draco?
Och, nie! Najwyżej w takim stopniu jak spokrewnione są wszystkie czarodziejskie rodziny.
Jak to się stało? Dlaczego dorastała wśród niemagicznych ludzi?
Historia twojej rodziny jest… smutna. Widzisz, do niedawna istniał jeszcze jeden czarodziejski ród. Stellargold. Jednak pare dni po twoich narodzinach zdarzył się straszny wypadek. Ktoś… iskra poleciała na drewnianą ścianę i spowodowała pożar. Nikt nie przeżył, tylko ty. Ale o tym nie wiedziano, rodzinę Stellargold uznano za wymarłą. A tymczasem ty zostałaś znaleziona przez pewną parę mugoli przechadzających się po błoniach wiosek. Sami stracili niedawno córkę i byłaś dla nich prezentem losu. Kochają cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić…
Po policzku Hermiony spłynęła pojedyncza łza.
Wiem,  że mnie kochają. Są moimi rodzicami. Chciałabym poznać ludzi z których się wzięłam, ale… To chyba nie ma znaczenia. Miłość nie musi brać się z krwi, prawda? Jak ja kocham Ginny, Rona, Harry’ego, Lunę… Dracona. Właśnie! – martwieje z przerażenia – Co z nimi?  Zdjęłam klątwę? Morgana zginęła?
Oczywiście, że zdjęłaś z nich klątwę. Inaczej byś nie umarła. A Morgana… To nie było śmiertelne zaklęcie Hermiono. Nie wiem co się z nią teraz dzieje. I nie wiem, czy nadal jest w ciele Harry’ego.
O Merlinie… Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa! Ginny! I będzie mogła być z Bleasem, i będą mieli piękne, zdrowe dzieci! Na Merlina!
Ich rozmowę przerywa pukanie w okno.  Hermiona podeszła do niego i zmarszczyła  czoło widząc sówkę ze zwiniętą gazetą. Ona jej nie zamawiała. Zapłaciła sowie i rozwinęła gazetę. Ukazałojej się zdjęcie martwej dziewczyny. Powoli podniosła rękę do ust.
- Luna..? –szepcze.
Martwą dziewczyną jest Luna.


[i] Charles Dickens, Gregory Philippa, C.S. Lewis, Robert Muchamore, J.R.R. Tolkien, Rafał Kosik
[ii] Aż mnie dreszcze przeszły! Otwieram upadłe anioły, patrzę na jedno imię i wiem że to musi być to. I co astrologia i sztuki wyzwolone? Magia i księżyc? Brrr…