poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział dziwiętnasty - Suknia w kolorze karmazyn...

Rozdzialik już leci, chociaż oczy mnie bolą. Akcja dochodzi do momentu kulminacyjnego, dzień balu, wszystko się wyjaśni.
Kocham nieprzewidywalne sytuacje…. Nawet jeżeli sama  je piszę XD
Betę mi gdzieś wcięło… Więc przeprasza za błędy polskie i ang., rozdział pisany na szybko i schizowo bo miałam inwazję małych kuzynek:D
Zasada siedmiu komentarzy nadal obowiązuje, kochani! Po prostu nadal nie rozumiem… Co wy macie do Notta?:D
Specjalnie dla was, narysowałam Herm i Ginny… w ich pięknych sukienkach. Ale wstawię kiedy indziej:D

Hermiona przejrzała się w wysokim lustrze. Wyglądała, cholera, jak jakaś smutna księżniczka, w tej  wspaniałej sukni. Piękna i zrozpaczona. Hermiona myślała o tym, co miało się stać tego dnia. Na balu, na który powinna już schodzić. Myślała o Draco, którego uraziła. O Nottcie z którym zgodziła soę iść na tą zabawę. O dziwacznych snach w którym raz to Teodor był tym złym, raz ktoś inny…
- Świetnie wyglądasz – Ginny stanęła w drzwiach. Ona także się przebrała i wymalowała. Włosy upięła w koka i wypuściła jeden kosmyk włosów zakręcony na końcu. Jej słota sukienka zaczynała w połowie szyi cienko i rozszerzała w klatce piersiowej. Złoty materiał spływał falami do samej ziemi, opinał talię i uda. Rubinowy pas oplatał jej biodra.
- Tylko inaczej zrobimy ci włosy – podeszła i spięła jej rozbrykane kosmyki. Paroma zręcznymi ruchami zaplotła jej zwykle otaczające twarz włosy w dwa warkoczyki i złączyła wielką rubinową spinką. Hermiona nagle przeobraziła się jakby w dostojną królową w koronie.
- Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – A co myślisz o tych butach? Uniosła złote buty z czerwonymi łezkami i czarne na obcasie z paseczkami oplatającymi łydki. Rudowłosa spojrzała na nie krytycznie.
- Czarne. Twoje nogi ładniej w nich wyglądają.
Hermiona założyła je i jeszcze raz spojrzała w lustro. Dopiero teraz zauważyła, że ich suknie były w barwach Gryffindoru. Co za ironia. Pomyślała by nad tym jeszcze, ale Teodor pewnie się niecierpliwił, lubił być punktualnie. Złapała za torebkę i uśmiechnęła się wymuszenie do przyjaciółki.
-Idziemy?
·          
Wyglądała pięknie.
I to nie tak tandetnie pięknie, jak pięknie, którym zwykle obdarzał dziewczyny z którymi się umawiał, nie takie jakie mówił z uśmiechem do paruletniego kuzyna który pokazywał mu rysunek dinozaura goniącego za mięsem na dwóch nogach. Nie, on, Dracon Lucjusz Malfoy, pomyślał, że Hermiona Jane Granger wygląda pięknie w każdym tego słowa znaczeniu.
Schodziła powoli po schodach, unosząc sukienkę nad przepisową wysokość kostki, co sprawiało że coś go dusiło w żołądku… jakby te wszystkie zjedzone we Francji żaby obudziły się i zaczęły tańcować. Ale ona… Jej usta przyciągały go i kusiły, były w dokładnie takim samym kolorze co suknia. Właśnie, suknia! Draco nigdy nie był zbyt dobry jeśli chodziło o modę i ubrania, ale zachciało mu się śmiać, kiedy przypomniał sobie sen, w którym Astoria miała taką samą suknię ślubną, uciekał wtedy z krzykiem!
Teraz wcale nie chciał uciekać. Chciał porwać ją w ramiona, zabrać ją daleko stąd i zrozumieć jak działają te piekielne troczki gorsetu.
Ale na razie po prostu napawał się jej ciepłem i pięknem. Była jak ogień, jak lód, jak kubek kakao, jak piękny obraz i róże… Była Hermioną. Była jak wszystkie rzeczy które kochał.
Sama nią była.
- Halo! Ziemia do Draco! – Nawet nie zauważył kiedy podeszła? Ach, z bliska była jeszcze piękniejsza… nawet ta maleńka krosta na czubku nosa wyglądała cudownie. Pochylił się żeby usłyszeć co tam wrzeszczy z dołu. Była taka niziutka!
- Odbiło ci, czy co? Wyglądasz jak sklątka tylnowybuchowa Hagrida. I to wcale nie od tej ładniejszej strony.
To było słodkie. Sklątki były fajne, jakby nie patrzeć. Jest ogień… może nawet były krewnymi smoków? Dziadka prawujka ze strony ojca matki?
-Naćpał się czegoś, Miona. – Blaise podpierał zmęczoną, aczkolwiek szczęśliwą Ginny. – Może miłości?
- Jeżeli jakieś grzybki tak się nazywają, to się zgadzam – mruknęła Hermiona, szukając czegoś w torebce.
- Dobra, słuchajcie, plan jest taki – wreszcie wyciągnęła z torebki trzy średniej wielkości fiolki. Podała je Draconowi i Blaisowi. – Później dam jeszcze jedną Harry’emu… jak tylko go złapię. To co musicie zrobić jest proste. Przypomina pobieranie wspomnień do myślodsiewni.  Musicie tylko ukryć  różdżkę w rękawie szaty i dotknąć ich leciutko. Nie bierzcie za dużo, nie potrzeba nam całej ich mocy.
- Tak jest, szefowo – Blaise zasalutował i pociągnął za sobą śmiejącą się z czegoś Ginny, zostawiając Dracona i Hermionę razem. Może z tego śmiała się ruda? Dwójka Ślizgonów stała więc w milczeniu przez chwilę, kątem oka patrząc na to drugie i mając nadzieje, że jest to niezauważalne.
- Zapnij się – wyrzuciła w końcu z siebie Hermiona, przełamując gęste milczenie. Draco zmarszczył brwi i spojrzał w dół. A… nie dopiął koszuli, zostawiając rozchylony trójkąt ukazujący jego bladą skórę pod którą rysowały się mięśnie. Denerwowało ją to?
- Dziękuję, nie jest mi zimno – powiedział z protekcjonalnym uśmieszkiem.
- Nie o to chodzi. To mnie rozprasza – wysyczała przez zaciśnięte wargi. Draco uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale posłusznie zapiął koszulę.
- Nott się chyba spóźnia –powiedział tylko, zamiast rzucania jakiejś dowcipnej uwagi. Albo rozpięcia koszuli do końca żeby się na niego rzuciła.
łHmm. Znając ją to pewnie rzuciłaby na niego klątwę zamiast wycałowania go.
- Astoria też. Może jej się puder skończył – rzuciła Hermiona niby od niechcenia, ale złośliwie. Draco w duchu przyznał jej rację.
- Słuchaj Hermiona, ja naprawdę nie powinienem…
- Hermiona! Przepraszam, że się spóźniłem, ale ten głupi krawat… - Teodor biegł w ich stronę z rozchlastaną marynarką i krawatem w dłoni. Hermiona westchnęła w duchu i spojrzała się na blondyna patrzącego z niechęcią na jej chłopaka.
- To nic, Draco. Na tej wieży ja także zachowałam się jak idiotka – obdarzyła skołowanego chłopaka słodkim uśmiechem i poszła zawiązać krawat Teodorowi.
A Draco Malfoy po prostu stał jak spetryfikowany i gapił się za nią tępo.
·          
This is the night!
I’m gonna abduct you
And hold you tight
Never, never,
Let you go out!
We’ll dancing a-all night!
Cause you’re only mine![i]
Zespół skończył grać i ukłonił się. Całą sala rozbrzmiewała teraz śmiechem i oklaskami dla The Fallen Angels, zespołu który grał dla nich tego wieczoru . Hermiona oderwała się na chwilę od Teodora. Miała zaczerwienione policzki, kilka kosmyków wyskakiwało jej z fryzury… a w jej torebce bezpiecznie spoczywała fiolka z mocą.
- Chyba na razie wystarczy – zaśmiała się w stronę Notta.
- Przyniosę coś do picia!- odkrzyknął jej w gwarze.
Ruszyli w stronę jednego z najbliższych stolików, lawirując między roześmianymi uczniami Hogwartu. Hermiona nieświadomie przytupywała do rytmu kolejnej piosenki, słodszej i spokojniejszej od poprzedniej.
My angel, my angel,
Where have you been?
I still don’t now
Are you still
Still, Still my sweet golden angel?[ii]
- Zostawię tu panią – Teodor uśmiechnął się do niej kiedy rozstawali się przy stolikach. Za każdym razem kiedy później Hermiona myślała o tym co zdarzyło się chwile później,  ten uśmiech przeszywał jej serce lodem.
Ale najpierw pojawił się Draco.
 - Zatańczysz? – wyciągnął rękę z najpiękniejszym ze swoich uśmiechów. Hermiona nie mogła mu odmówić.
 Chwile później tańczyli, wtuleni w siebie, wdychając swój zapach i myśląc o tym, jak bardzo chcieli by zostać w ramionach tej drugiej osoby na wieczność. Pasowali do siebie każdą komórką ciała, uzupełniali się wzajemnie.
A tobie wciąż duma nie pozwala mu o tym powiedzieć.
On nie odwzajemnia moich uczuć, pomyślała gorzko Hermiona.
Taa, jasne. To dlatego zaprosił cię do tańca, trzyma cię czule, a jego ręce nie zjeżdżają na równik. Tak, na pewno.
   Zamknij się i daj mi się cieszyć chwilą.
Uciszyła się.
Tańczyli tak dalej, a muzyka robiła się coraz szybsza, dziksza. Także ich ruchy zaczęły przyspieszać, nie tańczyli już objęci, lecz nadal ich ciała idealnie współgrały. W jego oczach pojawił się zwierzęcy błysk, jej zaczęły lśnić, a oddech stał się urywany. I nagle muzyka przestała grać, światła przygasły. Wokół rozbrzmiewały krzyki i śmiechy. Dwoje Ślizgonów stało, dysząc ciężko i patrząc na siebie w półmroku.
Tego co działo się w ciągu następnych paru minut nikt nie widział, a pamiętały o tym tylko dwie osoby, a Hermiona w dodatku bardzo mgliście. Pamiętała tylko, że znalazła się ma jego rękach… została w wyraźnie dominujący sposób postawiona w jakiejś wnęce w skale… i była całowana jak nigdy dotąd, z pasją, miłością, pożądaniem, zatraceniem. I oddawała ten pocałunek. Ich ciała ocierały się o siebie, ręce błądziły po drugim ciele ucząc się nowego alfabetu. Usta Dracona zaczęły powolną wędrówkę po jej szczęce, szyi ,obojczykach. Wbiła mu paznokcie w plecy, pragnąc być jeszcze bliżej niego…
A później uświadomiła sobie co właśnie robi.
- Draco – jęknęła żałośnie. Chciała przywołać się do porządku, ale jego wargi powodowały rozchodzenie się drobnych dreszczy od każdego miejsca które całował. To było bardzo rozpraszające. Powinna pamiętać przecież z kim tu przyszłą…  A Draco był pewnie pijany, odurzony czy coś… Z własnej woli by jej nie pocałował, nie pocałował by jej tak. – Draco!
- Tak, moja piękna? – oderwał się od niej na chwilę, wzrok miał zamglony. Kiedy jednak Hermiona oderwała jego ręce z długimi palcami skrzypka od swojej tali, przejaśnił mu się nieco.
- My… nie możemy… nawet nie jesteśmy ze sobą… to nie w porządku.. przepraszam -  nie mogła pozbierać myśli. Zabrała więc tylko torebkę i uciekła, zostawiając go już drugi raz tego wieczoru.
·          
- Ale impreza! – stęknęła Pansy, zdejmując z obolałych nóg buty. Usiadła przy stoliku ciągle oszołomionej Hermiony. – Harry poszedł po coś do picia i zobaczyć co z Ronem. Chyba nie czuł się najlepiej.
- Przyszłaś z Harry’m? – spytała przez grzeczność Hermiona. Jej mózg nie funkcjonował jeszcze za dobrze po ślinie Dracona.
- Tak, mówiłam ci wcześniej. Tylko  szkoda – nagle posmutniała –że poznaliśmy się tak dobrze dopiero teraz, a nie… wcześniej.
Do  skołowanej Hermiony nagle się coś przebiło.
- Kiedy zaczęliście się dogadywać?
- Parę dni przed moim… wypadkiem. A co? – Pansy spojrzała się na nią niewinnie.
A Hermiona nagle zrozumiała.






[i] To jest ta noc, zamierzam cię porwać i trzymać ciasno, nigdy, nigdy, nie wypuszczać, będziemy tańczyć całą noc, bo jesteś tylko moja.

[ii] Mój aniele, mój aniele, gdzie byłaś jak dotąd? Nadal nie wiem, Czy ciągle jesteś, ciągle jesteś moim złotym aniołem.

wtorek, 24 września 2013

Miniaturka - W innym czasie, w innym zyciu

Oj kochani, to nie było mile! Wyświetleń jest (jak na moje standardy) naprawdę bardzo dużo i dziękuje wam z całego serca! Ale było tak mało komentarzy, ze aż się rozchorowałam i pogubiłam przecinki! Teraz w łóżku leżę i zużywam tony chusteczek. Dlatego własnie rozdziału nie ma, jest tylko miniaturka-zapowiedz jednego z blogów które mam zamiar napisać... to będzie inne dramione, które wyjaśnia część rzeczy które się będą dziać w następnym blogu.
Fakty;
Wojna się skończyła
Hermiona wyszła za Rona, Ginny za Harry'ego, itd. itd.
Ginny urodziła już Jamesa... czyli Herm nawet jeszcze w ciąży nie jest.
Wszystko jest takie samo jak w książce(do czasu, buachachacha!!)
Całuski!
 Xoxo
PS: Rozdział będzie za jakiś tydzień, chyba, że dobijecie do tamtych siedmiu komentarzy po tamtym postem :)
PPS: I jeszcze serdecznie dziękuję za nominację do Liebster Award, ale niestety nie mogę... Nie mam czasu.:(


Prolog

- Jesteś pewien, ze to bezpieczne? - lękliwie dość spojrzałam na tę lśniącą, metalowa maszynę. Nie wyglądała zachęcająco i już zaczęłam żałować swojej decyzji, że pomogę Seamusowi w jego nowej "broni" dla ministerstwa. Co ja tu w ogóle robiłam?
- Tak, tak Hermiona, już nie pękaj! Co z ciebie za Gryfonka? - twarz jej przyjaciela pojawiła się nad obłym kadłubem maszyny. Jak zwykle był cały wysmarowany smarem i popiołem, jedynie jego oczy i szeroki uśmiech dodawały temu trochę światła i radości. - Dzisiaj chyba będziemy mogli przeprowadzić generalną próbę! Podasz mi klucz? Tego akurat magia nie zastąpi! - i znów znikł.
Westchnęłam i podeszłam do stosu z narzędziami. Szarpnęłam za jeden z metalowych... no, tych dziwnych rzeczy. Co to w ogóle było? To chyba akurat kombinerki. Kurczę, kiedyś umiałam robić wszystko z takimi rzeczami. Magia zmieniła mnie w zupełnie inną osobę. Przysięgłam sobie w duchu, że ten zepsuty mikser w domu naprawię sama, jak tylko wrócę. Obiad zrobię... a raczej zamówię... inaczej Ron znowu będzie sarkał na moją kuchnię. A to wcale nie jest miłe.
- Wyjaśnisz mi chociaż wreszcie do czego to służy? - podałam chłopakowi klucz.
- Tak! To jest... to jest w zasadzie wehikuł czasu. A to nie jest klucz. To jest, tak się składa, śrubokręt - oddał mi narzędzie w wyciągniętą dłoń, jednak ja zamarłam, przetrawiając tę informację.
- Zaraz, Ale taki... który nie powodowałby komplikacji? Którym można by wrócić?
- Dokładnie - Seamus uśmiechnął się wesoło machając nad czymś różdżką.
- Można by uratować tych wszystkich ludzi... - wyszeptałam do siebie. Szalonooki... Lupin... Tonks...
- Taki był główny plan - jej przyjaciel nagle spoważniał. - Dobra, klucz jest już niepotrzebny. To jak? Wchodzisz?
- Gdzie? - spojrzałam na niego przerażona. On chyba nie chce żebym wsiadła do tej nie-chromowanej maszyny? Instynktownie dotknęłam podbrzusza koniuszkami palców. Nie wiedziałam czy byłam w ciąży... okres mi się trochę spóźniał, a my od tylu miesięcy staraliśmy się o dziecko... Nie chciałam jej lub jego stracić przez to coś jeśli już tam było.
- Tutaj, rzecz jasna - wskazał na maszynę. Poczułam szarpnięcie strachu, ale i... podniecenia? Ekscytacji na myśl o nieznanym? - To całkowicie bezpieczne! Wysyłałem już małe zwierzątka, a tylko ja znam zaklęcie aktywujące.
Nieprzekonana, powiodłam palcami po tym czymś. W sumie... Co mi się mogło stać?
- Wyślę cię tylko parę minut w przeszłość, zobaczymy czy nie ma żadnych zakłóceń.
A tam, raz hipogryfowi śmierć! Weszłam i zamknęłam za sobą przeźroczyste drzwiczki.
- Widzisz jakie to proste? No, zaraz wszystko uregulujemy. Ty na pewno nie nie stracisz żadnej ważnej części ciała - powciskał pare guziczków i przesunął kilka pokręteł. Ej, zaraz?
- Jak to "ważnej części ciała"? -zaniepokoiłam się. Byłam bardzo przywiązana do swojego nosa. Był mały, zgrabny i wcale nie chciałam go tracić! Voldemort look już dawno wyszedł z mody.
- No, bo te świnki morski czasami traciły nóżki... albo uszka... Ale już to poprawiłem - Seamus wycelował we mnie różdżkę.
- Seamus, to naprawdę... - próbowałam otworzyć drzwi, ale zacięły się. Było za późno. Zaklęcie zostało wystrzelone.
Ogarnęła mnie ciemność.
Jednak kiedy otworzyłam oczy świat wyglądał zupełnie inaczej

środa, 18 września 2013

Rozdział osiemnasty - Wisiorek z Serduszkiem

Macie jakąś receptę na złe sny? Jest mi z tym coraz gorzej… budzę się przerażona, kręgi pod oczami itp….
No i masz:D Wiedziałam że kiedyś ktoś zauważy, że piszę pogmatwanie jak jakaś co z psychiatryka uciekła(a może to prawda?hah:D) Postaram się więc więcej wyjaśniaćJ
Ludzie, no proszę… głupio mi trochę tak żebrać o komy, ale teraz naprawdę – nie ma 7 komentarzy, nie ma rozdziału. Koniec kropka – ja też muszę mieć motywację. Piszcie nawet tak lub nie, czasem piszecie w końcu tak jak ja – czyli jak na prochachXD
Wiem, że ten rozdział jest dziwny.. ale źli się znowu czuję, a to mi pomaga. W sensie, że pisanie. Jeszcze nie został zbetowany – za to jest z prędkością światła!
Dobra, koniec moich psot!

·          

Hermiona w milczeniu jadła jajecznicę przy prawie pustym stole Ślizgonów. Rozmyślała. O czym? O wszystkim; o balu, ich planie, niesłusznych podejrzeniach Draco, o których, jak miała nadzieję już zapomniał… O Nocie, którego zostawiła chyba słusznie, nawet jeżeli jej serce podskakiwało w dziwny sposób za każdym razem kiedy go widziała.. O Ginny, którą udało jej się uratować na krótką chwilkę, którą musiała uratować do końca… O ciele, które niedługo miała oddać głosikowi we władanie.
Kiedy Hermiona podejmowała tą decyzję, była przerażona i roztrzęsiona. Och, podjęłaby tą decyzję za każdym razem – ale czy warto było oddawać aż tyle? Dziewczynę, jak każdego normalnego człowieka, przerażała wizja śmierci. Co tu dużo mówić, cholernie bała się samej myśli, że ona, jej umysł umrą, a w prawdziwym świecie będzie chodzić jakaś obca Hermiona! Zabierze wszystkie jej wspomnienia, zwyczaje, wstydliwe tajemnice, a nawet.. jej miłość. Czy rozterki Hermiony staną się jej rozterkami? Czy będzie kochać Ginny jak siostrę, czy będzie czuć podskok serca na widok Notta, nadal patrzeć z czułością na gapowatego Rona, czuć ucisk w żołądku na każde słowo Dracona?
W zasadzie to przecież Hermiona sama nie wiedziała kogo kocha. Bo „kocha” było bardzo, bardzo właściwym słowem.
Oj, wiesz kogo kochasz…
Nie. W przeciwieństwie do ciebie, nie mam paru tysięcy lat doświadczenia z miłością.
Rudy, czarnowłosy czy blondyn? Kogo wybrać? Może zakręć butelką, skarbie.
Ta, ta. Coś w szampańskim jesteś dziś humorze.
Przykro mi. Dla ciebie to tragedia o w ogóle. Dla mnie -  szczęście, że wreszcie będę mogła poruszyć sama palcami u stóp, zasmakować chleba, pocałować kogoś, a nie tylko siedzieć tyle lat zamknięta w tobie. Jestem z tobą od początku… przez siedemnaście lat krzyczałam tylko w środku ciebie!
Dlaczego nie masz własnego ciała? Nie możesz sobie stworzyć? – Hermiona nie zamierzała szczególnie jej współczuć.
Cóż.. nie. Jestem, tak jakby, przeklęta.
Niby za co? – prychnęła dziewczyna w myślach. – Przecież jesteś tak miła i empatyczna.
Zakochałam się w ludzkim chłopaku – w głosie jej słychać było słychać prawdziwy smutek. – Ja zostałam tylko przeklęta. Jego dusza została unicestwiona.
Ooo… przepraszam. Nie… nie wiedziałam. Serio, sorry.
Niepotrzebnie. To było tysiąc sześćset dwanaście lat temu… zresztą mieliśmy dziecko. Jego potomkowie żyją do dziś. Jesteś jedną z nich, wiedziałaś? Inaczej nie weszłabym w twoje ciało
Co? – Hermiona zakrztusiła się jajecznicą. -  Że jak? Przecież… ja jestem szlamą! Mugolaczką! Moi rodzice są całkowicie niemagiczni!
Cóż… Tak nie do końca, bo widzisz…
- Jak z Ginny? – Harry musiał być naprawdę zaniepokojony stanem dziewczyny, skoro naraził się na publiczne zlinczowanie i usiadł przy stole ślizgonów.  Cholera! Hermiona wysłała jeszcze jedną  myśl do głosiku, mówiąc ,że porozmawiają o tym później i skupiła się na Wybrańcu
- Skąd wiesz, że coś jest nie tak? -  powiedziała ponuro, grzebiąc widelcem  w żółtej papce. Harry ostatnio był jakiś dziwny. Wiedziała, że ciężko zniósł rozstanie z Ginny, ale schudł przerażająco. Wielkie, fioletowe cienie pod oczami też nie wyglądały najlepiej.
- Opiera się na tym idiocie Zabinim jakby ledwo chodzić mogła. No i powiedzmy, że trochę poszarzała. Wygląda jakby normalnie z piekła wróciła.
- W zasadzie to nie mylisz się tak bardzo. – Hermiona uśmiechnęła się gorzko i opowiedziała mu  całą historię. Nie wyglądał na zaskoczonego. Jedynie kiedy opowiedziała, jak mieszkanka jej ciała udała się w podróż po duszę Ginny, prze oczy przebiegł mu niepokojący cień.
 - Cholernie przerąbane – podsumował.
- Co ty nie powiesz – zironizowała Hermiona.
Przez chwilę gadali o szkole, książkach, quiditchu w którego Ginny aktualnie nie mogła grać, o błahych rzeczach. A potem na stół padł czyiś cień.
- Przepraszam, Potter, ale czy mogę przez chwilę porozmawiać z Hermioną sam na sam? – zapytał Teodor Nott.
·          
- Czego chcesz? – chłodno spytała się Hermiona wysokiego bruneta miętolącego brzeg szaty. Nie zamierzała mu przebaczać, niezależnie od tego jak słodko wyglądał taki skruszony. Nie. Nie.
- Przeprosić? – wreszcie na nią spojrzał. Skrucha w jego oczach wyglądała prawdziwie, ale Hermiona nie urodziła się wczoraj.
- Za co? – spytała się niewinnym, lecz jakże wrednym głosikiem.
- Za to, że z nią spałem. – Teodor nie był typem człowieka który powie to cicho. Był szarmancki, sprytny, ale przede wszystkim odważny i dumny… na Ślizgoński sposób.
- Czekaj. Chcesz powiedzieć, że przepraszasz za zdradzanie mnie? I to z największą dziwką Slytherinu? Co ty nie powiesz – szydziła Hermiona. Była zła. Jednego nie cierpiała: łamania zaufania.
- Tak, chcę przeprosić właśnie za to. Kiedy mnie z nią widziałaś… właśnie z nią zrywałem! Zamierzałem powiedzieć ci o tym wieczorem – gorliwie zapewniał ją Nott.
Hermiona przez chwilę udawała, że się zastanawia.
- Nie. Nie wierzę ci  -powiedziała lekko.
Ten zmierzył ją wzrokiem spokojnym i zaciętym, a potem wskoczył na stół.
- Słuchajcie wszyscy!!!   - zawołał tak,  żeby usłyszał go każdy w Wielkiej Sali, w której było już całkiem dużo ludzi.  Zwrócili twarze w jego stronę. – Pewna dziewczyna tutaj mi nie wierzy. Chociaż kocham ją najbardziej w świecie, zachowałem się jak palant i – na chwilę urwał – cóż, przespałem się z inna nie jeden raz. – Ze strony jego widowni, zwłaszcza z damskiej strony dobiegło  go głośne buczenie. – Jednak chcę ją przeprosić. Chcę całować nawet jej stopy, chcę być przy niej zawsze, chcę robić wszystko o co mnie poprosi. Chcę być z nią. I udowodnię to… długoletnim przywiązaniem, miłością i byciem jej sługą. – Teraz wszyscy westchnęli. Słysząc takie gładkie słówka, jakby zapomnieli, że przed chwilą powiedział, że zdradzał swoją dziewczynę. – Hermiono Granger, czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na Bal siódmioklasistów? – uklęknął i wyjął z kieszenie puzderko. Otworzył jej delikatnie, a w środku zamigotał przepiękny wisior w kształcie serca.
Cholera. Ładny był.
·          
Hermiona wpadła na Dracona przy schodach.
- Nie było cię na kolacji – powiedziała, zamiast przywitania. To była już późna godzina; mieli tylko niecałą godzinę do ciszy nocnej.
- Taaa… Blaise mi coś skołuje. Chciałem iść się przewietrzyć. – Hermiona dopiero teraz zauważyła, że chłopak ma na sobie grubą bluzę z logo uniwersytetu Ivy League. Nie wiedziała, że on w ogóle wie, że coś takiego istnieje.
- Idziesz na Wieżę Astronomiczną? – Hermiona zmarszczyła brwi. To było jedyne miejsce do którego prowadziły te wykute w kamieniu schody.
- Muszę pomyśleć. Idziesz? – odwrócił się w stronę kamiennych stopni i zaczął iść. Przekręcił głowę i spojrzał się na nią tym głodnym wzrokiem. -  Miejsca jest tam wystarczająco.
- Idę – Hermiona uśmiechnęła się radośnie. W końcu już od dawna nie złamała jakiś zasad.
·          
- Wyobrażasz sobie, jak by to było, spaść tu teraz, być wolnym od wszystkiego? – przechyliła się przez barierkę i rozłożyła ręce jak do lotu. Draco pomyślał, że jest piękna, pięknem Boga i upadłego anioła który spadł na ziemię… niestety nie dla niego.
- Mogło by być fajnie. Ale tylko przez chwilę, więc złaź, zanim się zabijesz.
- Rymujesz, mocium panie? – zaśmiała się. – Obawiam się, że ja tylko wiersze białe mam na stanie.
- Co znaczy mocium? – Spytał się tylko Draco. Cały on… No, ale czarodzieje nie mieli takich książek na lektury.[i]
- Chodź tu lepiej – zaśmiała się  więc jeszcze raz, usiadła i poklepała miejsce obok siebie. Usiadł, choć trochę z wahaniem. Zachowywała się jakby za parę dni miał być  koniec świata. Jakby wszystko miało się skończyć, umrzeć, jakby nic nie miała do stracenia. Przerażało go to.
- Zimno tu – Hermiona  objęła się ramionami, chcąc zatrzymać choć trochę ciepła w ten październikowy wieczór.
Dracon bez słowa rozpiął swoją olbrzymią bluzę, wysupłał ręce z rękawów, zakrył i zapiął ich oboje. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Nie do końca jej o to chodziło… i na romantycznych filmach jakoś to inaczej wyglądało.
- Nie będę ukrywać, mi też byłoby zimno – uśmiechnął się krzywo. W sumie to Ślizgonce to nie przeszkadzało. Objęła go ramionami , przylegając jak małpka pod ciepłą bluzą. On także przygarnął ją do siebie i ustawił ramię w taki sposób, żeby mogła się oprzeć.
„Dlaczego, och, dlaczego on musi być taki przyjacielski? Dlaczego muszę to wszystko w sobie dusić? To takie męczące!”
„ Ona patrzy się na mnie tak ufnie… gdyby wiedziała co do niej czuję, nie chciałaby mnie nawet dotknąć. Nie mogę jej powiedzieć. Wtedy stracił bym chociaż te chwile z nią. A ona chyba wciąż kocha Notta. Chociaż nie. Na pewno nie.”
-Więc… - odchrząknął. – z kim idziesz na bal?
Wyczuł jak jej kobiece ciało przyciśnięte do jego napięło się na moment.
- Z Teodorem – wyszeptała, nie patrząc na niego. – Postanowiłam dać mu drugą szanse…
Teraz to on zesztywniał; nagle przypomniał sobie ten wisiorek który tajemniczym sposobem pojawił się na jej szyi rano. Sądził, że nie może bardziej nienawidzić Teodora, który tak skrzywdził jego mała, byłą Gryfonkę; mylił się.
- A ty? –spytała się cicho.
- Z Astorią – Głupia krowa, wymogła to na nim, różowa lafirynda…
- Serio? Czasem Draco, powiem ci, że cię nie rozumiem. – powiedziała złośliwe. Draco poczuł złość. Co, to ona mogła iść na bal z największym idiotą i psycholem świata, a on nie mógł iść z normalną, pustą lalką?
- Masz rację. Zimno tu – wypiął się z bluzy, wstał pośpiesznie i zaczął iść w stronę schodów.
- Draco! – zawołała. – Zostań! Nie to miałam na myśli!
Ale on tylko odkrzyknął:
- Dobrej nocy Hermiono!
I zniknął. Hermiona została sama, z pachnącą męskimi perfumami bluzą, zimnym kamieniem i słońcem, które już zaszło.




[i] A ja nie umiem rymowaćXD

piątek, 13 września 2013

Rozdział siedemnasty - Miłość jest największą potęgą tego świata

Aż tak lubicie Ginny? Ja przyznam, że choć w książce była fajna, w filmie zdecydowanie nie należy do postaci przeze mnie lubianych… Jest tak… Nie Ginny-owata.
Ach, kochane, kochani, informuję że Anonimowe komentarze są możliweC: Dopiero niedawno zauważyłam, że mogą dodawać tylko zalogowanie użytkownicy i to zmieniłam(chyba:D)
Ach, ta jesień nadchodząca… jak zwykle choruję tak, że aż mnie oczy bolą, ale nie jest to alergia. Jakim cudem? Bredzę jak w gorączce, XD
Połowa już zbetowana:D
Jak myślicie, kto jest mister Złym?
Buźka!
·          
Aż tak lubicie Ginny? Ja przyznam, że choć w książce była fajna, w filmie zdecydowanie nie należy do postaci przeze mnie lubianych… Jest tak… Nie Ginny-owata.
Ach, ta jesień nadchodząca… jak zwykle choruję tak, że aż mnie oczy bolą, ale nie jest to alergia. Jakim cudem? Bredzę jak w gorączce, XD
Jak myślicie, kto jest mister Złym?
Obejrzę sobie Ratatuja. Jeden z najlepszych filmów animowanych wszechczasów.
Buźka!
·          
-Jauuuć! – krzyknął Draco obudzony mocnym ciosem z łokcia między żebra. Spojrzał z wyrzutem na brązowowłosą Ślizgonkę. – Dlaczego to zrobiłaś?
                - Ginny coś jest. Wstawaj – jej oczy były szeroko otwarte i pełne przerażenia.
                - A skąd ty to wiesz? – Draco, natychmiast obudzony, zerwał się z łóżka. Nagle zdał sobie sprawę, że jemu także zależy na małej, rudej Weasley’ównie. Polubił ją. No i była najlepszą przyjaciółką Hermiony. Gdyby ją straciła, dawna Gryfonka załamałaby się, a na to nie mógł przecież pozwolić. Nigdy.
                - Blaise wysłał patronusa. Jest u niego. – Nagle jej oczy zaszkliły się po raz drugi tego wieczoru. – Och Draco… On mówi… on mówi, że jest z nią naprawdę źle. Że ona… chyba nie żyje – przełknęła gorzkie łzy.
                Blondyn przytulił ją czule. Nienawidził się za to – sprawa była poważna, niedaleko umierała jego przyjaciółka, a on potrafił myśleć tylko o tym, że dziewczyna w jego ramionach będzie przez to smutna. Że nie będzie umiał jej pocieszyć. Że nawet z zaczerwienionymi oczami, brudząca smarkami z nosa jego koszulę wygląda cudownie. „Ta cała… miłość… z każdym dniem staje się po prostu gorszą chorobą.” Nienawidził tej myśli, że może być przy niej tylko jako przyjaciel. Ale ona go nie chciała… Od czasu kiedy ją pocałował w tej opuszczonej klasie… lgnęła tylko do Notta, wobec niego zachowywała się ostro i ozięble… Aż do teraz. Gdyby nie była taka smutna, ucieszyłby się.
                Zważając na powagę sytuacji, musieli się jednak od siebie oderwać.  Mieli szczęście – od sypialni dziewczyn do pobliskiego dormitorium Ślizgonów nie było daleko. Korytarze były ciche, przerażające i opustoszałe – nawet jeżeli w dzień chodzili tu tysiące razy, w nocy słyszeli tylko podsuwane przez wyobraźnie kroki pomordowanych podczas obu Bitw o Hogwart. Jedno myślało o nich ze smutkiem, drugie z poczuciem winy.
                - Czy Blaise lubi konie? –zapytała nagle pogrążona w myślach Hermiona. Draco zerknął na nią z ukosa.
                -Nie. Czemu pytasz?
                Ta tylko uśmiechnęła się jakby ze zrozumieniem, choć w tym uśmiechu odbijał się ból.
                - Jego patronus.
                Draco zmarszczył czoło. Przecież patronusem Blaise’a jest puma…
                A potem przypomniał sobie drobną, rudą osóbkę, która ćwiczyła na błoniach wyczarowywanie pięknego, srebrnego konia. Zrozumiał.
                Zrozumiał wszystko.
·          
Blaise wyglądał jak chodzący trup.
                - Ona tylko leży.. nie rusza się… - wyszeptał bladymi wargami.
                Ginny rzeczywiście leżała bez ruchu. Z rozłożonymi rękami i rozrzuconymi na poduszce włosami wyglądała jakby spała. Ale śpiący nie mają tak bladych policzków, tak zastygłych twarzy. Hermiona poczuła jak ziemia ucieka jej spod stóp. Upadłaby, gdyby obaj chłopacy jej nie podtrzymali.
                - Ona naprawdę nie żyje. Klątwa Hekate dopełniła się… za wcześnie – wyszeptał w twarze pochylających się nad nią chłopaków. Blaise’owi zaszkliły się oczy, jakby dopiero słowa kogoś innego sprawiły, że naprawdę w to uwierzył.  Blondyn obok niego jedynie zacisnął wargi i podszedł do leżącej dziewczyny. Podniósł powieki, zmierzył puls, popukał mocno w kolano. Zwiesił ramiona. Obrócił się, a z jego twarzy można było wyczytać prawdę.
Hermiono…
Nie! Co ona teraz zrobi? Ślizgonka już czuła jak kołysze się w przód i w tył, w przód i w tył…
Hermiona!
Dlaczego tak wcześnie!? W przód i w tył, w przód i w tył…
Hermiona, otrząśnij się!
Przestań! Przestań, daj mi żałować… od kiedy się zjawiłaś, wszystko idzie nie tak.
Ale dzięki mnie może być też  lepiej. Głos był chłodny. Wiem jak jej pomóc.
·          
Hermionie momentalnie zmroziła się krew w żyłach.
Jak można pomóc umarłemu?
Wiesz. I nie będę jej mogła pomóc… dosłownie. Będzie musiała odczekać te paręnaście lat które i ty byś odczekała.
Chcesz żebym oddała jej mój dar od ciebie… Ale ja chcę ją taką jaka jest! Nie nowo narodzoną! Chcę tą Ginny!
To, o czym mówisz, to nekromancja. Zakazana magia. Nie mogę tego uczynić.
Możesz! Ja… Ja… dobrze. Pozwolę ci na to. Dam ci to czego chcesz, jak tylko uratuję Ginny… do końca. I później… tylko parę dni.  Będziesz mogła… to zrobić.
Wiesz co to znaczy, prawda?
Tak. Tylko proszę… uratuj ją.
Dobrze. Zrobię to… Ale nie obiecuję, że się uda! Najprawdopodobniej nie… Musicie poczekać.
Dziękuję, dziękuję, tak bardzo ci dziękuję!
Jeszcze nie dziękuj. Nie wiem czy mi się uda.
Pomimo jej chłodnego głosu, Hermiona nagle zrozumiała że osoba wewnątrz niej ją lubi. Jak siostrę. Znała każdą jej myśl, każde uczucie, żyła razem z nią… Były jak siostry.
- Trzeba powiedzieć nauczycielom – szeptał Blaise do Dracona. Hermionę nagle zawstydziła jego odwaga, to, że pomimo łez na policzkach mógł być tak spokojny… Ona sama musiała wyglądać jak szmaciana lalka z wielkimi oczami, porzucona w kącie i zapomniana.
- Nie – nawet jej głos nie brzmiał tak jak powinien. Był płaski i szeleszczący jak suche liście na wietrze. – Jeszcze nie.
Chłopcy spojrzeli po sobie z powątpiewaniem. Wiedziała co widzą, mogła sobie wyobrazić; widzieli dziewczynę z mokrymi policzkami  nie chcącą zaakceptować śmierci przyjaciółki. Draco podszedł do niej i wziął ją za rękę. Jego dłonie były suche i zimne.
- Hermiona… Kochanie… -zaczął, ale dziewczyna przerwała mu w pół słowa. Co z tego, że nazwał ją kochaniem? To nic nie znaczy… prawda?
- Musimy poczekać. Jeszcze nie. Proszę.. zaufajcie mi. – Hermiona spojrzała na Ślizgonów z cierpieniem lecz i nadzieją jasno wypisaną na twarzy. Było w tym coś, co kazało im po prostu usiąść i posłuchać jej prośby.
·          
Ginny nie spała. Była pewna, że kiedy umrze, będzie unosić się w jakiejś nieprzebytej przestrzeni… Śpiąca i spokojna. Nie wierzyła w Boga i niebo. Nie wierzyła ani w dobre, ani złe anioły. Ale teraz… teraz zaczynała się zastanawiać. Gdzie ona, kurka, była? Nie był to Hogwart, nie był to dom, nie było to niebo ani piekło. Ona po prostu była, Była w świetle… choć nie do końca. To były pola, przywodzące jej na myśl błonie Hogwartu.. a może Nory? Wszędzie była ta gęsta, mlecznobiała mgła. Co ona tu miała robić? Nie widziała żadnego miejsca gdzie powinna iść, nie czuła, że ma jakiś cel.
Aż do chwili, gdy pojawiła się postać.
Szła w jej stronę. Kogoś jej przypominała, lecz rysy twarzy tej niebiańsko pięknej kobiety były inne niż kiedykolwiek u kogokolwiek widziała. Chociaż… Tak! Tak właśnie wyglądała Hermiona po tej „przemianie” kiedy obudziła się wyglądając jak bogini. Każdy element jej twarzy osobno niby był taki sam czy podobny, chwilami nawet brzydki, ale razem wyglądał idealnie. Jakby opromieniony wewnętrznym blaskiem. A ta kobieta nawet chodziła tak samo jak jej najlepsza przyjaciółka.
- Ginny! Chodź! Musisz wracać! –zawołała. Ginewra zmarszczyła czoło. Czemu ten głos brzmiał tak znajomo, choć przysięgłaby, że nigdy nie słyszała tak cudownego głosu, brzmiącego śpiewnie jak małe dzwoneczki? A, tak… Głos Hermiony ostatnio też ma taki dziwny pogłos.
- Nie mogę – długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Nie wiedziała co prawda czemu… ale nie mogła.
- Musisz! Oni cię potrzebują! – dlaczego ona wygląda jakby się śpieszyła? Przecież to takie spokojne miejsce…
- Kto? – Czy to ta mgła tak utrudniała jej jasne myślenie?
- Przecież… Twoi przyjaciele! Hermiona! Ron! Dracon! Harry! Blaise… - O! Co to za ostatnie imię? Czemu tak dziwnie i niepokojąco brzęczy w jej duszy? To imię kojarzyło się jej ze wstawaniem. Z codziennym wstawaniem i na nowo stawianiem czoła trudnościom.  A później z długim wypoczynkiem i… miłością? Ale co to była ta „miłość?”
- Co to jest miłość? – spytała się kobiety. Może ona wie.
- Miłośc? – zmarszczyła czoło. – Coś, co mi jest nieznane, ale tobie bardzo bliskie. Nadaje sens twojemu życiu. Pokazuje jak żyć. Jest dla ciebie wszystkim. Dla tego właśnie chcesz żyć. A tam gdzie idziesz – nagle posmutniała – miłości jeszcze długo nie zaznasz.
Hm. Czyli ta miłość jest przyjemna? Dobra? Ona opisuje to z tęsknotą… jako coś cudownego. Czy ona kocha tych ludzi o których wcześniej mówiła tajemnicza kobieta? Ginny chciała to poznać jeszcze raz, wcześniej chyba wiedziała co to jest. Ciekawość popchnęła jej rękę o milimetr. I jeszcze jeden. Jeszcze jeden malutki… Powoli wyciągała rękę w stronę kobiety, każdy ruch był bolesny, z każdym ruchem niebo ciemniało. Ale musiał to zrobić, musiała to zrobić sama… Ale to niebo było już ciemnoszare, a ręka jak z ołowiu.
- Dasz radę –szepnęła kobieta. Ona nie mogła dalej przesunąć ręki, trzymała ją najbliżej Rudej jak mogła. Miała smutne i mądre, szare oczy. Teraz była w nich otucha.
Więc Ginny, wysiłkiem który zabiłby ją gdyby już martwa nie była, wyciągnęła rękę i otworzyła oczy.
·          
Ginny  wzięła głęboki oddech otwierając oczy szeroko.
- Ginny! –krzyknął Blaise, znów ze łzami w oczach zrywając się z podłogi i biegnąc do leżącej dziewczyny.
- Bla-a-ise? – Wycharczała ta słabo. Wszystko było takie zamazane i nieostre, dźwięki niepełne… świat był piękny. – Hermiona. Musze –zakaszlała –zobaczyć Hermionę. Dopiero później będę mogła-a porozmawiać z tobą.  W końcu… w końcu to ty jesteś moją definicją miłości – dla osób zgromadzonych w pokoju Ginny majaczyła w gorączce. Jej słowa nie miały dla nich sensu. Hermiona uklękła przy łóżku.
- Ginny. Wszystko w porządku? – Udało jej się przywołać ją z powrotem, dzięki Bogu. Ale oczy Ginny były jakieś dziwne. Niepełne.
- Tak. – Przyjaciółka złapała ją za rękę. – Ale czy to… czy to byłaś ty?  - Teraz tylko brązowowłosa zrozumiała to pytanie. Uśmiechnęła się krzepiąco do Rudej.
- Tak i nie, Ginny. Ale ważne jest to, że wróciłaś.
- To dobrze, że wróciłam – Ginny wreszcie się uśmiechnęła. – W końcu jest jeszcze miłośc… Musiałam ją poznać jeszcze raz. To ona mnie uratowała.
Zasnęła spokojnie z uśmiechem na ustach.




® Tak, wiem, schizowo piszę. Ale myślę… że parę z was się już domyśla:DD

sobota, 7 września 2013

Rozdział szesnasty - Miło i bezpiecznie

I wam też miłego roku szkolnego! O ile was jeszcze nie wyrzucili za czytanie Pottera pod ławkamiXDXD
Ej, ale czemu tak mało komentarzy? Wiem że jest rok szkolny, ale znowu podwyższam poprzeczkę – min. 10, albo rozdział co tydzień. Sorki…
Loca już rozdział zbetowała:D Wielka jest, tak samo jak podkreślacz błędów w Wordzie:D
Wiem że jestem zła i okropna dla tych paru osób które czytają mój blog… postaram się żeby następny rozdział był wcześniej.

·          

 ·          
W tym momencie chłopak podniósł głowę. Jego oczy koloru gorzkiej czekolady spojrzały prosto w tej jasne, orzechowe. Ta chwila, w której patrzyli nawzajem w swoje oczy była dla nich najdłuższa i najkrótsza; nie było to jednak żadne obnażanie dusz, jedynie nieme oskarżenie i równie cicha prośba o przebaczenie. Dziewczyna siedząca z chłopakiem obróciła się, kiedy nagle urwał; była ładna, wręcz piękna. Miała długie, proste blond włosy, wyraźne i ciemne brwi w kształcie idealnego łuku, zielone, wielkie oczy i pełne usta.
To była Dafne Greengrass.
Hermionę otrzeźwiło to, jak uderzenie w policzek. Oderwała wzrok... łatwe to nie było. Odwróciła się i pobiegła, roztrącając ludzi, przewracając małe dzieci, wpychając niewinne staruszki pod autobus… Byleby tylko znaleźć się dalej od niego, zapomnieć go, wymazać z pamięci i serca…
„Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie, tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”®
Hermionie przypomniał się ten wiersz pewnego Polaka.  Uczyła się go w piątej klasie w mugolskiej szkole. Pomyślała wtedy… że jest  piękny, choć nieprawdziwy, zachwyciła się kunsztem tego poety. Teraz rozumiała o czym pisał – chociaż upłynęła minuta, dwie, nigdy już nie zapomni tej… zdrady.
- Hermiona, poczekaj! – Ani nie zapomni jego imienia. Teodor.  Dar Boga. Znaczenie jego imienia było naprawdę ironiczne… On nadawał się tylko na dar od diabła, którym się zachwycisz, a w nocy wypełznie z niego tysiące żmij.
Potrąciła dwie dziewczyny, śmiejące się, obładowane zakupami, radosne… Pansy i Ginny. Na widok rozgorączkowanej Hermiony, jej łez lśniących w oczach, umilkły.
- Herm? – szepnęła cicho Ginny.
Jednak dziewczyna pokręciła tylko głową i pobiegła dalej. Nie wiedziała czemu nie przestaje, czemu wciąż biegnie zamiast po prostu teleportować się… Chciała tylko być sama, być z dala od tych zmiennych ludzi…
Jednak czyjaś ręka mocno złapała ją za ramię.
- Miona, przynajmniej daj mi wytłumaczyć!
Młoda czarownica tylko potrząsnęła głową… Co za ironia… Teodor robi skoki w bok do tej głupiej krowy Dafne, Draco ślini się wszędzie z tą wywłoką Astorią… Urocze siostrzyczki.
Dlaczego ona wciąż myśli o tym blondynie?!
Przynajmniej daj mu wytłumaczyć…
Nie chcę! On… On mnie zdradził! Nie ma na to innego słowa…
I znowu się unosisz. To na pewno było spotkanie w… interesach.
Jeżeli masz na myśli łóżkowe interesy, to z całą pewnością.
Dlaczego w waszym nowoczesnym świecie wszystko się do tego sprowadza?
Bo jesteśmy nienormalnymi nastolatkami?
- Hermiono… To nie jest tak jak myślisz…  - Nott spojrzał na nią tymi oczami spaniela.
- Spotykałeś się z nią za moimi plecami? – spytała się dziewczyna ze łzami upokorzenia i złości  cisnącymi się do oczu.
- Tak. – pokornie zwiesił głowę. Nawet nie próbował zaprzeczać.
- Jeszcze przed tym jak  my… zaczęliśmy być ze sobą?
Uciekł spojrzeniem w bok.
- Tak.
Dla Ślizgonki było to jak cios w policzek. A więc zawsze była tą drugą? Dlaczego… dlaczego zawsze była tą drugą? Tą nieważną?
- Spa-a-ałeś z nią? – Spytała się Hermiona, jąkała się ze złości.
- Kochanie, to naprawdę nie jest…
- Nie mów do mnie kochanie! – Dziewczyna podniosła głos, aż jakiś kot wyskoczył z  pobliskiego śmietnika i uciekł, przewracając kubły. Przegryzła wargę, na podbródek spłynęła jej kropla krwi. – Nie jestem twoim kochaniem… - wyszeptał.
On także zagryzł wargę, spojrzał się w bok, jakby próbując dostrzec coś jeszcze dalej. W jego oczach toczyła się walka i szalała burza myśli i uczuć, Jednak podjął decyzję.
- Spałem z nią. I to więcej niż raz. – wypowiedział te słowa twardo. – Jednak Hermiona, proszę cię… Rozumiesz, że właśnie z nią zrywałem? Uwierzysz, że dla mnie liczysz się tylko ty?
- Ufałam ci – jej oczy zalśniły. – Wiesz jakie rzeczy o tobie wygadują? Jakie to straszne i  niepokojąco prawdopodobne? Pewnie nie. Ale ja je słyszałam. I zaufałam ci mimo  to. – Myślałam, że chcesz zabić moją przyjaciółkę… nadal tak myślę. – A ty zawiodłeś to zaufanie. Żegnaj . Żegnaj… mam nadzieję że na zawsze.
Odwróciła się i teleportowała, a łzy, teraz już nieskrępowane, popłynęły po jej twarzy.
·          
Ginny czekała już na nią w jej pokoju.
 – Hermiona? – szepnęła , widząc łzy na jej twarzy. Hermiona rzadko płakała. Praktycznie nigdy. Zawsze powtarzała, że trzeba być silnym.
- Ginny, Nott –t, o-on… On mnie – hik – zdradził! [i]– Hermiona wybuchła teraz otwarcie płaczem i schowała twarz na ramieniu przyjaciółki. Ta niepewnie objęła ją chudymi ramionami.
-Cii… Hermiona, spokojnie… - Jej oczy były szeroko otwarte. Jak ona mogła jej pomóc? Nie potrafiła pocieszać ludzi, nie potrafiła też mówić twardej prawdy…
Ale przecież znała kogoś kto potrafił.
·          
Hermiona leżała na łóżku, łzy bezgłośnie płynęły po jej twarzy. Dlaczego Ginny ją zostawiła? Dlaczego wysłała gdzieś swojego patronusa i wyszła, teraz, kiedy Hermiona potrzebowała jej najbardziej? Była tak senna…
Dziewczyna usłyszała odgłos otwieranych i zamykanych cicho drzwi. Ktoś był w ich pokoju; ktoś kto stawiał długie kroki, stąpał cicho jak kot, a jednocześnie wydawał się ciężki. Wysoki mężczyzna o budowie atlety, posiadający wrodzoną grację? Hermiona była tak zamroczona bólem serca, że nawet nie starała się odgadnąć tożsamości tajemniczego chłopaka.
-Wyjdź – powiedziała sucho tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopak jednak nie usłuchał. Położył się obok niej. Poczuła zapach jego wody kolońskiej – upajający, mocny, znajomy…
- Czy ze wszystkich diabłów Ginny musiała wybrać ciebie?
- Do diabła mi daleko jest mi raczej daleko. Tak się składa że jestem smokiem.
Nie roześmiała się.
 -Kiedy miałem sześć lat – zaczął Draco – po raz pierwszy poznałem przyjaciela. To był mugolski chłopak… co prawda ze szlacheckiej rodziny, bogaty jak lord, ale jednak mugol. Kiedyś, kiedy jeszcze nie rozumiałem że jestem czarodziejem, myślałem, że on umie to samo co ja… I – wziął głęboki oddech – pokazałem mu parę sztuczek. A on wyzwał mnie od dziwaków, odmieńców i oszustów.  To był jedyny raz, kiedy ojciec okazał mi czułość. Wziął mnie na kolana i wyjaśnił… różnice między nami. –ciałem chłopaka wstrząsnął spazm.
Hermiona wsparła się na łokciach. Czy on… płakał? Silny, nieugięty i zimny Draco Malfoy płakał? Tak, nawet jeśli była jedna łza samotnie spływająca po policzku. Dziewczyna poczuła pragnienie objęcia go. Był tak przystojny, nawet z lekko zaczerwionymi oczami. I potrzebował jej pomocy. Powoli obrócił się na bok; oplotła swoje ręce wokół szczupłego torsu chłopaka. Czuła nierówne  bicie jego serca
- Chcesz mi powiedzieć że będę cierpieć tylko przez najbliższe… dwanaście lat? –spytała się sarkastycznie chcąc go rozśmieszyć.
- Dokładnie. -  parsknął. – Ale się dobraliśmy, co? Oboje płaczemy z powodu chłopaków.
Hermiona roześmiała się i natychmiast zakryła usta dłonią, chcąc ukryć uśmiech. To nie było na miejscu. Nie pasowało.
- Draco? – spytała się szeptem. Czuła się jeszcze bardziej zmęczona. I smutna.
- Tak?
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
Milczał chwilę.
-Że znajdziesz kogoś na jego miejsce. Ja znalazłem Blaise’a, mojego najlepszego przyjaciela. – objął ją ramieniem i przyciągnął do swojego torsu. Hermiona przymknęła oczy w tej bezpiecznej i mocnej klatce, słuchając rytmu jego ciała jak gdyby miało jej to przynieść ukojenie. W sumie tak było. – Kiedyś pojawi się ktoś, kto pokocha cię mocniej, o wiele mocniej niż on, będzie cię miłował i wielbił, a całe jego życie będzie nieustającą misją, żeby twoje życie było lepsze i szczęśliwsze. On po prostu nie był ci przeznaczony. Zasługujesz na kogoś lepszego – mówił z goryczą, której Hermiona rozszyfrować nie potrafiła.
- Dziękuję – szepnęła, a w zasadzie szepnęły obie istoty w tym kobiecym ciele.
- Śpij już. – odszepnął jej Draco.
- Nie zostawisz mnie samej? – nie chciała spać samotnie, chciała czuć, że jest przy niej, że ma na kogo liczyć, że komuś… zależy na niej.
- Nigdy cię nie zostawię.
Zasnęła.
·          
Ginny wślizgnęła się do sypialni ślizgonów. Blaise leżał na łóżku z rękami  wyciągniętymi nad głową. Teoretycznie powinien tu być Teodor… było już sporo po ciszy nocnej. Jednak nie było go i Ginny nie miała nic przeciwko temu. Już dawno nie rzuciła na kogoś jakiejś porządnej klątwy… brakowało jej tego.  Ech..
- I co? Przestała płakać? – spytał się jej chłopak podnosząc głowę.
- Śpi. – Ginny uśmiechnęła się na wspomnienie tej sceny. – I to nie sama.
-Draco? – Zabini kpiarsko uniósł brew.
- A któż by inny? – prychnęła dziewczyna, podskakując do łóżka i moszcząc się w kocach obok chłopaka. Czarnowłosy objął ją ramieniem, kładąc jej głowę na jego ramieniu.
- Wydaje mi się, że coś się kroi między nimi. Nie uważasz? -  zamruczał jej do ucha. Ginny spanikowała. Co robić?! Hermiona na pewno by nie chciała żeby wygadała o tym ślizgonowi. Musi jakoś zmienić temat.
- A czy on przynajmniej nie chodzi z Astorią?
- Astoria nic go nie obchodzi. Myślę, że jest tylko przykrywką dla jego prawdziwych uczuć. – Blaise zaczął całować jej linię żuchwy; obsypywał delikatnymi całą jej szyję, a od każdego miejsca gdzie dotknęły ją jego wargi rozchodziła się gęsia skórka.
- Nieładnie tak bawić się uczuciami - wyszeptała Ginny. Dziwnie się czuła… nie z powodu pocałunków Blaise’a, źle czuła się od samego rana. A teraz to uczucie było mocniejsze… zapierało jej dech w piersi.
- Nieładnie, ale… - Chłopak nagle urwał. – Coś się stało? Jesteś blada jak ściana.
-Ja… -Ginny chciała powiedzieć, że nic jej nie jest, jednak, słowa uciekły, a przed oczami pojawiły się kolorowe plamy.
A potem zapadła ciemność.
·          
Hermiona otworzyła oczy. Coś nakazywało jej wstać.
Hermiona! Obudź się wreszcie i spójrz!
Dlaczego ona ją woła? I dlaczego obok niej śpi Draco Malfoy? W sumie to jej pasowało. Ładnie pachniał.
Ostrzegam cię… Masz podnieś oczy, już!
Hermiona podniosła gwałtownie głowę. Czemu to zrobiła? Przecież nie chciała! Ale wtedy zobaczyła patronusa.
Wielki, ciemny ogier… chyba krwi angielskiej. Patrzył się prosto na nią.

- Hermiona – przemówił głosem Blaise’a Zabini’ego. – Ginny… ona chyba nie żyje.




® Do M***, Adam Mickiewicz.
[i] Jezu, zabijcie mnie za to że napisałam takie dziwne słowa!