Zapraszam was wszystkich na mojego bloga bo coś mała aktywność jest :D Komentujcie śmiało!
http://seria-skrzydel-skrzydla-z-obsydianu.blogspot.com/
poniedziałek, 15 grudnia 2014
niedziela, 16 listopada 2014
Skrzydła z obsydianu
Wyjątek z drugiego rozdziału:
"Poruszam
głową do góry. Nic. Ciemność widzę. Sklepienie musi być tak daleko, że światło
tam nawet nie dociera.
Co,
u diaska, się ze mną działo?
Halucynacje.
To muszą być halucynacje, powiedziałam sobie twardo w myślach, siadając z
powrotem na podłodze – tym razem ostrożniej, bo do całodniowego bólu głowy
dołączył teraz ból w biodrze. Zwariowałaś, Gabrielo Cecedit, albo po prostu
śnisz i módl się żeby to było to drugie.
Nie
żebym była szczególnie religijna. Przestałam w Niego wierzyć w dniu śmierci
mojej matki. "
Zainteresowany historią Gabrieli? Zapraszam na mojego nowego bloga!
Pomóżcie mi go jakoś rozkręcić! :D
sobota, 4 października 2014
Nowy blog!
Kochani, zapraszam wszystkich do czytania mojej nowej książki!
Dopiero prolog, ale obiecuję się wstawić rozdział pierwszy jak najszybciej - wpadajcie tutaj
Pozdrawiam wszystkich fanów Nefilim
Serafino
Dopiero prolog, ale obiecuję się wstawić rozdział pierwszy jak najszybciej - wpadajcie tutaj
Pozdrawiam wszystkich fanów Nefilim
Serafino
czwartek, 2 października 2014
Kto chciał pdf-a? :)
Niestety, tutaj nie jestem w stanie dodać, ale możecie ściągnąć go na Chomikuj - tutaj. Trochę głupio wpisałam nazwę, ale kto jest zainteresowany, ten znajdzie ;) A może wicie jak zmienić nazwę pliku już dodanego?
Jeżeli ktoś nie ma konta to piszcze do mnie na maila (serafino.ink.heart.25@gmail.com), a wyślę wam (prawie) natychmiast!
Całuski i widzimy się niedługo, bo potrzebuję kogoś, kto przetestuje prolog mojej książki!
Serafino/Divine Handmade
Jeżeli ktoś nie ma konta to piszcze do mnie na maila (serafino.ink.heart.25@gmail.com), a wyślę wam (prawie) natychmiast!
Całuski i widzimy się niedługo, bo potrzebuję kogoś, kto przetestuje prolog mojej książki!
Serafino/Divine Handmade
niedziela, 28 września 2014
Życzyłby sobie ktoś całego bloga w formie pdf? Zwłaszcza gdyby ktoś tu trafił dopiero teraz :) Bo tak sobie myślałam, że chyba nikomu nie chce się wertować wszystkich rozdziałów... Odezwijcie się jeśli chcecie, a wstawię tu i na Chomikuj <3
Całuję
Serafino/Divine Handmade
Całuję
Serafino/Divine Handmade
sobota, 13 września 2014
Ogłoszenie i reklama
Ykhm, ykhm. Tak więc.
Na następny blog, od razu mówię, nie ma na co liczyć tak przed... kwietniem? Wiecie, trzecia klasa. No, ale jak już będzie, to mam nadzieję, że dzięki zapasowi rozdziałów będę dodawać je częściej i regularniej. Nie będzie to jednak Dramione, ani żaden inny fandmade, lecz pełnoprawna książka. Plusem będzie to, że sama steworzę postacie i łatwiej będzie mi się wczuć, a co za tym idzie, poprawi się jakość opowiadania. I tu prośba: jak znacie jakieś fajne, polskie i zagraniczne (ale nie takie typowo amerykańskie, tylko z Białorusi, Australi... takie z całego świata) imiona, napiszcie mi je w komentarzu, będę wdzięczna:)
No i druga sprawa. Na opka na razie nie ma co liczyć, ale na biżuterię owszem, Założyłyśmy z koleżanką biznesik - fandomowa biżuteria! I zapraszamy was wszystkich, może akurat coś wam wpadnie w oko?:) Możecie też zamawiać wedle swoich propozycji :D Tutaj macie adres bloga Divine Handmade, a także możecie znaleźć nas na facebooku (link na blogu).
See you soon!
Serafino
poniedziałek, 1 września 2014
Epilog - Esencja życia
Dziś słów kilka na końcu :)
9 lat i pół roku
później…
Hermiona przysiadła na kamiennym murku z westchnieniem.
- Dzisiaj są strasznie głośno, nie? – spytała się jej Ginny
zmęczonym głosem i poprawiła na czole okulary, które niedawno zaczęła nosić.
Spojrzała na plac zabaw z krzywym uśmieszkiem. - Ale jeszcze nie zaczęli się bić.
Hermiona podążyła za jej spojrzeniem i także się
uśmiechnęła. Jej dzieci bawiły się tak zgodnie z innymi dzieciakami.
Spodziewała się raczej, że po tym jak dowiedziały się, że są czarodziejami,
będą się odnosić do reszty z wyższością, ale one dość szybko załapały, że nie czyni ich to lepszymi.
Zupełnie nie jak
Malfoy’owie, prawda?
Hermiona uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Hekate zaczynała
łapać ironię.
Ale Draco też się zmienił. Choć wciąż z pewnym chłodem,
odnosił się do mugolów znacznie milej i dziewczyna poczuła jak robi jej się
ciepło na sercu na samą myśl o tym. Ach,
byli razem tacy szczęśliwi!
Wciąż pamiętała noc w której jej się oświadczył. Wciąż
pamiętała ich pierwszą wspólną noc.
- Ale muszę zacząć już myśleć o prezencie na urodziny dla
Lisy. Dziewięć lat! Ja w wieku
dziewięciu lat mogłam myśleć tylko o Hogwarcie i o Harrym. A właśnie, jak u
niego i Cho? Słyszałam, że spodziewa się dziecka, ale to nie było potwierdzone
i nie wiem czy kupować coś dla malucha. Ale jak kupię, to będą do śpioszki. Z
doświadczenia wiem, że ich nigdy nie za wiele. – I z czułością spojrzała na
swojego śpiącego obok niej drugiego syna, Argusa Sykstusa. Mały Jamie też bawił
się niedaleko z synem Hermiony, Hugonem. Hermiona poszukała wzrokiem pozostałej
dwójki jej dzieci i zmarszczyła brwi.
- Widzisz gdzieś bliźniaki? – spytała się Ginny.
- Rozę i Seweryna?
Znowu siedzą na tym Dąbie i śmieją się ze wszystkich, o tam – wskazała
palcem. Hermiona podążyła tam wzrokiem i odetchnęła z ulgą. Te blondwłose nicponie z każdym dniem
wdrapywały się coraz wyżej, ale przynajmniej ich widziała.
- A Cho rzeczywiście jest w ciąży. Tym razem nie wezmą mnie
na chrzestną, niestety – uśmiechnęła się
do swoich myśli. Pięcioletni syn Harry’ego i Cho, Tobias, jej chrześniak był
jednym z najsłodszych dzieciaków jakie widziała, z tymi swoimi odrobinę
skośnymi, ciemnozielonymi oczami. Lecz oczywiście jej dzieci były piękniejsze.
W końcu dzieci twojego
męża, nie?
Przez chwilę wszystkie trzy siedziały w ciszy.
- Wiesz, cieszę się, że Pansy się pozbierała – odezwała się
nagle Hermiona. Ślub tej ich przyjaciółki miał odbyć się za parę dni.
Dziewczyna, a w zasadzie już kobieta dopiero trzy lata temu poznała mężczyznę z
którym chciała spędzić życie. Choć jej uczucie do Rona było dość krótkie, ona przeżyła
je tak mocno… tak mocno. Ale jej nowy mąż, półkrwi czarodziej pochodzący z
Polski był dla niej idealny. Aleksander Popłakowski (jakkolwiek to się
wymawiało) naprawdę umiał sprawić, że się śmiała, a to wciąż było Pansy
potrzebne.
- Gdyby wyszła za Rona, byłybyśmy teraz siostrami,
uwierzysz? - zapytała jej Ginny. W jej
oczach widoczny był smutek.
Kiedy Hermiona z Draco nabrali znów powietrza płuca,
cieszyła się. Cieszyła się tak długo, aż odkryła, że ciało jej brata wciąż jest
zimne, wciąż sztywne. Zamknęła się wtedy w sobie na pare długich tygodni.
Dopiero kiedy zauważyła, że jest w ciąży z Lisą, wyrwała się z otępienia.
Nauczyła żyć dalej. Pansy przyszło to z większym trudem, choć nie znała go
przecież nawet w połowie tak dobrze. Hermiona nigdy nie zrozumiała dlaczego.
Nikt nie rozumiał tego do końca.
On za wami tęskni,
wiesz?
Przekaż mu, że my za nim też. Rozmawiasz z nim często?
Tak, szczególnie
ostatnio. Gramy razem w szachy.
Ogrywa cię, prawda?
Byłam przy tworzeniu
tej gry, a ten dzieciak wygrywa ze mną jedenastoma ruchami!
Hermiona uśmiechnęła się. Brzmiało to dobrze.
- Cześć, piękna – usłyszała nagle z zza siebie i poczuła
jak czyjeś ciepłe usta delikatnie
muskają jej policzek. Draco. Spojrzała na niego roziskrzonymi oczami, jak zawsze wzdychając w duchu na jego
widok. Nic się nie zmienił od ich czasów w Hogwarcie, jedynie zapuścił nieco
bródkę i przystrzygł włosy.
- Kupiłeś ziemniaki, prawda?
Jej mąż spojrzał na nią spode łba i Hermiona uśmiechnęła się
jeszcze raz. To było życie.
Piękne życie.
A więc to koniec.Ostatnie słowa.Ślepy zaułek.
LUDZIE, PŁAKAĆ MI SIĘ CHCE.
Ale cóż. Okay, czas się jakoś pożegnać, bo w miniaturkach nie jestem dobra więc nie wiem czy je będę wstawiać. Przepraszam za długie przerwy i niedociągnięte wątki. Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy tak długo zostawiali komentarze, te parę osób utrzymało ten blog przy życiu <3
Nie jestem dobra w pożegnaniach.
Jeżeli komuś się podobało... cieszę się, raduje z całego serca. kiedyś jeszcze coś napiszę i prawdopodobnie zrobię w formie bloga. Poinformuję Was wtedy :)
Mam nadzieję, że DO ZOBACZENIA
Wasza, zawsze wasza
Serafino
środa, 13 sierpnia 2014
Rozdział trzydziesty trzeci - Słowa
A zatem... to już prawie koniec. Jeszcze tylko epilog... i pożegnamy się. Czy to nie brzmi smutno? Dla mnie trochę tak. Ale już nie mam kiedy pisać, nie chcę o tym pisać, więc dobrze że już kończę moje opowiadanie. Zaczynało robić się zagmatwane.
Więc oddaję w wasze ręce ostatni rozdział - jak zawsze z nadzieją że wam się spodoba :)
Serafino
PS. Zakładam z przyjaciółką stronę z biżuterią -Divine Handmade - jeszcze nie wstawiłyśmy zdjęć biżuterii, ale serdecznie was zapraszam już teraz i w przyszłości :)
- Nie – głos Hermiony zabrzmiał zdecydowanie, przerywając
białą ciszę,
- Czemu nie? – wciąż spokojnie zapytała Luna.
- Bo masz szansę żeby znów żyć, Luna! - Oczy brązowowłosej zaiskrzyły się z nagłą
wściekłością. Ostatnio często się wściekała. Może powinna coś z tym zrobić? – To nie jest coś co możesz sobie tak o
odrzucić!
- Właśnie to robię, Miono. To moja decyzja. – powiedziała
Luna poważnie.
- Ale… dlaczego? – w oczach brązowowłosej zalśniły łzy.
Otarła je szybkim ruchem zanim zdążyły spłynąć po policzkach. Zyskiwanie,
tracenie, zyskiwanie, tracenie… To było
dla niej za dużo.
- Bo… - Luna przegryzła wargę i spojrzała w bok. Wydawała
się kalkulować coś w głowie. – Tęskniłam za matką tak długo. Tata… mój tata… - spojrzała w drugi
bok. – nie sądzę, żeby długo pożył. A ja nie mam tak wielu przyjaciół, tam, na
górze. Za to naszło mnie takie uczucie, że nie powinnam wracać. Że to było…
zaplanowane? – zmarszczyła blade brwi.
Hermiona poczuła przemożną ochotę walnięcia głową o ścianę.
- Gadasz bzdury – powiedziała z niedowierzaniem. Luna
spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.
- Może. Ale Hermiona, podjęłam decyzję. Zostaję tutaj, a
kiedy przyjdzie tata, przechodzimy razem na drugą stronę. Tak będzie lepiej.
Hermiona poczuła jak coś się w niej gotuje. Mogła złapać
Lunę i wywlec ją za włosy do przejścia do świata żywych, ale czy to by coś
dało? Miała ją zostawić tam nieszczęśliwą. Ale żywą, do cholery? I to Luna
kiedyś chodziła to Ravenclawu, phi! Hermiona tak bardzo chciałaby zrozumieć
dlaczego. Wiedziała, lecz po prostu nie
umiała na to spojrzeć z perspektywy przyjaciółki.
- Nie będzie lepiej – powtórzyła więc tylko głucho.
- Tego nie wiesz.
- Luna! Życie… nie obrączki z cukru! Życie… - spojrzała się
na blondynkę w osłupieniu. Ona chyba oszalała. Nie, ten pomysł z wywlekaniem za
włosy podobał jej się coraz bardziej.
- Wiem – powiedziała
krótko Luna. Wstała z miejsca na którym siedziała i podbiegła do przyjaciółki,
żeby przytulić ją w siostrzanym uścisku. Miała zimne ramiona. – I może tak
naprawdę to głupia decyzja…
- To jest głupia
decyzja – przerwała jej brązowowłosa
- … ale tak już wybrałam i nie mam zamiaru jej zmieniać –
dokończyła Luna.
Ślizgonka westchnęła ciężko. Tak bardzo nie chciała
zostawiać Luny samej, ale… co mogła zrobić? Cholera. Cholera, cholera, cholera.
Otworzyła usta, żeby pokłócić się
jeszcze moment.
- Nie możesz jej zmusić. Jeżeli nie będzie chciała przejść,
wrota jej nie przepuszczą.
O, jeszcze raz cholera.
·
- Widzisz? To tylko… eee, potwierdza moją teorię. – Luna
podskoczyła na równe nogi, znów promienista jak skowronek. Z radością, lecz
także z pewną melancholią spojrzała na kobietę w drzwiach. – Czyli ja was
zostawiam. Powinnam pożegnać się z chłopakami. – Jeszcze raz spojrzała na
Hermionę. - Do zobaczenia kiedyś,
Mionka. Przeżyj dobrze to życie.
- Miło było cię znać Luna – wyszeptała Hermiona patrząc ze
smutkiem na przyjaciółkę niknącą w mroku zimnych korytarzy.
Zostały kilka minut w ciszy. W końcu kobieta jednak
westchnęła i miarowym krokiem podeszła do siedzącej, brązowowłosej dziewczyny. Miękkie
siedzenie zapadło się o kilka centymetrów, kiedy usiadła i westchnęła raz
jeszcze.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć. – stwierdził a rzeczowo
Hekate.
- To by się mijało z ideą ucieczki, nie sądzisz?
- Nie zabroniłabym ci odejść.
Hermiona uniosła powątpiewająco lewą brew.
- Czyli nie wkurzyłabyś się, że opuszczamy twoje królestwo i
łamiemy pewnie jakiś milion zasad?
- Nie. Raczej nie. – Hekate potaknęła pare razy głową jakby
do własnych myśli. – W zasadzie gdybym mogła się mieszać to sama bym wam
pomogła. Lubię cię.
Hermiona spojrzała na kobietę spode łba. Pare miliardów lat
na karku, a czasami zachowuje się jak dziewięciolatka.
- Zatem niereagowanie nie jest jakimś wielkim złamaniem
reguł, ale pomaganie tak? – spytała niedowierzająco, podnosząc tym razem obie
brwi w wyrazie podejrzliwości.
- W zasadzie tak. Przecież równie dobrze mogłam o tym nie
wiedzieć – nagle zmarszczyła swoje ciemne brewki jakby zdała sobie z czegoś
sprawę. – Chociaż… gdyby chodziło o coś w stylu zagłady całego świata to chyba
bym zareagowała, wiesz?
- Nie mówisz – mruknęła Hermiona. Poczuła się…dziwnie. Czy
Hekate naprawdę była ich przyjaciółką? Była taka zmienna.
- Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą powinnaś wiedzieć.
Brązowowłosa spojrzała na kobietę z chłodnym zaciekawieniem.
- Hmm?
- Ron też nie będzie mógł przejść.
Hermiona zaśmiała się krótko i smutno.
- Dobry żart – powiedziała z pobłażliwym uśmiechem.
- Nie żartuję, Hermiono. Czy ty lub Draco cokolwiek tutaj
jedliście?
Ślizgonka poczuła jak zaczyna ogarniać ją chłód. Nie, nie
jedli. W tym świecie nie było czegoś takiego jak głód czy pragnienie. Jedzenie
było inne niż na ziemi – tutaj nie stanowiło pokarmu, lecz ucieleśnienie
łakomstwa.
- Nie – wyszeptała, zastanawiając się, czy jej usta zrobiły
się sinoniebieskie. Przecież było tak zimno…
Tak zimno, że cudem wydawał jej się fakt, że jej krew ciągle płynie.
- A Ron tak. I nigdy już nie wyrwie się z tego świata.
Mógłby iść tylko dalej – Hekate spojrzała gdzieś w dal. Jej oczy zasnuły się
mgłą.
- Czy to nie ty rządzisz tym wszystkim? – spytała Hermiona.
Jej oczy musiały przypominać teraz sopelki lodu, prawda? – Nie możesz… znaleźć
jakiejś klauzuli? Persefona wracała na ziemię.
- Teoretycznie tak. Też była ostatecznie czarownicą. Ale po
pierwsze, nie zjadła całego dania, jak Ron, a po drugie… nikt nie zna całej
historii.
- Jakiej? – Hermiona sprawdziła, czy wciąż miała palce u
nóg. Na filmach odpadały zmarzniętym
ludziom.
- Chociaż Demeter cieszyła się, że jej córka wraca… choć pozwalała porom roku
znów płynąć ich własnym rytmem… Kora nie była szczęśliwa. Część jej została
tutaj. Was prawdopodobnie to nie spotka, nie jesteście związani z tym światem –
dodała szybko, widząc przestraszony wyraz twarzy Hermiony. – Ale on jest. Nigdy
nie odłączy się na dobre. Będzie cieniem dawnego Ronalda.
- Nawet gdyby chciał
przyjąć taką możliwość… Nie może wrócić, prawda? – spytała cicho Hermiona.
- Na wasze nieszczęście, ta klauzula która pozwoliłaby mu
wrócić. Zmieniliśmy trochę prawo po Persefonie. Musiałby zrobić chyba dziurę w
jakimś metaforycznym suficie, żeby wrócić.
Przez chwilę siedziały w ciszy.
- Będziesz jeszcze
wracać na ziemię? Do mnie, do moich potomków?
- Tak. Ale zdecydowałam, że pozostanę obserwatorem. Będę
wzmacniać waszą moc, będę wam radzić i zrobię wszystko, aby twój ród na zawsze
pozostał w szczęściu i dobrobycie. Będę… aniołem stróżem? Tak jakby.
- Dziękuję – rzekła krótko Hermiona i przytuliła się
nieśmiało do przyjaciółki. Dobrze czułą się z myślą, że będzie jeszcze mogła
„spotkać” Hekate.
Ale teraz musiała przeprowadzić bardzo poważną rozmowę z
kimś innym.
·
- Mogę wejść? – spytała się pukając cicho do uchylonych
drzwi komnaty Rona. Rudowłosy leżał na łóżku i czytał jakąś książkę.
- Tak – mruknął niemrawo. Nie patrzył na nią, kiedy przeszła
przez pokój i usiadła na samym skraju łóżka, jak najdalej od niego. Czuła, że
nie jest tu mile widziana.
- Co czytasz? – zapytała, aby przerwać niezręczną ciszę.
- Mity greckie – pokazał jej okładkę, na której
przedstawiona była Atena wyskakująca z głowy Zeusa. Przewrócił stronę –
Pomyślałem, że może powinienem się podszkolić. Wiesz, skoro okazało się że te
rzeczy nie są, aż taką bzdurą – prychnął cicho, a Hermiona poczuła jak ściska
się jej serce. Jak ona miała mu to
powiedzieć?
- Będziesz musiał żyć w tej bzdurze… - wymamrotała cicho pod
nosem . Ron zamrugał w niezrozumieniu.
- Coś mówiłaś? –zapytał, a Hermiona wzięła głęboki oddech. Musiała mu powiedzieć? Otworzyła usta i
właśnie próbowała wydobyć z siebie dźwięk, kiedy Ron machnął lekceważąco ręką i
odłożył mitologię. – Nieważne. Chciałem
z tobą o czymś porozmawiać, Hermiono
- Tak? – westchnęła Hermiona. Taaam ona też musiała z nim
porozmawiać. Cholera, za co? I ciekawe …
Ron przechylił się do niej i pocałował ją.
·
- Za co to było? – wyrwało się brązowowłosej, kiedy w jednej
sekundzie oderwała się od chłopaka. Nie. Nie. Czy on mógł być w niej wciąż
zakochany? Cholera…
- Wciąż cię kocham Hermiono – wyszeptał, zawód bił od niego falami. Sięgnął po ręce
Hermiony i chwycił je mocno. – Zdawało mi się, że nie, zdawało mi się, że czuję
coś do Pansy… ale tak nie jest. Moje serce wciąż bije tylko dla ciebie.
- Ale… - Hermiona poczuła się jak śmieć. W jej sercu nie
było już miejsca dla Rona jak wcześniej, teraz był dla niej bardziej jak brat,
którego nigdy nie miała. A on był w niej zakochany… musiała go zostawić… Jak
ona miała mu to powiedzieć po tym wyznaniu? Serce ścisnęło jej się z bólu. Nie
chciała go tu zostawiać, tak bardzo nie chciała… a to miało być ich jedynym
wyjściem .Nawet gdyby znalazła jakąś jeszcze lukę, nie mogła skazać Rona na
życie jako cień. Chociaż… czy decyzja nie należała do niego? Mogli w końcu
zostać jeszcze trochę, znaleźć inne wyjście… kolejne. – Ron. Nie możesz mnie
kochać.
- Czemu nie? Z powodu Dracona? Nie jest chyba nigdzie
napisane, że dwie osoby nie mogą kochać jednej.
Hermiona posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Nie mówił
poważnie. Musiała to ukrócić.
- Nie możesz mnie kochać, ponieważ nie możesz wrócić z nami
na ziemię – powiedziała więc krótko. – Nie możesz mnie kochać, bo niedługo się
rozstaniemy.
- Wiem – odrzekł jej Ron, spokojnie patrząc na nią spod
grzywy rudych włosów.
- Wiesz? – zdziwiła
się Hermiona.
- Hekate mi powiedziała. Wyjaśniła wszystko. Właśnie dlatego
cię pocałowałem. Chciałem… chciałem, żeby zanim wrócisz na ziemię, żeby paść w
ramiona innego, że ja tu też jestem. Że co prawda dopiero po twojej śmierci,
oby nie szybkiej, ale jeżeli kiedykolwiek Draco przestanie cię kochać, lub ty
jego, ja tu będę dla ciebie.
-Wolałabym, żebyś znalazła sobie nową miłość. Czarodzieje
żyją długo – pociągnęła nosem. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać.
Znowu.
- Teraz nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek mógł przestać
cię kochać – uśmiechnął się krzywo i popatrzył przez okno. Hermiona podążyła za
jego wzrokiem. Szarość. Mgła. Nic ciekawego.
To była monotonia, która czekała go teraz w samotności.
- Wolałabym, abyś o mnie zapomniał – szepnęła cicho, kładąc
mu głowę na ramieniu. Pogłaskał ją po falach jej włosów, miękko, czule. Znajomo i bezpiecznie. Może jej się zdawało, może miała już omamy
słuchowe z tego wszystkiego, ale kiedy lekko przymknęła oczy, zdawało jej się,
że słyszy jak chłopak szepta coś, co brzmiało jak poezja. Ale to było głupie.
Ron nigdy nie znał, nie czytał poezji, domeny mugoli.
- „Precz z moich
oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!...
i serce posłucha,
Precz z mej
pamięci!... nie tego rozkazu
Moja i twoja pamięć
nie posłucha.”[i]
·
Hermiona nie zasnęła na ramieniu Rona. Wstała, pocałowała go
w policzek i wyszła bez słowa. Nie było odpowiednie, aby żegnać się z nim
wylewnie. Oboje wiedzieli, że ona musi odejść.
Więc poszła do ostatniej osoby z którą musiała porozmawiać.
- Draco? – zawołała pchnąwszy ciężkie drzwi do jego komnaty.
Stał tam w oknie, patrząc w dal, przyszykowany do snu. Hermiona przystanęła na
moment. Był… piękny. Za długo nieścinane, srebrne w świetle księżyca włosy
opadały mu miękko na wyprostowany kark. Jego plecy były mocne, proste, umięśnione, ale w taki sposób jak u pływaka
czy atlety, nie przesadzone. Był ubrany tylko w białe, płócienne spodnie,
zwieszające się trochę na jego luźnych biodrach.
- Przegapiliśmy zmierzch. Musimy wyruszyć o świcie. „Wyruszysz nocą, lecz dniem”. – powiedział,
przerywając głuchą ciszę. Hermiona
powoli zaczęła do niego iść. Ostrożnie. Wyglądał jakby się czymś denerwował.
- Więc już wiesz? – spytała, kiedy stała już tylko pare
centymetrów za nim. Westchnął.
- Hekate mi wszystko wyjaśniła. I pożegnałem się z Ronem i
Luną. Spakowałem nam namiot, jakieś ubrania na zmianę i mydło, więcej nie
potrzebujemy. – Mówił krótkimi zdaniami jakby o czymś myślał. - Możemy ruszać wraz z pierwszymi promieniami
słońca.
- Zostało nam do tego jeszcze parę godzin – zauważyła Hermiona.
Draco przekrzywił lekko głowę, tak, że mogła zobaczyć jego profil.
- Zamierzałem je przespać. Podobno to ma być krótka droga,
ale nie chcę tracić tam czasu na sen. – Odwrócił się do niej. – Chcę, żebyśmy
wyszli stąd jak najszybciej. Żebyśmy mogli wrócić do naszych żyć, naszych
przyjaciół. Żebyśmy mogli być razem. Żebyśmy mogli przełamać te wszystkie
głupie tradycje czystej krwi, czy tak ujawnić, że ty też jesteś czystej krwi,
nieważne. Żebym mógł ci się oświadczyć i żebyśmy mogli w spokoju dożyć dni
starości. Żebyśmy…
- Czekakaj – przerwała mu Hermiona z szeroko otwartymi
oczami. Na usta wstąpił jej lekki półuśmiech. – Chciałeś mnie prosić o rękę? –
uśmiechnęła się szerzej, kiedy Draco zrobił wyjątkowo głupią minę. Chyba
żałował tego co powiedział. Hmm, to już
nie było takie cudowne. – Czemu tego nie zrobiłeś?
Odczekał kilka długich sekund.
- Bo jak byłem już pewny, że mnie kochasz, byłaś martwa. A
później tak trochę nie wziąłem tu ze sobą pierścionka.
- Nie oświadczyłeś mi się, bo nie zabrałeś ze sobą
pierścionka? – Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Draco, to
najgłupsza rzecz jaką w życiu słyszałam! ?Na co mi jakiś głupi pierścionek, na
gacie Merlina! Ja nie noszę pierścionków!
Utkwił w niej te swoje szeroko otwarte oczy o szarych
tęczówkach. Zrobił jeden wolny krok. Potem drugi. A potem upadł, dosłownie
upadł na kolana przed nią i wziął jej ręce w swoje.
- Hermiono Jean Granger - wyszeptał, uśmiechając się delikatnie. Ona
także się uśmiechnęła. - Jesteś jedyną
osobą której potrzebuję. Jesteś tą piękną nicią trzymającą mnie przy życiu.
Jesteś tym, co chcę widzieć każdego dnia budząc się i zasypiając. Chcę żebyś była
tą kobietą, która będzie matką moich dzieci.
Tak naprawdę nie mam ci sam nic do zaoferowania poza moją miłością, ale
przysięgam, jeżeli zgodzisz się być moją żoną, będę ci dawał tyle miłości ile
tylko zapragniesz. Hermiono, czy zgodzisz na to? Wyjdziesz za mnie?
- Tak – szepnęła, równie cicho jak on, a wtedy wstał, porwał
ją w ramiona i zaczął całować w usta, w czubek nosa, w policzek, w szyję, a
Hermiona poczuła się tak.. właściwie. Z nadzieją w sercu i duszy.
Oparła głowę na piersi Dracona i pozwoliła sobie zamknąć
oczy.
sobota, 28 czerwca 2014
Rozdział trzydziesty drugi - Szlaki
Całuski! Parę rozdziałów do końca zaczyna mi wracać wena, choć chyba mi tak ładnie i tak nie spływają słowa na elektroniczny papier Worda. Może to te wakacje? Właśnie, jak u was z ocenkami? Podtrzymałam tradycję, zdobyłam pasek. Mam nadzieję, że u was tak samo dobrze! Ale, nie przedłużam i życzę miłego czytania!
Na zawsze wasza
Serafino
Hermiona
poczuła, jakby wszystko wokół niej zwolniło.
- Nie –
wyszeptała na bezdechu zmartwiałymi ustami. Ogarnął ją chłód.
- Och,
Hermiono, to ty! Tak bardzo się cieszę, nie masz pojęcia jak…
- Co ty tu
robisz? – Hermiona okręciła się i stanęła twarzą do właścicielki głosu.
Stała teraz
przed nią dziewczyna. Blondynka, o wielkich, niebieskich oczach, spłoszonym
uśmiechu i białawych, chudych rękach. Wyglądała krucho w zwiewnej sukience z niebieskiego jedwabiu, która
podkreślała jej oczy. Był tak dziecinna i bezbronna, kiedy tam stała… Hermionie
znów ścisnęło się serce.
- Mieszkam?
– spytała niepewnie Luna. Zmarszczyła jasne brewki. A Hermiona poczuła że to
wszystko ją przerasta i zachciało jej
się płakać. Tylko płakać.
·
- Ale…
dlaczego? - zapytała wciąż smutna
brązowowłosa, kiedy Draco zaprowadził je pośpiesznie do komnaty Hermiony po tym
jak obu dziewczynom zaczęły cieknąć łzy z oczu. Bo Ślizgonka się nie cieszyła,
a skąd. Wiedziała, że śmierć przyjaciółki była po części jej winą. Nie
opłakiwała jej wcześniej, nie chciała uwierzyć w słowa gazety. A teraz to poczucie winy, smutek, żal,
uderzyły w nią jak fala, kiedy spojrzała w pełne niewinności oczy młodszej od
siebie dziewczyny. Rozpadała się. Co jeśli to przeważy szalę, co jeśli nie
będzie umiała sobie z tym poradzić?
- Tu jest
moja mama – Luna wzruszyła kościstymi ramionami. Uśmiechnęła się łagodnie do
Hermiony. – Pewnie to będzie jakaś profanacja, ale pod pewnymi względami cieszę
się, że umarłam. Miło jest być znowu
blisko niej.
- Masz
rację. Nie powinnaś tak mówić - Hermiona przycisnęła ciasno nogi i objęła je
ramionami. W tej pozycji czuła się bezpiecznie. Chociaż…
Wzięła
głęboki wdech. Najpierw jeden, potem drugi…
- Gdzie ona
jest teraz? Twoja mama?
- W jednej z
tych wielkich sypialni, podlewa swoją grządkę
Ogryzków Wybucholubiących – Hermiona nie miała pojęcia co to jest. Miała
nadzieję, że nie widać tego na jej twarzy. – Czekała na mnie przez te wszystkie
lata, wiesz? Byłam jej niedokończoną sprawą. – Popatrzyła z zamyśloną miną na
szare równiny za oknem. – Tu jest wiele takich ludzi, czekających na innych
ludzi. Przyjaciół, ojców, kochanków… Ja
poczekałam na ciebie. – Znów zwróciła wzrok na Hermionę. Jej oczy byłe pełne
zamyślenia i tęsknoty za… czymś.
- Na mnie –
powtórzyła głucho Hermiona. Wiedziała, że zasługuje na karę, ale po prawdzie
nie podejrzewała, że dobroduszna Luna zechce jej ją wymierzyć. – Co chcesz ze
mną zrobić? Przyjmę każdą karę.
- Karę? –
zdziwiła się blondynka. Zmarszczyła brwi. – Nie, co? Dlaczego miałabym cię
karać?
- Wpędziłam
cię tutaj – Hermiona zamachała rękami na otaczający je pokój. – Twoja śmierć
była moja winą… moją bardzo wielką winą. -
spuściła głowę. Tak, czuła się z tym źle.
Luna
spojrzała na nią w osłupieniu, nietypowym dla byłej Krukonki.
- Hermiona.
Czy ty się prosiłaś o starożytną czarownicę mieszkającą w twojej głowie, kiedy
byłaś żywa? – spytała.
- Nie. –
mruknęła Hermiona, patrząc w bok.
- Czy
prosiłaś się o inną starożytną czarownicę próbującą cię zabić.
- Nie, ale…
- A może o opętanie przyjaciela przez tę
czarownicę?
- Nie! –
wykrzyknęła zestresowana Ślizgonka. – Ale gdybym zrozumiała szybciej,
zareagowała prędzej, nie doszłoby do tego. A tak? Zniszczyłam nam życie! –
poczuła jak słone łzy znów spływają jej po policzkach. Jedna, druga…
- Skąd
wiesz, że poszłoby lepiej? – spytała spokojnie blondynka. – Po tych wszystkich
latach ciągle robisz ten sam błąd, Herm. Zamykasz umysł. Myślisz, że istnieje
tylko czerń i biel. Że można żyć lub nie żyć, chcieć lub nie chcieć. Myślisz, że teraz, jak rozmawiamy, nie żyjemy.
- Nie, nie
żyjemy. Nasze ciała leżą bez ruchu gdzieś nad nami – burknęła Hermiona.
- A ja
czuję, że żyjemy. Nadal wszystko słyszymy, czujemy. – uśmiechnęła się. –
Naprawdę umrzemy dopiero wtedy, kiedy stracimy swoją osobowość i zdolność
odczuwania.
- To
poetycka i bardzo naiwna myśl – westchnęła Ślizgonka.
- Ale
chciałabyś, żeby okazała się prawdą.
Hermiona
podniosła wzrok. Luna patrzyła się na nią jak siostra, której nigdy nie miała.
Ze… zrozumieniem?
- Chciałabym
–szepnęła więc.
·
- Oszaleję
tutaj – powiedziała głośno Ginn, kiedy po raz kolejny zaczęła okrążać
bibliotekę w domu Malfoy’ów. – Powinni już wrócić pare dni temu!
- Może mają
jakieś problemy – powiedział nieobecnym głosem Blaise, siedzący w pozycji
lotosu przed kominkiem i czytający Opowieść
o dwóch miastach. W ostatnich dniach zainteresował się literaturą mugolską.
Teraz podniósł głowę, wyrwany ze świata książki. – Pansy już poszła spać?
- Tak. Ale
pomyśl, Blaise. Skoro są jakieś problemy, to musi znaczyć, że nasz plan nie
wypalił. A planu B, jakbyś nie zauważył. – skończyła zdenerwowanym głosem.
Blaise
odłożył książkę i spojrzał na nią z czułością w spojrzeniu, przechylając głowę.
Ginny poczuła, że się rumieni, co było zupełnie nie na miejscu. Całowała się z
nim i więcej, a mimo to jego wzrok wciąż przyprawiał ją o to dziwne uczucie.
- Choć tutaj
– powiedział po chwili. Ginny spełniła tę prośbę, podchodząc do niego małymi
kroczkami. Jego twarz miała w sobie jakieś światło, znajome, które zawsze ją
przyciągało. Teraz usiadła tuż koło niego i położyła głowę na jego podołku.
Zaczął gładzić ją po włosach i napiętej szyi, pewnie i lekko.
- Martwię
się – wyszeptała, patrząc na dogasający kominek. Burza świstała gdzieś za
oknem. – To nasi przyjaciele, Blaise.
- Myślisz,
że tego nie wiem? – on także szeptał, kiedy bawił się jej kosmykami. Miął
ciepły oddech pachnący wanilią i czekoladą. – Myślisz, że nie czuję, że
oszaleję, kiedy myślę, że nie ma ich tutaj?
- Nie
wyglądasz na szczególnie zmartwionego.
- Bo im to
nie pomoże. A ja mam własne problemy. – Jego głos był głuchy. Ginny zmarszczyła
brwi i przekręciła głowę, żeby spojrzeć na jego twarz. Malowało się na niej
zmartwienie.
- Które? –
zapytała, wciąż cicho.
- To, że
będę musiał oznajmić mojej matce, że zamierzam poślubić kobietę z rodziny,
której ona szczerze nie cierpi – Zrobił śmieszną minę. – Chyba będę musiał
doprawić czymś Ognistą Whisky zanim to zrobię.
- Nie
oświadczyłeś mi się jeszcze – Ginny uśmiechnęła się. – Nie wiesz, czy się
zgodzę.
- A kto mówi
o tobie? – zaśmiał się krótko, jak pies. Był potem przez chwilę cicho. - A zgodziłabyś się? – zapytał w końcu.
- Chyba
zależy od tego jak byś to zaproponował – Ginny uśmiechnęła się jadowicie. On w
odpowiedzi zmrużył oczy, i nagle, nie wiadomo jak, była już na nogach, jego ręce
wciąż na jej biodrach, a on sam klęczący na jednym kolanie.
- Hej! Czy
ja ci pozwoliłam się tak podnosić? – spytała z cieniem śmiechu w głosie. W
zasadzie to nie podejrzewała, że on jest
na tyle silny, żeby ją podnieść, samemu siedząc. Może i była niska, ale nie
ważyła tyle co piórko.
- Chyba powinnaś się nauczyć, że ja nie pytam o pozwolenie,
moja droga – powiedział z cichym śmiechem, lecz zaraz potem spoważniał. Ginny
spojrzała na jego skupioną twarz i poczuła błysk strachu, ekscytacji. On chyba
nie..?
- Ginewro Molly Weasley
- zaczął uroczystym głosem, biorąc jej dłonie w swe dłonie. – Pare
tygodni temu zakochałem się w tobie. Pare tygodni temu zmieniłem się z tego
powodu na dobre. Kochanie ciebie zmieniło mnie. Prawdopodobnie brzmię teraz jak
palant, ale w jakiś cudowny sposób nie dbam o to. Ale to bezcelowe, więc
przejdę do sedna. Ginny Weasley, czy chciałabyś stać się Ginny Zabini?
Ginny poczuła jak jej serce zaczyna galopować. On nie
żartował. On naprawdę chciał ją poślubić i spędzić z nią życie, pomimo tych
wszystkich kontaktów i układów.
On… musiał ją kochać.
- Powinieneś wsadzić tam więcej głupich, słodkich
słówek - powiedziała ze słabym,
niedowierzającym uśmieszkiem, czując jak szczęście powoli podchodzi od żołądka
coraz wyżej i rozprzestrzenia się po całym ciele – ale myślę, że mogę się
zgodzić – skończyła już z większym uśmiechem.
Zobaczyła jak jego oczy rozszerzają się w niedowierzeniu.
Skoczył na nogi i pocałował ją; słodko, delikatnie, ale on nie chciała tej
delikatności. Przyciągnęła go bliżej, tak, że ich ciał nie dzielił nawet
milimetr i wplotła palce w przydługie włosy wijące się na jego karku. Jego ręce
przesuwały się po jej ramionach, plecach, talii, udach, a ona czuła, że to nie dość, że to jej nie
wystarcza. Zaczęła całować go tak, jak nigdy nie całowała żadnego mężczyzny i
kiedy oboje upadli na miękki dywan koło kominka, pozwoliła, żeby pochłonął ją
ogień.
·
- Więc pozwól mi
sobie pomóc – powiedziała z dziwną desperacją w głosie Luna i znów się
uśmiechnęła. – I przyjmij to - wyciągnęła rękę.
Na jej dłoni leżał ciasno zrolowany, owinięty czerwoną
wstążeczką, nieduży kawałek pergaminu.
Nie wyglądał jakoś specjalnie.
- Co to? – Hermiona zmarszczyła brwi, biorąc karteczkę.
Pergamin był kruchy, jakby przeleżał w zapomnieniu wiele lat i mógł się rozpaść
w każdej sekundzie.
- Znasz pewnie mity greckie? – spytała Luna. Hermiona
pokiwała głową. – Cóż, od kiedy moja mama tu trafiła, nie siedziała bezczynnie.
Mówiłam ci, że była z niej bystra czarownica. Więc kiedy usłyszała, że gdzieś,
jak w każdym potężnym czarze jest luka, postanowiła znaleźć wyjcie. Dla mnie,
ale…
- Czekaj, gubię się. W jakim czarze? – spytała brązowowłosa.
- Mam na myśli czar, który stworzył to miejsce. Przecież nie
zawsze tu było, na początku było samo piekło i niebo, żadnej poczekalni. Stworzyła je ta sama czarownica, przez którą
wszystko się zaczęło – Hekate.
- I która teraz mnie unika – mruknęła Hermiona tak, jakby
właśnie zdała sobie z tego sprawę.
- No i musi być sposób na odczynie zaklęcia, prawda? W tym
wypadku jest to ścieżka. Trudna ścieżka, pełna niebezpieczeństw, bla, bla,
bla, ale już ktoś ją kiedyś przeszedł.
- Orfeusz – szepnęła Hermiona. Ona wiedziała. Kiedy
opowiadała Hekate ten mit, ona cały czas wiedziała i nic nie powiedziała.
Zdrada boli.
- Więc znalazła tę mapę i teraz dała ją mi. Ona już nie może
wrócić, ponieważ jej ciało się rozpadło podczas wybuchu w którym zginęła, ale moje
jest zakonserwowane czarami. Tak samo jak wasze.
Hermiona ledwo ją słuchała.
- Mogę to otworzyć? – spytała.
- Pewnie. W końcu jest dla ciebie. Czytałam to już, ale
tylko mapę w miarę rozumiem. Reszta jest zapisana runami, a ja na starożytne
runy nie chodziłam. No i nie możemy tego pokazać nikomu innemu, więc zostajesz
tylko ty. – mówiła Luna, kiedy Hermiona odwiązywała delikatnie wstążeczkę. Mapa
natychmiast rozwinęła się, w jednej chwili cała płaska, zamiast zawijanej na
końcach. Całą była pomalowana czarnym atramentem. Zaczynała się w lewym dolnym rogu. Był tam
rysunek, przedstawiający wielki zamek z
wieżami rodem z baśni tysiąca i jednej nocy. Obmywały go fale morza ciągnącego
się do wielkiego pasma gór z śnieżnymi czapami na wierzchołkach. Stamtąd znów
wypływała woda, tyle, że tym razem w formie rzeki. Była na niej maleńka łódka z
żaglem w kształcie liścia, która wpływała do wielkiej paszczy najeżonej zębami.[i]
To akurat nie wyglądało zachęcająco. Hermiona przeniosła wzrok na
runy po prawej stronie i zachłysnęła się łatwością tego tekstu.
- Przeczytam bez tych głupich rymów, okay[ii]?
– powiedziała, podnosząc podekscytowany głos na Lunę. Dziewczyna pokiwała
głową, zaciekawiona. Brązowowłosa wzięła głęboki oddech, czując jak jej
wnętrzności zaciskają się ze szczęścia.
- Ścieżka będzie prosta, a kręta
Twoje nogi podążą za spojrzeniem
Wyruszysz nocą, lecz dniem
Przejdziesz suchą nogą szare morze
Wespniesz się w dół zimnych gór
Las poprowadzi cię po rzece
Pochłonie cię zimny, ciemny stwór
Narodzisz się śmiercią
Ufając sercu
Luna spojrzała na nią roziskrzonymi oczami.
-Merlinie, teraz to
takie proste! Dziecinna zagadka! Będziecie mogli stąd wyjść tak łatwo, tak łatwo! Jak się mama dowie, będzie przeszczęśliwa! I…
- Luna. Luna, czekaj. - Hermiona zmarszczyła brwi w
niezrozumieniu. – Jak to my?
- Och, nie wspomniałam? – Blondynka przegryzła wargę. – Nie idę
z wami, Hermiono. Zostaję tutaj, żeby przejść z mamą na drugą stronę. Już nie wrócę do świata żywych.
niedziela, 8 czerwca 2014
Rozdział trzydziesty pierwszy - trzecia szansa
Witajcie dziewczyny, chłopaki! Trzydziesty pierwszy rozdział, a wraz z nim - trochę informacji ode mnie.WAŻNYCH!!!
Postanowiłam mimo wszystko skończyć z Dramione, ale... nie skończyć z pisaniem i blogami. Będę dalej pisać fantazy, ale nie fanfiction, bo to mi po prawdzie już nie pasuje. Trudno mi pisać o uczuciach osoby, której sama nie stworzyłam.Co powiecie na Nefilim? :) Mam już zaczęte nawet. Mam nadzieję, że z tym będę pisać szybciej, ładniej, przede wszystkim - ciekawiej.
Cały ten blog złoże w jeden dokument i wrzucę na chomikuja w pdf'ie i mobi na e-booki.
Będziecie czytać? :)
Wasza
Serafino
Są chwile, w
których twoje zamiera. Nagle staje, odmawia posłuszeństwa i przestaje bić.
Każdy mógłby powiedzieć, że choć raz tego doświadczył, bo to, choć nietypowe,
dzieje się co chwila. Pierwsza miłość, ptak przelatujący przed oczami, brak
schodka pod stopami, kiedy myślisz, że on tam jest.
Ale czasem
przerywa bicie z powodu wiadomości, która zmienia twoje życie. Luz, blues i
muzyczka – bum bum, bum…, …, bum bum - następuje tragedia.
To było
wszystko, co Hermiona myślała, kiedy dowiedziała się, że Morgana zginie już za
parę chwil. Czuła zawiść, złość, nienawiść i to przez cały czas, ale kiedy ta
wiadomość do niej dotarła, zniknęły. Pustka… czuła pustkę. Jak opisać to
uczucie, kiedy wiesz, że do tego, aby twoje życie mogło znów być twoim życiem
potrzeba czyjejś śmierci?
- Należy się
suce – powiedziała jednak jadowicie. Jad poczuła drugi.
Draco
spojrzał jej w oczy. Odbijały się w nich te same emocje, które goniły dookoła
głowy Hermiony i para pewnych wojowniczo zmrużonych, brązowych oczu.
- Myślałem,
że wyznajesz zasadę przebaczać i
zapominać – powiedział twardo z nutką zdziwienia w głosie. – I że nie
przeklinasz – dodał.
- Ona - stuknęła go palcem w szeroką pierś –
mnie zabiła. Nigdy nie przebaczę i nigdy nie zapomnę. – Obróciła się lekko na
pięcie i wyszła z pokoju powiewając grzywą brązowych loków. Stukot jej obcas
dobrze było słychać na marmurowych posadzkach.
Młodzi
mężczyźni spojrzeli na siebie zdziwieni. Ron wzruszył ramionami.
- Na mnie
nie patrz. Kiedyś była miła.
·
Hermionę
dogonili na schodach prowadzących do lochów. Były one równie wystawne i bogato
zdobione co reszta pałacu: były tam bazaltowe poręcze, bogate malowidła na
ścianach, kryształowe żyrandole zawieszone na suficie. Jednak nawet to nie
mogło odegnać nieprzyjemnego zapachu wilgoci płynącego z podziemi.
Zbiegli po
szerokich schodach do lochów, wyglądających… dość odpychająco. W
przeciwieństwie do schodów, wyglądały zupełnie adekwatnie. Wręcz ociekające
wilgocią, pokryte grzybem ściany z ciosanego kamienia, pochodnie w uchwytach z
czaszek i pełno dziur w podłodze. Oprócz tego oczywiście zakratowane, puste
cele w grubych ścianach.
Tylko jedna
była zapełniona. Na środku celi, rozparta na dywaniku w orientalne wzory, w
pozycji lotosu siedziała Morgana.
Wyglądała na
całkowicie spokojną i wyciszoną. Medytowała chyba. Na jej krwistoczerwonych
wargach pojawił się delikatny uśmieszek, kiedy otworzyła swoje białe oczy i
ujrzała trójkę czarodziei.
- Dziwnie
ujrzeć was w takim składzie – powiedziała cicho. – Kiedy w gazetach pisali o
chłopcu, który przeżył, była brązowowłosa, rudy i brunet. Teraz jest mądrala,
ofiara i… śmierciożerca.
- Co chcesz
osiągnąć, Morgano? –spytała się Hermiona, podchodząc do celi i siadając po
turecku przed kratami. Dwoje młodych mężczyzn ustawiło się za jej plecami z
założonymi rękami. – Złośliwość nie ma wielkiego sensu w obliczu śmierci.
- Nie. Nie
ma. Ale ja was nie lubię – westchnęła, lecz zaraz uśmiechnęła się szeroko
płomiennowłosa. Wstała i pstryknęła palcami. W jakiś dziwny sposób jej ubrania
zaczęły zwijać się, kurczyć, rozciągać, aż bogato zdobiona toga zniknęła,
zastąpiona przez jakąś dziwną suknie. Miała zielony, płaski, wypierający biust
do góry gorset w delikatne, złote esy-floresy, ciemnozłotą spódnicę przetykaną
jadeitowymi nitkami oraz rozszerzające się na końcach rękawy, przechodzące od
ciemnej zieleni do brązowo-żółtego odcieniu złota. Na dość drapieżnie wyciętym
dekolcie miała zdobiną onyksami kolię, a na misternie upiętych włosach coś
pośredniego między tiarą księżniczki, a czepkiem.
- W
krynolinie trochę trudno im cię będzie wsadzić do grobu – zakpiła Hermiona.
- To jest
fortugał, dziecko – spojrzała na nią z wyższością Morgana. - Podobną suknię
miała na sobie Anna Boleyn w chwili ścięcia. Nie uważasz, że pasuje w takim
razie do sytuacji?
- Ja nawet
nie wiem kim była Anna Boleyn – wymamrotała Hermiona. Nie lubiła nie wiedzieć
nawet najmniej znanych faktów, a Morgana patrzyła się na nią teraz z jadem w
oczach wyraźnie dającym do zrozumienia, że powinna to wiedzieć.
- Anna
Boleyn była czarownicą i żoną Henryka VIII, najokrutniejszego z królów Anglii.
Została niesłusznie oskarżona o zdradę stanu i inne takie. – Hermiona spojrzała
się na niego szeroko otwartymi oczami.
On wiedział coś, co ona nie? Napotykając jej spojrzenie, wykonał gest
przypominający wzruszenie ramion połączony z machaniem rękami. – Jej portret
wisi w Hogwarcie.
- Lubię tego
chłopaka –Morgana spojrzała na niego z aprobatą w oczach i wygładziła na
spódnicy nieistniejącą zmarszczkę. –Ale do rzeczy. Pytasz mnie co chcę przez to
wszystko osiągnąć. Odpowiedz: Chcę wiele, lecz nie mogę nic. Sama, ale w tym
okrutnym świecie nikt mi nie pomoże.
- Nazywasz
to okrutnym światem? – Hermiona uniosła wysoko prawą brew. – Ty także
sprawiłaś, że on taki jest.
- Byłam
okrutna, bo świat był dla mnie okrutny. Oculum pro oculo, dentem pro dente.
- Qui gladio ferit, gladio perit.[i]
– Draco zaśmiał się, kiedy te słowa
opuściły usta dziewczyny. - To też mówi
o sprawiedliwości, Morgano. Czy to także ci się podoba?
Kobieta spojrzała na nią z
politowaniem, jakoś widocznym w mlecznych oczach.
- Myślisz, że wiesz dużo. Myślisz, że
znasz świat –powiedziała zduszonym głosem. – Ale ty nie wiesz nic. Twoja mała
wiedza oparta na namiastce inteligencji, jaką wy już nazywacie geniuszem, jest
prochem w porównaniu z moją wiedzą, niczym wobec wielkości Jedynego. I żal mi
cię. Tacy jak ty nie uznają sił większych od siebie, są zaślepieni dumą i ślepo
prą naprzód.
- Może to dobrze? – odezwał się nagle
Ron. Morgana obróciła się do niego wężowym ruchem, a fałdy jej sukni
załopotały.
- Niby dlaczego? –syknęła.
-Bo.. nie poddają się. Próbują nawet
jak upadają – spojrzał jakoś dziwnie na Hermionę. Zmarszczyła brwi. Czy on naprawdę miał to na
myśli Naprawdę myślał, że ona jest… taka? – Nie dają się stłamsić.
Morgana spojrzała się na niego w zamyśleniu.
Później lekko pokręciła głową.
- Z niektórymi rzeczami po prostu
trzeba się pogodzić, młody chłopaku. Niektóre rzeczy po prostu za nic nie dadzą
się przejść. Są ironią losu, bo przecież ironią losu jest wiedza o tym jak
wyjść z tego cholernego królestwa i kompletny brak pomysłu jak wyjść z tej…
- Wiesz jak stąd wyjść? – zawołali
równocześnie Draco i Hermiona, oboje z szeroko otwartymi oczami.
·
- Wiem –
powiedziała ze spokojem Morgana, znów przybierając na usta tajemniczy uśmieszek.
Gdzieś w
górze rozległy się kroki i Hermiona zrozumiała, że musi się śpieszyć.
- Jak? Jak
można się stąd wydostać? - zapytała,
przypadając w jednej chwili do krat. Pogodziła się już z tym, że zostanie tu na
zawsze, ale jeżeli istniał sposób, jeżeli jakaś nadzieja wciąż była…
- Dlaczego
miałabym się tym z tobą dzielić? –spytała całkowicie poważna Morgana.
- Ponieważ
zmażesz w ten sposób choć część swoich win i będziesz miała czystsze serce
podczas Sądu Ostatecznego?
Morgana
zdawała się rozważać propozycję.
- Nie –
potrząsnęła w końcu głową. Hermiona poczuła jak gniew znów wypełnia jej serce.
Zacisnęła mocniej ręce na kratach, tak mocno, że zza jej paznokci popłynęła
krew, choć ona wcale tego nie zauważyła.
- Po
pierwsze to jak już pewnie wspomniałam, nie lubię cię. Po drugie, nie
zaoferowałaś mi nic naprawdę godnego uwagi – powiedziała spokojnie, co jeszcze
bardziej rozwścieczyło Ślizgonkę. Morgana była mądra, naprawdę sprytna, jednak
serce miała czarne. Zabijała bez wahania i nie czuła potrzeby, żeby dzielić się ze światem jej mocą i
mądrością. Och, tacy ludzie naprawdę ją wkurzali.
- Co byś
więc chciała, żmijo? – wykrztusiła przez zaciśnięte zęby.
-Umowy.
Umowy, że jeżeli powiem wam pewną drogę do waszych ciał, ty oddasz mi miejsce w
duszy twojego pierwszego dziecka. Nie będę wpływać na jego decyzję, lecz będę
tylko obserwatorem. – Choć nadal dalekie, kroki zrobiły się głośniejsze i
Morgana przysunęła się także do krat. Była znacznie wyższa od Hermiony, ale
brązowowłosa z łatwością mogła zobaczyć błyski w jej oczach. – Moja magia
będzie je wspierać. Moja mądrość będzie pomagać dokonywać mu trafnych wyborów.
Moje…
- Nie. Dosyć
tych bzdur – Draco nagle wystąpił o krok do przodu, a w jego głosie można było
usłyszeć furię. Hermiona z niepokojem
poszukała jego ręki, a kiedy znalazła, mocno uścisnęła. To, co mówiła
Morgana, było chore. Czy ona naprawdę myślała, że skarze swoje dziecko na
takiego samego pasażera w ciele, jakim kiedyś była dla niej Hekate? – Nie masz
po co tracić śliny. Nigdy się na to nie zgodzimy.
- Wy? –
Morgana kpiarsko uniosła prawą brew. – Jej się pytam.
- W moich
planach jest, aby to dziecko było także moim dzieckiem, więc chyba mam prawo
głosu – powiedział, a jego głos był pewny. Uścisnął lekko palce Hermiony, a ona
poczuła ciepło rozlewające się w jej klatce piersiowej. Co prawda nie zapytał
się jej jeszcze o nic, a za to wyskakiwanie z dzieckiem miała mu potem zamiar
spuścić porządne manto, ale wiedza, że kocha ją na tyle, żeby chcieć mieć z nią
dzieci była dobra, naprawdę dobra. Zresztą, to było też w jej planach. I też
nie miała zamiaru oddawać dziecka Morganie jak jakiemuś Titelituremu.
- Nie.
Zwariowałaś? – spytała się Morgany z szeroko otwartymi oczami. – Nie
przehandluję mojego życia na życie mojego dziecka.
-No to tu zostajesz.
- I dobrze
- młoda dziewczyna otwarła oczy jeszcze
szerzej. –Nie rozumiem cię, Morgano.
Może i jesteś mądrzejsza i starsza od nas wszystkich, może tak, ale ty po
prostu…
- Hermiona –
powiedział ostrzegawczo Ron, oglądając
się z niepokojem przez ramię na
zbliżające się w korytarzu cienie, jednak dziewczyna mówiła dalej, wzburzona
słusznym gniewem i niepokojem.
-… nie
rozumiesz miłości! Znam twoją historię, Morgano. Czy skazałabyś miłość swojego
życia na taki los? Czy pozwoliłabyś, żeby osoba, która cię zabiła, mieszkała w jej
głowie? To chore! – wykrzyknęła.
- Nic nie
wiesz o miłości! – wysyczała Morgana, uderzając otwartą dłonią w stalowe kraty,
a końcówki jej włosów uniosły się lekko w powietrze.
Powiało od niej gorące powietrze. – Myślisz, że coś o tym wiesz! A nie,
dzieciaku, nie wiesz! I nie próbuj tego
porównywać! Co ma w sobie lepszego jedna, krótko żyjąca dusza w porównaniu z
oceanem wieczności, mądrości!?
Hermiona
poczuła jak wszystkie mięsnie w jej ciele tężeją, a obca ręka przesuwa ją na
bok.
- Ma w sobie
więcej miłości – wyszeptała i patrzyła jak umundurowany, milczący strażnik
zabiera nagle znów skamieniałą Morganę ku jej przeznaczeniu.
·
- …
niniejszym uznaję się oskarżoną za winną, a wyrok śmierci poprzez ścięcie głowy
mieczem natchniętym mocą Boską. Wyrok zobowiązany jest do wypełnienia go
natychmiastowo.
To był
krótki proces. Formalności.
- Już drugi
raz mieliśmy nadzieję i już drugi raz zawiodła – szepnęła Hermiona do stojącego
obok niej Dracona obserwując jak Morgana idzie wyniosłym krokiem na
podwyższenie, gdzie czeka kolejny milczący strażnik dzierżący u pasa biały jak
mleko miecz.
- Do trzech
razy sztuka – odszepnął blondwłosy chłopak, ale w jego głosie słychać już było
zrezygnowanie. Do Hermiony wróciło poczucie winy. To przez nią się tu znalazł.
- Draco, ja… - zaczęła mówić, ale on już jej nie słuchał. Patrzył
się z uwagą na podwyższenie, gdzie Morgana właśnie kładła głowę. Podniosła
wzrok dokładnie w chwili, kiedy Hermiona zwróciła na nią spojrzenie.
O
uśmiechnęła się do niej kpiąco.
Suka jedna.
A później
jej głowa potoczyła się w dół po uprzednio przygotowanej słomie.
W
brązowowłosej coś się uśmiechnęło, w samym jej sercu.
- Herm? –
usłyszała zza pleców.
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział trzydziesty - Jest cienka linia między miłością, a nienawiścią.
Wraca córa marnotrawna!
Buźka, kochani. Dużo czasu minęło od ostatniego posta i czuję się z tym źle jako cholera. Ale cóż - tęskniliście? Anyway, pewnie was ciekawi inna kwestia. Tak, zostaję. Dociągnę to do końca, napiszę następny i jeszcze potem następny blog ( a później zyskam światową sławę ). Więc... Gimnazjalistom jeszcze życzę na jutro szczęścia, a wam radości z rozdziału!
Serafino
Ps. Ogląda ktoś Supernatural? Jak tak, wolicie Sama, czy Deana? U mnie zdecydowanie team Dean <4
Hermiona w życiu by tego teraz nie
przyznała, ale czuła się głupio.
Była wysmarowana jakąś dziwną
mazią od czubka głowy do małych palców u stóp i stała w jakimś wielkim kółku z
odrobinę niepokojącym pentagramem, znajdowała się w pałacu królowej świata umarłych
i musiała uważać, żeby nie zobaczyła ich żadna ważna persona… Bóg, na przykład.
- Dobra. Teraz
czytamy jakieś tajemne, łacińskie formuły, aby nas… wróciło? – spytał
się Ron. Stał parę metrów od niej, a jego pomarańczowe włosy wyjątkowo
niekorzystnie kontrastowały się z czerwoną mazią.
- Nie. Teraz mamy się teleportować
– Draco przewrócił oczami i rzuciła
Hermionie spojrzenie mówiące „On tak zawsze?”. Dziewczyna pokręciła na niego
głową z przyganą, ale jej spojrzenie pozostało czułe. Niedługo wrócą, wszystko
się ułoży… Będą żyć długo i szczęśliwie. Tak?
Tak.
- A więc widzimy się na górze? –
spytał się Dracon. Hermiona pomyślała, że wygląda prawie tak radośnie jak ona
się czuje. Oczy pałały mu blaskiem, cieszył się jak dziecko przed gwiazdką.
- Na górze – wyszeptała Hermiona,
zamykając oczy. Ostatnią rzeczą jaką widziała, zanim czerń pochłonęła jej
wzrok, był on.
A potem się teleportowała.
·
Na początku
było normalnie. Ssanie w żołądku, jakby lekki kac – zawsze tak się działo
podczas teleportacji. Uczucie przenoszenia, przeciskania, wiru.
Lecz nagle
wszystko zaczęło się walić.
Hermiona
poczuła jak całe jej ciało drży, najpierw słabo, w następnej sekundzie
mocniej. Uderzyła w niewidzialną ścianę,
jedną, drugą. Przed oczami zaczęły tańczyć jej kolorowe plamy.
I wszystko się
skończyło. Leżała na czymś twardym i rozpaczliwie próbowała złapać powietrze,
które umknęło gdzieś podczas upadku.
- Hermiona! – usłyszała gdzieś z
boku zduszony głos, ale nie przejęła się nim. Lepiej były wpatrywać się w
znajomy sufit. Coś jej przypominał… salę balową? Bibliotekę? Merlinie, udało
się! Była w bibliotece Malfoy’ów, patrzyła na te samo co kiedyś kremowe
sklepienie. Tylko dlaczego było tu tak zimno jak w lochu? Przecież tu był
kominek.
Pochylili się nad nią dwaj chłopacy.
Jeden o włosach koloru zbliżonego do écru, drugi z kudłami jak marchewki.
Wyglądali na zaniepokojonych.
- Dobrze być w domu, co? - spytała się cicho. I zemdlała.
·
- Jak to nie udało się? – Hermiona
wyprostowała się na szerokim otomanie. Co ten Ron gadał? Dlaczego znajdowała
się wciąż w swoim pokoju w Kranie zmarłych?
- Herm. Po prostu. Nie udało się ,
więc leż jeszcze – pchnął ją delikatnie z powrotem na miękkie poduszki,
zaciskając szczękę. – Raz już zemdlałaś, a ja odpowiadam za to, żebyś nie zrobiła
tego znowu do powrotu Draco.
- Świetnie - z miną naburmuszonego dziecka umościła się
wygodniej na wypchanych pierzem poduszkach. – Ale widziałam sufit. Taki jest w
bibliotece Malfoy’ów.
- Widziałaś sufit sali balowej w
której się teleportowaliśmy. Pewnie są podobne –Powiedział ze znużeniem w
głosie. Hermiona dopiero teraz
zauważyła, jak źle wyglądał. Miał ciemne wory po oczami i ziemistą cerę,
zupełnie jakby nie spał od paru dni. Ona czuła się źle, prawda, ale właśnie
zdała sobie sprawę, że zapomniała o swoim przyjacielu. Jak długo była dla niego
tak samolubna?
- Potrzebujesz snu – stwierdziła
rzeczowo, przesuwając się na tym sofo-podobnym meblu. Odgarnęła z siebie koc. –
No właź. Pogadamy jeszcze, ale im wcześniej zaśniesz tym lepiej.
- Mam wejść z tobą do łózka? Wiesz
jak to wygląda, prawda? – Ron popatrzył się na nią z dziecinnym niedowierzaniem
na twarzy.
- Och, daj spokój. Jesteśmy
przyjaciółmi, zapomniałeś? Przyjaciele nie czują się niekomfortowo, nawet leżąc
ze sobą pod jednym kocem. – przechyliła głowę, patrząc na niego z przyganą.
Myślał, że zaprasza go do swojego łóżka? Ta, jasne.[i]
Ron popatrzył na nią niepewnie i z
podejrzliwością, ale zaczął zdejmować buty. Chociaż w ubraniu, położył się koło
przebranej w delikatną koszulę nocną Hermionę. Dziewczyny okryła ich oboje
kocem i ułożyła się tak, żeby obojgu były wygodnie.
- Dobra. Draco mówił, czemu
mogliśmy się nie przenieść? – spytała się rudowłosego, który leżał już z
zamkniętymi oczami. Nie spał jednak.
- Przypuszcza, że ten świat jest
jak lustro weneckie. Możesz do niego wejść… ale wyjść już nie.
- Czyli innymi słowami wszystko
zawaliliśmy – westchnęła Hermiona. – Przeklęta Morgana. – dodała ze złością.
- Ma być stracona jeszcze jutro. Ileś tam po zmroku –
powiedział sennie Ron. Hermiona spojrzała się na niego z dziwnym wyrazem w
oczach. Co?
- CO? – powtórzyła głucho swoje
myśli.
- Uznali ją za niebezpieczną. Za
psychopatkę. No i stwierdzili, że należałoby ją wyeliminować. Jest gdzieś tu… w
pałacu.
- Wow. Należy jej się – powiedział
z, mimo wszystko, lekkim szokiem. Po prostu ją… zetnę? Powieszą? Mieli
dwudziesty pierwszy wiek, ale tutaj to
można się było wszystkiego spodziewać. Spojrzała na Rona, chcąc zapytać
się o jego zdanie w tej sprawie, ale chłopak już… spał.
Dziewczyna spojrzała na niego z
nagłą czułością w oczach. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu parę rudych kosmyków z
czoła. Wyglądał… inaczej, kiedy spał. Niemal mogła sobie przypomnieć, dlaczego
się w nim zakochała.
Poprawiła swoją poduszkę i zasnęła
z czołem na ramieniu chłopaka.
·
Kiedy się obudziła, za oknem było
już ciemno, a w fotelu siedziała samotna postać ze spuszczoną głową i
splecionymi palcami. Hermiona uśmiechnęła się sennie, widząc jasną czuprynę.
- Powinnam powiedzieć dzień dobry,
czy jeszcze dobranoc? – zapytała ze śmiechem czającym się gdzieś w głębi
gardła. Draco podniósł głowę.
- Już dzień dobry, choć dla ciebie
wciąż dobranoc – powiedział zmęczonym głosem, uśmiechając się jednak kącikami
ust. – Ale nie wmówisz mi, że w tej pozycji było ci wygodnie.
Hermiona spojrzała na otoman.
Rzeczywiście, musiała być zwinięta na precel, Ron strasznie się rozpychał.
Chyba nawet miała odciśnięty guzik z jego mankietu na twarzy. Potarła go ręką w
lekkim zażenowaniu.
- Przyznaję – uśmiechnęła się
przepraszająco. – Chyba domyślam się, czemu się obudziłam. – Wstała i, chwiejąc
się, przekroczyła nad pochrapującym Ronem i stanęła na zimnej podłodze.
Podwinęła odrobinę palce, czując chłód marmurowych posadzek i zadrżała. Z
nagłym błyskiem w oku spojrzała na chłopaka. Wyglądał bardzo… gorąco w tym
chłodnym półmroku. Podbiegła więc do niego o i się przytuliła. A co, zimno jej
było jak cholera.
Poza tym, poza bijącym od niego
ciepłem jak od kaloryfera, miło było też przytulać się do kaloryfera
umieszczonego na jego brzuchu.
- Chyba oszczędzają na ogrzewaniu
– szepnęła, przyciskając ucho do jego klatki piersiowej. Pod warstwą mięśni
gładkich biło serce, słyszała jak przyśpiesza i zwalnia co chwila.
- Niewątpliwie – zaśmiał się
gdzieś nad jej głową i przytulił mocniej. – Choć. Musisz się wyspać.
- On zajął moje łóżko – wskazała
kciukiem za siebie. Draco spojrzał w tym kierunku i prychnął jakoś dziwnie.
- Ten pałac jest ogromny. Jestem
pewien, że znajdziemy ci jakieś łóżko. Chodź – pociągnął ja do drzwi i na
jeszcze zimniejszy korytarz. Szli chwilę w milczeniu.
- Jesteś jakiś milczący – zaśmiała
się cicho Hermiona. Ona miała o wiele lepszy humor od niego.
- Jestem smutny – wygiął usta w grymasie.
-
Bo? – zmarszczyła brwi dziewczyna. Nie rozumiała go. Przecież wszystko
było w znakomitym porządku.
- Bo? Hermiono, czy ty siebie
słyszysz?- Zatrzymał się i stanął twarzą
do niej z dziwnym błyskiem w oku. – Nie udało się. Nadal jesteśmy martwi.
Martwi na amen, do cholery.
- Wiem - powiedziała Hermiona, odrywając
nieposłuszną skórkę od paznokcia.
- Wiesz – powtórzył głucho. –
Wszystko czego chciałaś… to, czego pragnęłaś… wali się, rozpada w perzynę, a ty
mówisz o tym tak beznamiętnie.
- A co mogę zrobić Draco? –
podniosła ku niemu gwałtownie głowę, czując jak wstrzymywane wcześniej łzy
zaczynają napływać jej do oczu. – Co? Bo ja myślę, że nic – uderzyła go piąstką
w tors. – Muszę wytrzymać. Muszę
próbować. Muszę być silna, do cholery! Załamałam się w pierwszej chwili, ale
przysięgam na wszystko w co wierzę, że nie popełnię tego błędu nigdy więcej!
Odpycham to od siebie, Draco. Próbuję patrzeć na pozytywne aspekty. Mogę ci
je wymienić, chcesz? Ty. Ron. Jesteśmy
tu przynajmniej razem. Morgana wkrótce dostanie za swoje. Mogę jeść, co chcę i
nie martwić się, że przytyję. Mogę robić co chcę, bez żadnych zobowiązań. Mogę…
Mogę… - dalsze słowa utkwiły jej w gardle. Nie mogła płakać, a to robiła. I to
na dodatek przed Draco, merlinie, to było tak upokarzające!
Ale chłopak tylko przytulił ją do
swojej piersi i trzymał mocno, mocno, mocno w objęciach.
- Nie wiedziałem, że wiesz o
Morganie – powiedział cicho w jej włosy po paru sekundach.
- Ron mi powiedział. Dlaczego
trzymaliście to w tajemnicy? – ona także szeptała, a jej słowa były zdławione
przez łzy.
- Obawiałem… obawialiśmy się jak
to przyjmiesz. Głupi łasic – parsknął ze złością.
- Zawsze mów mi prawdę, Draco.
Nawet jak będziesz chciał mnie chronić – powiedziała cicho, oczy kleiły jej się
od łez i piasku zalegającego pod powiekami. Nie miała nawet siły się na niego
złościć.
Zasypiając czuła jak chłopak
podnosi ją delikatnie i słyszała, jak szepce jej do ucha.
- Dobrze, kochana. Nie ma rzeczy…
Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił.
Zasnęła.
·
- Jak długo spałam?
To było pierwsze pytanie Hermiony,
kiedy znów się obudziła.
- Jakieś 6-7 godzin. Tu nie ma
zegarów – Dracon z uśmiechem popatrzył na zaspaną dziewczynę. Wyglądała uroczo
z tą burzą loków, siedząc w wygniecionym ubraniu i podbitymi oczami. – Rudy tu był. Chciał z tobą o czymś pogadać,
ale kazałem mu spadać. – Draco uśmiechnął się do Hermiony szeroko. – Zbyt słodko
chrapałaś.
Jednak Hermiona nie odwzajemniła
uśmiechu. W zamyśleniu składała koc z łóżka w którym spała. Sprawdzała
wszystkie kąty z niezwykłą dla niej dokładnością. Zwykle składała je byle jak.
- Jesteś o niego zazdrosny – stwierdziła
w końcu. Obróciła się do niego, odrzucając koc za siebie. – Te wszystkie twoje
krzywe spojrzenia i głupie komentarze… to zwykła zazdrość.
- Nie mam o co być zazdrosny –
poprawił pozycję na twardym krześle.
- Och, nie? Nie boisz się, że
znowu się w nim zakocham? – w głosie dziewczyny zabrzmiał tryumf, kiedy
wypowiedziała te słowa z odrobinę jadowitym uśmiechem.
- A powinienem? – wstał gwałtownie
i przemierzył dzielącą ich odległość w dwóch susach. Stanął parę cali od niej z
dzikością w oczach. – Ja jestem w tobie zakochany od dawna, Hermiono, zbyt
dawna, żeby nagle zmienić zdanie. Ale ty kochasz mnie od niedawna i niczego nie
mogę być pewien. Zwłaszcza, kiedy on patrzy na ciebie, jak patrzy cały czas
odkąd tu jestem! – ostatnie zdanie wykrzyczał i z bezradnością w całej postawie
usiadł na zimnej podłodze, opuszczając głowę.
Przez chwilę panowała cisza.
- Ty nie wiesz. Ja wiem –
powiedziała cicho dziewczyna. W jej oczach nawet nie było śladu łez. - Kocham Rona jak brata. Od zawsze tak było. I
wiele bym dla niego zrobiła, ale to nie jest to samo, co czuję do ciebie. I
wiem, że będę cię kochać aż po grób, ale nie będę z tobą, nawet z całą tą
miłością, jeżeli będę czuła też, że nie powinnam być. Bo to złe, Draco. To
oznacza brak prawdziwego Happy Endu.
Wstała i poszła do łazienki,
zostawiając go na chłodnych kafelkach z jego własnymi myślami.
·
W chłodnym pomieszczeniu oparła
się o ścianę naprzeciwko wielkiego lustra. Jej odbicie było wystraszone, jego
oczy były szeroko rozwarte. Czy ona wyglądała tak samo?
Nie mogła tego zrobić. Nie mogła z
nim być. Cholera, skoro czuła się przy nim tak dobrze, to co w jej głosie
trajkotało jak mała katarynka?
Sumienie. Przez pobyt w Hogwarcie
nie dopuszczane do głosu, tutaj zaczynające się odzywać. Myśli, które wcześniej
nawet nie odważyły się wchodzić do głowy dziewczyny, tutaj zaczynały władać całym
jej umysłem.
Zabił tych ludzi.
Żałuje!
Od zawsze stał po stronie wroga.
Jaki miał wybór?
Nie potrafi kochać.
Łzy pociekły po policzkach
dziewczyny. Nie. To ostatnie było nieprawdą. On ją kochał i ona o tym
wiedziała. Ale te inne rzeczy… one były boleśnie prawdziwe. Jak ona mogła
zakochać się w takim człowieku? Jak mogła być ślepa na wszystkie te złe rzeczy?
Fakt, kochała go. Kochała jak cholera. I nie zamierzała się poddawać. Widziała
też w nim dobro i musiała wyciągnąć je na wierzch.
W końcu go kochała.
·
Draco delikatnie zapukał knykciami
do drzwi łazienki z której wyraźnie słychać było spadającą ze słuchawki
prysznica wodę.
- Już kończę! – zawołała dziewczyna.
Jej głos był jakiś radosny i nadzieja w sercu chłopaka podniosła głowę, węsząc
za tą odrobiną miłości. Może jeszcze nie wszystko było stracone?
- Co jest? – spytała, wystawiając
głowę za drzwi i uśmiechając się do niego wszystkimi zębami. Nadzieja znów
podskoczyła w sercu chłopaka, lecz zaraz zaczęła warczeć na widok podpuchniętych oczu dziewczyny.
- Płakałaś – to nie było pytanie.
- Nie wolno? – sarkastycznie uniosła
brew.
- Przytulas na pociesznie i zgodę?
– uśmiechnął się nieśmiało, rozkładając ręce.
- Aktualnie jestem naga. Może
pogadamy o tym później? – powiedziała, chowając głowę i zamykając drzwi.
- Ja tam nie mam nic przeciwko
teraz… - mruknął pod nosem Ślizgon, za cicho, żeby go usłyszała. Później
uśmiechnął się jeszcze szerzej. Znów było dobrze. Co prawda, ta idiotyczna
zazdrość pewnie nie zniknie, ale teraz chociaż jego mózg był pewny swego.
Cholera, wszystko miało być
dobrze. I właśnie dlatego, kiedy tylko Hermiona wyszła z łazienki ubrana w
misternie haftowaną sukienko-tunikę, porwał ją w ramiona i pocałował
delikatnie, lecz natarczywie. Poczuł, jak usta dziewczyny rozszerzają się pod
jego ustami w uśmiechu. Odsunęła się od niego na parę cali, oczy jej
błyszczały. Rozszerzyła wargi, aby coś powiedzieć…
-
Hej, ludziska… nie przeszkadzam? – w drzwiach stanął Ron. Hermiona
poczuła jak ręce Dracona odrobinę mocniej zaciskają się na jej biodrach.
- Puka się – warknął agresywnie.
Hermiona położyła mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
- Czego chcesz, Ron? – powiedziała
głosem w którym czaiło się zirytowanie.
- Proces… rozpocznie się niedługo.
Zetną Morganę – wzruszył ramionami. – Uznałem, że powinniście wiedzieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)