piątek, 14 lutego 2014

Rozdział dwudziesty siódmy - Między światami

Czółenko! Oto niezwykle-szybka-jak-na-nią-Serafiono z nowym rozdziałem, który jest niemożliwie ROZPACZLIWY - wszystkim chce się płakać. Ale, to mój żywioł. Jeszcze pytanko - Zaczynam pisać książkę, której główna bohaterka uwielbia poezję. Znacie jakiś fajnych autorów, niekoniecznie polskich? Bo ja lubię sonety, wiersze, ale potrzebuję jednego, naprawdę dobrego autora/autorkę którego owa bohaterka będzie mogła często wspominać i cytować. Z góry dziękuję wam za pomoc*_* Jesteście kochani! Twg, moja siostra się zdziwiła że mam "prawie 20 000 wejść" To chyba nie jest przecież tak dużo?
Z całuskami
Serafino.I.H.25

- Nie obchodzi mnie to! Nie możecie jej pochować!
Ginny siedziała skulona przed kominkiem w domu Malfoy’ów. Blaise załatał dziurę w ścianie kuchni, ale jej nadal było zimno. Nie wiedziała już nawet czy ten chłód jest prawdziwy, czy płynie tylko z jej serca, mrożąc krew płynącą w jej żyłach. Było jej wszystko jedno. Świat już mógł się palić, walić, ona wciąż będzie czuła to zimno. Jej przyjaciółka nie żyje. Ona sama nigdzie nie może już być bezpieczna. A mężczyzna, którego pokochała wbrew wszystkiemu, jest przeznaczony jej przyjaciółce. Na tę ostatnią myśl objęła się mocniej. Nie, to się nie mogło tak skończyć. Musiała coś zrobić chociaż z tą sprawą. A na razie… na razie ktoś musiał przemówić do rozumu Draconowi.
Wstała więc bardzo ostrożnie, od razu podpierając się o kamienną skałę, podążyła do kuchni. Czuła się tak bardzo stara. Czy to można było nazywać rozpaczą? Kiedy jednak otworzyła z trudem ciężkie wrota z ciemnego mahoniu, a jej wzrok spoczął na właścicielu tego domu, zrozumiała,  że ona jeszcze nie czuła prawdziwej rozpaczy, która pożerała Dracona od środka. Chociaż było już grubo po piątej nad ranem, chłopak wyglądał jakby nie spał od ostatnich paru dni, nie mył się i nie wychodził z ciemnicy. Nawet Ginny zdrzemnęła się na dwie godzinki. Jednak cienie latające teraz wokół głowy Malfoy’a najwidoczniej nie pozwalały mu nawet na zamknięcie oczu.
- Ona jest martwa, Draco. Musimy przekazać ją jej rodzicom – Blaise zacisnął twardo zęby. On także cierpiał, to było pewne. Ale ktoś tu musiał być dorosły. – Nie wróci drugi raz.
- Skoro mogła zrobić to raz, zrobi to po raz drugi – Draco wciąż siedział na podłodze.  Bezwładne ciało Hermiony leżało na podłodze za nim. Ginny zachłysnęła się powietrzem, patrząc na tę absurdalną scenę. Wyglądała jakby spała.
- Draco – szepnęła rudowłosa. Blaise zauważył ją i natychmiast do niej pośpieszył. Widząc, jak drży chwycił skądś koc i narzucił jej na ramiona, ale dziewczyna ledwo to zarejestrowała. Obserwowała Dracona, który także zdawał się nie słyszeć co do niego powiedziała. -  Nie sądzisz, że gdyby mogła, to już by to zrobiła? – spytała. Spojrzał na nią z bólem w szaroniebieskich oczach.
- Kochasz ją tak samo jak ja, Ginny – on także szeptał, jakby  nie chcąc obudzić brązowowłosej.  To nie było pytanie.
- Tak. Ale zapominasz… - zadrżała, a Blaise ją przytulił. Wtuliła się w jego ciepłe ciało z wdzięcznością. – Zapominasz, że ja tam byłam. To było trudne, żeby wrócić raz. I to z jedną z najpotężniejszą czarownicą wszechczasów, która ma w zaświatach niezłe układy! Draco… Ja nie sądzę, żeby ona chciała wrócić.
Zapanowała cisza.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie sądzisz, żeby chciała wrócić? – wychrypiał w końcu chłopak.
- To nie jest właściwe, Draco. Pisała, że czuje to samo co ja. Pustkę. Chłód w sercu. My już byłyśmy inne i nic tego nie zmieni. A już na pewno  nie ułatwi jej powrotu. Ona odeszła, Draco.
Blondyn nie odzywał się po tym przez dłuższą chwilę. Widać było, że myśli nad czymś intensywnie. Ginny się to nie podobało. Przyjął jej słowa do wiadomości – co najwidoczniej wcale nie znaczyło, że się podda. Szepnął coś do ciała Hermiony leżącego za nim. Ginny nie usłyszała jego słów, ale domyśliła się ich.
Moja kochana.
- Skoro ona nie może wyjść  - powiedział w końcu na głos –to ja pójdę po nią.
·          
Hermiona nie wiedziała, gdzie się znajduje.
Podniosła się lekko na łokciach. Koce, których nie zauważyła, zsunęły się z jej ramion. To było dziwne miejsce. Leżała na bogato zdobionym szezlongu obitym jedwabnymi poduszkami. Wszystko tutaj było utrzymane ciepłych, choć dość ciemnych kolorach. Ściany i okna, które nie wpuszczały światła, zostały wykonane w typowo greckim stylu. W szerokim palenisku płonął ogień.
Hermiona znała jedną osobę, która urządziła by tak pokój.
Hekate.
Ledwie to pomyślała, Hekate weszła do pokoju przez misterne[i] drzwi. Wyglądała dokładnie tak jak Hermiona ją zapamiętała ze swojej „wizji” na plaży. Czarne włosy, srebrne oczy, wcielenie piękna. Wyglądała tutaj zaskakująco… żywo.
- Hermiona! -  podbiegła do niej i ją przytuliła. Zaskoczona dziewczyna ostrożnie oddała uścisk. – Nareszcie się obudziłaś. Och, nawet nie wiesz jak to dobrze móc cię przytulić, po tych wszystkich latach ciągłego bycia pasażerem w twoim ciele.
Okej, to brzmiało dziwnie. I coś tu Hermionie nie pasowało. Gdzie ona była? I dlaczego Hekate stała tuż obok niej?
- Dlaczego już nim nie jesteś? – spytała wolno. Hekate spochmurniała.
- Przypomnij sobie, Hermiono. Pamiętasz to.
Hermiona spojrzała na nią ze zdziwieniem. Co miała sobie przypomnieć? Okej, uczyła się w Hogwarcie, później był Voldemort, potem Bitwa, potem… Morgana. Zaczęła gorączkowo próbować przywołać wspomnienia. Slytherin, Znaki na ciałach, Hekate, Nott, Bal, dom Dracona…
„Uśmiechnęła się jeszcze okrutniej. – On już jest martwy. – Wycelowała w nią koniec czarnego patyka. Hermiona poczuła suchość w gardle. – Dołącz do niego.”
- Gdzie jest Draco?!- krzyknęła Hermiona, czując jak strach łapie ją za gardło. O Boże, on zginął, zginął z jej winy. Tam było tyle krwi… - Gdzie on jest?!
- Draco żyje, Hermiono – Hekate spojrzała na nią z matczyną troską. – Nie martwisz się o siebie, tylko o niego? Nie obchodzi cię… że to ty nie żyjesz?
- Gdyby coś mu się stało, to byłaby moja wina – wyszeptała Hermiona. Opadłą na jedną pufę i  zakryła swój uśmiech ręką; w jej oczach było widać rozczulenie i początek smutku. – Ale nic mu nie jest. To ja poniosłam śmierć w tej bitwie, tak?
- Tak –przyznała Hekate. –Ale nie martw się! Już niedługo, za parę dni, urodzisz się na nowo!
- A ty zostaniesz bez rodu do którego należysz i którego córy nosiły cię w swoich ciałach od tak dawna – mruknęła Hermiona
Usłyszała, nie, wyczuła w jakiś dziwny sposób, że Hekate o tym nie pomyślała, Teraz w jej głowie obracały się trybiki szukające wyjścia z tej sytuacji. Jednak go nie było. Ród wygasł. Przekleństwo Hekate straciło ważność.
- Fakt – przyznała w końcu czarownica. – Ja… muszę to skonsultować z paroma osobami.
- Bogiem? Czy diabłem? – zgryźliwie spytała Hermiona.
- Obojgiem – powiedziała najzupełniej poważnie kobieta. W drzwiach obróciła się jeszcze do Hermiona. – A, i nie jedz tu niczego! Nawet w moim pałacu to nie jest bezpieczne. Powiedz to temu drugiemu chłopakowi.
I wyszła, zostawiając Hermionę z myślami wijącymi się w głowie jak węże.
Okej. Okej, okej, okej. Bycie martwym nie może być takie złe. Poza tym, że nie mogła nic jeść, a tak jak każda dziewczyna, Hermiona kochała jeść. Ale pamiętała historię Persefony z greckiej mitologii  - bidulka najadła się owoców granatu i pozostała w tej dziurze(dosłownie) z Hadesem jako męzem. [ii] Więc na razie jedzeniu mówimy baj baj. Co Hekate jeszcze mówiła? „Powiedz to temu drugiemu chłopakowi”. Zaraz. Jakiemu chłopakowi?
Odpowiedź znalazła ją szybciej niż myślała.
- Hermiona? – Ron stanął w framudze drzwi prowadzących na korytarz. – Co się dzieje?
Cholera.
·          
Zanim Blaise zdążył zacząć wytykać Draconowi jak bardzo głupi jest ten pomysł, ktoś zastukał z daleka do drzwi.
Nawet Draco zerwał się natychmiast, chociaż oznaczało to zostawienie ciała Hermiony. Blaise wysunął się przed Ginny, automatycznie chroniąc ją własnym ciałem. Blondyn ostrożnie zaczął iść do nagle odległych drzwi trzymając różdżkę w pogotowiu. Pukanie rozległo się po raz drugi. Draco zbliżył się do drzwi i otworzył je błyskawicznym ruchem.
Na śniegu stała dziewczyna.
- Pansy – powiedział z wyrzutem głosie chłopak. – Mogłaś nam powiadomić, że przyjdziesz.
Ginny zmarszczyła czoło. Pansy… była smutna. I sama. Czemu nie towarzyszył jej Ron? Coż, później się ją o to spyta. Na razie trzeba było dać jej coś do ubrania się, dziewczyna marzła tylko w cienkiej bluzie. Kiedy potrząsnęła głową,  rudowłosa zauważyła na jej policzkach zamarznięte łzy.
- Pansy – zaczęła, nagle czując jak w jej serce wbija się kolejny szpikulec złożony z lodu. – Co się stało? – Dziewczyna spojrzała na nią żałośnie. Otworzyła usta jak rybka wyrzucona na brzeg.
- Ron nie żyje, Ginny  - jej głos był cichy i zachrypnięty. – Zaklęcie Hermiony na niego nie zadziałało.
·          
- Och, Ron – westchnęła Hermiona patrząc z bolesnym zrozumieniem na chłopaka. – Dlaczego tu jesteś?
Ronald podszedł do niej i usiadł na drugiej pufie, zielonej.  Z irytacją przeczesał włosy ręką. Hermiona zauważyła, że coś się w nim zmieniło – skóra stała się odrobinę bardziej naciągnięta, oczy jeszcze bardziej zapadnięte. To dodawało mu tej dorosłości, męskości, której zawsze mu brakowało.
- Nie żyjemy, tak? – burknął. Hermiona zmarszczyła brwi. Ta, to już bardziej pasowało do Rona, którego znała. – To cholerne koło mnie tu sprowadziło.
- Chcesz powiedzieć , zabiło.
- Tak. Zabiło. – Wręcz zazgrzytał zębami,  ale zaraz się rozpogodził. – Przynajmniej jesteśmy tu razem. Prawda? – uśmiechnął się.
- To oznacza, że oboje jesteśmy martwi. Nie oczekuj, że będę skakać z radości. – Bez Dracona. – Ale Hekate kazała nam nic nie jeść, żeby to nie przywiązało nas do tego świata na zawsze. Będziemy mogli wrócić do domu! – Do Dracona.
- Mieliśmy nic nie jeść? – zapytał nagle przerażony Ron. Hermiona obejrzała się na niego szybko.
- Błagam, powiedz, że nic nie jadłeś! – wykrzyknęła  w panice.
 - Tam był kurczak… - żałośnie wykrztusił Ron.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach. Przecież nie opuści Rona. Utknęli tu na zawsze.
·          
Ginny ostrożnie głaskała Pansy po głowie. – Dziewczyna potrzebowała ciepła i bliskości, to było widać. Po raz kolejny zastanowiła się, czemu nie zauważyła,  że między Pansy  a Ronem coś się dzieje. A może to się zaczęło dopiero parę dni temu? Ugh, te przeklęte zasady arystokratycznych rodów! Draco nie mógł być z Hermioną w żadnym świecie[iii] , a te aranżacje małżeństw od kołyski wcale nie pomagały w ich i tak skazanym na porażkę związku. Tak samo ona i Blaise, Pansy i Ron… chociaż rodzina Weasley’ów od wieków zachowywała czystość krwi, dla niektórych status „zdrajców krwi” był jeszcze gorszy niż mugol w rodzinie.
- Nie wyegzorcyzmujemy cię do przeklętego świata umarłych! Jesteś szalony! – krzyknął Blaise, pogrążony już po raz drugi w kłótni z przyjacielem.  Ich twarze wykrzywiała złość i irytacja, ale Ginny zobaczyła w twarzy ukochanego coś jeszcze innego.
Strach. Blaise bał się o Dracona.
Ginny miała w tej sprawie mieszane uczucia. Kiedy dowiedziała się o śmierci Hermiony, jej serce skuł lód. Ale kiedy dowiedziała się o śmierci swego brata… lód zniknął i zastąpiła go pustka, przerażająca nicość przesycona rozpaczą w jej klatce piersiowej. Dlaczego? Dlaczego to cholerne zaklęcie mogło jakimś cudem podziałać na chłopaka, ale nie dało się z niego go wyleczyć? A teraz, w tej bezbrzeżnej pustce pojawiło się chwiejące światełko nadziei. Czy mogła je złapać?
- Blaise – usłyszała swój własny głos. Oczy chłopaka momentalnie złagodniały, kiedy na nią popatrzył. – Pomóżmy mu. On zrobi to i tak.
- Owszem. Ale jak mi nie pomożecie, to po prostu wbiję sobie sztylet w serce – spokojnie stwierdził Draco zakładając ręce na krzyż.
- Ani mi się waż – powiedział surowo Blaise i westchnął. – Dobra. Poddaję się. To czego potrzebujemy?




[i] Nie miałam pojęcia jak wyrazić to, o co mi chodziXD Ale myślę o takich: https://www.google.pl/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&docid=dXryM-IQH1h7AM&tbnid=m50-LJgDr2mT2M:&ved=0CAUQjRw&url=http%3A%2F%2Fnowytarg.olx.pl%2Fdrzwi-rzezbione-iid-408633534&ei=H2z7Uv2dMsKl0AWc2oEg&bvm=bv.61190604,d.bGE&psig=AFQjCNFdqNut6zI1d16vnP28nKAZ23GzWA&ust=1392295281707049
[ii] Fajna historia z tym związana jest w książce Porzuceni, Meg Cabot. Nie mogę się doczekać jej trzeciej części! Przeczytam ją po angielsku, żeby szybciej było.
[iii] Tip: Zapamiętajcie sobie to zdanie. Do następnego bloga się przyda.

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział dwudziesty szósty - Prawa Murphy'ego

Raz, swa, trzy.. Czy wszyscy mnie słyszą? Wróciłam,  słodziaki, wraz z moim rekordowo długim, ośmio-stronnicowym rozdziałem - będącym punktem zwrotnym w naszej opowieści, lecz nie kończącym. The end to będzie za dwa blogi <3  Dobrze jest tu wrócić, wiecie? A, przeczytałam pierwszą książkę po angielsku, czuję się dumna. Ale, nie przerywam wam, czytajcie.Chociaż po moim odejściu jakoś niewiele z was(2) się przejęło! Zraniło mnie to, wiecie? Chociaż było w tym też trochę mojej winny..
XOXO
Wasza Serafino
- Czuję się dziwnie, kiedy o tym myślę, wiesz? – Hermiona spojrzała w stronę Dracona czytającego książkę u jej stóp. Ona siedziała na kanapie z podkurczonymi nogami, a on rozłożył się na poduszkach leżących przed kominkiem. To wyglądało tak… właściwie. Dwójka młodych ludzi czytających w świetle kominka, patrzących na siebie kiedy myśleli, że to drugie tego nie widzi.
- Kiedy myślisz o czym? – odchylił głowę do tyłu patrząc w jej oczy. Uśmiechnęła się widząc jak jego wymagające już strzyżenia włosy opadają w platynowej fontannie.
- O tym, że jednak nie jestem mugolaczką. Że moi rodzice też byli czarodziejami.
- Sądzisz, że to coś zmienia? – przekręcił się aby spojrzeć jej w twarz. – Że jesteś inną osobą?
Roześmiała się jakby setki małych młoteczków rytmicznie uderzało w kieliszki.
- W każdej książce odpowiedziałabym, że tak – powiedziała z zamyślonym nagle wyrazem twarzy. – Ale nie. Czuję się jakbym znalazła miejsce w świecie. Choć nie mogę tego udowodnić, wiem, że jestem czystej krwi czarownicą i nikt nie może już powiedzieć,  że nie należę do tego świata. To podnosi człowieka na duchu, wiesz? – znów się roześmiała.
- Dobrze wiesz, że  to nie ma znaczenia. Jesteś lepszą czarownicą niż ja, niż ten Potter, niż każdy inny. No, może Dumbledor był lepszy, ale cóż – spójrzmy prawdzie w oczy – on i Voldemort pare miesięcy temu zostawili ci tytuł Najlepszego Maga czy coś. – Znów zaczytał się w książce. Hermiona pacnęła go lekko w potylicę.
- Nie mów tak o zmarłych! – powiedziała piskliwym głosem. – Ja wcale nie jestem znów taka dobra… - mruknęła, jakby zapadając się w sobie na kanapie.
- Jesteś pewna? – Uśmiechnął się pod nosem.[i]
- Tak. – powiedziała i szybko zmieniła temat. – Skąd te książki w moim pokoju? Wiesz, te mugolskie powieści dla nastolatek.
- Kupiłem – powiedział, dotykając języka opuszkiem palca i przewracając stronę. Hermiona poczuła silną chęć kopnięcia go nogą uzbrojoną w papcie z króliczkami. Tak nie wolno!
- Nie rób tak – mruknęła jednak tylko. – Skąd wiedziałeś, że właśnie takie lubię? Połowa z tych pozycji należy do moich ulubionych!
- Strzelałem – widziała jak przewrócił oczami. – Dlaczego chcesz to wiedzieć?
Przesunęła się tak, że  jej głowa znalazła się na wysokości jego głowy, leżała na brzuchu za jego plecami. Od ich pocałunku na balu nie była tak blisko.  Spiął wszystkie mięśnie, kiedy zobaczyła jak zbliżyła się dziewczyna. Był nerwowy.
- Zrobiłeś wywiad na mój temat? – spytała śmiało.
- Niby kiedy? – prychnął. – Żaden z twoich przyjaciół nie wiedział jakie książki czytasz poza Hogwartem.
- Ginny wiedziała – zmarszczyła leciutko czoło, choć obiecała sobie, że nie będzie tak robić. Już jej się pojawiały zmarszczki.
- Tak czy siak, nie mówiła mi. Sam je wybrałem – burknął.
- I niby na podstawie czego wybierałeś? – spytała z niedowierzaniem i podejrzliwością. – To nie jest na liście bestsellerów w Empiku.
- Co to jest Empik? – oderwał się wreszcie od tej prawniczej książki i spojrzał na nią ze zdziwieniem. To znaczy, ta książka wyglądała na prawniczą.
- Taki sklep. Odpowiesz mi?
Zmrużył oczy.
- Wybrałem te które lubię ja, lub moja matka – Sparaliżowało ją.
- Ty… lubisz te książki? – wręcz wydyszała.
-Niektóre. Właśnie to powiedziałem – jej serce koziołkowało gdzieś na wysokości przepony.  On… lubił mugolskie książki? On… czytał to co ona?
MATKO BOSKA!
- A wolisz psy czy koty? – spytała podejrzliwie.
- Że co? – mruknął, patrząc ze zmarszczonym czołem na jakiś szczególnie trudny wyraz w tej jego grubej księdze. Samotny okruch popiołu poszybował w powietrzu, by opaść spokojnie na kamienną podłogę. Odblask ognia zatańczył na wypolerowanych butach Dracona. Hermiona poczuła senność  obserwując te rzeczy. Zwinęła się w kłębek na purpurowej sofie i położyła głowę tuż za jego potylicą. Poczuła miętowy zapach jego szamponu.
- Sprawdzam, czy jesteś ideałem – ziewnęła. Draco obrócił do niej głowę, chcąc coś powiedzieć…
Ale tego nie zrobił, ponieważ w kominku pojawiła się ognista głowa. A nawet dwie, choć tylko jedna miała naturalnie płomienny kolor.
- Hermiona! Draco! – zakrzyknęła Ginny wesoło. Zmarszczyła węgielkowe czoło – Czy mnie urok trafił, czy ja widzę co widzę? Czy wy się całujecie?
Hermiona poderwała głowę na dźwięk głosu przyjaciółki. Oczy rozbłysły jej wesoło, kiedy zobaczyła Ginny szczerząca do niej zęby z kominka. Poderwała się z nieprzystającym damie piskiem i upadła na kolana przed szerokim paleniskiem, czując jak radość wibruje jej w żyłach.
- Ginny! Po pierwsze: nie? Idź do uzdrowiciela optycznego czy coś [ii]. Po drugie: Czy używanie proszku Fiuu nie jest przypadkiem cholernie niebezpieczne?! Co wyście narobili?
- Miona, spokojnie. Teoretycznie tylko podczas całkowitego przeniesienia można wykryć połączenie – powiedział spokojnie Draco.
- Nie! Nieprawda!- wykrzyknęła Hermiona w panice. – Umridge już kiedyś wykryła Syriusza, kiedy tylko wsadził głowę do kominka!
- Co? – spytała cała trójka naraz. A, tak, oni nie wiedzieli…
- W piątej klasie rozmawialiśmy –ja, Harry i Ron – z Syriuszem za pomocą proszku Fiuu. Syriusz nie przeniósł się cały, a ta Jędza i tak go wykryła!
- Ale ona miała na uwadze tylko Hogwardzkie kominki. Nie cały czarodziejski świat – wtrącił rozsądnie Blaise. – Niemożliwe jest, aby Morgana wykryła nas przy tak dużej ilości połączeń.
Hermiona westchnęła. Teoria Blaise’a brzmiała rozsądnie, ale Hermiona miała wrażenie, że coś jej umyka. Że karmią się iluzją, robiąc wszystko źle. Na Merlina, we wszystkich mugolskich filmach tajniacy sprawdzają każdy telefon do podejrzanego! Dlaczego tu miałoby być inaczej?
Dobra, Hermiona. Wariujesz. Co się stało, już się nie odstanie, poplotkuj sobie z Ginny.
Hekate! Nie pouczaj mnie!
To zacznij zachowywać się normalnie! Zresztą, chcę posłuchać co Ginny sądzi o twoim gorącym romansie z Draconem.
Nie ma żadnego gorącego romansu!
A szkoda.
-No dobra, chłopaki! Wynocha mi stąd, to będzie babska rozmowa! – Hermiona klasnęła w dłonie. Miała coś do omówienia z Ginny.
Blaise spojrzał na nią krzywo, ale jego twarz zapadła się czerwień ognistych węgielków i zniknęła. Draco natomiast, słysząc słowa „babska rozmowa” podejrzanie zbladł i wymamrotał coś o zrobieniu herbaty, tuż przed tym jak zniknął tak szybko jakby się teleportował.
- Ginevro – zaczęła Hermiona niezwykle poważnie. – Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
·          
- I podsumowując, okazuje się, że jestem ostatnią czarownicą z pewnego wielkiego czystokrwistego rodu, ale moja rodzina nie żyje. A na dodatek mam w głowie pewną starożytną wiedź… czarownicę. Chwilami dość wredną.
Co ty nie powiesz.
- Wow – Ginny zmarszczyła brewki. – No, to okej. Fajnie w sumie.
Hermiona spojrzała się na dziewczynę spode łba.
- „Fajnie w sumie”? Liczyłam na jakąś konstruktywną opinię.
- Miona, co ja ci mam powiedzieć? – westchnęła Ginny. – Słuchaj, cieszę się, że znalazłaś swoje dziedzictwo i  tak dalej.. ale to aktualnie nic nie zmienia. Bardziej się martwię o pewną ropuchę, która powinna umrzeć wieki temu.
Mam nadzieję, że nie mówi o mnie?
- I – uśmiechnęła się diabelsko – chciałabym się dowiedzieć więcej o tobie i pewnym tlenionym Ślizgonie.
- Ginny. – Hermiona zmrużyła groźnie oczy. – Nie.
-Ale czemu? Miona, on na ciebie patrzy… jak na ciastko z kremem! To jest zbyt słodkie, aby to ignorować! Poza tym – zawiesiła głos – sama mówiłaś, że cos do niego czujesz.
- A słyszałaś kiedyś, że nieodwzajemniona miłość zanika? – zaśmiała się gorzko Hermiona.
- Nie, słyszałam, że jest do dupy – racjonalnie stwierdziła Ginny.
Ona ma  rację. I… ja też myślę że mu na tobie zależy.
Dobrze wiesz, że to nieprawda. Jesteśmy przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? Masz ochotę rzucić się na niego za każdym razem gdy go widzisz.
Och, dobrze! Co nie zmienia faktu, że on nie. Więc jesteśmy przyjaciółmi.
Nie możesz mówić poważnie.
- Dobra, kocham go. Kocham go tak, że cały mój świat wywraca się do góry nogami. Kocham go tak, że śledzę wzrokiem każdy jego ruch. Kocham go tak, że mam ochotę leżeć przy nim do końca świata, aby tylko wdychać jego cudowny zapach. I – popatrzyła gdzieś daleko w przestrzeń, jej oczy  nagle stały się szkliste – nie obchodzi mnie fakt, że on tego nie odwzajemnia. Będę kochać go z boku, napawać jego bliskością, aż to nie zniknie.
Ginny zamilkła na moment. Hermiona westchnęła ciężko i odwróciła głowę słysząc odgłos gwizdka czajnika. Będzie musiała tam iść. Ostatnio Draco miał przygotować jej ulubioną kawę i zamiast niej wsypał do kubka cztery łyżeczki herbaty zielonej z mango i granatem. To nie było dobre w takiej ilości.
- Słuchaj Ginny, chciałabym zost… - Hermiona odwróciła się do  kominka, żeby oznajmić Ginny, że musi iść, ale Ginny… zniknęła. Nie było jej.
- Obraziła się na mnie, czy co? – mruknęła dziewczyna pod nosem, wstając z klęczek i idąc do kuchni. Coś tu jej nie grało.
·          
- Blaise! – Ginny otworzyła drzwi od gabinetu Blaise’a. – Coś jest nie tak!
- Co takiego? – Blaise posłusznie uniósł głowę na jej widok, biorąc łyk kawy. Jednak zaraz odstawił filiżankę z powrotem, gdyż na twarzy rudowłosej było... coś. Coś gorszego niż niepokój i strach. To była czysta panika.
- Rozmawiałam z Hermioną i nagle… coś mnie złapało. Wiem –prawie wykrzyczała, gdy Blaise otworzył usta aby coś powiedzieć – że niemożliwe jest, aby ktokolwiek dostał się do tego domu, ale rzecz w tym, że nie zostałam złapana fizycznie. To była magia, Blaise. Jakby nagle wyrzucono mnie stamtąd.
- Nie ma opcji, żeby ktoś złamał zabezpieczenia, a co dopiero je kontrolował! Nikt – Blaise potrząsnął głową; myśli galopowały wokół jego głowy jak szalone – Nikt nie miałby takiej mocy.
- Nawet parusetletnia wiedźma próbująca zabić Hermionę? Znajdującą się w domu, do którego aktualnie nie możemy się dostać?
Blaise spojrzał na nią, a jego oczy szeroko rozsunął strach. Podszedł do niej szybko i położył rękę na ramieniu. Ginny niemal natychmiast poczuła szarpnięcie… nie tylko to w brzuchu, które odczuwała blisko Blaise’a, ale także to towarzyszące teleportacji. Jednak nic się nie stało, nie przenieśli się nawet o cal.
- Cholera – zaklął pod nosem Blaise, machając różdżką bez jednego słowa. Podleciała do nich para płaszczy. Chłopak podał jeden rudowłosej. – Bierz. Musimy się dostać tam tak szybko jak to możliwe – rzucił spojrzenie w stronę otwartych drzwi na taras. – Pieszo.
·          
- Draco! Nawet nie próbuj zrobić tej herbaty samemu!  - zawołała Hermiona wchodząc do kuchni. Draco siedział po turecku na blacie otoczony różnymi pudełkami herbaty.
- Nie miałem pojęcia, że jest tyle rodzajów herbaty – mruknął chłopak. Pokazał jej jakieś jasne pudełko. –  Widzisz? Pisze, że jest biała. Jak herbata może być biała?
- Tak naprawdę nie jest biała, ma taki dziwny kolor… Taka półprzeźroczysta jest. Żółtawa. – Podeszła do zagraconego blatu i też na nim usiadła, uważając, żeby nie uderzyć się w głowę o szafki. – Draco… Spójrz na mnie. – Podniósł na nią swe piękne szare oczy. Nie mogła pozwolić, żeby to ją rozproszyło. Słowa Hekate i Ginny dały jej do myślenia.  – Musimy pogadać.
- O czym? – podejrzliwie zmarszczył brwi.
- Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym co zaszło na balu? W noc naszego przyjazdu?[iii]
- Tak – powiedział bardzo powoli.                                                                                                                         
- Byłam trzeźwa.
- Co?
- Byłam trzeźwa. Całkowicie świadoma tego, co robię – obserwowała jak rozszerzają mu się źrenice.  – Nie wypiłam wtedy niczego – uważnie studiował jej twarz.
- Ja także niczego wtedy nie wypiłem – powiedział w końcu schrypniętym głosem. Odsunął herbaty leżące między nimi i pochylił się lekko do dziewczyny. Wstrzymała oddech – Czemu mi to mówisz?
- Chciałam tylko zobaczyć twoją reakcję – uśmiechnęła się niewinnie.
- Tylko? – uniósł wysoko brew.
- Może jednak nie – ona także się do niego przybliżyła. Poczuła jak rumieniec wpływa na jej policzki. Czuła każde miejsce w którym się stykali. – Może chciałam żebyś coś z tym zrobił?
- To?  - pocałował ją delikatnie w obnażone miejsce pomiędzy obojczykami. Zadrżała. – A może to? – delikatnie musnął wargami wrażliwe miejsce na styku ucha i kości szczęki. – Bo chyba nie to..? – jego usta dotknęły jej ust.
A Hermiona przestała dbać. Przestała dbać o złe wspomnienia, o złą teraźniejszość. Przestała dbać o swoje obawy, o swoje lęki, chciała tylko czuć te usta na jej ustach, chciała być bliżej niego, bliżej, bliżej, tak blisko jak jeszcze z nikim.
Draco wciągnął ją na swoje kolana. Hermiona usłyszała jak gniotą się pudełka herbat. Rozśmieszyło ją to. Poczuła jak usta Dracona również rozszerzają się w uśmiech, kiedy zasypywał całą jej twarz pocałunkami przypominającymi uderzenia ptasich skrzydeł. Od tych miejsc poczuła jak na całym jej ciele rozchodzi się gorąco, czuła pulsowanie krwi w żyłach, czuła delikatne płatki śniegu uderzające o jej rozgrzaną skórę. Ręce chłopaka wślizgnęły się pod jej bluzkę i przesunęły się po łuku kręgosłupa…
Zaraz.
Jakie płatki śniegu?
Hermiona na chwilę oderwała swe usta od warg chłopaka. Oboje oddychali ciężko. Jednak Hermiona była już skupiona na czymś innym, choć obejmujące ją silne ramiona raczej ją rozpraszały zamiast pomagać.
- Kiedy otwierałeś okno? – wydyszała dziewczyna chowając  głowę w zgięciu jego ramienia, aby chronić się przed zimnem. Teraz pachniał miętą, cynamonem i.. sobą? Wyczuła jak chłopak obrócił głowę w kierunku okna, a jego ciało nagle zesztywniało.
- Nie otwierałem okna – powiedział wolno.
·          
- Już ci lepiej? – ostrożnie powiedziała Pansy, stając w drzwiach pokoju Rona. To był jasny, przestronny pokoik utrzymany w pastelowych barwach. Królowały tu róże i błękity, ponieważ pokój zwykle należał do jedenastoletniej kuzynki Pansy, Margaret.  Na łóżku, otoczony pluszakami dziewczynki leżał Ron.  Nawet wymizerowany i blady, wtapiający się w to marmurowe otoczenie chłopak wyglądał dość absurdalnie czytając z zafascynowaniem jakąś książkę, kiedy wokół niego leżały fioletowe żyrafy i Pansy mimo woli uśmiechnęła się.
- Tak – podniósł głowę znad książki i także się uśmiechnął. Pansy zadrgała jakaś nuta w sercu na ten widok. Przysiadła  w nogach łóżka.
- Co czytasz? – spytała pozornie beztroskim tonem, który nie zdradzał jak bardzo się martwi.
- „ Przygody kurczaka Charli’ego” – przeczytał tytuł z emfazą chłopak i zaraz zmarszczył brwi. – Niezbyt ambitna pozycja.
- Powinnam się domyślić, że cos o kurczakach – powiedziała Pansy, próbując bezskutecznie powstrzymać łzy, które zdradziecko pociekły jej po policzkach. Polubiła Rona, tego chłopca bez przydziału robiącego do wszystkich oczy szczeniaka. A może nawet  więcej niż polubiła?
- Hej, Pansy…Pansy.  – Ron zauważył wreszcie nastrój dziewczyny i spróbował ją nieudolnie przytulić. – Przestań płakać, bo nie wiem co robić. Przecież wiedziałaś, że to może nie wypalić, tak? Zaklęcie podziałało na was, bo jesteście kobietami, a na mnie nie, tyle. –Pachniał chorobą, ale Pansy i tak się w niego wtuliła.
- Właśnie! Podziałało dobrze, już miało być dobrze.. . – zapłakała Pansy. Chwilę leżeli tak przy sobie, myśląc o rzeczach o których trudno było mówić.
- Chciałabym, żeby tego nigdy nie było. Żeby ten rok był zwykły, jak każdy inny. Nie byłoby tego piękna, ale…
- Nie byłoby też bólu – wtrącił Ron. Doskonale wiedział o co chodzi dziewczynie. Czuł to samo.
- Pansy, mam jedno ostatnie życzenie skazańca – powiedział nagle zdecydowanie Ron, patrząc dziewczynie w zapłakane oczy. Zakaszlał, ale wciąż miał na twarzy ten zdeterminowany wyraz.
- Jakie?  - uśmiechnęła się lekko.
- Nie odrzucaj mnie – szepnął, zbliżając swoje usta do jej ust. Pocałował ją lekko, delikatnie, a Pansy poczuła jak przyśpiesza jego serce, jak przyśpiesza jej serce.
Dziewczyna oddała pocałunek.
Szczerze, czysto, żarliwie także go pocałowała.  Wplotła palce w jego rude włosy, czując, jak chłopak przyciąga ją do siebie. Jego krew pulsowała tylko milimetry od jej skóry, ich oddechy mieszały się ze sobą. Jego usta były zimne, tak bardzo zimne. To Pansy przerwała ich pocałunek, czując jak chłopak lekko zmniejsza uścisk, uwalniając ją ze swoich ramion, ale ona i tak przytuliła się kurczowo do jego klatki piersiowej.
Tylko po to, aby zdać sobie sprawę, że jego serce już nie bije.
·          
- Och, wyglądacie naprawdę słodko razem – zaśmiał się chłodno i ostro kobiecy głos. Hermiona w jednej sekundzie odskoczyła od Dracona i spojrzała w zimne oczy Morgany. Siedziała tam, na wysepce kuchennej, jakby do był jej dom, jej miejsce, jakby jej prawem było przebywanie tam.
- Morgana – wyszeptała zmartwiałymi z zimna i strachu wargami. Ostrożnie stanęła na marmurowej podłodze. – Zabiłaś Lunę.
- Tę blondynę? Tak, może – wyciągnęła różdżkę. – A ty do niej zaraz dołączysz – I strzeliła zaklęciem.
Hermiona zakrzyknęła i odskoczyła w bok. Zaklęcie wybiło w miejscu okna wielką dziurę, przez którą naleciało więcej śniegu.
Gdzie był Dracon?
- Draco! – zakrzyknęła, opadając na podłogę. Usłyszała śmiech Morgany. Draco leżał na podłodze, z rany na głowie sączyła się krew. Dużo krwi.
- Kochana, jesteś słodka troszcząc się o niego. Ale teraz nie masz nawet różdżki, prawda? – Uśmiechnęła się jeszcze okrutniej. – On już jest martwy. – Wycelowała w nią koniec czarnego patyka. Hermiona poczuła suchość w gardle. – Dołącz do niego.
I zapadła ciemność.
·          
- Hermiona?! Draco?! – Ginny weszła za Blaisem do domu Malfoy’ów. Drzwi zaskrzypiały przenikliwie w głuchej ciszy. – Gdzie jesteście?!
Znaleźli ich w kuchni, a raczej jej resztkach.
- O Boże! – zakrzyknęła Ginny, cofając się i wpadając na Blaise’a który ją podtrzymał.
Draco siedział na podłodze, cały zbroczony krwią. Trzymał na rękach Hermionę, a jego ciało kołysało się w przód i w tył. Śnieg opadał na jego ramiona odcinając się bielą na tle czerwieni.  Podniósł na nich zbolały wzrok.
- Ona nie żyje – wyszeptał. – Tym razem naprawdę.





[i] Merlinie, chciałam napisać pod wąsem. Ale Draco wąsów nie ma, Na dodatek kojarzy mi się to z kawałem o feministkach.
[ii] ALE POJAZDxd. Zaraz. Ja to napisałam.
[iii] Dla potrzebujących przypomnienia:
- To dobrze, bo co do wczorajszego wieczoru… to co zrobiłem, było karygodne. Pewnie wypiłaś trochę za dużo kremowego piwa… musieli dodawać tam czegoś mocniejszego. Tak. Nie myśl, że ja… to znaczy, ty nie chciałaś, ja tylko… Przepraszam – nie patrzył na nią.
Poczułam się jakby mnie ktoś zdrowo walnął w głowę. On myśli, że byłam nietrzeźwa? Sugeruje, że ja tego nie chciałam? Już miałam otwierać usta aby wyrazić swój sprzeciw, ale…  nagle poczułam się niepewnie. Z jego chaotycznej paplaniny wynikało, że on chciał mnie pocałować, lecz teraz myślał, że ja nie chciałam. A co jeżeli nie to miał na myśli?