czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty - Jest cienka linia między miłością, a nienawiścią.

Wraca córa marnotrawna!
Buźka, kochani. Dużo czasu minęło od ostatniego posta i czuję się z tym źle jako cholera. Ale cóż - tęskniliście? Anyway, pewnie was ciekawi inna kwestia. Tak, zostaję. Dociągnę to do końca, napiszę następny i jeszcze potem następny blog ( a później zyskam światową sławę ). Więc... Gimnazjalistom jeszcze życzę na jutro szczęścia, a wam radości z rozdziału!
Serafino
Ps. Ogląda ktoś Supernatural? Jak tak, wolicie Sama, czy Deana? U mnie zdecydowanie team Dean <4

Hermiona w życiu by tego teraz nie przyznała, ale czuła się głupio.
Była wysmarowana jakąś dziwną mazią od czubka głowy do małych palców u stóp i stała w jakimś wielkim kółku z odrobinę niepokojącym pentagramem, znajdowała się w pałacu królowej świata umarłych i musiała uważać, żeby nie zobaczyła ich żadna ważna persona… Bóg, na przykład.
- Dobra.  Teraz  czytamy jakieś tajemne, łacińskie formuły, aby nas… wróciło? – spytał się Ron. Stał parę metrów od niej, a jego pomarańczowe włosy wyjątkowo niekorzystnie kontrastowały się z czerwoną mazią.
- Nie. Teraz mamy się teleportować – Draco przewrócił oczami  i rzuciła Hermionie spojrzenie mówiące „On tak zawsze?”. Dziewczyna pokręciła na niego głową z przyganą, ale jej spojrzenie pozostało czułe. Niedługo wrócą, wszystko się ułoży… Będą żyć długo i szczęśliwie. Tak?
Tak.
- A więc widzimy się na górze? – spytał się Dracon. Hermiona pomyślała, że wygląda prawie tak radośnie jak ona się czuje. Oczy pałały mu blaskiem, cieszył się jak dziecko przed gwiazdką.
- Na górze – wyszeptała Hermiona, zamykając oczy. Ostatnią rzeczą jaką widziała, zanim czerń pochłonęła jej wzrok, był on.
A potem się teleportowała.
·          
Na początku było normalnie. Ssanie w żołądku, jakby lekki kac – zawsze tak się działo podczas teleportacji. Uczucie przenoszenia, przeciskania, wiru.
Lecz nagle wszystko zaczęło się walić.
Hermiona poczuła jak całe jej ciało drży, najpierw słabo, w następnej sekundzie mocniej.  Uderzyła w niewidzialną ścianę, jedną, drugą. Przed oczami zaczęły tańczyć jej kolorowe plamy.
I wszystko się skończyło. Leżała na czymś twardym i rozpaczliwie próbowała złapać powietrze, które umknęło gdzieś podczas upadku.
- Hermiona! – usłyszała gdzieś z boku zduszony głos, ale nie przejęła się nim. Lepiej były wpatrywać się w znajomy sufit. Coś jej przypominał… salę balową? Bibliotekę? Merlinie, udało się! Była w bibliotece Malfoy’ów, patrzyła na te samo co kiedyś kremowe sklepienie. Tylko dlaczego było tu tak zimno jak w lochu? Przecież tu był kominek.
Pochylili się nad nią dwaj chłopacy. Jeden o włosach koloru zbliżonego do écru, drugi z kudłami jak marchewki. Wyglądali na zaniepokojonych.
- Dobrze być w domu, co? -  spytała się cicho. I zemdlała.
·          
- Jak to nie udało się? – Hermiona wyprostowała się na szerokim otomanie. Co ten Ron gadał? Dlaczego znajdowała się wciąż w swoim pokoju w Kranie zmarłych?
- Herm. Po prostu. Nie udało się , więc leż jeszcze – pchnął ją delikatnie z powrotem na miękkie poduszki, zaciskając szczękę. – Raz już zemdlałaś, a ja odpowiadam za to, żebyś nie zrobiła tego znowu do powrotu Draco.
- Świetnie -  z miną naburmuszonego dziecka umościła się wygodniej na wypchanych pierzem poduszkach. – Ale widziałam sufit. Taki jest w bibliotece Malfoy’ów.
- Widziałaś sufit sali balowej w której się teleportowaliśmy. Pewnie są podobne –Powiedział ze znużeniem w głosie.  Hermiona dopiero teraz zauważyła, jak źle wyglądał. Miał ciemne wory po oczami i ziemistą cerę, zupełnie jakby nie spał od paru dni. Ona czuła się źle, prawda, ale właśnie zdała sobie sprawę, że zapomniała o swoim przyjacielu. Jak długo była dla niego tak samolubna?
- Potrzebujesz snu – stwierdziła rzeczowo, przesuwając się na tym sofo-podobnym meblu. Odgarnęła z siebie koc. – No właź. Pogadamy jeszcze, ale im wcześniej zaśniesz tym lepiej.
- Mam wejść z tobą do łózka? Wiesz jak to wygląda, prawda? – Ron popatrzył się na nią z dziecinnym niedowierzaniem na twarzy.
- Och, daj spokój. Jesteśmy przyjaciółmi, zapomniałeś? Przyjaciele nie czują się niekomfortowo, nawet leżąc ze sobą pod jednym kocem. – przechyliła głowę, patrząc na niego z przyganą. Myślał, że zaprasza go do swojego łóżka? Ta, jasne.[i]
Ron popatrzył na nią niepewnie i z podejrzliwością, ale zaczął zdejmować buty. Chociaż w ubraniu, położył się koło przebranej w delikatną koszulę nocną Hermionę. Dziewczyny okryła ich oboje kocem i ułożyła się tak, żeby obojgu były wygodnie.
- Dobra. Draco mówił, czemu mogliśmy się nie przenieść? – spytała się rudowłosego, który leżał już z zamkniętymi oczami. Nie spał jednak.
- Przypuszcza, że ten świat jest jak lustro weneckie. Możesz do niego wejść… ale wyjść już nie.
- Czyli innymi słowami wszystko zawaliliśmy – westchnęła Hermiona. – Przeklęta Morgana. – dodała ze złością.
- Ma być stracona  jeszcze jutro. Ileś tam po zmroku – powiedział sennie Ron. Hermiona spojrzała się na niego z dziwnym wyrazem w oczach. Co?
- CO? – powtórzyła głucho swoje myśli.
- Uznali ją za niebezpieczną. Za psychopatkę. No i stwierdzili, że należałoby ją wyeliminować. Jest gdzieś tu… w pałacu.
- Wow. Należy jej się – powiedział z, mimo wszystko, lekkim szokiem. Po prostu ją… zetnę? Powieszą? Mieli dwudziesty pierwszy wiek, ale tutaj to  można się było wszystkiego spodziewać. Spojrzała na Rona, chcąc zapytać się o jego zdanie w tej sprawie, ale chłopak już… spał.
Dziewczyna spojrzała na niego z nagłą czułością w oczach. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu parę rudych kosmyków z czoła. Wyglądał… inaczej, kiedy spał. Niemal mogła sobie przypomnieć, dlaczego się w nim zakochała.
Poprawiła swoją poduszkę i zasnęła z czołem na ramieniu chłopaka.
·          
Kiedy się obudziła, za oknem było już ciemno, a w fotelu siedziała samotna postać ze spuszczoną głową i splecionymi palcami. Hermiona uśmiechnęła się sennie, widząc jasną czuprynę.
- Powinnam powiedzieć dzień dobry, czy jeszcze dobranoc? – zapytała ze śmiechem czającym się gdzieś w głębi gardła. Draco podniósł głowę.
- Już dzień dobry, choć dla ciebie wciąż dobranoc – powiedział zmęczonym głosem, uśmiechając się jednak kącikami ust. – Ale nie wmówisz mi, że w tej pozycji było ci wygodnie.
Hermiona spojrzała na otoman. Rzeczywiście, musiała być zwinięta na precel, Ron strasznie się rozpychał. Chyba nawet miała odciśnięty guzik z jego mankietu na twarzy. Potarła go ręką w lekkim zażenowaniu.
- Przyznaję – uśmiechnęła się przepraszająco. – Chyba domyślam się, czemu się obudziłam. – Wstała i, chwiejąc się, przekroczyła nad pochrapującym Ronem i stanęła na zimnej podłodze. Podwinęła odrobinę palce, czując chłód marmurowych posadzek i zadrżała. Z nagłym błyskiem w oku spojrzała na chłopaka. Wyglądał bardzo… gorąco w tym chłodnym półmroku. Podbiegła więc do niego o i się przytuliła. A co, zimno jej było jak cholera.
Poza tym, poza bijącym od niego ciepłem jak od kaloryfera, miło było też przytulać się do kaloryfera umieszczonego na jego brzuchu. 
- Chyba oszczędzają na ogrzewaniu – szepnęła, przyciskając ucho do jego klatki piersiowej. Pod warstwą mięśni gładkich biło serce, słyszała jak przyśpiesza i zwalnia co chwila.
- Niewątpliwie – zaśmiał się gdzieś nad jej głową i przytulił mocniej. – Choć. Musisz się wyspać.
- On zajął moje łóżko – wskazała kciukiem za siebie. Draco spojrzał w tym kierunku i prychnął jakoś dziwnie.
- Ten pałac jest ogromny. Jestem pewien, że znajdziemy ci jakieś łóżko. Chodź – pociągnął ja do drzwi i na jeszcze zimniejszy korytarz. Szli chwilę w milczeniu.
- Jesteś jakiś milczący – zaśmiała się cicho Hermiona. Ona miała o wiele lepszy humor od niego.
-  Jestem smutny – wygiął usta w grymasie.
-  Bo? – zmarszczyła brwi dziewczyna. Nie rozumiała go. Przecież wszystko było w znakomitym porządku.
- Bo? Hermiono, czy ty siebie słyszysz?-  Zatrzymał się i stanął twarzą do niej z dziwnym błyskiem w oku. – Nie udało się. Nadal jesteśmy martwi. Martwi na amen, do cholery.
- Wiem  - powiedziała Hermiona, odrywając nieposłuszną skórkę od paznokcia.
- Wiesz – powtórzył głucho. – Wszystko czego chciałaś… to, czego pragnęłaś… wali się, rozpada w perzynę, a ty mówisz o tym tak beznamiętnie.
- A co mogę zrobić Draco? – podniosła ku niemu gwałtownie głowę, czując jak wstrzymywane wcześniej łzy zaczynają napływać jej do oczu. – Co? Bo ja myślę, że nic – uderzyła go piąstką w tors.  – Muszę wytrzymać. Muszę próbować. Muszę być silna, do cholery! Załamałam się w pierwszej chwili, ale przysięgam na wszystko w co wierzę, że nie popełnię tego błędu nigdy więcej! Odpycham to od siebie, Draco. Próbuję patrzeć na pozytywne aspekty. Mogę ci je  wymienić, chcesz? Ty. Ron. Jesteśmy tu przynajmniej razem. Morgana wkrótce dostanie za swoje. Mogę jeść, co chcę i nie martwić się, że przytyję. Mogę robić co chcę, bez żadnych zobowiązań. Mogę… Mogę… - dalsze słowa utkwiły jej w gardle. Nie mogła płakać, a to robiła. I to na dodatek przed Draco, merlinie, to było tak upokarzające!
Ale chłopak tylko przytulił ją do swojej piersi i trzymał mocno, mocno, mocno w objęciach.
- Nie wiedziałem, że wiesz o Morganie – powiedział cicho w jej włosy po paru sekundach.
- Ron mi powiedział. Dlaczego trzymaliście to w tajemnicy? – ona także szeptała, a jej słowa były zdławione przez łzy.
- Obawiałem… obawialiśmy się jak to przyjmiesz. Głupi łasic – parsknął ze złością.
- Zawsze mów mi prawdę, Draco. Nawet jak będziesz chciał mnie chronić – powiedziała cicho, oczy kleiły jej się od łez i piasku zalegającego pod powiekami. Nie miała nawet siły się na niego złościć.
Zasypiając czuła jak chłopak podnosi ją delikatnie i słyszała, jak szepce jej do ucha.
- Dobrze, kochana. Nie ma rzeczy… Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił.
Zasnęła.
·          
- Jak długo spałam?
To było pierwsze pytanie Hermiony, kiedy znów się obudziła.
- Jakieś 6-7 godzin. Tu nie ma zegarów – Dracon z uśmiechem popatrzył na zaspaną dziewczynę. Wyglądała uroczo z tą burzą loków, siedząc w wygniecionym ubraniu i podbitymi oczami.  – Rudy tu był. Chciał z tobą o czymś pogadać, ale kazałem mu spadać. – Draco uśmiechnął się do Hermiony szeroko. – Zbyt słodko chrapałaś.
Jednak Hermiona nie odwzajemniła uśmiechu. W zamyśleniu składała koc z łóżka w którym spała. Sprawdzała wszystkie kąty z niezwykłą dla niej dokładnością. Zwykle składała je byle jak.
- Jesteś o niego zazdrosny – stwierdziła w końcu. Obróciła się do niego, odrzucając koc za siebie. – Te wszystkie twoje krzywe spojrzenia i głupie komentarze… to zwykła zazdrość.
- Nie mam o co być zazdrosny – poprawił pozycję na twardym krześle.
- Och, nie? Nie boisz się, że znowu się w nim zakocham? – w głosie dziewczyny zabrzmiał tryumf, kiedy wypowiedziała te słowa z odrobinę jadowitym uśmiechem.
- A powinienem? – wstał gwałtownie i przemierzył dzielącą ich odległość w dwóch susach. Stanął parę cali od niej z dzikością w oczach. – Ja jestem w tobie zakochany od dawna, Hermiono, zbyt dawna, żeby nagle zmienić zdanie. Ale ty kochasz mnie od niedawna i niczego nie mogę być pewien. Zwłaszcza, kiedy on patrzy na ciebie, jak patrzy cały czas odkąd tu jestem! – ostatnie zdanie wykrzyczał i z bezradnością w całej postawie usiadł na zimnej podłodze, opuszczając głowę.
Przez chwilę panowała cisza.
- Ty nie wiesz. Ja wiem – powiedziała cicho dziewczyna. W jej oczach nawet nie było śladu łez. -  Kocham Rona jak brata. Od zawsze tak było. I wiele bym dla niego zrobiła, ale to nie jest to samo, co czuję do ciebie. I wiem, że będę cię kochać aż po grób, ale nie będę z tobą, nawet z całą tą miłością, jeżeli będę czuła też, że nie powinnam być. Bo to złe, Draco. To oznacza brak prawdziwego Happy Endu.
Wstała i poszła do łazienki, zostawiając go na chłodnych kafelkach z jego własnymi myślami.
·          
W chłodnym pomieszczeniu oparła się o ścianę naprzeciwko wielkiego lustra. Jej odbicie było wystraszone, jego oczy były szeroko rozwarte. Czy ona wyglądała tak samo?
Nie mogła tego zrobić. Nie mogła z nim być. Cholera, skoro czuła się przy nim tak dobrze, to co w jej głosie trajkotało jak mała katarynka?
Sumienie. Przez pobyt w Hogwarcie nie dopuszczane do głosu, tutaj zaczynające się odzywać. Myśli, które wcześniej nawet nie odważyły się wchodzić do głowy dziewczyny, tutaj zaczynały władać całym jej umysłem.
Zabił tych ludzi.
Żałuje!
Od zawsze stał po stronie wroga.
Jaki miał wybór?
Nie potrafi kochać.
Łzy pociekły po policzkach dziewczyny. Nie. To ostatnie było nieprawdą. On ją kochał i ona o tym wiedziała. Ale te inne rzeczy… one były boleśnie prawdziwe. Jak ona mogła zakochać się w takim człowieku? Jak mogła być ślepa na wszystkie te złe rzeczy? Fakt, kochała go. Kochała jak cholera. I nie zamierzała się poddawać. Widziała też w nim dobro i musiała wyciągnąć je na wierzch.
W końcu go kochała.
·          
Draco delikatnie zapukał knykciami do drzwi łazienki z której wyraźnie słychać było spadającą ze słuchawki prysznica wodę.
- Już kończę! – zawołała dziewczyna. Jej głos był jakiś radosny i nadzieja w sercu chłopaka podniosła głowę, węsząc za tą odrobiną miłości. Może jeszcze nie wszystko było stracone?
- Co jest? – spytała, wystawiając głowę za drzwi i uśmiechając się do niego wszystkimi zębami. Nadzieja znów podskoczyła w sercu chłopaka, lecz zaraz zaczęła warczeć  na widok podpuchniętych oczu dziewczyny.
- Płakałaś – to nie było pytanie.
- Nie wolno? – sarkastycznie uniosła brew.
- Przytulas na pociesznie i zgodę? – uśmiechnął się nieśmiało, rozkładając ręce.
- Aktualnie jestem naga. Może pogadamy o tym później? – powiedziała, chowając głowę i zamykając drzwi.
- Ja tam nie mam nic przeciwko teraz… - mruknął pod nosem Ślizgon, za cicho, żeby go usłyszała. Później uśmiechnął się jeszcze szerzej. Znów było dobrze. Co prawda, ta idiotyczna zazdrość pewnie nie zniknie, ale teraz chociaż jego mózg był pewny swego.
Cholera, wszystko miało być dobrze. I właśnie dlatego, kiedy tylko Hermiona wyszła z łazienki ubrana w misternie haftowaną sukienko-tunikę, porwał ją w ramiona i pocałował delikatnie, lecz natarczywie. Poczuł, jak usta dziewczyny rozszerzają się pod jego ustami w uśmiechu. Odsunęła się od niego na parę cali, oczy jej błyszczały. Rozszerzyła wargi, aby coś powiedzieć…
-  Hej, ludziska… nie przeszkadzam? – w drzwiach stanął Ron. Hermiona poczuła jak ręce Dracona odrobinę mocniej zaciskają się na jej biodrach.
- Puka się – warknął agresywnie. Hermiona położyła mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
- Czego chcesz, Ron? – powiedziała głosem w którym czaiło się zirytowanie.
- Proces… rozpocznie się niedługo. Zetną Morganę – wzruszył ramionami. – Uznałem, że powinniście wiedzieć.




[i] Może miał nadzieję, Hermiona, idiotko.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Następny blog?

Hej:)
Piszę ten uśmieszek smutno. Dlaczego? Bo zastanawiam się, czy opłaca się dalej pisać. Dziewczyny, chłopacy, ja was kocham, naprawdę. Al obawiam się, że nie mogę, po prostu nie mogę pisać dla, ilu? Trzech osób? Przepraszam osoby też, które po prostu nie komentują, ale komentarz też jest kopniakiem w tyłek dla bloggera, motywuje do działania. Więc podjęłam decyzję. Jeżeli pod tym postem będzie min. 20 komentarzy z tekstem "Chcę" po skończeniu tego bloga biorę się za kontynuację. Możecie to zrobić?
Nie ważne co, kochająca was,
Serafino