wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział czternasty - Czemu nie rozumiesz?

Ach, piszę z prędkością światła żebyście mnie nie zjadły!! Co jest całkiem prawdopodobne, słyszałam o takiej blogerce z Ohio… Smutna śmierć:C Ale na was mogę liczyć, tak? Tak..?
Pierwszy rozdział betowany prze naszą kochaną Locę Zabb(Malfoy, czyli ma wielu mężów, jak jaXD) - to znaczy, na razie połowa, jak zbetuje drugą częśc, to tu poprawię:D
Przypuszczam że następny rozdział będzie najwcześniej w poniedziałek - wyjeżdżam na weekend:)
Co powiecie na piosenkę mojego męża? - http://www.youtube.com/watch?v=2Fy6YxPM98U
Całuski!(Są bardziej higieniczne od high five’a)

ó   

Hermiona zmierzała do Wielkiej Sali, zatopiona w pergaminach. Od kiedy nauczyciele tyle zadawali? A może to ona nie miała czasu? Na Merlina, przydałby się jej zmieniacz czasu. Nie tylko do nauki, ale także dla ochronienia Ginny, Rona, Pansy… Jakie to byłoby proste! Czasem Hermiona nie do końca rozumiała magię. Mogła za jej pomocą zrobić wszystko – ale gdy przychodziło co do czego, na nic się to nie zdawało.
- Co za cholerny paradoks… -  wymruczała sama do siebie.
Szła by tak dalej, gdyby nie wpadła na żywą ścianę. Żywą, przystojną, z bardzo twardym brzuchem i rozdmuchanym ego, które niestety nie zamortyzowało upadku.
- Uważaj jak chodzisz, Granger! – wysyczała wkurzona ściana.
Hermiona podniosła głowę. Jakim cudem znalazła się na podłodze, otoczona tymi wszystkimi książkami? A tak, nie zauważyła pewnego tlenionego, głupiego i jakże słodkiego arystokraty. Co on się do niej tak zwraca? Cholera, a może ten pocałunek tylko jej się śnił? Albo gorzej… co jeśli całowała okropnie? Podniosła głowę, żeby mu nawtykać… jednak zobaczyła coś, co kazało jej zamilknąć.
Astorię Greengrass, przylepioną do boku chłopaka w całkowicie Nie-Przyjacielski-Ale-Też-Nie-Wrogi-Sposób. Krótko mówiąc, ułożoną tak, żeby chłopak miał idealny widok na jej dekolt.
Hermionie nagle przypomniała się pewna chwila z dzieciństwa. Miała dziewięć lat i była chora. Przeziębiona, nic strasznego, więc jej rodzice to zbagatelizowali, nawet do lekarza nie poszli. Ale kiedy oni oglądali fajny film, Miona poczuła się tak zmęczona, że poszła do łóżka jeszcze przed dziewiątą.
Jak tylko zasnęła, to się zaczęło.
Majaczyła. Miała wrażenie, że leży na siatce, która powoli robi się cieńsza i cieńsza, wbija jej się w ciało, kroi na malutkie kawałeczki… ale nie pozwala jej spaść. A z góry spadają kamienie. Wielkie, ciężkie głazy, miażdżące ją kawałek po kawałeczku, sprawiające, że nie może oddychać Ale nie umierała. I kiedy już spadała, umierała…. To wszystko zaczynało się od nowa.®
Teraz czuła się dokładnie tak samo.
- Ugh, Draco, chodźmy stąd! Nie chcę się upaprać szlamem!  - Czy Hermionie się wydawało, czy chłopakowi naprawdę przemknął gniewny wyraz przez twarz? – W końcu kupiłam sobie nowe buty od Louboutin! Strasznie były drogie, wiesz, kochanie, ale opłacało się, bo…
- Tak, są piękne. To może już pójdziemy na śniadanie? – Komuś tu wyraźnie nie podoba się paplanie jego dziewczyny. Ale mimo tego, że to widziała, Hermiona nie mogła przestać czuć odtrącenia.
Ani smutku. Bólu. Niezrozumienia.
- Czemu siedzisz na podłodze? – usłyszała nad sobą znajomy głos. Spojrzała w górę z uśmiechem na twarzy. Właśnie…. Przecież miała Teddy’ego, jej chłopaka. Nie wiedziała w co Malfoy pogrywa, ale będzie grać w tą dziwną grę. Nazywała się Granger. Ona nigdy nie przegrywała.
Hmmm. Ale Malfoy też nie.
Co ci szkodzi jednak zagrać?
- Teodor! Jak się cieszę, że cię widzę! – rzuciła się mu na szyję, a za jej krzykiem obrócili się wszyscy na schodach. To musiał być dziwny widok: dziewczyna z szopą brązowych włosów, stojąca wśród rozsypanych książek, atakująca chłopaka, chwiejącego się po jej ciężarem.
- Ja też się cieszę, Miona – wykrztusił chłopak. – Byłabyś tak miła i przestałabyś miażdżyć mi tchawicę?
- Ojć – Hermiona zażenowana puściła chłopaka, który zaczerpnął gwałtownie powietrza. – Po prostu nie widzieliśmy się od…. – spojrzała na zegarek.  – Siedmiu godzin, dwunastu minut i dwudziestu dwóch sekund.
- Tak, to to dopiero tragedia – powiedział ze zniecierpliwieniem i ironią Nott. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Widząc jej minę, Ślizgon dodał szybko – Co wcale nie znaczy, że się nie cieszę.
- Taa… - wymruczała nieprzekonana Hermiona. Ale to wystarczyło. Spojrzała się w stronę Malfoy’a stojącego w drzwiach wielkiej sali. Miał ten sam wyraz twarzy co w sklepie i na balu. Czyżby ktoś tu był zazdrosny? To dobrze. Niech posmakuje własnej trucizny.
- Idziemy na śniadanie? – spytał się Nott.
- Oczywiście – odpowiedziała Miona z jadowitym uśmieszkiem i wzięła chłopaka pod ramię. Przeszli tuż przed nosem Malfoy’a wyglądającego jakby zjadł fasolkę o smaku wymiocin.
Niezłe zagranie, kochana.
Uczę się w końcu od najlepszych, moja droga.
ó   
- Czekaj. A co z gadką: „Zakochałam się w złym człowieku, jestem potępiona, zerwę z Nottem na śniadaniu, gdzie jest czekolada”? – spytała się Ginny Hermiony, próbując ukroić trochę stwardniałego sera. Grr… wredny ser.
- O co ci chodzi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Ślizgonka. Z twarzy nie spływał jej uśmiech.
- Hmmm, pomyślmy. Przychodzisz w środku nocy, gadasz, że nie kochasz Notta tylko gościa jakiegoś – nie chcesz powiedzieć jakiego – ale on cię nie kocha, tyle że nie możesz okłamywać Teodora więc z nim zerwiesz, ale nie będziesz z tym gościem. – Ginny przerwałą aby zaczerpnąć oddech. – Czy tylko ja nic z tego nie zrozumiałam?
- Nie wiem o co ci chodzi. Spałaś jak przyszłam… a ja nic bym takiego nie powiedziała. Kocham Notta –  i uśmiechnęła się do nic nie wiedzącego chłopaka. Odwzajemnił uśmiech, koperek wystawał mu z kącika ust. Słodko wyglądał.
- Kręcisz, Miona. Obie to wiemy. – Ginevra prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Doprawdy, nie rozumiem o co ci chodzi. Mojemu związkowi z Nottem nic nie zagraża. – Najzabawniejsze było to, że mówiła prawdę. Potrzebowała Teodora żeby wzbudzić zazdrość w pewnym niezwykle przystojnym blondynie.
ó   

Hermiona wymówiła się z  obiadu bólem głowy i zaszyła się w bibliotece. Musiała zostać sama.
Myślisz, że ten plan wypali?
Który? Szatański, godny Zabiniego mroczny plan wzbudzenia w Draconie chęci zabicia Teodora w najdłuższy możliwy sposób, czy plan „Uratujmy przyjaciółeczki!”?
Wiesz o co mi chodzi, to poważna sprawa!
Cóż, bycie z właściwym facetem to jak dla mnie bardzo ważna sprawa. Widzisz, umawiałam się kiedyś z takim jednym…
PRZESTAŃ! – Myślowy krzyk Hermiony odbił się echem w jej czaszce. – Już jestem rozdrażniona. Śpię po parę godzin, jem mało. Wyobraź sobie, że wkurzający głosik, który nie pomaga…. Boję się, że jestem opętana! Przez ciebie… Przez kogoś innego… Nic nie rozumiem.
Głosik przez chwilę był cicho.
Nie jesteś opętana. Jesteś częścią mnie, a ja jestem częścią ciebie. Jestem przy tobie od urodzenia, choć ty o tym nie wiesz. Wszystkie rzeczy które wiedziałaś… Łatwo było ci nauczyć się rzeczy, o której ja wiedziałam. A ja z niejednego pieca chleb jadłam. Traktujesz mnie jak intruza. Ostatnio nawet… Zaczęłam się zastanawiać czy nie masz słuszności. Od wieków zamieszkiwałam ciała najinteligentniejszych i najpotężniejszych czarownic. A teraz ty… Twoja osobowość nie pozwala mi na zostanie tu samej.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją przerażenie.
Wyrzuciłabyś mnie z mojego ciała?
Och, nic byś nie poczuła. Gdyby wszystko potoczyło się tak jak powinno, nawet nie wiedziałabyś, że istnieję. Po prostu… Zamiast ciebie, ja obudziłabym się w tym ciele pewnego ranka.
To morderstwo!
Nie wypowiadaj się na temat rzeczy, których nie rozumiesz. Wierzysz w reinkarnację?
Hermiona musiała się zastanowić. Nad tym akurat nie lubiła myśleć za wiele. Na dodatek czuła jak oblewa ją zimny pot, a w żołądku zawiązuje się węzeł strachu. To nie był najlepszy moment na takie religijne rozważania.
Tak. Wierzę.
I masz przeklętą rację, kochana. Ale jednak, wiesz ile czasu gnijesz w piekle lub niebie zanim wrócisz? Nawet papieże siedzą po jakieś pięćdziesiąt lat każdy. Jak dotąd…. Mieliśmy jedenaście przypadków wiecznej ekstazy, przeżywania obecności boga, zostanie tam na wieczność i tak dalej. W piekle było tego trochę więcej – stu czternastu zabójców, gwałcicieli i takich tam. W każdym razie, przeciętny człowiek spędza w piekle sto- dwieście lat, a w niebie dwadzieścia. Z nieba nie chcesz wychodzić – z piekła chcesz uciekać. A kiedy ja zajmuję ciało, wychodzisz i z jednego i z drugiego po jakiś dwóch tygodniach. I życie od nowa.
A co jak ktoś chce zostać dłużej w niebie?
Cóż, moja umowa też to obejmuje, ale to straszne nudy jak dla mnie. Po roku śpiewania i czytania Biblii potwornie się nudzisz. Choć mówią, że to cudowne, piękne i tak dalej – ściema.
Ale to jest niebo! N-I-E-B-O!
Czasem musisz się zastanowić czy to, co wmawiano ci całe życie nie jest złe i nieprawdziwe? Nie widzisz sprzeczności? Zabij tego, oszczędź tego i tak dalej. A wszystkie te religie – to jedna, tyle że w innych odsłonach. Nawet te politeistyczne kulty- przecież Zeus to bóg, a reszta to anioły i diabły! A ja ci powiem, byłam już i w piekle i w niebie i nadal zastanawiam się co jest gorsze.
Nie kochasz już Boga?
Oczywiście, że kocham! To on mnie stworzył!
Hermionie nagle przyszła do głowy straszna myśl.
Czy ty jesteś upadłym aniołem?
Cisza.
Możesz nazywać to jak chcesz. Jestem, ale nie jestem skazana na potępienie. To… skomplikowane. Jak u ateistów. Oni mogą być dobrzy, mogą otrzymać nagrodę. Rozumiesz mnie? Wiem że gadam jak naćpana, ale…
- Rozumiem… - wyszeptała Hermiona. Poczuła żal. Chociaż ta istota była pod pewnymi względami zła, to ona po prostu zapomniała.
- Co rozumiesz? – spytał się ktoś jakieś pięć centymetrów od jej ucha. Hermiona krzyknęła z zaskoczenia i spadła z krzesła. Podniosła głowę. Nad nią, z głupim uśmieszkiem, stał Draco Malfoy.
- Jasna cholera, Malfoy!  Co ty sobie wyobrażasz? – wrzasnęła wściekła.
- Miałem ci to dostarczyć – pomachał jej przed głową jakąś książką. – Ginny była zbyt zajęta obściskiwaniem się z Zabinim. Na to jej akurat energii nie brakuje.
- A ty nie byłeś zbyt zajęty Astorią? – mruknęła, podnosząc się na łokciach. Wyraz jego twarzy zmienił się, gdy o niej wspomniała. Był… zniesmaczony?
- Powiedziałbym coś o tej Greengrass, ale jest moją dziewczyną i nie będę mówił takich rzeczy przy kobietach. A ty – zmienił temat, wyraźnie unikał mówienia o dziewczynie.  – Gadałaś teraz z tą laską w twojej głowie?
- Tak – warknęła Hermiona.  Zastanawiała się, jak wstać, żeby nie uniosła się jej spódniczka. Miała jedno wyjście.  - Pomożesz mi wstać, czy mam tak leżeć całe życie.
Nazwał mnie jednym z tych dziwnych, nowych określeń, a ty tak mu się pozwalasz podnosić? 
Draco pochylił się i pomógł jej wstać. Miał ciepłe, suche ręce którym przydałoby się trochę kremu.
- Czy to nie trochę szalone. Wiesz… głosy w twojej głowie?
- Nie – prychnęła Hermiona. Chciała wyjść. Musiała przecież pokazać, że go nie potrzebuje i nie lubi. Trudne to było. Zwłaszcza, że zastępował jej drzwi.  – Możesz mnie przepuścić? – przesunęła się w lewo. On też. Przesunęła się w prawo. On też. Hermiona poczuła złość. Czy on to robi to specjalnie? Ma się całą wieczność gapić na miejsce na jego ciele gdzie lokował się poziom jej oczu? Czyli na zadziwiająco ładną klatę, widoczną pod rozpiętymi guzikami koszuli? To tortura!
- Nie wypuszczę cię, póki nie powiesz mi skąd twoje nagłe dziwne zachowanie – Draco zmrużył oczy.
Serio? O to się pyta? Najpierw ten podstępny gad przechadza się wesoło z tą przebrzydłą Astorią, a teraz nagle się pyta dlaczego ona się dziwnie zachowuje?
- Jesteś niemożliwy – powiedziała z niedowierzaniem w głosie dziewczyna.
- Jesteś pewna? – Na Merlina, on był zdecydowanie za blisko! Jak ktoś tak wstrętny i podły, może być jednocześnie tak uroczy i cudowny? A na dodatek tak ładnie pachnieć?
- Sam powinieneś wiedzieć  – prześlizgnęła się pod jego ramieniem i wyszła w mrok zimnych korytarzy Hogwartu.







® Gdyby komuś wydawało się to nierealne – doświadczenie własne podczas gorączki.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział trzynasty - Nie ten.

Kurczę, jestem z was dumna! To jak, może dziesięć komentarzy? :D Żartuję( Choć zdecydowanie możecie je pisać.) Rozdział byłby szybciej, ale same rozumiecie… Jamie C. B.
Dziś zamiast piosenki polecę wam film – Charlie – Gra tam dwóch moich mężów!
Aha, czy byłby ktoś zainteresowany betowaniem? Jeżeli tak, proszę, napisz pod ten adres – serafino.ink.heart.25@gmail .com J

ó   

- Chcesz mi, idioto powiedzieć, że ją pocałowałeś, a potem rzuciłeś na nią zaklęcie zapomnienia? Po co, geniuszu? – Pieklił się Blaise, coraz bardziej podnosząc głos. – Powinna cię wtedy walnąć w ten pusty łeb.
- Zabini, przyjacielu… Ona mnie nie chce. Jestem dla niej idiotą z przerośniętym ego,  którego myślała, że może polubić.  Pomyliła się. – Draco pociągnął z butelki. Siedział wraz z czarnowłosym  Ślizgonem w swoim pokoju i, łagodnie mówiąc, upijał się. – Powiedziała, że chce zapomnieć. No i zapomniała.
- Draco. Ty idioto.
- Co? Znowu mówisz to słowo… Idiota, idiota, idiota.
- Bo nim jesteś. Wyobraź sobie, że kiedy kobieta mówi „nie”, to ma na myśli „tak”, a  jeśli mówi, że chce zapomnieć, to znaczy, że będzie wspominać to przez wieki, ponieważ to najlepsze wydarzenie w jej życiu. – Blaise westchnął nad głupotą kolegi.
- Nie. Nie, nie, nie… -  Kiedy Dracon się upijał, przeciągał samogłoski jeszcze bardziej niż zwykle. – To nie ma sensu. Widzisz? Bo to by znaczyło, że to zdanie ma sens, a skoro ma, to dlaczego mówię, że nie ma..? To jak z człowiekiem, mówiącym że wszyscy ludzie to kłamcy.
- Stary, nie mam pojęcia o czym gadasz. – Blaise uniósł obie brwi. Co, na filozoficzne gadki mu się zachciało?
- To błędne koło. Zupełnie jak moja miłość do Hermiony. Ona jest najwspanialsza na ziemi i jeszcze jakoś tak we wszechświecie. Nie zasługuję na nią. Nie jestem jej godny. – Chłopak zanurzył głowę w misce z wodą stojącej na ich komodzie. Ale tu było spokojnie… Przysiągłby że widział tam rybkę. O! Rybka! Niebieska!  Z wielkimi, brązowymi oczyma i burzą loków…
Blaise wyciął go z wody za włosy.
- Utopisz się, kretynie. Jesteś Malfoy. Możesz mieć każdą. Na Merlina, wykorzystywałeś to przez ostatnie dziesięć lat!
- Właśnie. – Draconowi zaświeciły się oczy. – Mogę mieć każdą. Na przykład Astorię. Granger pęknie z zazdrości! Chwilunia… Jak pęknie to nie będzie wyglądać tak ładnie… Muszę to przemyśleć. – I powlókł się do łazienki.
Hmmm. Blaise podrapał się w głowę. Nie do końca o to mu chodziło. Ech… Miłość robi z ludzi głupców.
Zaraz. Czy on właśnie nazwał głupkiem samego siebie?
ó   
Hermiona trzasnęła drzwiami od łazienki.
- Salazarze! Ginny, powiedz mi co zapomniałam, bo mam wrażenie, że gdzieś mi zniknął cały wczorajszy wieczór.
Ruda podniosła głowę znad książki. Znów miała cienie pod oczami… i schudłą, tak, że smiało można było posądzać ją o anorektyzm. Jednak prawda była inna, smutniejsza. Teraz jednak uśmiechnęła się od uch do ucha.
- To dziwne, bo cały wieczór… i część nocy spędziłaś z Draco. -  Ginevra wyglądała tak niewinnie… a jednak jej uśmiech był słodko podlejszy od kota z Cheshire.
- A nie z nim i z Blais’em? – Hermiona nagle przestała się pakować i popatrzyła na Ginny . Jak sowa.  – Byłam z tym draniem sama? Czemu mam wrażenie, że znowu?
- Nie mam bladego pojęcia. – Ruda zaczęła nucić sobie pod nosem ostatni hit Fatalnych Jędz. Wiedziała o wszystkim od swojego chłopaka. Z Zabiniego była straszna plotkara.
- Ty coś wiesz. – Hermiona zmrużyła oczy.
- Ależ skąd. –Ginny zamknęła książkę. – Więc idziemy na śniadanie, tak? Zamierzasz upolować dziś jakiegoś smoka?
- Z przyjemnością.
ó   
- Zwróć mi, cholera, moje wspomnienia! – Hermiona padła na krzesło koło Dracona. Ugh…. Miała już dość zamieniania się z Blaisem miejscami na lekcjach… Chodź z tego co widziała, Ginny to nie przeszkadzało.
I tak już się obśliniali z Zabinim w każdym miejscu w szkole. Słodkie. Choć trochę obrzydliwe. Jak czekoladowe cukierki z lukrecją.
- Nie wiedziałem, że rapujesz. Myślałaś o karierze muzycznej? A może chcesz zostać poetką? – Draco spojrzał na nią leniwie. Miał zmęczone spojrzenie; jego oczy były przekrwawione, powieki mu opadały. Koszulę miał niedokładnie zapiętą. Wyglądał na upitego.
- Schlałam się wczoraj z tobą? – spytała się poważnie już rozzłoszczona dziewczyna. Przecież ona nie miała kaca.
- Och, chciałbym. Ale niestety nie.
- Więc co, do cholery, robiliśmy?! Nic nie pamiętam! –Syknęła Hermiona, udając że studiuje pilnie rozdział w książce.
- Nic nie pamiętasz..? Biedna… A taki dobry towar mieliśmy.
- Dobry towar? – wykrztusiła przerażona Hermiona.
- Tak, Pomyluna wcześniej dostała dostawę i zajaraliśmy za…czekaj, nie pamiętam ile to było. Chyba cztery galeony, w końcu najnowsza mieszanka. Dodają do tego sproszkowane pazury smoka. Wzięłaś trochę za dużo. No to ty zaczęłaś mnie ciągnąć po zamku, zabroniłaś wyznawania kultu Gaci Merlina… a mieli zniżki na basen. W bibliotece podpaliłaś parę książek, ale nie martw się, naprawiłem je… no, większość. Tyle że pani Pince zaczęła nas gonić… w szlafroku i tylko bielizną pod spodem, ciesz się, że tego nie pamiętasz.
- Książki..?- wyszeptała Hermiona zbielałymi wargami.
- Czekaj, to nie koniec. Włamywałaś się do dormitoriów i zabierałaś każdy szampon jaki znalazłaś, krzycząc że to dla Severusa. Cieszyłaś się jak wariatka z każdego przeciwłupieżowego. No, ale poszliśmy do Miodowego Królestwa. Nic nie ukradłaś, wyjaśniłem ci że kradzież nie popłaca. Tyle że zażyczyłaś sobie kąpieli w żelkach. I wysypaliśmy wszystkie na podłogę, najwięcej lukrecjowych ponieważ twierdziłaś, że nie zawierają cukru -  naprawdę rodzice głodzili cię o chlebie i wodzie kiedy zjadłaś więcej niż dwie kostki czekolady?
- Lukrecja..? – Oczy dziewczyny wyglądały jak narysowane w anime.®
- A później już się uspokoiłaś, pozrzucałaś tylko w drodze powrotnej parę obrazów, wpadłaś w jeden stopień… Wszystko było ok.
- Okej? Naprawdę?! – Teraz Hermiona zaczynała się wkurzać nie na żarty. Na co on pozwolił? Ja dziękuję! Już miała cisnąć w niego jakąś klątwą… kiedy zobaczyła, że chłopak się śmieje.
- Jesteś niesamowicie naiwna, Granger. – Och, czemu on musi wyglądać tak niesamowicie dobrze kiedy się śmieje?
- TY! DRACO! Draniu! Jak mogłeś mnie tak oszukać?! – Dzwonek prawdopodobnie uratował prefekt naczelną od  szlabanu, bo zagłuszył jej krzyki. Profesor Flitwick wbiegł na katedrę.
- Proszę poczekać! Proszę poczekać! Zaginął mi szampon, taki niebieski i pachnący papają… Jeżeli gdzieś go zobaczycie, proszę, przynieście go do mnie. Dziękuję.
Draco puścił oczko do oszołomionej Hermiony.
ó   
- Chcesz powiedzieć, że zamierzasz zebrać moc od wszystkich czarodziei w Hogwarcie?
- Nie od wszystkich. I tylko po połowie od każdego, żeby nie umarli. Słuchajcie, bo musicie mi z tym pomóc. Zbierzemy  moc do specjalnych pojemników, z plastiku, żeby magia dłużej nie wyciekała. To jak wspomnienia – kiedy będziemy mieli wystarczająco dużo mocy, jedno z nas ją wciągnie i rzuci zaklęci uzdrawiające.
Hermiona siedziała w opuszczonej klasie wraz z Teodorem, Blaisem i Draconem. To znaczy, dosłownie siedział z Teodorem, oparta o jego bok. Chłopak kreślił jej małe kółeczka na brzuchu, co było dosyć rozpraszające.
- Ty musisz to zrobić – powiedział teraz Nott.
- Ja? – Hermiona speszyła się. – A dlaczego akurat ja?
- Bo to kobieca magia. My tylko zawalimy.  – powiedział poważnie.
Hermiona nie chciała tego robić, prawdę mówiąc. Bała się że coś zepsuje.
- No dobrze. Tylko jeszcze nie wiem jak zebrać wystarczającą ilość magii… Nie od młodziaków, są jeszcze nie wykształceni. Ale musimy więc dotrzeć do dużej liczby siódmoklasistów i nauczycieli…
- Bal siódmioklasisty – przerwał jej nagle Draco. Hermiona spojrzała się na niego, wytrącona z równowagi.
- Co?
- Mieści się w terminie Ginny…  Myślę, że przeżyje do tego czasu, dzięki tym eliksirom które jej dałaś. A tam możemy każdego spokojnie dotknąć i zebrać moc.
Hermiona popatrzyła się na niego osłupiała.
 - Draco – powiedziała. – Mówiłam ci że jesteś geniuszem?
ó   
- Dobra ludziska, ja jeszcze lecę do Ginny i lulu papa. – Blaise uśmiechnął się do nich szelmowsko i wyszedł z klasy.
Skończyli już uzgadniać szczegóły planu. Teraz Hermiona została sama… sama z Draconem i Teodorem.
- Kochanie, ja też już spadam… Ten głupi esej dla Slughorna. – Pocałował ją w policzek i wyszedł. Chociaż Hermiona rozumiała, że musiał zrobić to zadanie, coś zakłuło ją w sercu…
- Co za idiota… Żeby tak zostawiać dziewczynę… - Draco wyszedł z cienia z miną pełną niesmaku.
- A co ty o tym wiesz? Wszystkie swoje dziewczyny zostawiasz po tygodniu. Jakiś powód musi być.  – Draco spojrzał na nią z wyższością.
- Taa. Zazwyczaj są beznadziejne.
- Powinieneś się leczyć. – Hermiona zgarnęła swoją torbę z biurka, jednak kiedy obróciła się do drzwi, on już tam był. Przypominało jej to coś… ale nie wiedziała co.
- Ja powinienem się leczyć? To nie ja cierpię na dziwne zaniki pamięci. Nie całuję ludzi których nawet nie lubię. – Chłopak zmarszczył brwi.
- Co ty gadasz? – spytała się ze złością Hermiona. Chyba powinna iść na jakąś terapię odstresowującą.
- Nie pamiętasz co się wczoraj zdarzyło? Pokażę ci. – I przycisnął swe usta do jej, unosząc jej podbródek prawą rękę. Trwało to może trzy sekundy, potem odwrócił się… i już go nie było.
Teraz Hermiona była sama.
ó   
- Ginny. Śpisz?
Weasley uniosła się na łokciach i przetarła oczy. Nad nią pochylała się Hermiona, bardzo blada w blasku świecy, przyciskająca rękę do ust jakby chciała coś zatrzymać.
- Tak. A co? – spytała się Ruda przyjaciółki zaspanym głosem.
- Dziś zrozumiałam, że zakochałam się w złej osobie.
- Tak? – dziewczyna natychmiast się ożywiła. – Teodor coś ci zrobił?!
- Nie. To nie w nim jestem zakochana.





® Albo mangi, jak kto woliXD Chibi love <3

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział dwunasty. - I pozostaną tylko wspomnienia.

Ok, teraz stawiam wam challange  - min. 7 komentarzy pod postem, inaczej rozdziału nie ma przez tydzień. Przykro mi, że jestem niemiła, ale mi też jest smutno jak nie widzę komentarzy.:C
Ale! – Don’t worry, be happy! – Bob Marley
I niech moc będzie z wami!
ó   

- Blaise, podałbyś mi ketchup?
- Jak tylko powiesz, co takiego niby wymyśliłaś. – Boczyli się na nią przez cały ranek, próbując wyciągnąć z niej jej „ genialny plan”. I tak im nie powiedziała. Nie przy wszystkich. Powie im wieczorem. Tak, ta opcja to był genialny projekt.
- Nie. Tak jak mówiłam, spotkamy się o północy i wam wszystko wyjaśnię. – Wycelowała w Dracona nóż umazany sosem. -  W zasadzie to ty powinieneś się już domyślić. Masz wszystkie elementy układanki. A ty – Tym razem pokazała widelcem na Blaise’a. – Mógłbyś mi wreszcie podać ten keczup. Nie mamy przecież wieczności.
Skapitulował zrezygnowany i podał jej czerwoną buteleczkę. Hermiona uśmiechnęła się. Aktualnie zrobiłby dla niej wszystko. Była ich jedyną szansą.
Władza jest słodka, prawda?
Jak cholera.
ó   
Trzask!
Ginny wpadła do ich wspólnego pokoju, wesoło pogwizdując pod nosem. Hermiona podniosła oczy znad książki którą czytała. Hmmm. Ginny była wesoła. A ona nie była ostatnio wesoła… przeważnie to była zmęczona i smutna. Teraz była żywą reklamą kucyków pony.
- Jesteś wesoła. Naćpałaś się czegoś?
Ginewra spojrzała się na nią; w jej oczach paliły się wesołe iskierki.
- Tak -  rzuciła się na łóżko  - Miłości.
Ech.
- Kto jest twoją ofiarą… Tym razem? – westchnęła Hermiona.
- Tym razem to ja jestem ofiarą. – Ginny przewróciła się na plecy i zwiesiła głowę. – Ale będziesz się ze mnie śmiać.
- Niemożliwe. –Przyjaciółka uśmiechnęła się krzywo. Ginny zawsze podbijała, lecz jeszcze nikt jej nie podbił.
- A jednak.
- Sprawdź mnie.
- To Blaise -  Ruda wyglądała jakby już żałowała.
-Nie! – wykrzyknęła Hermiona i zastanowiła się jaki mieli dzień. Do kwietnia jeszcze było trochę daleko…
- A jednak. – powtórzyła Ginny, chowając się za włosami.
Hermiona poczuła się tak jakby coś uderzyło w jej głowę. Coś bardzo ciężkiego. Na przykład fistaszek. W sumie to zjadłaby fistaszka. Albo cokolwiek.
- Od kiedy? – Spytała się Ginny z rosnącym przestrachem wynikającym z pomieszania zmysłów.  Owszem, lubiła Blaise’a, on był przystojny, zabawny, miał te wszystkie ten tegesy o których marzą dziewczyny i tak dalej… Ale to był Zabini!
- W zasadzie… Wiesz że podobał mi się… kiedyś, przed wojną. Ale wtedy był dupkiem. A teraz nie jest i mi odbija.
- Na jego punkcie czy ogólnie? – spytała się niewinnym głosem Hermiona.
- Ty wiedźmo!! – wykrzyknęła Ginny, śmiejąc się i rzucając w nią poduszką. Hermiona uśmiechnęła się tylko i uchyliła. Wywiązała się między nimi wojna.
Nagle obie uwierzyły, że mogą być szczęśliwe.
ó   
Ginny wyszłą już na kolację, ale Hermiona nie była głodna. Miętoliła w palcach kawałek papieru, który znalazła pod poduszką. Westchnęła i przeczytała to jeszcze raz.
Zaczynam się bać.
Ale nie wtedy,
Kiedy nadchodzi ciemność,
Ale wtedy,
kiedy nie mogę znaleźć
drogi powrotnej.
Może ty też
Powinnaś się bać.
Skoro
Rozwiązanie wciąż ci umyka?
Hermiona nie bała się tej zawoalowanej groźby. Nie bała się tego, że to oznaczało, że ktoś był w ich pokoju. Nie bała się nawet tego, że to zwiastowało im smutny, straszny koniec.
Bała się tego, że wiersz był napisany jej ręką.
ó   
- Może jeszcze mi wmówisz, że jesteśmy postaciami z taniego horroru? – Draco zmarszczył czoło. – Czy zaraz wyskoczy szaleniec z siekierą? A może tylko hollywoodzki wilkołak?
- Daj spokój, Draco. To poważna sprawa. – Hermiona zmarszczyła groźnie brwi. Nie po to pokazywała mu ten wiersz, żeby się teraz z niej nabijał.
- Przykro mi. To mój sposób na stres. – Siedzieli w pustej klasie gdzieś w lochach.
- A gdzie jest Blaise? – Hermiona rozejrzała się dookoła, jakby myślała, że chłopak zaraz wyskoczy spod katedry
- A, tak. Blaise się rozchorował. Nie przyjdzie. -  Kłamstwo gładko przeszło Draconowi przez gardło, miał wprawę. W rzeczywistości, nieświadomy niczego Blaise chrapał w ich pokoju, myśląc, że spotykają się dopiero za godzinkę.
- A to szkoda. – mruknęła Hermiona, dziwnie radosna, że będzie tylko z Draconem. – Myślałam, że oprócz mnie będzie tu ktoś inteligentny.
- Hę? – Draco wystawił głowę spod ławki z której zeskrobywał gumę. – Mówiłaś coś?
Hermiona westchnęła.
- Właśnie o tym mówiłam. Ty naprawdę masz fretkę zamiast mózgu.
- Wypraszam sobie. To jest utleniacz, najdroższy na rynku, moja droga. – Widząc poważną minę Draco, Hermiona nie mogła się nie roześmiać.
- Dobra. Dobra, bądźmy poważni. Czekaj… A co ja właściwie miałam ci powiedzieć? -  Hermiona nie mogła przestać się śmiać. Pewnie resztka whisky jakimś cudem postanowiła znów zawitać jej do głowy.
-Hm, miałaś opowiedzieć  nam swój genialny plan bez którego nie uratujemy naszych przyjaciół? Tak tylko proponuję. – Powiedział sarkastycznie Draco.
- Ach, tak. A więc. W tej książce, pisało o czarownicy, która będzie potężniejsza od tej, która rzuciła zaklęcie. Nie znamy tej czarownicy – w naszym przypadku możliwe, że czarodzieje – ale prawdopodobnie jest potężna. Więc musimy mieć pewność, że dziewczyna, która zdejmie zaklęcie, będzie potężniejsza. A gdybyśmy zdobyli moc, choć połowę od każdego – pare dni ich poboli głowa, zanim się zregenerują, to podobno bardzo wyczerpująca magia -  to czarownica, która wchłonie całą tą moc, będzie mogła z łatwością ocalić ich zwykłym zaklęciem uzdrawiającym!
Draco spojrzał się na nią z błyskiem uznania w oku.
- Okej.
- Tak po prostu? Okej? – zdziwiła się Hermiona.
- No… tak . Twój plan jest logiczny. – Draco był całkowicie spokojny. Hermionę zaczynało to wkurzać. A gdzie wiwaty? Gdzie podziękowania? Nie żeby była zarozumiała, ale trochę wdzięczności by się przydało.
- Ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz. – zmrużyła groźnie oczy.
- Doprawdy? – Draco nagle przełknął ślinę. Ups… A co jak ona coś pamięta?
- A ja mam luki w pamięci. Wiesz,  jakie to dziwne uczucie?
- Wyobrażam sobie… - mruknął chłopak, mówiąc w myślach: „Nie rób tego o czym myślę, nie rób tego…”
- Więc znalazłam pewne zaklęcie, mające sprawić, że wspomnienia wrócą. To było… ciekawe. – Nagle jej mina była niepewna, dziewczyna wydała się  mniejsza niż w rzeczywistości. – Dlaczego mnie wtedy nie pocałowałeś?
- Co?! – Draco gwałtownie podniósł głowę. Ze wszystkich wspomnień, ona postanowiła się zapytać akurat o to?
- Ja… - Hermiona spojrzała na niego.– A w zasadzie to racja. Dobrze, że mnie nie pocałowałeś. W końcu jesteś tylko nędzną tchórzofretką. – Ze stalowym błyskiem w oku, Ślizgonka podniosła się z ławki na której przysiadła i zaczęła iść do drzwi.
Draco podniósł się szybko jak wąż i zastąpił jej drogę.
- Nigdzie nie idziesz, Granger – warknął .
- A to niby dlaczego? –  uniosła brodę patrząc się buntowniczo. Merlinie, jak to go pociągało!
- Bo mamy jeszcze pare spraw do omówienia. – I pocałował ją. Brutalnie, ale tak żeby nie sprawić jej bólu, pokazując swą dominacje i jednocześnie trzymając dziewczynę w stalowym i bezpiecznym uścisku ramion. W pierwszej chwili stopniała, myśląc tylko o tym, że zawsze to te największe łotry całują najlepiej, cholera. No właśnie…  Całował ją łotr i dupek. A ona oddawała pocałunek. Co ona wyprawia!? Musi przestać! Zaczęła się wyrywać.
- Nie pocałowałem cię, bo byłaś pijana i to nie rozumiałaś tego, co mówiłaś. Bo nawet jeśli tego nie pamiętałaś, masz chłopaka który jest moim najlepszym przyjacielem. – Szarpnęła się na wzmiankę o Nocie, ale trzymał ją mocno i dalej szeptał jej do ucha wywołując serie dreszczy na całym ciele. – Ale teraz byłaś całkowicie przytomna. I ty także mnie całowałaś.
- Zanim przypomniałam sobie kim jesteś. Wolałabym to zapomnieć.
Chłopak zdrętwiał na ostatnim słowie. Powoli rozsunął ręce, wypuszczając Hermionę, która, nadal nie rozumiejąc dziwnych reakcji swojego ciała, które chciało go więcej i więcej, pomaszerowała dumnie do drzwi. Znowu. Ale tym razem, Draco tylko się obrócił ze zbolałym wyrazem twarzy. A potem uniósł różdżkę i wyszeptał jedno słowo.

- Oblivate.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział jedenasty - Wizje w ciemnościach.

Aww, aż mi się ciepło robi na moim braku serca, jak czytam wasze komentarze… Dziękuję!
Więc, jedna z moich ulubionych, starych piosenek – Queen – Bohemian Rapsody
Szczęśliwego czytania bloga! I niech los zawsze wam sprzyja…

ó   

Hermiona przewróciła się na łóżku, przez otwarte okno zawiał ciepły wiatr.
Nie…
Ginny cichutko chrapała z błogim wyrazem twarzy, światło księżyca rzucało upiorne cienie.
Nie!
Pod powiekami Miony poruszyły się gałki oczne, ręka zacisnęła się na kołdrze.
NIE!!! Proszę!
Miona obudziła się gwałtownie łapiąc powietrze. Śniło jej się coś… Sen tak straszny… Straszniejszy od samego Voldemorta. „Co to było?”  - pomyślała Hermiona. Sama nie wiedziała… Albo nie chciała pamiętać. Ugh… Nie powinna tyle pić wieczorem. Nie dość, że film urywał jej się tak jakoś w połowie wieczoru, to jeszcze miała pewnie jakieś dziwne odpały. Nadal nie wiedziała, czy skakanie z Tower Bridge było prawdą, czy tylko wymysłem jej mugolskich przyjaciół.
A w sumie… co ją to obchodzi? Powinna spać. Jest któraś tam w nocy, na Merlina!
Przewróciła się na drugi bok i zasnęła.
ó   
Hermiona powoli podniosła głowę z trawy. Znajdowała się na urwisku… przepięknym urwisku. Trawa była tu bardziej zielona niż w jakimkolwiek innym miejscu, kwiaty okazalsze, owoce słodziej pachnące.
„Tu jest jak w raju” pomyślała dziewczyna.
Siedziała teraz wśród kwiatów i  trzech jej… przyjaciół; Ginny, Pansy i Rona. Wyglądali świetnie: sińce spod oczu Weasley’ów zniknęły, wszyscy troje wręcz promieniowali radością i witalnością. Było jak wcześniej Było cudownie. Żadne z nich nie miało piętna Hekate. Hermiona rozejrzała się, szczęśliwa. Coś jej to wszystko przypominało… ale nie wiedziała co.
Naprawdę? Czy to takie trudne? Pomyśl, pomyśl, kochana.
Znowu ten głos. Męczy ją, och, to takie nużące! Dlaczego w ogóle pojawił się dopiero teraz, po wojnie? Ugh, nieważne, chciała żeby tylko znikł.
Oj, nie chciałabyś. Głos był teraz tak chłodny. To ja naprowadzam cię aktualnie na właściwą kidopiero kiedy zaczęłaś się łamać podczas wojny, mogłam wreszcie tu przyjść. Bo chcę ci pomóc! Więc zastanów się, nie mogę ci tego powiedzieć…
Och tam, przypomni sobie to może będzie mogła poleżeć sobie z przyjaciółmi w spokoju. No dobra… Gdzie ona to widziała? To na pewno był jakiś obraz z dzieciństwa… Ale jaki? Po co ma zresztą ma myśleć? W takim miejscu? Gdzie latają egzotyczne ptaki, czuć morze, a narcyzy kwitną wyjątkowo ładnie?
Zaraz. Narcyzy?
Ach, tak! Rozumie! To przecież obrazek z książki z mitami! Mama czytała jej to kiedy była mniejsza. To był mit o Persefonie. Głupia dziewczyna zerwała przeklęty kwiat, narcyz, a wtedy spod ziemi wyłonił się Hades i zabrał dziewczynę do swojego królestwa. Rozejrzała się. Teraz  widziała więcej szczegółów. Wszyscy mieli na sobie greckie chitony, a w oddali pasł się… różowy pegaz?
 Dlaczego on ma gwiazdki na zadzie? – spytała się głosiku.
Ta głupia moda na kucyki pony… One już szacunku  do siebie nie mają. Rozumiesz już?
 Prawie. Bo widzisz, kobiety zaczęły nosić chitony dopiero w naszej erze, a konk…
To nieważne! Głos w jej głowie krzyknął tak głośno, że musiała złapać się za głowę. To wiza, ale też twój sen i nie jestem w stanie pokazać ci czegoś czego nie widziałaś. Ech. W każdym razie, jak rozumiesz, to sprawa jest taka. Ty – to Persefona. Ale w tej wersji mitu to nie o twoją duszę chodzi, tylko ich.  Więc patrz proszę uważnie, bo to ci może pomóc.
Ok,ok – wymruczała naburmuszona Hermiona. - Tylko gdzie jest popcorn?
A zamknij się.
Więc Hermiona czekała. I czekała. I czekała jeszcze chwilkę. Kiedy już chciała prosić głosik o zwrot pieniędzy za bilety, ktoś wyłonił się wśród drzew. Jakiś mężczyzna.
- Teodor? – powiedziała zdziwiona Hermiona. – Co ty tu robisz?
- Ależ nie wiesz, ma luba? – zdziwił się – Wszak sama prosiłaś mnie o schadzkę?
- A tak – mruknęła Hermiona- Schadzkę… Meeting… Cokolwiek masz na myśli.
Zasiadł obok niej i zaczął karmić ją winogronami, oliwkami i wszystkim co leżało na trawie® A kiedy skończył, zaczął ją całować; po obojczykach, szyi, nosi, policzkach…
Eee… Dziwny głosiku? – spytała się w myślach Hermiona. – A jesteś pewna że to było w tym micie?
Tak, tak. Wszyscy zapominają o fakcie, że Persefona miała chłopaka, Narcyza. To po jej… odejściu, chłopak zapomniał jak się kocha. A wszyscy myślą, że został przemieniony w ten kwiat… Nie, on jest jemu poświęcony, ponieważ nakłonił do złego.
Do złego?
Tak, tak. Patrz dalej.
- Luba ma. – odezwał się nagle Teodor-Narcyz. – Co to za kwiat tam?
- A, ten? – Hermiona leniwie spojrzała na biało-żółty kwiat na pagórku. – To nar… to nienazwany jeszcze kwiat.
- Może nazwiemy go moim imieniem?- podniósł jedną brew.
Och, co za dupek. Swoim imieniem? Co za idiota…
- A może moim? – uśmiechnęła się Hermiona-Persefona.
- Wiesz co? Tak. Jeżeli zdołasz go dotknąć przede mną. – I rzucił się do biegu na wzgórze.
Och, co za idiota. Znowu. Dziewczyna sięgnęła za siebie… i wyrwała kwiatek z korzeniami. Cały czas był za nią.
Tymczasem chłopak dobieg na wzgórze, dotknął kwiatka jak w grze w chowanego i obrócił się z tryumfalną miną. Dziewczyna pomachała mu kwiatkiem, pochylając głowę i uśmiechając się. Jednak chłopak, zamiast zrobić zawiedzioną minę, zbladł tylko, patrząc na coś za Hermioną-Persefoną.
Greczynka obróciła się więc powoli.
Od miejsca z którego wyrwała kwiat, biegła teraz szczelina. Miała jakieś sto metrów i kończyła się olbrzymią dziurą, wyglądającą jak krater po uderzeniu jakiegoś wielkiego meteorytu. Była ciemna, nierówna… i  chyba coś z niej wyłaziło. Hermiona, nagle czująca się zupełnie-nie-Persefoną, wstała szybko, wpatrując się w wykop z przerażeniem.
-Persefono! Pani nasza,  uchodź, uchodź czym prędzej! -  dwie postacie wyminęły Teodora- Narcyza. Hermiona zdziwiona stwierdziła… że są to Draco i Blaise w pełnym greckim rynsztunku. Ich włosy były dłuższe niż zwykle.® Co im odwalało?
Błagam, powiedz, że nie są moją jakąś… strażą przyboczną czy czymś.- odezwała się w myślach.
Tak właściwie to są. Demeter zabiła ich za nieochronienie córki. Więc rusz dupę i zrób coś, bo wszyscy zginiemy! No…  To znaczy, ja jestem nieśmiertelna, ale mogłoby to być nieprzyjemne.
Jesteś nieśmiertelna? A ja też?
Nie, ptasi móżdżku. Ty jesteś małą wiedźmą, którą zaraz zabije Hades.
To przywróciło Hermionie zdolność prawidłowego rozumowania. Pierwsze co zrobiła, to podbiegła do Ginny, Pansy i Rona, którzy nadal siedzieli na trawie z lekko plastikowymi uśmieszkami. Próbowała pociągnąć Pansy za ramię. Bez skutku, siedzieli jakby byli tam wyrzeźbieni z kamienia.
Cholera! Nie możesz  pstryknąć palcami i czegoś z nimi zrobić? – piekliła się Hermiona.
Nie. Mnie tam nie było. Tylko ty możesz zmienić bieg wydarzeń.
Kurwa, ja ci dam bieg wydarzeń…
Nie klnij, to nie przystoi dobrze wychowanej damie. Zresztą jesteśmy w Grecji! Tutaj się mówi πόρνη!
Świetnie. Po prostu cudownie.
Hermiona spanikowana rozejrzała się dookoła. Draco i Blaise już prawie do niej dobiegli. Co ona ma robić, cholercia? Spojrzała na dół. Wychodziły z niego konie… ale nie byle jakie konie. Czarne jak smoła, oczy jak dwa żarzące się węgielki, a kopyta ostro zakończone i pobłyskujące groźnie.
A na rydwanie za nimi, wyłaniał się on.
Na sobie miał grecką zbroję, czarny płaszcz i czarny hełm, który zdawał się pochłaniać całe światło i całą dobroć wokół niego. Można by powiedzieć, że wyglądał jak ucieleśnienie zła.
Merde! Jak mam wiedzieć kim jest w moim świecie? Ma na sobie tą głupią metalową czapkę!
Ojć. O ty, nie pomyślałam. No trudno, zabij go i spadamy. Ktoś mówił że na śniadanie mają być gofry.
Nie myśl o gofrach! Myśl o tym, że ja nie wiem jak go zabić… ani jak ich wyleczyć.
Oj tam, oj tam. Wiesz.
Jak wyjdziemy z tego żywe to cię zabiję.
Ach tak?
Ach tak.
A jak to niby zamierzasz zrobić?
Yyy… Ja… Ej, daj mi myśleć w spokoju!
Dobra. Jak ona mogła sobie z tym poradzić? Cholera, ten Hades już się wydostał… Już tu galopuje… Cholercia, jest coraz bliżej!
Hermiona nie wiedziała co robi. Wiedziała tylko, że ogarnia ją ciepło i zimno na przemian, kiedy umierała pod kopytami koni.
Hermiona obudziła się gwałtownie łapiąc powietrze.
ó   
- Czekaj Hermiono. Chcesz powiedzieć, że od paru dni masz dziwne sny, w których jakiś tajemniczy głosik mówi ci co masz robić? I które mogą być… metaforą przyszłości?
- Tak. – Całkowicie spokojnie odpowiedziała Hermiona. Opowiedziała  całą historię Draconowi i Zabini’emu. Nie chciała martwić reszty.
 Chłopacy spojrzeli po sobie.
- Hermiono… - zaczął Draco. – Wiemy, że jesteś przemęczona. Ale to…
- Mam wam udowodnić?-  przerwała mu obcesowo Ślizgonka.
- Proszę bardzo. – Zabini rozłożył ręce.
- Czarodzieje nie używając różdżki, mogą wykonać tylko część zaklęć, na ogół klątw. Więc spójrzcie na to. – A w myślach zapytała się głosiku : „Jesteś pewna?”
Jak nigdy.
Hermiona skoncentrowała się więc na halabardzie jednej ze zbroi. Broń powoli drgnęła… i uniosła się w powietrze, żeby zawisnąć na dziesięć centymetrów przed oczami zdziwionych chłopaków.
- I co? – spytałą się radośnie Hermiona. – Idziemy na obronę przed czarną magią?
ó   
- Magia, o której będziemy się dzisiaj uczyć, jest jedną z najbardziej nikczemnych dziedzin. – Nauczyciel przechadzał się dookoła klasy. – Nazywamy ją Wysysaniem.®
- Mrocznie. – mruknął ktoś, a klasa zaśmiała się. Pan Riordan zatrzymał się i  uśmiechnął.
- Dokłądnie, panie Lewis. Ta magia nie jest dobra, nawet jeżeli służy wyższym celom. Służy ona bowiem na zabieraniu energii przez jednego czarodzieja z drugiego. I nie da się przed nią obronić… Ale potrzebuje ona fizycznego kontaktu. Dlatego, przećwiczymy dzisiaj jedne z łatwiejszych sposobów…
Hermiona nie słyszała tego, co dalej mówił nauczyciel.
- Draco. –szepnęła. Chłopak spojrzał na nią pytająco. – Myślę że mam plan.




®  Nie wiem co mi dzisiaj odwala, ale nie mogę znaleźć słów, które nie byłyby archaizmami.XD
® Właśnie! Nie kieruję się wersją filmową Blaise. W moim wyobrażeniu on wygląda raczej jak jakiś pół-azjata, albo ten tu gostek (http://www.filmweb.pl/film/Dary+Anio%C5%82a%3A+Miasto+ko%C5%9Bci-2013-559065#picture-3) Z darów anioła! (To już niedługo! Miejsca na pierwszym seansie jaki jest, już zarezerwowane!)
® Sam pomysł zaczerpnęłam z książki „Uczennica maga” Trudi Canavan

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział dziesiąty - I serce po prostu pęka na pół...

Jeju, dawno nie miałam takiego doła… Mam ochotę się powiesić, ale przecież jest jeszcze Draco!
Mam prośbę: jak macie czas, to zostawiajcie komentarze, nawet jakiś plus czy minus… żebym wiedziała ile osób to naprawdę czyta, które rozdziały są lepsze, a które gorsze… Byłabym wdzięczna:D
Kiss me, Ed Sheeran – to chyba od tego mam doła. A może to pamiętniki wampirów? Damon, Damon, Damon…
ó   
- Nic mi dziś nie smakuje – poskarżyła się Pansy. – A na dodatek muszę tu jeszcze siedzieć – spojrzała na zegarek – cztery minuty. Ugch!! Wiecie ile można zrobić w cztery minuty….
Hermiona jeszcze bardziej ukryła się za stojącą przed nią książką, żeby nie słuchać monologu mopsicy. Siedzący przed nią Ślizgoni też mieli nietęgie miny; Pansy zachowywała się tak od dwóch dni. Zawsze była trudna do wytrzymania, ale teraz przechodziła samą siebie.
- Wiecie co? – Hermiona wstała i uśmiechnęła się jakby miała w ustach cytrynę. -  Może przeskoczymy te cztery minuty które dałyśmy chłopakom na zjedzenie tortilli i ruszymy… Już..?
Pansy i pomimo zmęczenia solidnie już wkurzona Ginny przyklasnęły jej z radością, jednak chłopacy nie wyglądali na tak radosnych.
- Alef Helmłono ! – zakrzyknął Blaise z ustami pełnymi tortilli z kurczakiem, zreflektował się i przełknął. – To jest dzień tortilli! Dopiero zacząłem czwartą! – Draco oraz Teodor przytaknęli mu skwapliwie.
- Możesz zjeść po drodze. I tak zapchacie się słodyczami z Miodowego Królestwa. – warknęła Hermiona, podnosząc, a raczej próbując, bo byli za ciężcy, Notta i Malfoy’a za kołnierze. Sama nie wiedziała skąd w niej tyle śmiałości. Cóż, nie wiedziała też jakim cudem zdoła się zaprzyjaźnić z najbardziej znienawidzonymi przez nią osobami, a nawet w jednej zakochać.
Gderając i pomrukując jakieś klątwy pod nosem poszli za nią. Hermiona przeklinała buty które miała na nogach. Jak one obcierały! A wszyscy mówią że szpilki są takie wygodne… narzędzie zbrodni i tyle.[i] Ale żadne inne buty nie pasowały do odjazdowej sukienki którą założyła… karmelowej, przed kolana, obszytej z dołu czarnymi koralikami i dekoltem amerykańskim. Do tego czarne perełki i włosy zebrane kokardą. To może nie pasowało na koncert… ale Hermiona lubiła się tak ubierać. Oczywiście Ginny wybrała bardziej odpowiednią kreacje – zieloną bluzkę wiązaną pod szyją, czarne, skórzane spodnie i sandałki na wysokich obcasach. Srebrne bransolety w kształcie węży doskonale do tego pasowały. Ale to Pansy przebiła je obie…. Krótką dżinsową kurteczką, czarną bluzeczką z logo zespołu, przetartymi szortami, srebrnymi koturnami, kolczatką i łańcuchami.
Nawet Blaise’owi zaświeciły się oczy na jej widok… chociaż to na widok Ginny wydał z siebie zduszony okrzyk zachwytu.
Lecz to romantyczne coś nie zmieniało faktu że te buty były, na Merlina, niewygodne!
Poczuła że potyka się o jakiś kamyk. Zaczęła tracić równowagę. Niechybnie spadłaby ze schodów… gdyby ktoś jej nie złapał.
- Chyba powinienem cię pilnować. Masz chyba tendencje do upadków.
Hermiona kolejny raz tego dnia spojrzała w szaro-niebieskie oczy Ślizgona, mrużąc groźnie własne. Całe szczęście, że nikt tego nie widział… ręka Dracona spoczywała na jej tali. Dla postronnego obserwatora mogłoby wyglądać to jak obejmowanie się. A Hermiona nigdy z własnej woli nie objęłaby Dracona Malfoy’a… prawda?
- Mam od tego kogoś innego – i z dumą zeszła po schodach aby przytulić się do Notta.
ó   
- Co to było tam na schodach? – syknęła  Ginny kiedy szli do Hogsmeade.
- A co miało być? –spokojnie odpowiedziała jej pytaniem Hermiona.
- Wiesz co! Malfoy cię normalnie obejmował! I… on się dziwnie na ciebie patrzy, Herm. Jak na ciastko. Z kremem.
- A jakim? Truskawkowym czy marchewkowym? – zaśmiała się w odpowiedzi dziewczyna.
- Hermiona! Dobrze rozumiesz o co mi chodzi! – piekliła się Ginny
- Doskonale. – Ślizgonka spoważniała. – Nie martw się Ginny. Ja… nic nie czuję do Malfoy’a.
A może jednak..?
- Ale zaręczam że nie możesz nie czuć niczego do Blaise –przeszłą w ofensywę żeby odgonić dręczący ją głos.
- Ja…  - Ginewra spąsowiała jako to tylko rudzielce potrafią. – No bo… Jest jeszcze Harry – Racja. Hermiona kompletnie o nim zapomniała. – Ale z drugiej strony… Nie widziałam go od dwóch dni, rozmawiałam trzy dni temu… czy tak powinien wyglądać związek?
- Nie – odpowiedziała jej zgodnie z prawdą Hermiona. – A ty powinnaś podążać za tym co dyktuje ci serce.
Ginny uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
- Ciastko z kremem truskawkowym. Zdecydowanie.
ó   
- Hej Pansy… Spójrz na to, żelki w kształcie przyborów do makijażu… Coś dla ciebie. – Hermiona rzuciła paczką w przyjaciółkę.
- Ja! O smaku anyżu! Kupuję! – teraz Pansy każdą swoją wypowiedz  akcentowała wykrzyknikiem. Pognała w podskokach do kasy Miodowego Królestwa.
Hermiona obserwowała ją z uśmiechem, ale i smutkiem. Niedługo już nie będzie taka radosna.
Ktoś zaszedł ją od tyłu i delikatnie zasłonił oczy.
- Kim jestem? – spytał się.
- Och, no nie wiem… Brzmisz trochę jak profesor Lockhart. – Hermiona od razu rozpoznała ten głos.
- Błąd. Spróbuj jeszcze raz.
- Ojć… no nie wiem. Ej, Krum to ty? Na ile przyjechałeś? – Hermiona poczuła, że szczupła klatka piersiowa tego kogoś trzęsie się z cichego śmiechu.
- Nie… Odpowiedz poprawnie, a dostaniesz nagrodę.
- Teodor …– dziewczyna uwolniła się z uścisku chłopaka i obróciła się do niego twarzą w twarz. – A gdzie moja nagroda?
- Tutaj – pocałował ją delikatnie. Ostatnio często zdarzały im się takie drobne pocałunki. Hermiona wiedziała, że to złe, ale… Jak mogła się temu oprzeć? Ona… Ona chyba była w nim zwyczajnie zakochana.
- Spodziewałam się raczej jakiś czekolad – wyszeptała prosto w jego usta – ale to jest słodsze niż wszystkie łakocie na tej Ziemi.
Przytulił ją mocniej i chciał ją pocałować jeszcze raz, jednak coś mu się nie udało.
- Hej!! Słodziaki, no nie w miejscu publicznym! – Blaise wpadł między nich. Hermionie natychmiast przywiodło to na myśl inną rozmowę którą przerwał… z innym Ślizgonem.
- Lepiej wynajmijcie sobie pokój. – burknął Draco, opierający się o regał za Blaise’m. Koszula opinała mu się na ramionach. On też przypominał jej tamtą rozmowe, może dlatego że brał w niej udział. Minę miał  niezbyt miłą, co psuło efekt, ale to nie przeszkodziło grupce rozchichotanych dziewczyn gapić się na niego otwarcie. Jak na ciastko. Z kremem truskawkowym.
A może nawet czekoladowym?
- A widzisz tu jakiś? – warknęła mu w odpowiedzi. Wkurzała ją jego władcza postawa, jego zimne spojrzenie, a  nawet jego idealnie nawilżone, przydługie włosy!
- Cóż, słyszałem że w Trzech miotłach można sobie wykupić – odpowiedział jej nie Draco, lecz Teodor z nonszalancką miną.
I ty Brutusie przeciwko nam? – odezwał się głos w jej głowie  z oburzeniem.
Skandal!” – pomyślała z nagłą złością Hermiona. Miała ochotę zetrzeć im z twarzy te głupie uśmieszki.
- Chodźmy znaleźć Pansy i Ginny – burknęła jednak tylko.
ó   
W Trzech miotłach było wyjątkowo tłoczno tego wieczoru.
Ginny poszła z Blaisem po drinki, a Teodor postanowił zająć im stolik. Pansy gdzieś znikła z jakimś szatynem. Tylko Hermiona z Draconem zostali aby poczekać na początek koncertu na parkiecie.
 - Myślałam że to raczej niszowy zespół! – zakrzyknęła Hermiona do Dracona, chociaż stał pół metra od niej. W tym gwarze trudno było usłyszeć własne myśli, a co dopiero czyjeś  wypowiedzi.
- Bo tak jest. Ludzie zlecieli się z całego świata. W radiu tak dobrej muzyki nie usłyszysz. – Chociaż chłopak nie krzyczał, słyszała każde jego słowo.
Nagle rozległ się przeraźliwy jazgot. Wszyscy spojrzeli w stronę sceny. Stał na niej dość młody facet w wytartej skórze i glanach. Uśmiechał się kpiąco.
- Witam wszystkich! – krzyknął, a tłum zaryczał w odpowiedzi. Miło mi że tyle z was przyszło tu nas zobaczyć. Wiem, miło nas widzieć itd., itd…. Nie powiem, rzecz jasna, że nawzajem. – Przez tłum przetoczyła się salwa śmiechu. – Ale zapłaciliście, więc… kto jest gotowy na zabawę?
Dziesiątki gardeł zawyły w odpowiedzi. To chyba znaczyło, że wszyscy.
ó   
I’m still waiting for you!
Even it means
Crying with you, dying with you
I’m still just love you
Even it is
So dark and paintfull
-Czy tylko do mnie nie przemawia taka muzyka? – zapytała się chłopaków Ginny stawiając na stole dwa piwa kremowe.
-Wręcz przeciwnie. Chodzimy tu tylko żeby się Draco nie zgubił. – Odpowiedział jej Teodor. Ginny spojrzała na niego czujnie. Nigdy nie była całkowicie pewna czy lubi tego chłopaka.
- A jeszcze ci każdy powie, że to ta „dobra muzyka”. To znaczy, oczywiście, że to jest dobra muzyka, ale mój ograniczony móżdżek jej nie akceptuje. Powiedzmy że muzyka dla tych inteligentnych.[ii] – dodał Blaise.
- Ej! – zaprotestował urażony Nott.
- Sorry Stary.
- Teraz rozumiem czemu Hermiona słucha na okrągło tych Scorpionsów… Gun’s n’ Roses i takie tam. – mruknęła Ginny.
Chwilę siedzieli w milczeniu.
- Wiecie co? – Nott wstał. – Chyba pójdę ich poszukać… zatańczę z Hermioną.
I odszedł.
- Wiesz – zaczął Blaise – że wcale nie żałuję tego podglądania?  - na twarzy miał zawadiacki uśmiech, wyraźnie ją prowokował.  Ginny postanowiła jednak zagrać w tę grę.
- Mało ci upiorgacka? – mruknęła niby zła. To znaczy, była wściekła, ale jednocześnie… Ech.
- Dla ciebie, Ruda, zniosę wszystko. – Blaise zaśmiał się. – Masz tutaj pianę. – Pokazał jej kącik ust.
- Co? Cholera, gdzie? – zaniepokoiła się, bezskutecznie próbując zetrzeć resztki kremowego piwa.
- Tutaj – Zabini delikatnie powiódł palcem po jej policzku. Ruda zadrżała pod jego dotykiem, oczy jej zalśniły. Chłopak, widząc jej reakcje, pochylił się, aby delikatnie musnąć swoimi wargami jej wargi.
Ich pocałunek jednak nie był jeszcze zbyt długo taki subtelny.[iii] Oboje dopiero teraz zaczynali naprawdę poznawać słowo namiętność.
ó   
I was born
And I died.
Only, cause, I had no love.
Your love!
My heart just broke up
I couldn’t live without you[iv]
- To jest zajebiste! – wykrzyczała Hermiona do Dracona tańczącego nieopodal niej.
- Wiem, wyobraź sobie! – odkrzyknął, oczy miał szkliste.
Hermiona kiwała się w rytm muzyki, czuła się jak na haju. To znaczy, jako wzorowa uczennica jeszcze nigdy się nie naćpała, ale podejrzewała że tak się wtedy człowiek czuje. Bosko.
- Zgadnij kto to… znowu. – zaszeptał ktoś przy jej uchu, kładąc jej dłonie na ramionach.
- Teodor!! – wykrzyknęła radośnie Hermiona, rzucając mu się w ramiona, aż chłopak się zachwiał. – O mój boże, nie widziałam cię od jakiś… dziesięciu minut! Ja nie mogę, tu jest genialnie!
- Mogę sprawić że będzie jeszcze lepiej –Nott puścił do niej perskie oko. -  Czy mógłbym prosić do tańca, milady?
- Oczywiście, mój panie. –Hermiona uśmiechnęła się jak kot, spijający śmietankę.
Kiedy tańczyli, przytulona do Teodora Hermiona, myślała tylko o tym żeby ten taniec trwał wieczność.
ó   
- Nie no, żartujesz… Nie wierzę ci – zaśmiała się Hermiona, kiedy schodzili do lochów.
Byli już po koncercie. To znaczy…  w zasadzie nie wiedziała gdzie jest reszta. Z nią był tylko tak jakoś tak dziwnie rozmazany Draco. Ech… Może nie powinna w sumie pić tej trzeciej szklaneczki Ognistej? A w sumie… Na nogach jeszcze się trzymała.
Hmmm. To jeszcze chyba nie było zbyt optymistyczne.
- A jednak. – Dracon uśmiechnął się prawym kącikiem ust.
- Ej… - Hermiona rozejrzała się z wyrazem zmieszania na twarzy. – A gdzie oni zniknęli?
-Nie wytrzymali twojego tempa. Biegłaś, jakby sama McGonnagal  goniła cię, wymachując tymi swoimi strasznymi kapciami.
Hermiona roześmiała się.
- No co ty gadasz… Szkocka kratka to hit tego sezonu!
- Jesteś pijana – Draco popatrzył się na nią tak jakoś dziwnie, tajemniczy uśmieszek błąkał się mu po wargach.
- Nie, myślę że wcale nie jestem… - Hermiona pokręciła głową, stawiając nogę na kolejnym stopniu.
Zapomniała tylko, że to był koniec schodów. Stopnia nie było.
Niechybnie wywinęłaby orła w powietrzu, gdyby Draco jej nie złapał. Ooo… już drugi raz. To takie romantyczne!  „Cicho bądź, dziwny głosiku w mojej głowie. Ja mam chłopaka… Czekaj, jak on się nazywał? Tadeusz? Teodozjusz?”
- A ja myślę, że nie powinnaś pić tego piątego – oczy chłopaka były z wierzchu poważne, ale gdzieś w ich głębi kryło się rozbawienie widokiem jej słabości.
- Piątego? To były tylko dwa! – zakrzyknęła Hermiona.
Chłopak po prostu pokręcił głową i wziął ją na ręce. Hermionie przeszła przez głowę myśl, że nie powinna, może powinna spróbować się wydostać… ale w sumie nie. Było jej bardzo wygodnie. Ułożyła się jeszcze bardziej komfortowo i przymknęła oczy.
Ktoś prychnął nad jej głową.
- Jesteś niemożliwa. –Ale w tym głosie słychać było rozbawienie.
Kiedy doszli do sypialni dziewczyn, Draco delikatnie ułożył ją na jej łóżku i zdjął jej buty. „Wygląda tak niewinnie…” pomyślał, patrząc na rozsypane na poduszce loki dziewczyny. Ta nagle otworzyła oczy. Paliły się w nich chochliki. „Ona coś knuję. Jakąś nową psotę.”
- Draco?
- Co?
- Pocałuj mnie.
Och. Nie o taką psotę mu dokładnie chodziło.
Ale pochylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął ustami jej czoło. Szkoda że pewnie nie będzie niczego pamiętać. Znowu.
Bo kiedy zamykał drzwi pokoju, zdał sobie sprawę że ją kocha.



[i] Osobiście uważam że szpilki są MEGA wygodne… ale podobno nie wszyscy tak mają, więc pozwoliłam sobie na te słowa.
[ii] Oczywiście to nie są żadne hejty – kocham rocka, ale takie 1D też wymiataXD
[iii] A teraz dajmy im trochę prywatności:D <3
[iv] Tłumaczenia obu piosenek:
Ciągle na ciebie czekam!
Nawet jeśli to oznacza
Płakanie z tobą, umieranie z tobą
Po prostu nadal cię kocham
Nawet jeśli to jest
Tak ciemne i bolesne

Narodziłem się
I umarłem
Tylko, ponieważ, nie miałem miłości
Twojej miłości!
Moje serce po prostu złamało się
Nie mogłem żyć bez ciebie.
Za ang. Błędy przepraszam:D