Ach, piszę z prędkością światła żebyście mnie nie zjadły!!
Co jest całkiem prawdopodobne, słyszałam o takiej blogerce z Ohio… Smutna
śmierć:C Ale na was mogę liczyć, tak? Tak..?
Pierwszy rozdział betowany prze naszą kochaną Locę Zabb(Malfoy,
czyli ma wielu mężów, jak jaXD) - to znaczy, na razie połowa, jak zbetuje drugą częśc, to tu poprawię:D
Przypuszczam że następny rozdział będzie najwcześniej w poniedziałek - wyjeżdżam na weekend:)
Co powiecie na piosenkę mojego męża? - http://www.youtube.com/watch?v=2Fy6YxPM98U
Całuski!(Są bardziej higieniczne od high five’a)
ó
Hermiona zmierzała do Wielkiej Sali, zatopiona w
pergaminach. Od kiedy nauczyciele tyle zadawali? A może to ona nie miała czasu?
Na Merlina, przydałby się jej zmieniacz czasu. Nie tylko do nauki, ale także dla ochronienia Ginny, Rona, Pansy… Jakie
to byłoby proste! Czasem Hermiona nie do końca rozumiała magię. Mogła za jej
pomocą zrobić wszystko – ale gdy przychodziło co do czego, na nic się to nie
zdawało.
- Co za cholerny paradoks… -
wymruczała sama do siebie.
Szła by tak dalej, gdyby nie wpadła na żywą ścianę. Żywą,
przystojną, z bardzo twardym brzuchem i rozdmuchanym ego, które niestety nie
zamortyzowało upadku.
- Uważaj jak chodzisz, Granger! – wysyczała wkurzona ściana.
Hermiona podniosła głowę. Jakim cudem znalazła się na
podłodze, otoczona tymi wszystkimi książkami? A tak, nie zauważyła pewnego
tlenionego, głupiego i jakże słodkiego arystokraty. Co on się do niej tak
zwraca? Cholera, a może ten pocałunek tylko jej się śnił? Albo gorzej… co jeśli
całowała okropnie? Podniosła głowę, żeby mu nawtykać… jednak zobaczyła coś, co
kazało jej zamilknąć.
Astorię Greengrass, przylepioną do boku chłopaka w
całkowicie Nie-Przyjacielski-Ale-Też-Nie-Wrogi-Sposób. Krótko mówiąc, ułożoną
tak, żeby chłopak miał idealny widok na jej dekolt.
Hermionie nagle przypomniała się pewna chwila z dzieciństwa.
Miała dziewięć lat i była chora. Przeziębiona, nic strasznego, więc jej rodzice
to zbagatelizowali, nawet do lekarza nie poszli. Ale kiedy oni oglądali fajny
film, Miona poczuła się tak zmęczona, że poszła do łóżka jeszcze przed
dziewiątą.
Jak tylko zasnęła, to
się zaczęło.
Majaczyła. Miała wrażenie, że leży na siatce, która powoli
robi się cieńsza i cieńsza, wbija jej się w ciało, kroi na malutkie kawałeczki…
ale nie pozwala jej spaść. A z góry spadają kamienie. Wielkie, ciężkie głazy,
miażdżące ją kawałek po kawałeczku, sprawiające, że nie może oddychać Ale nie
umierała. I kiedy już spadała, umierała…. To wszystko zaczynało się od nowa.®
Teraz czuła się dokładnie tak samo.
- Ugh, Draco, chodźmy stąd! Nie chcę się upaprać
szlamem! - Czy Hermionie się wydawało,
czy chłopakowi naprawdę przemknął gniewny wyraz przez twarz? – W końcu kupiłam
sobie nowe buty od Louboutin! Strasznie były drogie, wiesz, kochanie, ale
opłacało się, bo…
- Tak, są piękne. To może już pójdziemy na śniadanie? –
Komuś tu wyraźnie nie podoba się paplanie jego dziewczyny. Ale mimo tego, że to
widziała, Hermiona nie mogła przestać czuć odtrącenia.
Ani smutku. Bólu. Niezrozumienia.
- Czemu siedzisz na podłodze? – usłyszała nad sobą znajomy
głos. Spojrzała w górę z uśmiechem na twarzy. Właśnie…. Przecież miała
Teddy’ego, jej chłopaka. Nie wiedziała w co Malfoy pogrywa, ale będzie grać w
tą dziwną grę. Nazywała się Granger. Ona nigdy nie przegrywała.
Hmmm. Ale Malfoy też nie.
Co ci szkodzi jednak
zagrać?
- Teodor! Jak się cieszę, że cię widzę! – rzuciła się mu na
szyję, a za jej krzykiem obrócili się wszyscy na schodach. To musiał być dziwny
widok: dziewczyna z szopą brązowych włosów, stojąca wśród rozsypanych książek,
atakująca chłopaka, chwiejącego się po jej
ciężarem.
- Ja też się cieszę, Miona –
wykrztusił chłopak. – Byłabyś tak miła i przestałabyś miażdżyć mi tchawicę?
- Ojć – Hermiona zażenowana puściła chłopaka, który
zaczerpnął gwałtownie powietrza. – Po prostu nie widzieliśmy się od…. –
spojrzała na zegarek. – Siedmiu godzin,
dwunastu minut i dwudziestu dwóch sekund.
- Tak, to to dopiero tragedia – powiedział ze
zniecierpliwieniem i ironią Nott. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
Widząc jej minę, Ślizgon dodał szybko – Co wcale nie znaczy, że się nie cieszę.
- Taa… - wymruczała nieprzekonana Hermiona. Ale to
wystarczyło. Spojrzała się w stronę Malfoy’a stojącego w drzwiach wielkiej sali.
Miał ten sam wyraz twarzy co w sklepie i na balu. Czyżby ktoś tu był zazdrosny?
To dobrze. Niech posmakuje własnej trucizny.
- Idziemy na śniadanie? – spytał się Nott.
- Oczywiście – odpowiedziała Miona z jadowitym uśmieszkiem i
wzięła chłopaka pod ramię. Przeszli tuż przed nosem Malfoy’a wyglądającego
jakby zjadł fasolkę o smaku wymiocin.
Niezłe zagranie,
kochana.
Uczę się w końcu od najlepszych, moja droga.
ó
- Czekaj. A co z gadką: „Zakochałam się w złym człowieku,
jestem potępiona, zerwę z Nottem na śniadaniu, gdzie jest czekolada”? – spytała
się Ginny Hermiony, próbując ukroić trochę stwardniałego sera. Grr… wredny ser.
- O co ci chodzi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie
Ślizgonka. Z twarzy nie spływał jej uśmiech.
- Hmmm, pomyślmy. Przychodzisz w środku nocy, gadasz, że nie
kochasz Notta tylko gościa jakiegoś – nie chcesz powiedzieć jakiego – ale on
cię nie kocha, tyle że nie możesz okłamywać Teodora więc z nim zerwiesz, ale
nie będziesz z tym gościem. – Ginny przerwałą aby zaczerpnąć oddech. – Czy
tylko ja nic z tego nie zrozumiałam?
- Nie wiem o co ci chodzi. Spałaś jak przyszłam… a ja nic
bym takiego nie powiedziała. Kocham Notta –
i uśmiechnęła się do nic nie wiedzącego chłopaka. Odwzajemnił uśmiech,
koperek wystawał mu z kącika ust. Słodko wyglądał.
- Kręcisz, Miona. Obie to wiemy. – Ginevra prychnęła jak
rozjuszona kotka.
- Doprawdy, nie rozumiem o co ci chodzi. Mojemu związkowi z
Nottem nic nie zagraża. – Najzabawniejsze było to, że mówiła prawdę.
Potrzebowała Teodora żeby wzbudzić zazdrość w pewnym niezwykle przystojnym
blondynie.
ó
Hermiona wymówiła się z
obiadu bólem głowy i zaszyła się w bibliotece. Musiała zostać sama.
Myślisz, że ten plan wypali?
Który? Szatański,
godny Zabiniego mroczny plan wzbudzenia w Draconie chęci zabicia Teodora w
najdłuższy możliwy sposób, czy plan „Uratujmy przyjaciółeczki!”?
Wiesz o co mi chodzi, to poważna sprawa!
Cóż, bycie z właściwym
facetem to jak dla mnie bardzo ważna sprawa. Widzisz, umawiałam się kiedyś z
takim jednym…
PRZESTAŃ! – Myślowy krzyk Hermiony odbił się echem w jej
czaszce. – Już jestem rozdrażniona. Śpię po parę godzin, jem mało. Wyobraź
sobie, że wkurzający głosik, który nie pomaga…. Boję się, że jestem opętana!
Przez ciebie… Przez kogoś innego… Nic nie rozumiem.
Głosik przez chwilę był cicho.
Nie jesteś opętana.
Jesteś częścią mnie, a ja jestem częścią ciebie. Jestem przy tobie od
urodzenia, choć ty o tym nie wiesz. Wszystkie rzeczy które wiedziałaś… Łatwo
było ci nauczyć się rzeczy, o której ja
wiedziałam. A ja z niejednego pieca chleb jadłam. Traktujesz mnie jak intruza.
Ostatnio nawet… Zaczęłam się zastanawiać czy nie masz słuszności. Od wieków
zamieszkiwałam ciała najinteligentniejszych i najpotężniejszych czarownic. A
teraz ty… Twoja osobowość nie pozwala mi na zostanie tu samej.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją przerażenie.
Wyrzuciłabyś mnie z mojego
ciała?
Och, nic byś nie
poczuła. Gdyby wszystko potoczyło się tak jak powinno, nawet nie wiedziałabyś, że istnieję. Po prostu… Zamiast ciebie, ja
obudziłabym się w tym ciele pewnego ranka.
To morderstwo!
Nie wypowiadaj się na
temat rzeczy, których nie rozumiesz. Wierzysz w
reinkarnację?
Hermiona musiała się zastanowić. Nad tym akurat nie lubiła
myśleć za wiele. Na dodatek czuła jak oblewa ją zimny pot, a w żołądku
zawiązuje się węzeł strachu. To nie był najlepszy moment na takie religijne
rozważania.
Tak. Wierzę.
I masz przeklętą
rację, kochana. Ale jednak, wiesz ile czasu gnijesz w piekle lub niebie zanim
wrócisz? Nawet papieże siedzą po jakieś pięćdziesiąt lat każdy. Jak dotąd….
Mieliśmy jedenaście przypadków wiecznej ekstazy, przeżywania obecności boga,
zostanie tam na wieczność i tak dalej. W piekle było tego trochę więcej – stu
czternastu zabójców, gwałcicieli i takich tam. W każdym razie, przeciętny
człowiek spędza w piekle sto- dwieście lat, a w niebie dwadzieścia. Z nieba nie
chcesz wychodzić – z piekła chcesz uciekać. A kiedy ja zajmuję ciało,
wychodzisz i z jednego i z drugiego po jakiś dwóch tygodniach. I życie od nowa.
A co jak ktoś chce zostać dłużej w niebie?
Cóż, moja umowa też to
obejmuje, ale to straszne nudy jak dla mnie. Po roku śpiewania i czytania Biblii potwornie się nudzisz. Choć mówią, że to
cudowne, piękne i tak dalej – ściema.
Ale to jest niebo! N-I-E-B-O!
Czasem musisz się
zastanowić czy to, co wmawiano ci całe życie nie jest złe i nieprawdziwe? Nie
widzisz sprzeczności? Zabij tego, oszczędź tego i tak dalej. A wszystkie te
religie – to jedna, tyle że w innych odsłonach. Nawet te politeistyczne kulty-
przecież Zeus to bóg, a reszta to anioły i diabły! A ja ci powiem, byłam już i
w piekle i w niebie i nadal zastanawiam się co jest gorsze.
Nie kochasz już Boga?
Oczywiście, że kocham!
To on mnie stworzył!
Hermionie nagle przyszła do głowy straszna myśl.
Czy ty jesteś upadłym aniołem?
Cisza.
Możesz nazywać to jak
chcesz. Jestem, ale nie jestem skazana na potępienie. To… skomplikowane. Jak u
ateistów. Oni mogą być dobrzy, mogą otrzymać nagrodę. Rozumiesz mnie? Wiem że
gadam jak naćpana, ale…
- Rozumiem… - wyszeptała Hermiona. Poczuła żal. Chociaż ta
istota była pod pewnymi względami zła, to ona po prostu zapomniała.
- Co rozumiesz? – spytał się ktoś jakieś pięć centymetrów od
jej ucha. Hermiona krzyknęła z zaskoczenia i spadła z krzesła. Podniosła głowę.
Nad nią, z głupim uśmieszkiem, stał Draco Malfoy.
- Jasna cholera, Malfoy!
Co ty sobie wyobrażasz? – wrzasnęła wściekła.
- Miałem ci to dostarczyć – pomachał
jej przed głową jakąś książką. – Ginny była zbyt zajęta obściskiwaniem się z
Zabinim. Na to jej akurat energii nie brakuje.
- A ty nie byłeś zbyt zajęty Astorią? – mruknęła, podnosząc
się na łokciach. Wyraz jego twarzy zmienił się,
gdy o niej wspomniała. Był… zniesmaczony?
- Powiedziałbym coś o tej Greengrass, ale jest moją
dziewczyną i nie będę mówił takich rzeczy przy kobietach. A ty – zmienił temat,
wyraźnie unikał mówienia o dziewczynie.
– Gadałaś teraz z tą laską w twojej głowie?
- Tak – warknęła Hermiona.
Zastanawiała się, jak wstać, żeby nie uniosła się jej spódniczka. Miała
jedno wyjście. - Pomożesz mi wstać, czy
mam tak leżeć całe życie.
Nazwał mnie jednym z
tych dziwnych, nowych określeń, a ty tak mu się pozwalasz podnosić?
Draco pochylił się i pomógł jej wstać. Miał ciepłe, suche
ręce którym przydałoby się trochę kremu.
- Czy to nie trochę szalone. Wiesz… głosy w twojej głowie?
- Nie – prychnęła Hermiona. Chciała wyjść. Musiała przecież
pokazać, że go nie potrzebuje i nie lubi. Trudne to było. Zwłaszcza, że
zastępował jej drzwi. – Możesz mnie
przepuścić? – przesunęła się w lewo. On też.
Przesunęła się w prawo. On też. Hermiona poczuła złość. Czy on to robi to specjalnie? Ma się całą wieczność gapić na miejsce
na jego ciele gdzie lokował się poziom jej oczu? Czyli na zadziwiająco ładną
klatę, widoczną pod rozpiętymi guzikami koszuli? To tortura!
- Nie wypuszczę cię, póki nie powiesz mi skąd twoje nagłe
dziwne zachowanie – Draco zmrużył oczy.
Serio? O to się pyta? Najpierw ten podstępny gad przechadza
się wesoło z tą przebrzydłą Astorią, a teraz nagle się pyta dlaczego ona się dziwnie zachowuje?
- Jesteś niemożliwy – powiedziała z niedowierzaniem w głosie
dziewczyna.
- Jesteś pewna? – Na Merlina, on był zdecydowanie za blisko!
Jak ktoś tak wstrętny i podły, może być jednocześnie tak uroczy i cudowny? A na
dodatek tak ładnie pachnieć?
- Sam powinieneś wiedzieć
– prześlizgnęła się pod jego ramieniem i
wyszła w mrok zimnych korytarzy Hogwartu.