No jestem:D
Taak! Dziesięć tysięcy wejść, mordeczki wy moje:D Idealny prezent na urodzinki (tak, to było wczoraj! Stara ja!)
Miałam problem z napisaniem tego rozdziału... cóż, wyszło jak wyszło. krótki, długo na niego czekałyście... przepraszam, ale będzie cud jak cokolwiek napiszę w tym stanie dobrego. A jeszcze mi się część usunęła...To smutne. Przepraszam że tak późno...
v
Hermiona zadrżała i spojrzał z lękiem na chłopaka stojącego
przed nią.
Draco – szepnęła. Wiedziała jak musi wyglądać, widziała to w
jego oczach. Miała porozrywaną sukienkę, włosy w nieładzie, na obojczykach
zastygała jej krew. Nie obchodziło jej to. Nie obchodziło jej to, że chłopak do
którego uczucia się bała patrzył. Rozpłakała się.
Silna przez tyle czasu Hermiona Granger załamała się.
- Ciii – szepnął Draco, w dwóch krokach znalazł się przy
niej i zamknął ją w stalowej klatce swoich ramion. Hermiona zgniotła pod
palcami materiał jego koszuli i wciągnęła mydlany, piżmowy zapach lekko
spoconego męskiego ciała. Był przy niej, był przy niej naprawdę. I był przez
cały ten czas… Kiedy Hermiona zdała sobie z tego sprawę, zaszlochała jeszcze
mocniej. – Cii – chłopak pogładził ją po plecach.
Stali tak przez chwilę w ciszy zakłócanej jedynie
nierównomiernym oddechem dziewczyny.
- Jak się tu znalazłeś? –spytała go, kiedy była w stanie
wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Szukałem cię – przytulił ją niezauważalnie mocniej i
zaczął bawić się jej kosmykami. – Widziałem, że Nott jest pijany, a ty tak
zniknęłaś… - urwał, a jego oczy pociemniały. – Ale dlaczego walczyłaś z Harrym?
Jest idiotą, ale to nie powód, żeby cię atakować?
Hermiona opowiedziała mu o wszystkim.
- Chcesz powiedzieć – spojrzał się na nią z przestrachem –
że po szkole grasowała nam jedna z
najpotężniejszych wiedźma wszechczasów w ciele wybawiciela całego świata
magicznego która ma jakiś żal do osoby mieszkającej w twojej głowie, a teraz
leży obok nas powalona zwykłym zaklęciem oszołamiającym, ponieważ musi się
dostosować do standardów ludzkiego
ciała?
- Mniej więcej – przytaknęła Hermiona.
- Czekaj – Draco zmarszczył brwi – Dlaczego nazwała cię He?
- Też nad rym myślałam – skrzywiła się – ale nic nie
wymyśliłam. Może po prostu skrót od Hermiony? Chciała odróżnić mnie od niej?
- Nie sądzę – mruknął Draco. Hermiona spojrzał na niego
zdziwiona, ale nie powiedział nic więcej.
Slizgonce nagle coś się przypomniało.
- Która jest godzina?! – wyrwała się z uścisku chłopaka i
spojrzała na jego zegarek – O Merlinie! Już prawie północ! Mieliśmy się spotkać
z Pansy, Ginny i Ronem i to skończyć! – puściła się biegiem, podnosząc spódnice
wysoko aby się nie potknąć.
Draconowi nie pozostało nic innego jak ruszyć za nią.
·
- Jesteśmy! Jesteśmy! – Hermiona wpadła jak burza do
opuszczonej Sali; za nią z rozwianymi włosami wpadł Draco. W rękach trzymał
szpilki, które Hermiona wyrzuciła gdzieś po drodze. I nie, wcaaaale ich nie
wąchał.
- Co tak długo? – wyraźnie z ulgą Pansy zeskoczyła ze
stołka. Chyba nie odpowiadało jej bliskie towarzystwo Rona, który także nie
wyglądał na szczególnie zadowolonego z tej bliskości. Trochę dalej siedzieli
Ginny i Blaise. Oni zdecydowanie nie mieli nic przeciwko bliskości.
- Przepraszam was, ale pojawiły się pewne komplikacje –
wydyszał Hermiona, zgięta wpół. Salazarze, naprawdę mogła odstawić tę ostatnią
rumową babeczkę! No… ostatnie dwanaście.
- Komplikacje? – Blaise uniósł czarną brew.
- Już wiemy kto robi te cholerne znaki – powiedział ponurym
tonem blondwłosy Ślizgon.
·
W klasie zapanowała cisza. Czwórka przyjaciół przetrawiała
te informacje.
- I zostawiliście ją… go w tym korytarzu? – zapytała się
piskliwym głosem Ginny.
- Taa. – mruknął Draco. - Może mieć rozbitą głowę. Ale tylko
trochę. – Ginny wyglądała jakby ktoś ją walnął w głowę.
- Dobra kochani, później to omówimy. Na razie – Blaise zeskoczył
z ławki i złapał Rudą za ramiona – macie odczarować moją dziewczynę.
- Dobra, dobra – Hermiona wręcz warczała. Wszystko na jej
głowie, znowu. To znaczy, chciałaby pomóc. Ale naprawdę nie lubiła jak ktoś ją
poganiał! – Muszę pomyśleć.
- Nie masz jeszcze gotowego planu? – zdziwił się Ron – Ty
zawsze masz jakiś plan… no i mówiłaś, że wystarczy zaklęcie uzdrawiające o
bardzo dużej mocy.
- To nie jest takie. Musiałabym zużyć tyle samo mocy na
każdego z was, a…
Narysujcie pentagram z
kołem w środku. Na brzegach zapalcie pięć ziół: szałwię, werbenę, melisę,
piołun i krwawnik. Odstraszą złe duchy i pomogą w oczyszczeniu ich organizmów.
Draco obserwował Hermionę, która nagle urwała i zdawała się
patrzeć w zupełnie innyhm kierunku niż w tym, w którym podążały jej oczy.
Jesteś pewna? Skąd wiesz?
Ja… nieważne. Zrób to
i rzuć zaklęcie.
- Potrzebujemy trochę zioła – powiedziała grobowym głosem
Hermiona.
- Marychy? Mogę trochę skołować - ożywił się Blaise.
Wszyscy spojrzeli się na niego.
- Aaa… Nie takiego. –zreflektował się Blaise.
- Geniuszu… - Pansy zaczęła piłować paznokcie różowym
pilniczkiem.
- Ale że jakiego w takim razie? – Ron spojrzał się na nich
sennym wzrokiem.
Draco ukrył twarz w dłoniach. Jak oni mieli cokolwiek
zrobić? Poczuł jak obłapiają go czarne macki rozpaczy…
·
Wszystko już było przygotowane. Kadzidełka ustawione, linii
nakreślone białą kredą. Fiolki wypełnione mocą leżały na stoliku. Hermiona
przygotowywała się psychicznie na rzucenie zaklęcia. Ale coś nie dawało jej
spokoju, coś kołatało jej się w głowie. Kim była osoba w jej głowie? Jaka była
jej historia? Dlaczego Hermiona miała wrażenie, że ta kobieta nie jest tak
niewinna jak jej się wydaje?
- Zaczynamy? – spytał się jej Draco, wyciągając rękę w jej
stronę.
Hermiona westchnęła ciężko. Czas na obowiązki. Musiała ich
przecież uratować. Musiała,
- Zaczynamy – odpowiedziała, wyciągając rękę.
W momencie kiedy ich palce zetknęły się, rozpętało się
piekło.
Drzwi otworzyły się z hukiem. W drzwiach stanął Harry, ale
Harry już to nie był. Kiedy patrzyło się na niego wprost, widziało się
normalnego chłopaka z wściekłością wykrzywiającego chłopaka, w Lennonowych
okularach i z blizną na czole. Jednak kiedy przyjrzeć mu się dobrze, zauważało
się szał w prawie białych oczach, piegi na trupio bladej skórze i włosy
spływające czerwoną kaskadą.
- Wy pomioty wiedźm i trolli – wysyczał ze złością –
Zapłacicie mi za to - i rzucił pierwszą
morderczą klątwą.
Hermiona pociągnęła stojącą najbliżej Ginny na podłogę.
Schowały się za biurkiem, tuląc do siebie nogi w ciemnej zakurzonej
powierzchni. Ślizgonki wychynęły ostrożnie głowy. Klasa była pełna pyłu z
obłupanych klątwami ścian, w powietrzu świstały czerwone, czarne i zielone
zaklęcia. Trzech chłopaków stało naprzeciwko siebie, celując w siebie w
sytuacji patowej, po tych wszystkich latach treningu żaden nie był gorszy od
drugiego. Brązowowłosa uznała że musi im pomóc. Ron i Pansy w końcu też gdzieś
zniknęli
- Zostań tu –szepnęła do bladej jak ściany przyjaciółki.
Kiedy ta kiwała głową, Hermiona już miała plan.
Jej celem był odległy stolik na końcu Sali. Jeżeli wypije
całą tą moc, powiększy zakres mocy na najbliższa kilkadziesiąt minut. Nawet
jeżeli trzaśnie potężną klątwą w Harry’ego, powinno jej starczyć tyle aby
uratować przyjaciół. Dlaczego ostatecznie to ona zawsze ratuje im tyłki?
Serio? Teraz się
będziesz nad tym zastanawiać?
Ale Hermiona już jej nie słuchała i rzeczywiście nie myślała
nad tym. Ukrywając się za ławkami, przemykała na drugi koniec pokoju. Nad jej
głową świstały zaklęcia, z mozołem, kuląc się by na sekundę wyprostować, posuwała
się do przodu. Te fiolki były już tak blisko! Już wyciągała rękę…
I wtedy Harry zwrócił swoje drapieżne oczy w jej stronę.
- Nie tak prędko, skarbeńku –zaśmiał się upiornym, wysokim
śmiechem. Zwrócił różdżkę na nią, twarz wykrzywił mu chory grymas. Wystrzelił
morderczą klątwą…
A później upadł na podłogę w drgawkach, trafiony zaklęciem
Draco, który wykorzystał jego chwilę nieuwagi.
Ale zaklęcie zostało wystrzelone.
- Nie!- krzyknęła Ginny, patrząc jak trafia w cel.
- Nie!- krzyknął Blaise, rozumiejąc, że wszystko rozpada się
w kawałki.
- Nie! – krzyknął Draco, czując ból w sercu niczym mroczny
płomień.
Fiolki leżały na podłodze, potłuczone, trafione zaklęciem.
[i]
Hermiona upadła na kolana, raniąc je do krwi. Bezradnym gestem powiodła rękami wzdłuż
srebrnej substancji, parującej szybko. Jej część wnikała w jej skórę
przenikając do krwioobiegu i sprawiając że czuła się silniejsza. Moc zaczęłą ją
wypełniać, ale wciąż było jej za mało. Teraz, kiedy wiedzieli kim jest wróg,
Hermiona nie była pewna czy ta ilość wystarczy. Ale co miała zrobić? Nie będzie
drugiej takiej okazji, Ginny miała już ostatnie dni! Hermiona nagle podjęła
decyzję.
- O mój Boże.. Co my zrobimy? –Pansy wyszła już z ukrycia i
przyciskała wypielęgnowaną dłoń do ust.
- Wciąż mogę to zrobić. – Ślizgonka spojrzała się na
przyjaciół zdecydowanie. Tak. Zapłaci tę cenę. – Ta ilość mocy… wystarczy mi.
- Jesteś pewna? – powiedział surowo Draco. Hermiona
spojrzała na niego z czułością, widząc jak marszczy czoło. Znał ją tak krótko,
a tak dobrze… Wiedział, że kłamie. Cóż, wystarczyło jej dosłownie par ę minut.
- Tak. Stancie w pentagramie – oderwała od niego oczy i
przybrała zimną maskę. Poczekała, aż trójka jej przyjaciół stanie w środku koła
i uniosła różdżkę.
- Episkey –wyszeptała
po prostu. Zakręciło jej się w
głowie, kiedy patrzyła jak promień rozgrzanego powietrza wędruje do jej
przyjaciół.
A później zapadłą ciemność.
·
Hermiona rozejrzała
się dookoła. Dlaczego leżała na plaży? Wszędzie było pusto, tak bardzo pusto… I
czemu wszystko było tak monotonnie szare? I to nie tak jak oczy… Właśnie, kogo?
Nie mogła sobie przypomnieć; zostawiła więc to w spokoju.
- HErmiono – usłyszała
za sobą łagodny głos. Znała go. Nie wiedział skąd, ale go znała. Wstała więc i
spojrzała w twarz kobiety.
Jej pierwsza myśl była
tak, że jest ona najpiękniejszą istotą na ziemi. Jej uroda przypominała księżyc
w pełni; miała wielkie, srebrne rzęsy okolone czarnymi rzęsami, prosty nos i wygięte łuki brwiowe, twarz w
kształcie serca i długie, czarne jak noc włosy spływające kaskadą drobnych
loków. Sylwetkę miała smukłą i kobiecą.
A jej oczy patrzyły się w sposób, który Hermiona natychmiast poznała.
Patrzyła dokładnie tak
samo.
- Oj, Hermiono –
kobieta wzięła się pod boki. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Była wyraźnie
o coś zła – I po co to robiłaś? Wiedziałaś, że nie ma powrotu!
- Wiedziałam, że i tak
umrę prędzej czy później. A tak mogłam ich uratować – słowa wydostały się z ust
automatycznie. Hermiona poczuła zdezorientowanie. Umarła? Kogo chciała ratować?
- Wracaj Hermiono!
Jeszcze jakoś się uda! Musisz wrócić… Choćby dla Dracona!
- Kto to Dracon? – To imię
coś jej mówiła. Uśmiechnęła się do siebie.
- Osoba którą kochasz.
– Ta kobieta też się uśmiechnęła… przez łzy? – Nie pozwolę ci umrzeć. Jesteś na
to za dobra.
- Myślałam, że już
umarłam…
- Pieprzyć zasady! –
kobieta uniosła się gniewem, to było widać. – Zrobię wszystko, żeby cię stad do
niego wyciągnąć!
- Nie mogę – Hermiona czuła
tu spokój. Zaczęła oddalać się od kobiety. – Tak ma być. Równowaga nie może
zostać zachwiana. Już raz złamałaś zasady, prawda? Nie możesz zrobić tego
znowu.
- Mogę – szepnęła kobieta, łapiąc ją
błyskawicznie za rękę.
·
A serce dziewczyny zabiło.
[i] Nabrałam
was, co?XD Lepiej czytajcie dalej