piątek, 25 października 2013

Informacja

Jako że, hmm. komentujecie mi ciągle o tym, że nie rozumiecie o czym piszę, chciałabym żebyście napisały mi tutaj co mam wyjaśnić w następnym rozdziale. Ma on i tak wyjaśniać wszystko, ale chciałam się upewnić, żebyście wszystko już miały obcykane.
Piszcie, proszę w komentarzach pod tą informacją:D
Prosiłabym was też o taką liczbę komentarzy, ile jest obserwatorów, liczba jest wyświetlona na dole strony. Dziękuję!
XoXo,
S.I.H.25

sobota, 19 października 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy - Raz, dwa... Zasady są po to, żeby je łamać

No jestem:D
Taak! Dziesięć tysięcy wejść, mordeczki wy moje:D Idealny prezent na urodzinki (tak, to było wczoraj! Stara ja!)
Miałam problem z napisaniem tego rozdziału... cóż, wyszło jak wyszło. krótki, długo na niego czekałyście... przepraszam, ale będzie cud jak cokolwiek napiszę w tym stanie dobrego. A jeszcze mi się część usunęła...To smutne. Przepraszam że tak późno...
v   
Hermiona zadrżała i spojrzał z lękiem na chłopaka stojącego przed nią.
Draco – szepnęła. Wiedziała jak musi wyglądać, widziała to w jego oczach. Miała porozrywaną sukienkę, włosy w nieładzie, na obojczykach zastygała jej krew. Nie obchodziło jej to. Nie obchodziło jej to, że chłopak do którego uczucia się bała patrzył. Rozpłakała się.
Silna przez tyle czasu Hermiona Granger załamała się.
- Ciii – szepnął Draco, w dwóch krokach znalazł się przy niej i zamknął ją w stalowej klatce swoich ramion. Hermiona zgniotła pod palcami materiał jego koszuli i wciągnęła mydlany, piżmowy zapach lekko spoconego męskiego ciała. Był przy niej, był przy niej naprawdę. I był przez cały ten czas… Kiedy Hermiona zdała sobie z tego sprawę, zaszlochała jeszcze mocniej. – Cii – chłopak pogładził ją po plecach.
Stali tak przez chwilę w ciszy zakłócanej jedynie nierównomiernym oddechem dziewczyny.
- Jak się tu znalazłeś? –spytała go, kiedy była w stanie wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Szukałem cię – przytulił ją niezauważalnie mocniej i zaczął bawić się jej kosmykami. – Widziałem, że Nott jest pijany, a ty tak zniknęłaś… - urwał, a jego oczy pociemniały. – Ale dlaczego walczyłaś z Harrym? Jest idiotą, ale to nie powód, żeby cię atakować?
Hermiona opowiedziała mu o wszystkim.
- Chcesz powiedzieć – spojrzał się na nią z przestrachem – że po szkole grasowała nam  jedna z najpotężniejszych wiedźma wszechczasów w ciele wybawiciela całego świata magicznego która ma jakiś żal do osoby mieszkającej w twojej głowie, a teraz leży obok nas powalona zwykłym zaklęciem oszołamiającym, ponieważ musi się dostosować  do standardów ludzkiego ciała?
- Mniej więcej – przytaknęła Hermiona.
- Czekaj – Draco zmarszczył brwi – Dlaczego nazwała cię He?
- Też nad rym myślałam – skrzywiła się – ale nic nie wymyśliłam. Może po prostu skrót od Hermiony? Chciała odróżnić mnie od niej?
- Nie sądzę – mruknął Draco. Hermiona spojrzał na niego zdziwiona, ale nie powiedział nic więcej.
Slizgonce nagle coś się przypomniało.
- Która jest godzina?! – wyrwała się z uścisku chłopaka i spojrzała na jego zegarek – O Merlinie! Już prawie północ! Mieliśmy się spotkać z Pansy, Ginny i Ronem i to skończyć! – puściła się biegiem, podnosząc spódnice wysoko aby się nie potknąć.
Draconowi nie pozostało nic innego jak ruszyć za nią.
·          
- Jesteśmy! Jesteśmy! – Hermiona wpadła jak burza do opuszczonej Sali; za nią z rozwianymi włosami wpadł Draco. W rękach trzymał szpilki, które Hermiona wyrzuciła gdzieś po drodze. I nie, wcaaaale ich nie wąchał.
- Co tak długo? – wyraźnie z ulgą Pansy zeskoczyła ze stołka. Chyba nie odpowiadało jej bliskie towarzystwo Rona, który także nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z tej bliskości. Trochę dalej siedzieli Ginny i Blaise. Oni zdecydowanie nie mieli nic przeciwko bliskości.
- Przepraszam was, ale pojawiły się pewne komplikacje – wydyszał Hermiona, zgięta wpół. Salazarze, naprawdę mogła odstawić tę ostatnią rumową babeczkę! No… ostatnie dwanaście.
- Komplikacje? – Blaise uniósł czarną brew.
- Już wiemy kto robi te cholerne znaki – powiedział ponurym tonem blondwłosy Ślizgon.
·          
W klasie zapanowała cisza. Czwórka przyjaciół przetrawiała te informacje.
- I zostawiliście ją… go w tym korytarzu? – zapytała się piskliwym głosem Ginny.
- Taa. – mruknął Draco. - Może mieć rozbitą głowę. Ale tylko trochę. – Ginny wyglądała jakby ktoś ją walnął w głowę.
- Dobra kochani, później to omówimy. Na razie – Blaise zeskoczył z ławki i złapał Rudą za ramiona – macie odczarować moją dziewczynę.
- Dobra, dobra – Hermiona wręcz warczała. Wszystko na jej głowie, znowu. To znaczy, chciałaby pomóc. Ale naprawdę nie lubiła jak ktoś ją poganiał! – Muszę pomyśleć.
- Nie masz jeszcze gotowego planu? – zdziwił się Ron – Ty zawsze masz jakiś plan… no i mówiłaś, że wystarczy zaklęcie uzdrawiające o bardzo dużej mocy.
- To nie jest takie. Musiałabym zużyć tyle samo mocy na każdego z was, a…
Narysujcie pentagram z kołem w środku. Na brzegach zapalcie pięć ziół: szałwię, werbenę, melisę, piołun i krwawnik. Odstraszą złe duchy i pomogą w oczyszczeniu ich organizmów.
Draco obserwował Hermionę, która nagle urwała i zdawała się patrzeć w zupełnie innyhm kierunku niż w tym, w którym podążały jej oczy.
Jesteś pewna? Skąd wiesz?
Ja… nieważne. Zrób to i rzuć zaklęcie.
- Potrzebujemy trochę zioła – powiedziała grobowym głosem Hermiona.
- Marychy? Mogę trochę skołować - ożywił się Blaise.
Wszyscy spojrzeli się na niego.
- Aaa… Nie takiego. –zreflektował się Blaise.
- Geniuszu… - Pansy zaczęła piłować paznokcie różowym pilniczkiem.
- Ale że jakiego w takim razie? – Ron spojrzał się na nich sennym wzrokiem.
Draco ukrył twarz w dłoniach. Jak oni mieli cokolwiek zrobić? Poczuł jak obłapiają go czarne macki rozpaczy…
·          
Wszystko już było przygotowane. Kadzidełka ustawione, linii nakreślone białą kredą. Fiolki wypełnione mocą leżały na stoliku. Hermiona przygotowywała się psychicznie na rzucenie zaklęcia. Ale coś nie dawało jej spokoju, coś kołatało jej się w głowie. Kim była osoba w jej głowie? Jaka była jej historia? Dlaczego Hermiona miała wrażenie, że ta kobieta nie jest tak niewinna jak jej się wydaje?
- Zaczynamy? – spytał się jej Draco, wyciągając rękę w jej stronę.
Hermiona westchnęła ciężko. Czas na obowiązki. Musiała ich przecież uratować. Musiała,
- Zaczynamy – odpowiedziała, wyciągając rękę.
W momencie kiedy ich palce zetknęły się, rozpętało się piekło.
Drzwi otworzyły się z hukiem. W drzwiach stanął Harry, ale Harry już to nie był. Kiedy patrzyło się na niego wprost, widziało się normalnego chłopaka z wściekłością wykrzywiającego chłopaka, w Lennonowych okularach i z blizną na czole. Jednak kiedy przyjrzeć mu się dobrze, zauważało się szał w prawie białych oczach, piegi na trupio bladej skórze i włosy spływające czerwoną kaskadą.
- Wy pomioty wiedźm i trolli – wysyczał ze złością – Zapłacicie mi za to -  i rzucił pierwszą morderczą klątwą.
Hermiona pociągnęła stojącą najbliżej Ginny na podłogę. Schowały się za biurkiem, tuląc do siebie nogi w ciemnej zakurzonej powierzchni. Ślizgonki wychynęły ostrożnie głowy. Klasa była pełna pyłu z obłupanych klątwami ścian, w powietrzu świstały czerwone, czarne i zielone zaklęcia. Trzech chłopaków stało naprzeciwko siebie, celując w siebie w sytuacji patowej, po tych wszystkich latach treningu żaden nie był gorszy od drugiego. Brązowowłosa uznała że musi im pomóc. Ron i Pansy w końcu też gdzieś zniknęli
- Zostań tu –szepnęła do bladej jak ściany przyjaciółki. Kiedy ta kiwała głową, Hermiona już miała plan.
Jej celem był odległy stolik na końcu Sali. Jeżeli wypije całą tą moc, powiększy zakres mocy na najbliższa kilkadziesiąt minut. Nawet jeżeli trzaśnie potężną klątwą w Harry’ego, powinno jej starczyć tyle aby uratować przyjaciół. Dlaczego ostatecznie to ona zawsze ratuje im tyłki?
Serio? Teraz się będziesz nad tym zastanawiać?
Ale Hermiona już jej nie słuchała i rzeczywiście nie myślała nad tym. Ukrywając się za ławkami, przemykała na drugi koniec pokoju. Nad jej głową świstały zaklęcia, z mozołem, kuląc się by na sekundę wyprostować, posuwała się do przodu. Te fiolki były już tak blisko! Już wyciągała rękę…
I wtedy Harry zwrócił swoje drapieżne oczy w jej stronę.
- Nie tak prędko, skarbeńku –zaśmiał się upiornym, wysokim śmiechem. Zwrócił różdżkę na nią, twarz wykrzywił mu chory grymas. Wystrzelił morderczą klątwą…
A później upadł na podłogę w drgawkach, trafiony zaklęciem Draco, który wykorzystał jego chwilę nieuwagi.
Ale zaklęcie zostało wystrzelone.
- Nie!- krzyknęła Ginny, patrząc jak trafia w cel.
- Nie!- krzyknął Blaise, rozumiejąc, że wszystko rozpada się w kawałki.
- Nie! – krzyknął Draco, czując ból w sercu niczym mroczny płomień.
Fiolki leżały na podłodze, potłuczone, trafione zaklęciem.[i] Hermiona upadła na kolana, raniąc je do krwi. Bezradnym gestem powiodła rękami wzdłuż srebrnej substancji, parującej szybko. Jej część wnikała w jej skórę przenikając do krwioobiegu i sprawiając że czuła się silniejsza. Moc zaczęłą ją wypełniać, ale wciąż było jej za mało. Teraz, kiedy wiedzieli kim jest wróg, Hermiona nie była pewna czy ta ilość wystarczy. Ale co miała zrobić? Nie będzie drugiej takiej okazji, Ginny miała już ostatnie dni! Hermiona nagle podjęła decyzję.
- O mój Boże.. Co my zrobimy? –Pansy wyszła już z ukrycia i przyciskała wypielęgnowaną dłoń do ust.
- Wciąż mogę to zrobić. – Ślizgonka spojrzała się na przyjaciół zdecydowanie. Tak. Zapłaci tę cenę. – Ta ilość mocy… wystarczy mi.
- Jesteś pewna? – powiedział surowo Draco. Hermiona spojrzała na niego z czułością, widząc jak marszczy czoło. Znał ją tak krótko, a tak dobrze… Wiedział, że kłamie. Cóż, wystarczyło jej dosłownie par ę minut.
- Tak. Stancie w pentagramie – oderwała od niego oczy i przybrała zimną maskę. Poczekała, aż trójka jej przyjaciół stanie w środku koła i uniosła różdżkę.
- Episkey –wyszeptała po prostu. Zakręciło jej się w głowie, kiedy patrzyła jak promień rozgrzanego powietrza wędruje do jej przyjaciół.
A później zapadłą ciemność.
·          
Hermiona rozejrzała się dookoła. Dlaczego leżała na plaży? Wszędzie było pusto, tak bardzo pusto… I czemu wszystko było tak monotonnie szare? I to nie tak jak oczy… Właśnie, kogo? Nie mogła sobie przypomnieć; zostawiła więc to w spokoju.
- HErmiono – usłyszała za sobą łagodny głos. Znała go. Nie wiedział skąd, ale go znała. Wstała więc i spojrzała w twarz kobiety.
Jej pierwsza myśl była tak, że jest ona najpiękniejszą istotą na ziemi. Jej uroda przypominała księżyc w pełni; miała wielkie, srebrne rzęsy okolone czarnymi rzęsami,  prosty nos i wygięte łuki brwiowe, twarz w kształcie serca i długie, czarne jak noc włosy spływające kaskadą drobnych loków. Sylwetkę miała smukłą i  kobiecą. A jej oczy patrzyły się w sposób, który Hermiona natychmiast poznała.
Patrzyła dokładnie tak samo.
- Oj, Hermiono – kobieta wzięła się pod boki. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Była wyraźnie o coś zła – I po co to robiłaś? Wiedziałaś, że nie ma powrotu!
- Wiedziałam, że i tak umrę prędzej czy później. A tak mogłam ich uratować – słowa wydostały się z ust automatycznie. Hermiona poczuła zdezorientowanie. Umarła? Kogo chciała ratować?
- Wracaj Hermiono! Jeszcze jakoś się uda! Musisz wrócić… Choćby dla Dracona!
- Kto to Dracon? – To imię coś jej mówiła. Uśmiechnęła się do siebie.
- Osoba którą kochasz. – Ta kobieta też się uśmiechnęła… przez łzy? – Nie pozwolę ci umrzeć. Jesteś na to za dobra.
- Myślałam, że już umarłam…
- Pieprzyć zasady! – kobieta uniosła się gniewem, to było widać. – Zrobię wszystko, żeby cię stad do niego wyciągnąć!
- Nie mogę – Hermiona czuła tu spokój. Zaczęła oddalać się od kobiety. – Tak ma być. Równowaga nie może zostać zachwiana. Już raz złamałaś zasady, prawda? Nie możesz zrobić tego znowu.
 - Mogę – szepnęła kobieta, łapiąc ją błyskawicznie za rękę.
·          
A serce dziewczyny zabiło.



[i] Nabrałam was, co?XD Lepiej czytajcie dalej

niedziela, 6 października 2013

Rozdział dwudziesty - Misterny plan

Rozdział byłby wcześniej ale akurat ten tydzień sobie nauczyciele wybrali do męczenia nas prezentacjami i sprawdzianami:C
A na dodatek odkryłam Ylvis... Ten zespół jest genialny..
Mam takie dziwne odpały od paru dni… Chyba ograniczę cukier. A rysunki wstawię jak tylko ogarnę te usb-ki.
Czytajcie, czytajcie,  komentujcie…

·          

Ktoś zaatakował Ginny, Pansy i Rona.
Ktoś miał bardzo dobry kontakt z tymi osobami.
Ktoś miał ciemne włosy i był wysoki, patykowaty.
Czyiś głos znała.
Ten ktoś ostatnio schudł i poszarzał.
Ale tym kimś po prostu nie mógł być Harry!                                                                                
Hermiona poczuła jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Zsunęła się na podłogę, czując impet uderzenia w kolanach. Pansy coś wołała, muzyka gdzieś daleko grała, ale to nie miało znaczenia. Bo nic go nie miało, znaczenie i sens gdzieś zniknęły. Wybraniec… Zbawiciel całego świata czarodziejów… Miałby atakować dziewczyny na których mu zależało? Ciemną, kobiecą magią? Teraz Hermiona pomyślała o tym jak szybko przybiegł, kiedy Pansy została zaatakowana. Jak znikł na chwilę przed zaatakowaniem Rona i Ginny. Ale to na pewno… na pewno miało jakąś lukę…  Dlaczego ona i Luna wciąż żyły w takim razie? Jej logiczny mózg natychmiast odpowiedział na to  pytanie: Harry miał do nich mniejszy dostęp niż do dwóch dziewczyn które były tak blisko niego. Ale te ataki były precyzyjne, uporządkowane, nie zachowywał się jak ktoś szalony… bardziej jak ktoś opętany.
Opętany.
Przez kobietę używającej czarnej, kobiecej magii.
Hermiona podniosła się w mgnieniu oka ignorując protesty Pansy. Zawrzał w niej gniew. Kto, na Merlina, ma czelność  krzywdzić jej przyjaciół?!
- Gdzie on jest? – wysyczała jak żmija do skonfundowanej Pansy.
- Harry? Mówiłam, poszedł w tamtą stronę, po poncz…  - Ale Hermiona już jej nie słuchała; zdejmując po drodze wysokie buty, nie mogła w nich biec. Przepychała się przez ludzi zgromadzonych w wielkiej Sali nie zwracając uwagi na ich krzyki oburzenia. Jutro parę osób będzie miało siniaki.
Hermiona! Zatrzymaj się, nie wiesz co robisz
Doskonale wiem co robię. Ratuję przyjaciół  - warknęła w zaciszu swojego umysłu.
To naprawdę nie jest dobry pomysł… Jeżeli jest opętany… Czy naprawdę nie pamiętasz już o używaniu tego rodzaju magii przez najpotężniejsze czarownice wszechczasów?
Mam to w nosie! Zadarła z moimi przyjaciółmi!
Dobrze, więc jak zamierzasz go odmienić? – podstępne pytanie, Hermiona o tym nie pomyślała.
Nie wiem! Rzucę w niego solą, czy coś…
To jest głupi przesąd na pecha i duchy. Powinnaś wiedzieć, że to idiotyzm!
Dobra, to co mam robić? Stać z założonymi rękami i patrzeć jak morduje mi przyjaciół? Raz już coś takiego przeżyłam, więc nie, nie dziękuję.
Musisz przywołać wspomnienie. Takie, które sprawia, że jest kim jest i czyni go szczęśliwym. Coś w rodzaju patronusa. Ale, Hermiono, to czy ci się uda zależy nie tylko od wagi wspomnienia, ale i mocy tej osoby która go opętała. A to naprawdę śmierdzi. Kiedy byłam w podziemiu szukając Ginny, niebo się zachmurzyło.
A co to ma za znaczenie? -  Hermiona wreszcie wypadłą na otwartą przestrzeń. Gdzie jest Harry? Zaczęła przeszukiwać okolice bufetu.
Nawet jak podziemia nie chcą wypuścić jakiejś duszy, niebo w czasie przejścia i wyboru, kiedy osądzają gdzie trafisz, niebo jest szare i monotonne, zawsze. Zawsze.
Może coś się pop…
Hermiona nie dokończyła myśli. Wpadła bowiem na żywą ścianę,  która wyparła jej dech z piersi  i chwyciła w ramiona.
- Miona! – zakrzyknął jej chłopak pijackim bełkotem. Hermiona cofnęła twarz, kiedy odór wódki dosięgnął jej twarzy.
- Jesteś pijany – mruknęła, zła, że przerwał jej szukanie Harry’ego.
- Ni, nie jestę – już zaczął zniekształcać słowa, uśmiech nie schodził mu z twarzy choć oczy miał zimne. – Sukalem cie. Bawiłass się dobrz?[i]
- Muszę już iść – Hermiona bezskutecznie spróbowała się wyrwać z jego ramion.
-Nie, nie musisz – nagle zaczął mówić normalnie, a przestał się uśmiechać. Hermiona poczuła jak przerażenie ścisnęło ją za gardło. – Co robiłaś w zaułku… zauważ, dokładnie takim samym jak ten… z Draconem Malfoy’em?
- Nie wiem o czym mówisz – wymamrotała, nie patrząc mu w oczy. Skąd on to wiedział? Było ciemno! Ciemno wszędzie, głucho wszędzie itd. Cóż, a co ona czuła? Takie fajerwerki, jakby każdy jej nerw zabłysł jaskrawym ogniem, czułość, kiedy patrzył w jej oczy, wręcz ból, kiedy musiała się od niego odsunąć. W sumie to głupia była. Dlaczego, na Salazara, nie została tam z nim?
- Wiesz doskonale. On mi powiedział. Myślałaś że się nie dowiem co? – Wyraz twarzy chłopaka robił się coraz groźniejszy. Hermiona przysięgłaby,  że w pewnym momencie jego tęczówki zrobiły się idealnie białe, czarne plamki źrenic na tle białek, kiedy popchnął ją brutalnie na mur. Ale miała lepsze rzeczy do zastanawiania się. Teodor uśmiechnął się jadowicie i pocałował ją, gryząc ją w  wargę. Usta wypełnił jej smak alkoholu i krwi. To nie był słodki pocałunek,  żaden z rodzaju tych, którymi  obdarzał ją wcześniej – ten był gorzki, brutalny w najbardziej prymitywny sposób, natarczywy, zaznaczający… niedobry. Kiedy całowała się z Draco, jego pocałunki również były mocne, ale nie w ten sposób!
Tymczasem Nott przycisnął ją do ściany tak że nie mogła wykonać nawet drgnienia rękami, bolało ją to i zaczął podciągać jej sukienkę. Miał ciepłe, spocone dłonie kiedy zaczął sunąć palcami w górę jej uda, a Hermiona zaczęła uświadamiać sobie co on zamierzał zrobić. Nie! Szarpnęła głową w bok i wierzgnęła nogami, lecz jedyne co dostała, to uderzenie w twarz. Krew poleciała z policzka rozciętego jego paznokciami.
- Nie próbuj tego więcej, kochanie – wyszeptał jej do ucha, wywołując  dreszcze obrzydzenia rozchodzące się od tego miejsca.
Hermiona! Zrób coś!
Niby co?
A bo ja wiem? Nie miałam jeszcze takiego problemu, zwykle pstrykałam palcami i zgładzałam natręta z powierzchni ziemi jak muchę, ale nie mam pojęcia jak masz cokolwiek zrobić bez różdżki… Może mu przywalisz?
Bez rąk,  Scherlocku?
Ale rada jej przyjaciółki przywołała na myśl wspomnienie. Była na kursie samoobrony. Uczyli się jak odeprzeć fizyczny atak bez pomocy rąk. Zawsze najbardziej podobała jej się jedna metoda – uniesienie nóg, zawieszenie całego ciężaru ciała na napastniku i wykop nóg. Lepiej się sprawdza podczas leżenia i można sobie obić tyłek, ale zawsze skutkuje. Tylko ją trochę zmodyfikuje…
- Nott – szepnęła zmysłowym głosem i przestała się szarpać. Chłopak natychmiast uniósł głowę i nadstawił czujnie uszy. – Czy nie powinniśmy znaleźć sobie…  przytulniejszego miejsca?
Na twarz Ślizgona natychmiast wpłynął obleśny uśmiech.
 -Oczywiście – powiedział ze śladem swojego dawnego dżentelmeństwa oraz dobrych manier i uniósł ją w powietrze, cały czas miażdżąc jej ręce. Ale na to właśnie Hermiona czekała. Powtarzając w myślach zasady instruktora zwinęła się w kulkę i z całej siły walnęła go w przeponę. Zgiął się w pół ze stęknięciem  i wypuścił ją z rąk. Upadła na podłogę, uderzenie wyparło jej dech z piersi. Z mroczkami przed oczami zaczęła się czołgać w stronę torebeczki.
Jednak zaraz poczuła jego ręce na nogach.
- Ty suko – wycharczał ze złością.
Podciągnął jej nogi tak, że spódnica jej sukni opadła jej na talię, pokazując nogi. Sam upadł na kolana, wyraz jego twarzy jasno mówił co zamierza zrobić… i że nie będzie to ani trochę miłe. Hermiona gwałtownie podciągnęła kolana, sprawiając, że się zatoczył i puścił jedną z nóg. Walnęła go obcasem w twarz z satysfakcją słuchając dźwięku pękającego nosa. Chłopak złapał się za twarz, spomiędzy palców leciała mu krew. Dobrze mu tak. Hermiona złapała za różdżkę i rzuciła na niego zaklęcie oszołamiające. Teraz leżał pięć metrów dalej na plecach, krew dalej lała się jak z kranu. „Ech” pomyślała Hermiona. Pomimo tego co zrobił, nie mogła go tu zostawić żeby udławił się własną krwią. Wstała więc na nagle drżących nogach, cała słaba kiedy adrenalina zniknęła i przewróciła go kopniakiem na brzuch.
- Ty śmieciu – wyszeptała z nienawiścią, ocierając policzek z brudu i krwi lamówką sukienki. I tak była do wyrzucenia, cała poszarpana.
- Hermiona! Nic ci nie jest?! – ktoś biegł korytarzem w jej kierunku.
- Tak, wszystko jest… - Hermiona zaczęła mówić, lecz nagle… zrozumiała, że zna tego kogoś.
I obróciła się bardzo wolno.
Przed nią stał Harry.
Ale to nie był do końca Harry. Ten miał całkowicie białe oczy z maleńką plamką źrenic i uśmiechał się diabelsko.
- Nic ci nie jest Mionko? – zapytał wyniosłym, kobiecym głosem jakby kogoś przedrzeźniał – Dobry Boże… a myślałam, że umiesz tylko wymamrotać pare śmiesznych słówek. Cóż, myliłam się.
- Ha-arry? – spytała się drżącym głosem dziewczyna. Chciała wygnać tę osobę z jej przyjaciela, ale teraz, po tym co zrobił  Nott, nie wiedziała czy da radę.
- Nie, szejk turecki – Nie-Harry przewróciła oczami i przez chwilę Hermiona mogła zobaczyć jej prawdziwą postać; piękną kobietę o posągowych kształtach, czerwonych lokach do pasa i z bladoniebieskimi oczami. Była cała blada, gdzieniegdzie pojawiały się piegi widoczne pod odważnym dekoltem średniowiecznej sukni.
Morgana!
Znasz ją?
Pamiętasz jak opowiadałam ci o mojej klątwie? O chłopaku którego zabili?
Tak…
To ona nas zdradziła.
- Och, serio He? Siedzisz w takiej słabiutkiej czarownicy? Przyjaciółko moja, staczasz się na dno – zaśmiała się Morgana perlistym głosem. Hermioa czytała o niej Miała być tą, która zabiła Merlina i króla Artura, złą czarownicą o wielkiej sile.
- Nie jestem słaba – ręce Hermiony zacisnęły się w piąstki.
- Ale silna też nie słonko. Aczkolwiek musiałam kryć się w tym słabym ciele. Trudno było cię złapać samą. Więc wymyśliłam ten numer z Nottem.
- Opętałaś go? – wyszeptała Hermiona. A ona tak mu przywaliła…
Jednak Morgana roześmiała się tylko.
- Nie do końca kochana. Sam chciał to zrobić – jej słowa były jadem. –Ja tylko dopilnowałam, żeby wszystko zgrało się w czasie.
- Po co to wszystko?- Hermiona zaczęła się cofać. Nie poradzi sobie z nią, nagle wiedziała to bardzo dobrze. To chodziło zabawe. No i przy okazji wymordowanie całego rodu Sparklingsnow żeby moja droga przyjaciółeczka nie miała w kogo ciała wchodzić.
- Sparklig… - Hermiona zmarszczyła czoło i nagle ją olśniło. – Moja rodzina. Ta prawdziwa.
- Najczystsza krew czarodziejska. Ród pierwszych i najmocniejszych, nie pochodzących od demonów i Lilith tylko od samej królowej czarownic w linii prostej. – Ręka Hermiony mocniej zacisnęła się na różdżce; bystre oczy szukającego natychmiast to wypatrzyły i machnięciem ręki Morgana wyrzuciła całą broń Hermiony w powietrze – Nie ze mną te numery, księżniczko. Chciałam cię zabić poprzez naznaczenie kołem – jakże ironicznie – ale zdecydowałam inaczej.[ii]
Białe oczy popatrzyły na nią okrutnie, kiedy uniosła rękę Harry’ego i otworzyła usta do inkantacji.
Sekundę później leżała na ziemi, oszołomiona przez zaklęcie, pokonana przez ograniczenia ciała w którym się znajdowała, a za nią, dumnie, z wyciągniętą różdżką stał Draco Malfoy.



[i] Bełkot taki pijacki, Nott taki nachlany, wow

[ii] Wiem, że jeszcze nic nie ma sensu, Za dwa rozdziały będzie cała historia osoby zamieszkującej głowę Hermiony. Wszystko wyprostuję i podociągam wątki, obiecuję, ale na razie chciałam żeby było tak tajemniczo*_*