sobota, 19 października 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy - Raz, dwa... Zasady są po to, żeby je łamać

No jestem:D
Taak! Dziesięć tysięcy wejść, mordeczki wy moje:D Idealny prezent na urodzinki (tak, to było wczoraj! Stara ja!)
Miałam problem z napisaniem tego rozdziału... cóż, wyszło jak wyszło. krótki, długo na niego czekałyście... przepraszam, ale będzie cud jak cokolwiek napiszę w tym stanie dobrego. A jeszcze mi się część usunęła...To smutne. Przepraszam że tak późno...
v   
Hermiona zadrżała i spojrzał z lękiem na chłopaka stojącego przed nią.
Draco – szepnęła. Wiedziała jak musi wyglądać, widziała to w jego oczach. Miała porozrywaną sukienkę, włosy w nieładzie, na obojczykach zastygała jej krew. Nie obchodziło jej to. Nie obchodziło jej to, że chłopak do którego uczucia się bała patrzył. Rozpłakała się.
Silna przez tyle czasu Hermiona Granger załamała się.
- Ciii – szepnął Draco, w dwóch krokach znalazł się przy niej i zamknął ją w stalowej klatce swoich ramion. Hermiona zgniotła pod palcami materiał jego koszuli i wciągnęła mydlany, piżmowy zapach lekko spoconego męskiego ciała. Był przy niej, był przy niej naprawdę. I był przez cały ten czas… Kiedy Hermiona zdała sobie z tego sprawę, zaszlochała jeszcze mocniej. – Cii – chłopak pogładził ją po plecach.
Stali tak przez chwilę w ciszy zakłócanej jedynie nierównomiernym oddechem dziewczyny.
- Jak się tu znalazłeś? –spytała go, kiedy była w stanie wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Szukałem cię – przytulił ją niezauważalnie mocniej i zaczął bawić się jej kosmykami. – Widziałem, że Nott jest pijany, a ty tak zniknęłaś… - urwał, a jego oczy pociemniały. – Ale dlaczego walczyłaś z Harrym? Jest idiotą, ale to nie powód, żeby cię atakować?
Hermiona opowiedziała mu o wszystkim.
- Chcesz powiedzieć – spojrzał się na nią z przestrachem – że po szkole grasowała nam  jedna z najpotężniejszych wiedźma wszechczasów w ciele wybawiciela całego świata magicznego która ma jakiś żal do osoby mieszkającej w twojej głowie, a teraz leży obok nas powalona zwykłym zaklęciem oszołamiającym, ponieważ musi się dostosować  do standardów ludzkiego ciała?
- Mniej więcej – przytaknęła Hermiona.
- Czekaj – Draco zmarszczył brwi – Dlaczego nazwała cię He?
- Też nad rym myślałam – skrzywiła się – ale nic nie wymyśliłam. Może po prostu skrót od Hermiony? Chciała odróżnić mnie od niej?
- Nie sądzę – mruknął Draco. Hermiona spojrzał na niego zdziwiona, ale nie powiedział nic więcej.
Slizgonce nagle coś się przypomniało.
- Która jest godzina?! – wyrwała się z uścisku chłopaka i spojrzała na jego zegarek – O Merlinie! Już prawie północ! Mieliśmy się spotkać z Pansy, Ginny i Ronem i to skończyć! – puściła się biegiem, podnosząc spódnice wysoko aby się nie potknąć.
Draconowi nie pozostało nic innego jak ruszyć za nią.
·          
- Jesteśmy! Jesteśmy! – Hermiona wpadła jak burza do opuszczonej Sali; za nią z rozwianymi włosami wpadł Draco. W rękach trzymał szpilki, które Hermiona wyrzuciła gdzieś po drodze. I nie, wcaaaale ich nie wąchał.
- Co tak długo? – wyraźnie z ulgą Pansy zeskoczyła ze stołka. Chyba nie odpowiadało jej bliskie towarzystwo Rona, który także nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z tej bliskości. Trochę dalej siedzieli Ginny i Blaise. Oni zdecydowanie nie mieli nic przeciwko bliskości.
- Przepraszam was, ale pojawiły się pewne komplikacje – wydyszał Hermiona, zgięta wpół. Salazarze, naprawdę mogła odstawić tę ostatnią rumową babeczkę! No… ostatnie dwanaście.
- Komplikacje? – Blaise uniósł czarną brew.
- Już wiemy kto robi te cholerne znaki – powiedział ponurym tonem blondwłosy Ślizgon.
·          
W klasie zapanowała cisza. Czwórka przyjaciół przetrawiała te informacje.
- I zostawiliście ją… go w tym korytarzu? – zapytała się piskliwym głosem Ginny.
- Taa. – mruknął Draco. - Może mieć rozbitą głowę. Ale tylko trochę. – Ginny wyglądała jakby ktoś ją walnął w głowę.
- Dobra kochani, później to omówimy. Na razie – Blaise zeskoczył z ławki i złapał Rudą za ramiona – macie odczarować moją dziewczynę.
- Dobra, dobra – Hermiona wręcz warczała. Wszystko na jej głowie, znowu. To znaczy, chciałaby pomóc. Ale naprawdę nie lubiła jak ktoś ją poganiał! – Muszę pomyśleć.
- Nie masz jeszcze gotowego planu? – zdziwił się Ron – Ty zawsze masz jakiś plan… no i mówiłaś, że wystarczy zaklęcie uzdrawiające o bardzo dużej mocy.
- To nie jest takie. Musiałabym zużyć tyle samo mocy na każdego z was, a…
Narysujcie pentagram z kołem w środku. Na brzegach zapalcie pięć ziół: szałwię, werbenę, melisę, piołun i krwawnik. Odstraszą złe duchy i pomogą w oczyszczeniu ich organizmów.
Draco obserwował Hermionę, która nagle urwała i zdawała się patrzeć w zupełnie innyhm kierunku niż w tym, w którym podążały jej oczy.
Jesteś pewna? Skąd wiesz?
Ja… nieważne. Zrób to i rzuć zaklęcie.
- Potrzebujemy trochę zioła – powiedziała grobowym głosem Hermiona.
- Marychy? Mogę trochę skołować - ożywił się Blaise.
Wszyscy spojrzeli się na niego.
- Aaa… Nie takiego. –zreflektował się Blaise.
- Geniuszu… - Pansy zaczęła piłować paznokcie różowym pilniczkiem.
- Ale że jakiego w takim razie? – Ron spojrzał się na nich sennym wzrokiem.
Draco ukrył twarz w dłoniach. Jak oni mieli cokolwiek zrobić? Poczuł jak obłapiają go czarne macki rozpaczy…
·          
Wszystko już było przygotowane. Kadzidełka ustawione, linii nakreślone białą kredą. Fiolki wypełnione mocą leżały na stoliku. Hermiona przygotowywała się psychicznie na rzucenie zaklęcia. Ale coś nie dawało jej spokoju, coś kołatało jej się w głowie. Kim była osoba w jej głowie? Jaka była jej historia? Dlaczego Hermiona miała wrażenie, że ta kobieta nie jest tak niewinna jak jej się wydaje?
- Zaczynamy? – spytał się jej Draco, wyciągając rękę w jej stronę.
Hermiona westchnęła ciężko. Czas na obowiązki. Musiała ich przecież uratować. Musiała,
- Zaczynamy – odpowiedziała, wyciągając rękę.
W momencie kiedy ich palce zetknęły się, rozpętało się piekło.
Drzwi otworzyły się z hukiem. W drzwiach stanął Harry, ale Harry już to nie był. Kiedy patrzyło się na niego wprost, widziało się normalnego chłopaka z wściekłością wykrzywiającego chłopaka, w Lennonowych okularach i z blizną na czole. Jednak kiedy przyjrzeć mu się dobrze, zauważało się szał w prawie białych oczach, piegi na trupio bladej skórze i włosy spływające czerwoną kaskadą.
- Wy pomioty wiedźm i trolli – wysyczał ze złością – Zapłacicie mi za to -  i rzucił pierwszą morderczą klątwą.
Hermiona pociągnęła stojącą najbliżej Ginny na podłogę. Schowały się za biurkiem, tuląc do siebie nogi w ciemnej zakurzonej powierzchni. Ślizgonki wychynęły ostrożnie głowy. Klasa była pełna pyłu z obłupanych klątwami ścian, w powietrzu świstały czerwone, czarne i zielone zaklęcia. Trzech chłopaków stało naprzeciwko siebie, celując w siebie w sytuacji patowej, po tych wszystkich latach treningu żaden nie był gorszy od drugiego. Brązowowłosa uznała że musi im pomóc. Ron i Pansy w końcu też gdzieś zniknęli
- Zostań tu –szepnęła do bladej jak ściany przyjaciółki. Kiedy ta kiwała głową, Hermiona już miała plan.
Jej celem był odległy stolik na końcu Sali. Jeżeli wypije całą tą moc, powiększy zakres mocy na najbliższa kilkadziesiąt minut. Nawet jeżeli trzaśnie potężną klątwą w Harry’ego, powinno jej starczyć tyle aby uratować przyjaciół. Dlaczego ostatecznie to ona zawsze ratuje im tyłki?
Serio? Teraz się będziesz nad tym zastanawiać?
Ale Hermiona już jej nie słuchała i rzeczywiście nie myślała nad tym. Ukrywając się za ławkami, przemykała na drugi koniec pokoju. Nad jej głową świstały zaklęcia, z mozołem, kuląc się by na sekundę wyprostować, posuwała się do przodu. Te fiolki były już tak blisko! Już wyciągała rękę…
I wtedy Harry zwrócił swoje drapieżne oczy w jej stronę.
- Nie tak prędko, skarbeńku –zaśmiał się upiornym, wysokim śmiechem. Zwrócił różdżkę na nią, twarz wykrzywił mu chory grymas. Wystrzelił morderczą klątwą…
A później upadł na podłogę w drgawkach, trafiony zaklęciem Draco, który wykorzystał jego chwilę nieuwagi.
Ale zaklęcie zostało wystrzelone.
- Nie!- krzyknęła Ginny, patrząc jak trafia w cel.
- Nie!- krzyknął Blaise, rozumiejąc, że wszystko rozpada się w kawałki.
- Nie! – krzyknął Draco, czując ból w sercu niczym mroczny płomień.
Fiolki leżały na podłodze, potłuczone, trafione zaklęciem.[i] Hermiona upadła na kolana, raniąc je do krwi. Bezradnym gestem powiodła rękami wzdłuż srebrnej substancji, parującej szybko. Jej część wnikała w jej skórę przenikając do krwioobiegu i sprawiając że czuła się silniejsza. Moc zaczęłą ją wypełniać, ale wciąż było jej za mało. Teraz, kiedy wiedzieli kim jest wróg, Hermiona nie była pewna czy ta ilość wystarczy. Ale co miała zrobić? Nie będzie drugiej takiej okazji, Ginny miała już ostatnie dni! Hermiona nagle podjęła decyzję.
- O mój Boże.. Co my zrobimy? –Pansy wyszła już z ukrycia i przyciskała wypielęgnowaną dłoń do ust.
- Wciąż mogę to zrobić. – Ślizgonka spojrzała się na przyjaciół zdecydowanie. Tak. Zapłaci tę cenę. – Ta ilość mocy… wystarczy mi.
- Jesteś pewna? – powiedział surowo Draco. Hermiona spojrzała na niego z czułością, widząc jak marszczy czoło. Znał ją tak krótko, a tak dobrze… Wiedział, że kłamie. Cóż, wystarczyło jej dosłownie par ę minut.
- Tak. Stancie w pentagramie – oderwała od niego oczy i przybrała zimną maskę. Poczekała, aż trójka jej przyjaciół stanie w środku koła i uniosła różdżkę.
- Episkey –wyszeptała po prostu. Zakręciło jej się w głowie, kiedy patrzyła jak promień rozgrzanego powietrza wędruje do jej przyjaciół.
A później zapadłą ciemność.
·          
Hermiona rozejrzała się dookoła. Dlaczego leżała na plaży? Wszędzie było pusto, tak bardzo pusto… I czemu wszystko było tak monotonnie szare? I to nie tak jak oczy… Właśnie, kogo? Nie mogła sobie przypomnieć; zostawiła więc to w spokoju.
- HErmiono – usłyszała za sobą łagodny głos. Znała go. Nie wiedział skąd, ale go znała. Wstała więc i spojrzała w twarz kobiety.
Jej pierwsza myśl była tak, że jest ona najpiękniejszą istotą na ziemi. Jej uroda przypominała księżyc w pełni; miała wielkie, srebrne rzęsy okolone czarnymi rzęsami,  prosty nos i wygięte łuki brwiowe, twarz w kształcie serca i długie, czarne jak noc włosy spływające kaskadą drobnych loków. Sylwetkę miała smukłą i  kobiecą. A jej oczy patrzyły się w sposób, który Hermiona natychmiast poznała.
Patrzyła dokładnie tak samo.
- Oj, Hermiono – kobieta wzięła się pod boki. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Była wyraźnie o coś zła – I po co to robiłaś? Wiedziałaś, że nie ma powrotu!
- Wiedziałam, że i tak umrę prędzej czy później. A tak mogłam ich uratować – słowa wydostały się z ust automatycznie. Hermiona poczuła zdezorientowanie. Umarła? Kogo chciała ratować?
- Wracaj Hermiono! Jeszcze jakoś się uda! Musisz wrócić… Choćby dla Dracona!
- Kto to Dracon? – To imię coś jej mówiła. Uśmiechnęła się do siebie.
- Osoba którą kochasz. – Ta kobieta też się uśmiechnęła… przez łzy? – Nie pozwolę ci umrzeć. Jesteś na to za dobra.
- Myślałam, że już umarłam…
- Pieprzyć zasady! – kobieta uniosła się gniewem, to było widać. – Zrobię wszystko, żeby cię stad do niego wyciągnąć!
- Nie mogę – Hermiona czuła tu spokój. Zaczęła oddalać się od kobiety. – Tak ma być. Równowaga nie może zostać zachwiana. Już raz złamałaś zasady, prawda? Nie możesz zrobić tego znowu.
 - Mogę – szepnęła kobieta, łapiąc ją błyskawicznie za rękę.
·          
A serce dziewczyny zabiło.



[i] Nabrałam was, co?XD Lepiej czytajcie dalej

8 komentarzy:

  1. Nie no nie jak ty mogłaś to urwać w taki momencie. Rozdział jest fenomenalny, najcudowniejszy i w ogóle najlepszy :) Kocham tego bloga i już nie mogę się doczekać kolejnej notki ♥
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. "I nie, wcaaaale ich nie wąchał." ^^ z jednej strony... słodko. A z drugiej.. nie ma to jak spocone buty Hermiony xD
    "Marychy? Mogę trochę skołować - ożywił się Blaise." tym tekstem to rozwaliłaś system :p
    A tak wgl to bardzo mi się podobał rozdział, ale jakoś nie ogarniam paru rzeczy.. W końcu ta w Hermionie jest dobra, czy zła? Oni w końcu chcą zabić tą złą, czy uratować Ginny? I w końcu ci co mieli klątwe to jej już nie mają, czy jeszcze mają? I dlaczego Hermiona nie chce wrócić? I.. i wogle :)
    Mam nadzieję, że wszystkiego dowiem się już niedługo. ;]
    Także pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak masz racje piszesz schizowo, ale cholera podoba mi sie to :D styl pisania masz naprawdę bardzo dobry, przyjemnie cię czyta.co z twoja beto? Na urlop poszła? Jest pare błędów ale nie bardzo urytujacych.
    Fabuła..hmm czytając niektóre fragmenty, musiała sie zatrzymać i pozwolić swojemu muzgiwi aby załapał o co chodzi. Nie wiem jak to robisz ale czasem nie nadarzam za twoim tokiem myślenia :p przeczytałam te 21 rozdziałów i nadal nie rozumiem paru faktów ;) nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału...

    Ha! Chciała cię tylko uświadomić ze przez ciebie zawaliłam swoje opowiadanie i nie dokończyłam rodziału :| ale nic warto było :)

    Zapraszam do siebie
    http://dramion-zycietowielkaniewiadoma.blogspot.co.uk/?m=0

    http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/2013/10/prolog.html?m=1

    Pozdrawiam DraMion :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hay!
    Świetny rozdział, przezabawny.
    Naprawdę jestem coraz bardziej ciekawa...
    Czekam na kolejną notkę i pozdrawiam ;*
    http://victoria-baker-gordon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wrazenie ze mieszkanka jej glowy to hekate

    OdpowiedzUsuń