Wraca córa marnotrawna!
Buźka, kochani. Dużo czasu minęło od ostatniego posta i czuję się z tym źle jako cholera. Ale cóż - tęskniliście? Anyway, pewnie was ciekawi inna kwestia. Tak, zostaję. Dociągnę to do końca, napiszę następny i jeszcze potem następny blog ( a później zyskam światową sławę ). Więc... Gimnazjalistom jeszcze życzę na jutro szczęścia, a wam radości z rozdziału!
Serafino
Ps. Ogląda ktoś Supernatural? Jak tak, wolicie Sama, czy Deana? U mnie zdecydowanie team Dean <4
Hermiona w życiu by tego teraz nie
przyznała, ale czuła się głupio.
Była wysmarowana jakąś dziwną
mazią od czubka głowy do małych palców u stóp i stała w jakimś wielkim kółku z
odrobinę niepokojącym pentagramem, znajdowała się w pałacu królowej świata umarłych
i musiała uważać, żeby nie zobaczyła ich żadna ważna persona… Bóg, na przykład.
- Dobra. Teraz
czytamy jakieś tajemne, łacińskie formuły, aby nas… wróciło? – spytał
się Ron. Stał parę metrów od niej, a jego pomarańczowe włosy wyjątkowo
niekorzystnie kontrastowały się z czerwoną mazią.
- Nie. Teraz mamy się teleportować
– Draco przewrócił oczami i rzuciła
Hermionie spojrzenie mówiące „On tak zawsze?”. Dziewczyna pokręciła na niego
głową z przyganą, ale jej spojrzenie pozostało czułe. Niedługo wrócą, wszystko
się ułoży… Będą żyć długo i szczęśliwie. Tak?
Tak.
- A więc widzimy się na górze? –
spytał się Dracon. Hermiona pomyślała, że wygląda prawie tak radośnie jak ona
się czuje. Oczy pałały mu blaskiem, cieszył się jak dziecko przed gwiazdką.
- Na górze – wyszeptała Hermiona,
zamykając oczy. Ostatnią rzeczą jaką widziała, zanim czerń pochłonęła jej
wzrok, był on.
A potem się teleportowała.
·
Na początku
było normalnie. Ssanie w żołądku, jakby lekki kac – zawsze tak się działo
podczas teleportacji. Uczucie przenoszenia, przeciskania, wiru.
Lecz nagle
wszystko zaczęło się walić.
Hermiona
poczuła jak całe jej ciało drży, najpierw słabo, w następnej sekundzie
mocniej. Uderzyła w niewidzialną ścianę,
jedną, drugą. Przed oczami zaczęły tańczyć jej kolorowe plamy.
I wszystko się
skończyło. Leżała na czymś twardym i rozpaczliwie próbowała złapać powietrze,
które umknęło gdzieś podczas upadku.
- Hermiona! – usłyszała gdzieś z
boku zduszony głos, ale nie przejęła się nim. Lepiej były wpatrywać się w
znajomy sufit. Coś jej przypominał… salę balową? Bibliotekę? Merlinie, udało
się! Była w bibliotece Malfoy’ów, patrzyła na te samo co kiedyś kremowe
sklepienie. Tylko dlaczego było tu tak zimno jak w lochu? Przecież tu był
kominek.
Pochylili się nad nią dwaj chłopacy.
Jeden o włosach koloru zbliżonego do écru, drugi z kudłami jak marchewki.
Wyglądali na zaniepokojonych.
- Dobrze być w domu, co? - spytała się cicho. I zemdlała.
·
- Jak to nie udało się? – Hermiona
wyprostowała się na szerokim otomanie. Co ten Ron gadał? Dlaczego znajdowała
się wciąż w swoim pokoju w Kranie zmarłych?
- Herm. Po prostu. Nie udało się ,
więc leż jeszcze – pchnął ją delikatnie z powrotem na miękkie poduszki,
zaciskając szczękę. – Raz już zemdlałaś, a ja odpowiadam za to, żebyś nie zrobiła
tego znowu do powrotu Draco.
- Świetnie - z miną naburmuszonego dziecka umościła się
wygodniej na wypchanych pierzem poduszkach. – Ale widziałam sufit. Taki jest w
bibliotece Malfoy’ów.
- Widziałaś sufit sali balowej w
której się teleportowaliśmy. Pewnie są podobne –Powiedział ze znużeniem w
głosie. Hermiona dopiero teraz
zauważyła, jak źle wyglądał. Miał ciemne wory po oczami i ziemistą cerę,
zupełnie jakby nie spał od paru dni. Ona czuła się źle, prawda, ale właśnie
zdała sobie sprawę, że zapomniała o swoim przyjacielu. Jak długo była dla niego
tak samolubna?
- Potrzebujesz snu – stwierdziła
rzeczowo, przesuwając się na tym sofo-podobnym meblu. Odgarnęła z siebie koc. –
No właź. Pogadamy jeszcze, ale im wcześniej zaśniesz tym lepiej.
- Mam wejść z tobą do łózka? Wiesz
jak to wygląda, prawda? – Ron popatrzył się na nią z dziecinnym niedowierzaniem
na twarzy.
- Och, daj spokój. Jesteśmy
przyjaciółmi, zapomniałeś? Przyjaciele nie czują się niekomfortowo, nawet leżąc
ze sobą pod jednym kocem. – przechyliła głowę, patrząc na niego z przyganą.
Myślał, że zaprasza go do swojego łóżka? Ta, jasne.[i]
Ron popatrzył na nią niepewnie i z
podejrzliwością, ale zaczął zdejmować buty. Chociaż w ubraniu, położył się koło
przebranej w delikatną koszulę nocną Hermionę. Dziewczyny okryła ich oboje
kocem i ułożyła się tak, żeby obojgu były wygodnie.
- Dobra. Draco mówił, czemu
mogliśmy się nie przenieść? – spytała się rudowłosego, który leżał już z
zamkniętymi oczami. Nie spał jednak.
- Przypuszcza, że ten świat jest
jak lustro weneckie. Możesz do niego wejść… ale wyjść już nie.
- Czyli innymi słowami wszystko
zawaliliśmy – westchnęła Hermiona. – Przeklęta Morgana. – dodała ze złością.
- Ma być stracona jeszcze jutro. Ileś tam po zmroku –
powiedział sennie Ron. Hermiona spojrzała się na niego z dziwnym wyrazem w
oczach. Co?
- CO? – powtórzyła głucho swoje
myśli.
- Uznali ją za niebezpieczną. Za
psychopatkę. No i stwierdzili, że należałoby ją wyeliminować. Jest gdzieś tu… w
pałacu.
- Wow. Należy jej się – powiedział
z, mimo wszystko, lekkim szokiem. Po prostu ją… zetnę? Powieszą? Mieli
dwudziesty pierwszy wiek, ale tutaj to
można się było wszystkiego spodziewać. Spojrzała na Rona, chcąc zapytać
się o jego zdanie w tej sprawie, ale chłopak już… spał.
Dziewczyna spojrzała na niego z
nagłą czułością w oczach. Wyciągnęła rękę i odgarnęła mu parę rudych kosmyków z
czoła. Wyglądał… inaczej, kiedy spał. Niemal mogła sobie przypomnieć, dlaczego
się w nim zakochała.
Poprawiła swoją poduszkę i zasnęła
z czołem na ramieniu chłopaka.
·
Kiedy się obudziła, za oknem było
już ciemno, a w fotelu siedziała samotna postać ze spuszczoną głową i
splecionymi palcami. Hermiona uśmiechnęła się sennie, widząc jasną czuprynę.
- Powinnam powiedzieć dzień dobry,
czy jeszcze dobranoc? – zapytała ze śmiechem czającym się gdzieś w głębi
gardła. Draco podniósł głowę.
- Już dzień dobry, choć dla ciebie
wciąż dobranoc – powiedział zmęczonym głosem, uśmiechając się jednak kącikami
ust. – Ale nie wmówisz mi, że w tej pozycji było ci wygodnie.
Hermiona spojrzała na otoman.
Rzeczywiście, musiała być zwinięta na precel, Ron strasznie się rozpychał.
Chyba nawet miała odciśnięty guzik z jego mankietu na twarzy. Potarła go ręką w
lekkim zażenowaniu.
- Przyznaję – uśmiechnęła się
przepraszająco. – Chyba domyślam się, czemu się obudziłam. – Wstała i, chwiejąc
się, przekroczyła nad pochrapującym Ronem i stanęła na zimnej podłodze.
Podwinęła odrobinę palce, czując chłód marmurowych posadzek i zadrżała. Z
nagłym błyskiem w oku spojrzała na chłopaka. Wyglądał bardzo… gorąco w tym
chłodnym półmroku. Podbiegła więc do niego o i się przytuliła. A co, zimno jej
było jak cholera.
Poza tym, poza bijącym od niego
ciepłem jak od kaloryfera, miło było też przytulać się do kaloryfera
umieszczonego na jego brzuchu.
- Chyba oszczędzają na ogrzewaniu
– szepnęła, przyciskając ucho do jego klatki piersiowej. Pod warstwą mięśni
gładkich biło serce, słyszała jak przyśpiesza i zwalnia co chwila.
- Niewątpliwie – zaśmiał się
gdzieś nad jej głową i przytulił mocniej. – Choć. Musisz się wyspać.
- On zajął moje łóżko – wskazała
kciukiem za siebie. Draco spojrzał w tym kierunku i prychnął jakoś dziwnie.
- Ten pałac jest ogromny. Jestem
pewien, że znajdziemy ci jakieś łóżko. Chodź – pociągnął ja do drzwi i na
jeszcze zimniejszy korytarz. Szli chwilę w milczeniu.
- Jesteś jakiś milczący – zaśmiała
się cicho Hermiona. Ona miała o wiele lepszy humor od niego.
- Jestem smutny – wygiął usta w grymasie.
-
Bo? – zmarszczyła brwi dziewczyna. Nie rozumiała go. Przecież wszystko
było w znakomitym porządku.
- Bo? Hermiono, czy ty siebie
słyszysz?- Zatrzymał się i stanął twarzą
do niej z dziwnym błyskiem w oku. – Nie udało się. Nadal jesteśmy martwi.
Martwi na amen, do cholery.
- Wiem - powiedziała Hermiona, odrywając
nieposłuszną skórkę od paznokcia.
- Wiesz – powtórzył głucho. –
Wszystko czego chciałaś… to, czego pragnęłaś… wali się, rozpada w perzynę, a ty
mówisz o tym tak beznamiętnie.
- A co mogę zrobić Draco? –
podniosła ku niemu gwałtownie głowę, czując jak wstrzymywane wcześniej łzy
zaczynają napływać jej do oczu. – Co? Bo ja myślę, że nic – uderzyła go piąstką
w tors. – Muszę wytrzymać. Muszę
próbować. Muszę być silna, do cholery! Załamałam się w pierwszej chwili, ale
przysięgam na wszystko w co wierzę, że nie popełnię tego błędu nigdy więcej!
Odpycham to od siebie, Draco. Próbuję patrzeć na pozytywne aspekty. Mogę ci
je wymienić, chcesz? Ty. Ron. Jesteśmy
tu przynajmniej razem. Morgana wkrótce dostanie za swoje. Mogę jeść, co chcę i
nie martwić się, że przytyję. Mogę robić co chcę, bez żadnych zobowiązań. Mogę…
Mogę… - dalsze słowa utkwiły jej w gardle. Nie mogła płakać, a to robiła. I to
na dodatek przed Draco, merlinie, to było tak upokarzające!
Ale chłopak tylko przytulił ją do
swojej piersi i trzymał mocno, mocno, mocno w objęciach.
- Nie wiedziałem, że wiesz o
Morganie – powiedział cicho w jej włosy po paru sekundach.
- Ron mi powiedział. Dlaczego
trzymaliście to w tajemnicy? – ona także szeptała, a jej słowa były zdławione
przez łzy.
- Obawiałem… obawialiśmy się jak
to przyjmiesz. Głupi łasic – parsknął ze złością.
- Zawsze mów mi prawdę, Draco.
Nawet jak będziesz chciał mnie chronić – powiedziała cicho, oczy kleiły jej się
od łez i piasku zalegającego pod powiekami. Nie miała nawet siły się na niego
złościć.
Zasypiając czuła jak chłopak
podnosi ją delikatnie i słyszała, jak szepce jej do ucha.
- Dobrze, kochana. Nie ma rzeczy…
Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił.
Zasnęła.
·
- Jak długo spałam?
To było pierwsze pytanie Hermiony,
kiedy znów się obudziła.
- Jakieś 6-7 godzin. Tu nie ma
zegarów – Dracon z uśmiechem popatrzył na zaspaną dziewczynę. Wyglądała uroczo
z tą burzą loków, siedząc w wygniecionym ubraniu i podbitymi oczami. – Rudy tu był. Chciał z tobą o czymś pogadać,
ale kazałem mu spadać. – Draco uśmiechnął się do Hermiony szeroko. – Zbyt słodko
chrapałaś.
Jednak Hermiona nie odwzajemniła
uśmiechu. W zamyśleniu składała koc z łóżka w którym spała. Sprawdzała
wszystkie kąty z niezwykłą dla niej dokładnością. Zwykle składała je byle jak.
- Jesteś o niego zazdrosny – stwierdziła
w końcu. Obróciła się do niego, odrzucając koc za siebie. – Te wszystkie twoje
krzywe spojrzenia i głupie komentarze… to zwykła zazdrość.
- Nie mam o co być zazdrosny –
poprawił pozycję na twardym krześle.
- Och, nie? Nie boisz się, że
znowu się w nim zakocham? – w głosie dziewczyny zabrzmiał tryumf, kiedy
wypowiedziała te słowa z odrobinę jadowitym uśmiechem.
- A powinienem? – wstał gwałtownie
i przemierzył dzielącą ich odległość w dwóch susach. Stanął parę cali od niej z
dzikością w oczach. – Ja jestem w tobie zakochany od dawna, Hermiono, zbyt
dawna, żeby nagle zmienić zdanie. Ale ty kochasz mnie od niedawna i niczego nie
mogę być pewien. Zwłaszcza, kiedy on patrzy na ciebie, jak patrzy cały czas
odkąd tu jestem! – ostatnie zdanie wykrzyczał i z bezradnością w całej postawie
usiadł na zimnej podłodze, opuszczając głowę.
Przez chwilę panowała cisza.
- Ty nie wiesz. Ja wiem –
powiedziała cicho dziewczyna. W jej oczach nawet nie było śladu łez. - Kocham Rona jak brata. Od zawsze tak było. I
wiele bym dla niego zrobiła, ale to nie jest to samo, co czuję do ciebie. I
wiem, że będę cię kochać aż po grób, ale nie będę z tobą, nawet z całą tą
miłością, jeżeli będę czuła też, że nie powinnam być. Bo to złe, Draco. To
oznacza brak prawdziwego Happy Endu.
Wstała i poszła do łazienki,
zostawiając go na chłodnych kafelkach z jego własnymi myślami.
·
W chłodnym pomieszczeniu oparła
się o ścianę naprzeciwko wielkiego lustra. Jej odbicie było wystraszone, jego
oczy były szeroko rozwarte. Czy ona wyglądała tak samo?
Nie mogła tego zrobić. Nie mogła z
nim być. Cholera, skoro czuła się przy nim tak dobrze, to co w jej głosie
trajkotało jak mała katarynka?
Sumienie. Przez pobyt w Hogwarcie
nie dopuszczane do głosu, tutaj zaczynające się odzywać. Myśli, które wcześniej
nawet nie odważyły się wchodzić do głowy dziewczyny, tutaj zaczynały władać całym
jej umysłem.
Zabił tych ludzi.
Żałuje!
Od zawsze stał po stronie wroga.
Jaki miał wybór?
Nie potrafi kochać.
Łzy pociekły po policzkach
dziewczyny. Nie. To ostatnie było nieprawdą. On ją kochał i ona o tym
wiedziała. Ale te inne rzeczy… one były boleśnie prawdziwe. Jak ona mogła
zakochać się w takim człowieku? Jak mogła być ślepa na wszystkie te złe rzeczy?
Fakt, kochała go. Kochała jak cholera. I nie zamierzała się poddawać. Widziała
też w nim dobro i musiała wyciągnąć je na wierzch.
W końcu go kochała.
·
Draco delikatnie zapukał knykciami
do drzwi łazienki z której wyraźnie słychać było spadającą ze słuchawki
prysznica wodę.
- Już kończę! – zawołała dziewczyna.
Jej głos był jakiś radosny i nadzieja w sercu chłopaka podniosła głowę, węsząc
za tą odrobiną miłości. Może jeszcze nie wszystko było stracone?
- Co jest? – spytała, wystawiając
głowę za drzwi i uśmiechając się do niego wszystkimi zębami. Nadzieja znów
podskoczyła w sercu chłopaka, lecz zaraz zaczęła warczeć na widok podpuchniętych oczu dziewczyny.
- Płakałaś – to nie było pytanie.
- Nie wolno? – sarkastycznie uniosła
brew.
- Przytulas na pociesznie i zgodę?
– uśmiechnął się nieśmiało, rozkładając ręce.
- Aktualnie jestem naga. Może
pogadamy o tym później? – powiedziała, chowając głowę i zamykając drzwi.
- Ja tam nie mam nic przeciwko
teraz… - mruknął pod nosem Ślizgon, za cicho, żeby go usłyszała. Później
uśmiechnął się jeszcze szerzej. Znów było dobrze. Co prawda, ta idiotyczna
zazdrość pewnie nie zniknie, ale teraz chociaż jego mózg był pewny swego.
Cholera, wszystko miało być
dobrze. I właśnie dlatego, kiedy tylko Hermiona wyszła z łazienki ubrana w
misternie haftowaną sukienko-tunikę, porwał ją w ramiona i pocałował
delikatnie, lecz natarczywie. Poczuł, jak usta dziewczyny rozszerzają się pod
jego ustami w uśmiechu. Odsunęła się od niego na parę cali, oczy jej
błyszczały. Rozszerzyła wargi, aby coś powiedzieć…
-
Hej, ludziska… nie przeszkadzam? – w drzwiach stanął Ron. Hermiona
poczuła jak ręce Dracona odrobinę mocniej zaciskają się na jej biodrach.
- Puka się – warknął agresywnie.
Hermiona położyła mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
- Czego chcesz, Ron? – powiedziała
głosem w którym czaiło się zirytowanie.
- Proces… rozpocznie się niedługo.
Zetną Morganę – wzruszył ramionami. – Uznałem, że powinniście wiedzieć.
Jest cudo :)raco zazdrośnik - prawidłowo :D mam nadzieje, że jedne uda im się wrócić do żywych i wszystko skończy się Happy Ende'em :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej informacji na stronie: http://dm-i-hg-story-of-us.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
HH
awww Draco zazdrosny? :D hahah. Krótki ale fajny :)Wogole to jestem tu nowa i podobami sie twoj blog.
OdpowiedzUsuńP.J.M
I bardzo dobrze, że Draco zazdrosny! Pozdrawiam i życzę weny!~
OdpowiedzUsuńhttp://precious-fondness.blogspot.com/