niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział dwudziesty szósty - Prawa Murphy'ego

Raz, swa, trzy.. Czy wszyscy mnie słyszą? Wróciłam,  słodziaki, wraz z moim rekordowo długim, ośmio-stronnicowym rozdziałem - będącym punktem zwrotnym w naszej opowieści, lecz nie kończącym. The end to będzie za dwa blogi <3  Dobrze jest tu wrócić, wiecie? A, przeczytałam pierwszą książkę po angielsku, czuję się dumna. Ale, nie przerywam wam, czytajcie.Chociaż po moim odejściu jakoś niewiele z was(2) się przejęło! Zraniło mnie to, wiecie? Chociaż było w tym też trochę mojej winny..
XOXO
Wasza Serafino
- Czuję się dziwnie, kiedy o tym myślę, wiesz? – Hermiona spojrzała w stronę Dracona czytającego książkę u jej stóp. Ona siedziała na kanapie z podkurczonymi nogami, a on rozłożył się na poduszkach leżących przed kominkiem. To wyglądało tak… właściwie. Dwójka młodych ludzi czytających w świetle kominka, patrzących na siebie kiedy myśleli, że to drugie tego nie widzi.
- Kiedy myślisz o czym? – odchylił głowę do tyłu patrząc w jej oczy. Uśmiechnęła się widząc jak jego wymagające już strzyżenia włosy opadają w platynowej fontannie.
- O tym, że jednak nie jestem mugolaczką. Że moi rodzice też byli czarodziejami.
- Sądzisz, że to coś zmienia? – przekręcił się aby spojrzeć jej w twarz. – Że jesteś inną osobą?
Roześmiała się jakby setki małych młoteczków rytmicznie uderzało w kieliszki.
- W każdej książce odpowiedziałabym, że tak – powiedziała z zamyślonym nagle wyrazem twarzy. – Ale nie. Czuję się jakbym znalazła miejsce w świecie. Choć nie mogę tego udowodnić, wiem, że jestem czystej krwi czarownicą i nikt nie może już powiedzieć,  że nie należę do tego świata. To podnosi człowieka na duchu, wiesz? – znów się roześmiała.
- Dobrze wiesz, że  to nie ma znaczenia. Jesteś lepszą czarownicą niż ja, niż ten Potter, niż każdy inny. No, może Dumbledor był lepszy, ale cóż – spójrzmy prawdzie w oczy – on i Voldemort pare miesięcy temu zostawili ci tytuł Najlepszego Maga czy coś. – Znów zaczytał się w książce. Hermiona pacnęła go lekko w potylicę.
- Nie mów tak o zmarłych! – powiedziała piskliwym głosem. – Ja wcale nie jestem znów taka dobra… - mruknęła, jakby zapadając się w sobie na kanapie.
- Jesteś pewna? – Uśmiechnął się pod nosem.[i]
- Tak. – powiedziała i szybko zmieniła temat. – Skąd te książki w moim pokoju? Wiesz, te mugolskie powieści dla nastolatek.
- Kupiłem – powiedział, dotykając języka opuszkiem palca i przewracając stronę. Hermiona poczuła silną chęć kopnięcia go nogą uzbrojoną w papcie z króliczkami. Tak nie wolno!
- Nie rób tak – mruknęła jednak tylko. – Skąd wiedziałeś, że właśnie takie lubię? Połowa z tych pozycji należy do moich ulubionych!
- Strzelałem – widziała jak przewrócił oczami. – Dlaczego chcesz to wiedzieć?
Przesunęła się tak, że  jej głowa znalazła się na wysokości jego głowy, leżała na brzuchu za jego plecami. Od ich pocałunku na balu nie była tak blisko.  Spiął wszystkie mięśnie, kiedy zobaczyła jak zbliżyła się dziewczyna. Był nerwowy.
- Zrobiłeś wywiad na mój temat? – spytała śmiało.
- Niby kiedy? – prychnął. – Żaden z twoich przyjaciół nie wiedział jakie książki czytasz poza Hogwartem.
- Ginny wiedziała – zmarszczyła leciutko czoło, choć obiecała sobie, że nie będzie tak robić. Już jej się pojawiały zmarszczki.
- Tak czy siak, nie mówiła mi. Sam je wybrałem – burknął.
- I niby na podstawie czego wybierałeś? – spytała z niedowierzaniem i podejrzliwością. – To nie jest na liście bestsellerów w Empiku.
- Co to jest Empik? – oderwał się wreszcie od tej prawniczej książki i spojrzał na nią ze zdziwieniem. To znaczy, ta książka wyglądała na prawniczą.
- Taki sklep. Odpowiesz mi?
Zmrużył oczy.
- Wybrałem te które lubię ja, lub moja matka – Sparaliżowało ją.
- Ty… lubisz te książki? – wręcz wydyszała.
-Niektóre. Właśnie to powiedziałem – jej serce koziołkowało gdzieś na wysokości przepony.  On… lubił mugolskie książki? On… czytał to co ona?
MATKO BOSKA!
- A wolisz psy czy koty? – spytała podejrzliwie.
- Że co? – mruknął, patrząc ze zmarszczonym czołem na jakiś szczególnie trudny wyraz w tej jego grubej księdze. Samotny okruch popiołu poszybował w powietrzu, by opaść spokojnie na kamienną podłogę. Odblask ognia zatańczył na wypolerowanych butach Dracona. Hermiona poczuła senność  obserwując te rzeczy. Zwinęła się w kłębek na purpurowej sofie i położyła głowę tuż za jego potylicą. Poczuła miętowy zapach jego szamponu.
- Sprawdzam, czy jesteś ideałem – ziewnęła. Draco obrócił do niej głowę, chcąc coś powiedzieć…
Ale tego nie zrobił, ponieważ w kominku pojawiła się ognista głowa. A nawet dwie, choć tylko jedna miała naturalnie płomienny kolor.
- Hermiona! Draco! – zakrzyknęła Ginny wesoło. Zmarszczyła węgielkowe czoło – Czy mnie urok trafił, czy ja widzę co widzę? Czy wy się całujecie?
Hermiona poderwała głowę na dźwięk głosu przyjaciółki. Oczy rozbłysły jej wesoło, kiedy zobaczyła Ginny szczerząca do niej zęby z kominka. Poderwała się z nieprzystającym damie piskiem i upadła na kolana przed szerokim paleniskiem, czując jak radość wibruje jej w żyłach.
- Ginny! Po pierwsze: nie? Idź do uzdrowiciela optycznego czy coś [ii]. Po drugie: Czy używanie proszku Fiuu nie jest przypadkiem cholernie niebezpieczne?! Co wyście narobili?
- Miona, spokojnie. Teoretycznie tylko podczas całkowitego przeniesienia można wykryć połączenie – powiedział spokojnie Draco.
- Nie! Nieprawda!- wykrzyknęła Hermiona w panice. – Umridge już kiedyś wykryła Syriusza, kiedy tylko wsadził głowę do kominka!
- Co? – spytała cała trójka naraz. A, tak, oni nie wiedzieli…
- W piątej klasie rozmawialiśmy –ja, Harry i Ron – z Syriuszem za pomocą proszku Fiuu. Syriusz nie przeniósł się cały, a ta Jędza i tak go wykryła!
- Ale ona miała na uwadze tylko Hogwardzkie kominki. Nie cały czarodziejski świat – wtrącił rozsądnie Blaise. – Niemożliwe jest, aby Morgana wykryła nas przy tak dużej ilości połączeń.
Hermiona westchnęła. Teoria Blaise’a brzmiała rozsądnie, ale Hermiona miała wrażenie, że coś jej umyka. Że karmią się iluzją, robiąc wszystko źle. Na Merlina, we wszystkich mugolskich filmach tajniacy sprawdzają każdy telefon do podejrzanego! Dlaczego tu miałoby być inaczej?
Dobra, Hermiona. Wariujesz. Co się stało, już się nie odstanie, poplotkuj sobie z Ginny.
Hekate! Nie pouczaj mnie!
To zacznij zachowywać się normalnie! Zresztą, chcę posłuchać co Ginny sądzi o twoim gorącym romansie z Draconem.
Nie ma żadnego gorącego romansu!
A szkoda.
-No dobra, chłopaki! Wynocha mi stąd, to będzie babska rozmowa! – Hermiona klasnęła w dłonie. Miała coś do omówienia z Ginny.
Blaise spojrzał na nią krzywo, ale jego twarz zapadła się czerwień ognistych węgielków i zniknęła. Draco natomiast, słysząc słowa „babska rozmowa” podejrzanie zbladł i wymamrotał coś o zrobieniu herbaty, tuż przed tym jak zniknął tak szybko jakby się teleportował.
- Ginevro – zaczęła Hermiona niezwykle poważnie. – Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
·          
- I podsumowując, okazuje się, że jestem ostatnią czarownicą z pewnego wielkiego czystokrwistego rodu, ale moja rodzina nie żyje. A na dodatek mam w głowie pewną starożytną wiedź… czarownicę. Chwilami dość wredną.
Co ty nie powiesz.
- Wow – Ginny zmarszczyła brewki. – No, to okej. Fajnie w sumie.
Hermiona spojrzała się na dziewczynę spode łba.
- „Fajnie w sumie”? Liczyłam na jakąś konstruktywną opinię.
- Miona, co ja ci mam powiedzieć? – westchnęła Ginny. – Słuchaj, cieszę się, że znalazłaś swoje dziedzictwo i  tak dalej.. ale to aktualnie nic nie zmienia. Bardziej się martwię o pewną ropuchę, która powinna umrzeć wieki temu.
Mam nadzieję, że nie mówi o mnie?
- I – uśmiechnęła się diabelsko – chciałabym się dowiedzieć więcej o tobie i pewnym tlenionym Ślizgonie.
- Ginny. – Hermiona zmrużyła groźnie oczy. – Nie.
-Ale czemu? Miona, on na ciebie patrzy… jak na ciastko z kremem! To jest zbyt słodkie, aby to ignorować! Poza tym – zawiesiła głos – sama mówiłaś, że cos do niego czujesz.
- A słyszałaś kiedyś, że nieodwzajemniona miłość zanika? – zaśmiała się gorzko Hermiona.
- Nie, słyszałam, że jest do dupy – racjonalnie stwierdziła Ginny.
Ona ma  rację. I… ja też myślę że mu na tobie zależy.
Dobrze wiesz, że to nieprawda. Jesteśmy przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? Masz ochotę rzucić się na niego za każdym razem gdy go widzisz.
Och, dobrze! Co nie zmienia faktu, że on nie. Więc jesteśmy przyjaciółmi.
Nie możesz mówić poważnie.
- Dobra, kocham go. Kocham go tak, że cały mój świat wywraca się do góry nogami. Kocham go tak, że śledzę wzrokiem każdy jego ruch. Kocham go tak, że mam ochotę leżeć przy nim do końca świata, aby tylko wdychać jego cudowny zapach. I – popatrzyła gdzieś daleko w przestrzeń, jej oczy  nagle stały się szkliste – nie obchodzi mnie fakt, że on tego nie odwzajemnia. Będę kochać go z boku, napawać jego bliskością, aż to nie zniknie.
Ginny zamilkła na moment. Hermiona westchnęła ciężko i odwróciła głowę słysząc odgłos gwizdka czajnika. Będzie musiała tam iść. Ostatnio Draco miał przygotować jej ulubioną kawę i zamiast niej wsypał do kubka cztery łyżeczki herbaty zielonej z mango i granatem. To nie było dobre w takiej ilości.
- Słuchaj Ginny, chciałabym zost… - Hermiona odwróciła się do  kominka, żeby oznajmić Ginny, że musi iść, ale Ginny… zniknęła. Nie było jej.
- Obraziła się na mnie, czy co? – mruknęła dziewczyna pod nosem, wstając z klęczek i idąc do kuchni. Coś tu jej nie grało.
·          
- Blaise! – Ginny otworzyła drzwi od gabinetu Blaise’a. – Coś jest nie tak!
- Co takiego? – Blaise posłusznie uniósł głowę na jej widok, biorąc łyk kawy. Jednak zaraz odstawił filiżankę z powrotem, gdyż na twarzy rudowłosej było... coś. Coś gorszego niż niepokój i strach. To była czysta panika.
- Rozmawiałam z Hermioną i nagle… coś mnie złapało. Wiem –prawie wykrzyczała, gdy Blaise otworzył usta aby coś powiedzieć – że niemożliwe jest, aby ktokolwiek dostał się do tego domu, ale rzecz w tym, że nie zostałam złapana fizycznie. To była magia, Blaise. Jakby nagle wyrzucono mnie stamtąd.
- Nie ma opcji, żeby ktoś złamał zabezpieczenia, a co dopiero je kontrolował! Nikt – Blaise potrząsnął głową; myśli galopowały wokół jego głowy jak szalone – Nikt nie miałby takiej mocy.
- Nawet parusetletnia wiedźma próbująca zabić Hermionę? Znajdującą się w domu, do którego aktualnie nie możemy się dostać?
Blaise spojrzał na nią, a jego oczy szeroko rozsunął strach. Podszedł do niej szybko i położył rękę na ramieniu. Ginny niemal natychmiast poczuła szarpnięcie… nie tylko to w brzuchu, które odczuwała blisko Blaise’a, ale także to towarzyszące teleportacji. Jednak nic się nie stało, nie przenieśli się nawet o cal.
- Cholera – zaklął pod nosem Blaise, machając różdżką bez jednego słowa. Podleciała do nich para płaszczy. Chłopak podał jeden rudowłosej. – Bierz. Musimy się dostać tam tak szybko jak to możliwe – rzucił spojrzenie w stronę otwartych drzwi na taras. – Pieszo.
·          
- Draco! Nawet nie próbuj zrobić tej herbaty samemu!  - zawołała Hermiona wchodząc do kuchni. Draco siedział po turecku na blacie otoczony różnymi pudełkami herbaty.
- Nie miałem pojęcia, że jest tyle rodzajów herbaty – mruknął chłopak. Pokazał jej jakieś jasne pudełko. –  Widzisz? Pisze, że jest biała. Jak herbata może być biała?
- Tak naprawdę nie jest biała, ma taki dziwny kolor… Taka półprzeźroczysta jest. Żółtawa. – Podeszła do zagraconego blatu i też na nim usiadła, uważając, żeby nie uderzyć się w głowę o szafki. – Draco… Spójrz na mnie. – Podniósł na nią swe piękne szare oczy. Nie mogła pozwolić, żeby to ją rozproszyło. Słowa Hekate i Ginny dały jej do myślenia.  – Musimy pogadać.
- O czym? – podejrzliwie zmarszczył brwi.
- Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym co zaszło na balu? W noc naszego przyjazdu?[iii]
- Tak – powiedział bardzo powoli.                                                                                                                         
- Byłam trzeźwa.
- Co?
- Byłam trzeźwa. Całkowicie świadoma tego, co robię – obserwowała jak rozszerzają mu się źrenice.  – Nie wypiłam wtedy niczego – uważnie studiował jej twarz.
- Ja także niczego wtedy nie wypiłem – powiedział w końcu schrypniętym głosem. Odsunął herbaty leżące między nimi i pochylił się lekko do dziewczyny. Wstrzymała oddech – Czemu mi to mówisz?
- Chciałam tylko zobaczyć twoją reakcję – uśmiechnęła się niewinnie.
- Tylko? – uniósł wysoko brew.
- Może jednak nie – ona także się do niego przybliżyła. Poczuła jak rumieniec wpływa na jej policzki. Czuła każde miejsce w którym się stykali. – Może chciałam żebyś coś z tym zrobił?
- To?  - pocałował ją delikatnie w obnażone miejsce pomiędzy obojczykami. Zadrżała. – A może to? – delikatnie musnął wargami wrażliwe miejsce na styku ucha i kości szczęki. – Bo chyba nie to..? – jego usta dotknęły jej ust.
A Hermiona przestała dbać. Przestała dbać o złe wspomnienia, o złą teraźniejszość. Przestała dbać o swoje obawy, o swoje lęki, chciała tylko czuć te usta na jej ustach, chciała być bliżej niego, bliżej, bliżej, tak blisko jak jeszcze z nikim.
Draco wciągnął ją na swoje kolana. Hermiona usłyszała jak gniotą się pudełka herbat. Rozśmieszyło ją to. Poczuła jak usta Dracona również rozszerzają się w uśmiech, kiedy zasypywał całą jej twarz pocałunkami przypominającymi uderzenia ptasich skrzydeł. Od tych miejsc poczuła jak na całym jej ciele rozchodzi się gorąco, czuła pulsowanie krwi w żyłach, czuła delikatne płatki śniegu uderzające o jej rozgrzaną skórę. Ręce chłopaka wślizgnęły się pod jej bluzkę i przesunęły się po łuku kręgosłupa…
Zaraz.
Jakie płatki śniegu?
Hermiona na chwilę oderwała swe usta od warg chłopaka. Oboje oddychali ciężko. Jednak Hermiona była już skupiona na czymś innym, choć obejmujące ją silne ramiona raczej ją rozpraszały zamiast pomagać.
- Kiedy otwierałeś okno? – wydyszała dziewczyna chowając  głowę w zgięciu jego ramienia, aby chronić się przed zimnem. Teraz pachniał miętą, cynamonem i.. sobą? Wyczuła jak chłopak obrócił głowę w kierunku okna, a jego ciało nagle zesztywniało.
- Nie otwierałem okna – powiedział wolno.
·          
- Już ci lepiej? – ostrożnie powiedziała Pansy, stając w drzwiach pokoju Rona. To był jasny, przestronny pokoik utrzymany w pastelowych barwach. Królowały tu róże i błękity, ponieważ pokój zwykle należał do jedenastoletniej kuzynki Pansy, Margaret.  Na łóżku, otoczony pluszakami dziewczynki leżał Ron.  Nawet wymizerowany i blady, wtapiający się w to marmurowe otoczenie chłopak wyglądał dość absurdalnie czytając z zafascynowaniem jakąś książkę, kiedy wokół niego leżały fioletowe żyrafy i Pansy mimo woli uśmiechnęła się.
- Tak – podniósł głowę znad książki i także się uśmiechnął. Pansy zadrgała jakaś nuta w sercu na ten widok. Przysiadła  w nogach łóżka.
- Co czytasz? – spytała pozornie beztroskim tonem, który nie zdradzał jak bardzo się martwi.
- „ Przygody kurczaka Charli’ego” – przeczytał tytuł z emfazą chłopak i zaraz zmarszczył brwi. – Niezbyt ambitna pozycja.
- Powinnam się domyślić, że cos o kurczakach – powiedziała Pansy, próbując bezskutecznie powstrzymać łzy, które zdradziecko pociekły jej po policzkach. Polubiła Rona, tego chłopca bez przydziału robiącego do wszystkich oczy szczeniaka. A może nawet  więcej niż polubiła?
- Hej, Pansy…Pansy.  – Ron zauważył wreszcie nastrój dziewczyny i spróbował ją nieudolnie przytulić. – Przestań płakać, bo nie wiem co robić. Przecież wiedziałaś, że to może nie wypalić, tak? Zaklęcie podziałało na was, bo jesteście kobietami, a na mnie nie, tyle. –Pachniał chorobą, ale Pansy i tak się w niego wtuliła.
- Właśnie! Podziałało dobrze, już miało być dobrze.. . – zapłakała Pansy. Chwilę leżeli tak przy sobie, myśląc o rzeczach o których trudno było mówić.
- Chciałabym, żeby tego nigdy nie było. Żeby ten rok był zwykły, jak każdy inny. Nie byłoby tego piękna, ale…
- Nie byłoby też bólu – wtrącił Ron. Doskonale wiedział o co chodzi dziewczynie. Czuł to samo.
- Pansy, mam jedno ostatnie życzenie skazańca – powiedział nagle zdecydowanie Ron, patrząc dziewczynie w zapłakane oczy. Zakaszlał, ale wciąż miał na twarzy ten zdeterminowany wyraz.
- Jakie?  - uśmiechnęła się lekko.
- Nie odrzucaj mnie – szepnął, zbliżając swoje usta do jej ust. Pocałował ją lekko, delikatnie, a Pansy poczuła jak przyśpiesza jego serce, jak przyśpiesza jej serce.
Dziewczyna oddała pocałunek.
Szczerze, czysto, żarliwie także go pocałowała.  Wplotła palce w jego rude włosy, czując, jak chłopak przyciąga ją do siebie. Jego krew pulsowała tylko milimetry od jej skóry, ich oddechy mieszały się ze sobą. Jego usta były zimne, tak bardzo zimne. To Pansy przerwała ich pocałunek, czując jak chłopak lekko zmniejsza uścisk, uwalniając ją ze swoich ramion, ale ona i tak przytuliła się kurczowo do jego klatki piersiowej.
Tylko po to, aby zdać sobie sprawę, że jego serce już nie bije.
·          
- Och, wyglądacie naprawdę słodko razem – zaśmiał się chłodno i ostro kobiecy głos. Hermiona w jednej sekundzie odskoczyła od Dracona i spojrzała w zimne oczy Morgany. Siedziała tam, na wysepce kuchennej, jakby do był jej dom, jej miejsce, jakby jej prawem było przebywanie tam.
- Morgana – wyszeptała zmartwiałymi z zimna i strachu wargami. Ostrożnie stanęła na marmurowej podłodze. – Zabiłaś Lunę.
- Tę blondynę? Tak, może – wyciągnęła różdżkę. – A ty do niej zaraz dołączysz – I strzeliła zaklęciem.
Hermiona zakrzyknęła i odskoczyła w bok. Zaklęcie wybiło w miejscu okna wielką dziurę, przez którą naleciało więcej śniegu.
Gdzie był Dracon?
- Draco! – zakrzyknęła, opadając na podłogę. Usłyszała śmiech Morgany. Draco leżał na podłodze, z rany na głowie sączyła się krew. Dużo krwi.
- Kochana, jesteś słodka troszcząc się o niego. Ale teraz nie masz nawet różdżki, prawda? – Uśmiechnęła się jeszcze okrutniej. – On już jest martwy. – Wycelowała w nią koniec czarnego patyka. Hermiona poczuła suchość w gardle. – Dołącz do niego.
I zapadła ciemność.
·          
- Hermiona?! Draco?! – Ginny weszła za Blaisem do domu Malfoy’ów. Drzwi zaskrzypiały przenikliwie w głuchej ciszy. – Gdzie jesteście?!
Znaleźli ich w kuchni, a raczej jej resztkach.
- O Boże! – zakrzyknęła Ginny, cofając się i wpadając na Blaise’a który ją podtrzymał.
Draco siedział na podłodze, cały zbroczony krwią. Trzymał na rękach Hermionę, a jego ciało kołysało się w przód i w tył. Śnieg opadał na jego ramiona odcinając się bielą na tle czerwieni.  Podniósł na nich zbolały wzrok.
- Ona nie żyje – wyszeptał. – Tym razem naprawdę.





[i] Merlinie, chciałam napisać pod wąsem. Ale Draco wąsów nie ma, Na dodatek kojarzy mi się to z kawałem o feministkach.
[ii] ALE POJAZDxd. Zaraz. Ja to napisałam.
[iii] Dla potrzebujących przypomnienia:
- To dobrze, bo co do wczorajszego wieczoru… to co zrobiłem, było karygodne. Pewnie wypiłaś trochę za dużo kremowego piwa… musieli dodawać tam czegoś mocniejszego. Tak. Nie myśl, że ja… to znaczy, ty nie chciałaś, ja tylko… Przepraszam – nie patrzył na nią.
Poczułam się jakby mnie ktoś zdrowo walnął w głowę. On myśli, że byłam nietrzeźwa? Sugeruje, że ja tego nie chciałam? Już miałam otwierać usta aby wyrazić swój sprzeciw, ale…  nagle poczułam się niepewnie. Z jego chaotycznej paplaniny wynikało, że on chciał mnie pocałować, lecz teraz myślał, że ja nie chciałam. A co jeżeli nie to miał na myśli?

8 komentarzy:

  1. Ej no jak możesz w takim momencie kończyć!!
    Rozdział super i czekam na następny!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to nie żyje! Kobieto w tej chwili proszę o wyjaśnienia :) co dalej? Co dalej?

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Ale jak to... nie teraz :'( w ogóle ma nie umierać!
    Zwłaszcza, kiedy już było między nimi tak dobrze :'( I Ron... mogłoby im się udać z Pansy :/ Tyle smutku...
    Czekam na więcej :)

    unknownhogwartstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej, hej :D Uwielbiam Cię ♥ ! Po prostu nie dość, że piszesz o moim ulubionym fandomie(?) [czy ja to nazwać XD] To jeszcze czytasz te same książki, oglądasz te same filmy --> po prostu UWIELBIAM CIĘ :D I jak Ty możesz skończyć w TAKIM miejscu :O? Twoje rozdziały przeczytałam w 1 dzień XD No po prostu jesteś świetna .. i kurde JAK TO NIE ŻYJE HERMIONA I RONALD :O? Chociaż między nami zdaje mi is , że Hermiona jakoś się z tego wykaraska --> więc nie waż się mnie zawieźć, oks ♥? No więc co, to tyle XD... Napisz szybko kolejny rozdział i powodzenia w szukaniu zajebistej weny :D !

    ~Weronika ~ Lonay

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, świetne rozdziały. kiedy kolejny :D? Ugjhhghsfidhiijhdvg biedni Ron i Hermiona ... Ahh nareszci się pocałowali Draco z Hermioną, oby tak dalej <3 !

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy szok - śmierć Rona
    "Tylko po to, aby zdać sobie sprawę, że jego serce już nie bije."
    Jak przeczytałam to zdanie, to myślałam, że padnę i nie wstanę, ale jak się okazało końcówka to przebiła. Błagam cię, niech ona nie będzie martwa. Ja tego normalnie nie przeżyję. Tak wiele przeszła, tylko po to, aby teraz umrzeć?
    No ale co do rozdział, powiedzieć, że jest genialny to co najmniej niedopowiedzenie. Jest niesamowity, wspaniały, fantastyczny i w ogóle ♥ To, że ta historia wciągnęła mnie do reszty zapewne mówiłam już nie raz :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przecież ja juz to przeczytałam kiedyś całe a tu nie jest dokończenie... wiem dokładnie co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyślij linka gdzie czytała to proszę 💕😭

      Usuń