niedziela, 1 września 2013

Rozdział piętnasty - Przed przeznaczeniem nie uciekniesz...

Jest mi smutno. Ten rozdział będzie już szkolny, pachnie podręcznikami i korektorem… A wraz z tym, rozdziały będą się pojawiać dużo rzadziej, myślę, że co pięć-sześć dni. Zależy od rozkładu sprawdzianów:D  Tamten rok olałam, w tym mam zamiar się uczyć.
Jednak rozdział wcześniej… ale na razie bez zbetowaniaXd
Coś dla osób które nie lubią Teodora:D
Ech, co by wam tu polecić…  http://www.youtube.com/watch?v=u1xrNaTO1bI
I łona flaaj, flaj- aj…

ó   


- Merlinie, chcesz powiedzieć, że zostawiłaś go z jakimiś porąbanymi słowami i wyszłaś? – Ginny  siedziała na łóżku i tuliła do siebie pluszaka, Pana Zieloną Wiewiórkę. Co prawda, była ona brudno-ruda, ale na początku swojego żywota miała dość nieprzyjemne spotkanie z wymiocinami Rona.
- Tak. Nie wolno?- burknęła Hermiona. No co? Zachował się błazeńsko, myśląc, że wzbudzi jej zazdrość. Bo nie wzbudził. Nie.
- Nie! – Ginevra rozłożyła ręce, strącając przy okazji pare książek ze stolika.  Hermiona podniosła je zaklęciem w milczeniu, tymczasem Ruda piekliła się dalej. – Czy ty przypadkiem nie byłaś najmądrzejsza w szkole i tak dalej? Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko!
- Jestem jedynaczką. Mam prawo.
- Nie, nie masz! Najpierw mówisz, że ktoś ci się podoba, później już nie, a teraz znowu płaczesz z miłości! – Hermiona podniosła głowę.
- Ja nie płaczę! I na pewno nie z miłości. Po prostu.. Najpierw  myślałam, że on mnie lubi.. ale później zaczął się przechadzać z tą zołzą Astorią… Co za idiotyczna krowa… I zrobił mi się mętlik w głowie. A później on przyszedł do biblioteki, ale on jest zbyt przystojny i zbyt wysoki żeby się na niego złościć! Wiesz jak trudno było grać oziębłą?!
Ginny przez chwile gapiła się na Hermionę. A potem wybuchła śmiechem.
- No co? – Hermiona spojrzała się na przyjaciółkę zdziwiona.
- Czy nie uważasz… nie uważasz… - Ginny krztusiła się śmiechem – że to… trochę dziwne, że ten gość… akurat ten gość upokarzał cię przez te wszystkie lata, wyzywał, rujnował życie tobie i innym, a teraz okazuje się być tym fajnym gościem w którym się zakochujesz?
Hermiona zastanowiła się. To powinno być smutne… ale było absurdalne. Po prostu nienormalne. Też zaczęła się śmiać; po chwili leżała na podłodze wraz z przyjaciółką.
 A w jej głowie śmiała się jeszcze jedna osoba.
ó   
Pansy napadła je pod koniec następnego dnia.
- Dziewczyny! Porywam was, obcałujcie chłopaków i jedziemy!
- Gdzie? – Hermiona podniosła głowę z kolan Teodora, chłopak przestał gładzić ją po głowie. Nie miało to oczywiście nic wspólnego z pewną blond parą obśliniającą się w wykuszu koło nich… ani trochę.
- Do Londynu, rzecz jasna. Musimy kupić sukienki na bal! Miałam jechać z Parvatti i Lavender, ale one nie pójdą… pełnia księżyca wypada akurat tego dnia, rozumiecie, a Parvatti nie zostawi biednej Lav samej.
- A nie powiedziałaś nam o tym wcześniej, ponieważ… - Ginny zawiesiła swój i tak słaby ostatnio głos. Pansy uznała jednak, że ma po prostu dokończyć zdanie.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę – dziewczyna spojrzała się na nie oczami ratlerka.
- Mam inną definicję niespodzianki – wymruczała Hermiona, ale posłusznie wstała. Cmoknęła Notta w policzek.- Do zobaczenia Skarbie, cześć  Blaise.
- Gdzie będziecie? – Jej chłopak zrobił skrzywdzoną minę.
- Pewnie na Pokątnej. – Hermiona uśmiechnęła się. Widziała u Madame Malkin taką jedną sukienkę…
Wychodząc, przechodziły obok Dracona i Astorii. Dziewczyna oderwałą się od chłopaka.
I dobrze, zaczyna wyglądać jak wyglądać jak dementor obrzygany przez jednorożca.
Hermiona tłumi śmiech.
 - Idę z wami – Astoria wyjmuje puderniczkę i poprawia błyszczyk. – Trzeba wam pomóc. Jednej, żeby olśniewała bez chłopaka – choć przy moim blasku! – drugiej, żeby ukryć rudą, wiewiórczą kitę, a trzeciej… - zmierzyła Hermionę krytycznym spojrzeniem – Zapomniałam. Jest szlamą, co dotknie, to pobrudzi błotem.
- Zamknij się Astoria. Nie idziesz. Jesteś krową. – rzuciła tylko Pansy. Oczy dziewczyny zalśniły gniewem i urazą.
Kiedy oddaliły się wystarczająco, Hermiona spojrzała się zdziwiona na Pansy. To nie pasowało do Ślizgonów – nawet tych byłych lub nowo przybyłych jak ona – żeby mówić ludziom co się o nich myśli.  Raczej należało być uprzejmym i przyjaznym, a uderzać we właściwym czasie.
- To było… proste. – powiedziała do dziewczyny. – Nie lepiej było zachować to dla siebie?
- A po co? – Pansy zmarszczyła brwi. -  Jest krową. Riposty by nie zrozumiała.
Chyba lubię tę dziewczynę.
ó   
Kiedy teleportowały się do Londynu, Hermiona zauważyła że nie są na Pokątnej. W zasadzie to nie była nawet w Londynie. Dopiero po chwili zaczęła rozpoznawać marki na szyldach sklepów. Oburzona, zwróciła się do Pansy.
- Co my robimy na Notting Hill?!
Pansy nie wydawała się być zaskoczona jej wybuchem. Po prostu wyjęła szklany pilniczek i zaczęła skracać paznokcie. Ginny natomiast podbiegła do hydrantu i zaczęła oglądać go ze wszystkich stron.
- Przecież nie kupimy nic u Madame Malkin, u niej są same starocie! – gryfonka dmuchnęła na paznokietki. – Mam mugolskie pieniądze. Potraktujcie to jako prezent gwiazdkowy.
- Do czego to służy? – spytała się Ginny Hermiony.
- Bierze się stąd wodę. A ty -  Rozwścieczona ślizgonka wycelowała oskarżycielsko palcem w Pansy. – nie możesz tak po prostu kupować nam takich drogich sukienek! Wiesz jakie tu są ceny?!
- Wiem. – burknęła Pansy. – Ale zapominasz kim ja jestem. To dla mnie lepiej niż dobra cena.
Hermiona umilkła. Zapominała, że Pansy, Blaise, Nott… oni wszyscy mają mnóstwo pieniędzy. Miliony. Pomyślała o Giny. Jak ona musiała się czuć, chodząc z Blaisem? Jak to będzie, jeśli ona sama ciągle będzie z Teodorem? W końcu dojdzie do rozłamu w związku; będzie kupował jej drogie prezenty, ona będzie o to zła, on będzie mówił, że to nic takiego… Hermiona nagle poczuła, że nie chce takiego życia.
Nie myśl tyle o przyszłości.  Nie wiesz czy w ogóle nadejdzie. Głosik była zatroskana.
Zawsze nadchodzi.
Nie, nie zawsze. Czasem po prostu życie się kończy zanim zdążysz dokonać najważniejszego wyboru.
Hermiona zadrżała i opatuliła się mocniej sztruksową kurtką. Nagle, nie wiedzieć czemu, śmierć wydała jej się bardzo realnym pomysłem.
- Więc chodźmy – powiedziała do swoich przyjaciółek uśmiechając się słabo.
·          
- No nie wiem Pansy. Ona za bardzo mnie opina… nie jestem tak chuda jak ty. – Hermiona okręciła się w lustrze, skupiając wzrok na bladoróżowej, satynowej sukience, która, choć prosta i długa, przyciągała wzrok z powodu głębokich wcięć i opinania w zdecydowanie nieodpowiednich dla skromnej gryfonki miejscach. Zwłaszcza dla osoby o tak kobiecej sylwetce jak ona. No, ale w końcu nie była już gryfonką.
- Jak dla mnie jest świetna. A co ty o tym myślisz, Ginny?
- Ładna. – Ginny na chwilę wyjęła jeden z darmowych lizaków z ust. Zjadała już trzeciego. – Ale nie chcesz chyba tyle płacić ze względu na samą metkę? To nie jest aż tak ładna suknia.
Dziewczyna dobrze gada. To nie to. Obie wiemy jaką sukienkę musisz znaleźć.®
 - Przymierzam inną. Ta mi się jednak nie podoba. – Hermiona potrząsnęła włosami i zdjęła sukienkę przez głowę. Pansy natychmiast zaczęła szukać innej. Zakupy – to był jej żywioł.
Już po chwili radośnie krzyknęła, obwieszczając znalezienie Tej-Idealnej-Sukienki. Powróciła  z nią w podskokach. Suknia rzeczywiście byłą piękna. Z otoczonym opalami dekoltem w kształcie serca, bez ramiączek, z delikatnie wyszywanym kwiatowymi motywami gorsecikiem, rozszerzana w biodrach, długa do ziemi, zakończona bogatą falbaną, jedwabna… karmazynowa.
Hermiona poczuła jak zamiera jej serce. Znała tą sukienkę.
Nawet ją kiedyś nosiła.
Sny zaczynają się spełniać, co?
·          
- Nie jestem jednak pewna…  Mój tyłek na pewno wygląda na strasznie wielki z taką spódnicą i trenem… - Hermiona próbowała wszystkiego, żeby tylko nie kupować tej sukienki. Niestety i Pansy, i Ginny, zakochały się w niej od pierwszego wejrzenia.
- Przestaniesz marudzić? Wyglądasz zajebiście! Jak Sisi, ta księżna, czy ktośtam. W takiej sukience to skończysz z Nottem przynajmniej na drugiej bazie.
- Pansy!
- No co? Mam rację. – Pansy uśmiechnęła się i rozłożyła ręce.
- Nie lubię tego mówić, ale się z nią zgadzam – Ginny uśmiechnęła się tak jak tylko Weasley’owie potrafią. Wrednie i słodko, jak oni to robią?
- A żeby ci to udowodnić… - Pansy rozejrzał się po sklepie. W kącie, na brzoskwiniowej pufie siedział przystojny chłopak, wyglądał na dwadzieścia-dwadzieścia pięć lat. Przeglądał coś w najnowszym modelu smartphona. – Hej, ty! Tak, ty! – Na wołanie dziewczyny chłopak powoli podniósł głowę; wyraźnie nie przywykł do tego, żeby tak się do niego zwracać. Jednak widząc przed sobą trzy ładne panny, przybrał na twarz czarującą maskę.
- Słucham? – powiedział aksamitnym głosem.
- Powiedz co myślisz o tym jak wygląda w tej sukience. – Gryfonka wskazała na Hermionę dramatycznym gestem. Brązowowłosa spojrzała na chłopaka pytająco. „Proszę, powiedz, że okropnie, proszę…”
- Wygląda tak – chłopak uśmiechnął się, w oczach zatańczyły mu ciepłe iskierki – że gdybym nie kochał mojej dziewczyny, która przebiera się obok, już dawno zaprosiłbym ja na randkę. W sumie to nawet bez tej sukienki.®
- No bo wtedy to byłaby naga… - mruknęła Ginny.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją fala czułości dla tego chłopak. Jakim cudem jednocześnie powiedział jej taki komplement i pokazał że jest wierny swojej dziewczynie? To było takie słodkie.
Oj, bo zaraz się rozpłaczę…
- Bierzemy ją. – powiedziała zdecydowanym tonem do Pansy. Ta pisnęła z radości i pobiegła zanieść ją do ekspedientki. Za chwilę wróciła…  ze złotą, atłasową sukienką z ognistym paskiem.
„Cholera.”
- Będzie idealna dla Ginny! – Gryfonka zachowywała się jak na prochach.
- To ja się pójdę przewietrzyć… - powiedziała Hermiona i szybko wybiegła na zewnątrz. A miała się nie przejmować jakimś głupim fatum…
·          
Szła, mijając kawiarnie i sklepy muzyczne jakich dużo było na tej ulicy. Na witrynach leżały głównie płyty starych, dobrych, oldskulowych zespołów jak Queenu czy Beatlesów. Hermiona kochała taką muzykę. Była jej życiem.
Widziała wiele par, trzymających się za ręce, całujących się nad stolikami. Jedna para wyglądała wyjątkowo słodko; dziewczyna, której Hermiona nie widziała, miała lekko pochyloną głowę w stronę chłopaka, on trzymał obiema rękami jej lewą dłoń i coś do niej szeptał.
Zaraz.
Ale…
Hermiona poczuła się jakby ziemia  uciekła jej spod nóg.




® Ale sobie Hermiona przyjaciółkę znalazła:D

® Ale Casanova, no no.XDXD

4 komentarze:

  1. Super rozdział :-)

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko rozdział.:D
    Czekam na kolejny.;p
    Udanego roku w szkole.;p
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest genialny :) Zakupy wyszły świetne, a na końcówce nie mogłam powstrzymać uśmiechu :) Mam nadzieję, że to koniec Nottem :) Już się nie mogę doczekać kolejnej notki :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny ale az sie boje ze nie bedzie happy endu nie ma darmione :(

    OdpowiedzUsuń