Dzieńdoberek mówi wam wasza Serafino! Tęskniłyście, kochane? Jak zwykle - zaczynam od przeprosin, ale kompletnie mnie rozłożyło i to trochę opóźniło rozdział. Muszę coś zrobić z tymi choróbskami. Anaway, zbliżamy się do końca bloga nr.1, ale ostatnio tak się zastanawiałam... może zrobić jednoznaczne zakończenie i skończyć na tym? Nie wiem, dziewczyny(i chłopacy jak jacyś to czytają:)) I coś bardzo fajnego dla fandomu Disney'a https://www.youtube.com/watch?v=CtyOC6ayKoU&list=TLZ22STXjSHIyOQHAoVjmtqmQgHb7ppqPu
Enjoy!
Na drugiej stronie tarasu, skulony siedział chłopak.
Był nagi, przewiązany jedynie czymś w pasie. Obejmował się
rękami, kolana miał ciasno przyciśnięte do klatki piersiowej[i]. Hermiona, choć nie widziała jego twarzy,
natychmiast dała mu jakieś dziewiętnaście lat. Miał smukłe, lecz męskie ciało z
idealnie wyrzeźbionymi krawędziami. Odsłonięte blond, wręcz białawe włosy na
całym ciele stały mu dęba, a sam chłopak kołysał się lekko z twarzą
przyciśniętą do mocnych nóg. Atletyczne linie jego ciała drgały lekko, jakby
chłopak płakał.
Hermiona pomyślała, że jest piękny.
- Kto to? – usłyszała, jak Hekate pyta się cicho Rona. –
Dusze nigdy nie trafiają do mojego pałacu. Lądują gdzieś na Wielkiej Równinie.
- Też go nie znam. Nie widzę jego twarzy – odpowiedział
także cicho chłopak.
Ale Hermiona wiedziała. Czuła, że to był on.
- Draco? – szepnęła delikatnie w przestrzeń, robiąc niepewny
krok do przodu. – To ty?
Chłopak podniósł głowę. To był Draco… i jednocześnie nie
był. Jego rysy były gładsze, twarz, choć
wciąż ostra, to w jakiś inny, milszy sposób. Oczy były pozbawione zmarszczek
mimicznych, które powstały, kiedy chłopak patrzył się na wszystkich z
wyższością. Włosy skręciły się trochę i opadały jak u jakiegoś amorka.
Jednym słowem, to była ta wersja Draco, która nie wychowała
się wśród bólu i krwi. Hermionie ścisnęło się serce z żalu.
- Och, a więc tak to działa… Nie wierzę, że wcześniej na to
nie wpadłam!- zakrzyknęła Hekate. Hermiona jednak nawet na nią nie spojrzała. Ciągle
patrzyła się w oczy blondyna. Były okrągłe z jakiegoś strachu, błyszczały dziko
od łez.
- Draco? – spytała się go cicho. Chłopak skulił się jak
skarcony pies. Podeszła trochę bliżej. – Już dobrze. Nie masz się czego bać.
- Jako co działa? – spytał się Ron, marszcząc brwi.
- Każdy, kto tu trafia, wygląda trochę inaczej niż za życia.
Tutaj musiała trafić tylko jego dusza… lepsze odzwierciedlenie jego samego.
Teraz jest taki, jaki jest gdzieś w głębi serca, nie taki jakim widzą go inni.
To niesamowite!
- Raczej kompletnie popieprzone – mruknął Ronald.
- Hermiona. – wyszeptał blondyn, jego głos był całkowicie
wyzuty z emocji. – Jesteś. – Mówił z trudnością, jakby przypominał sobie słowa
w innym języku.
- Co mu jest? – spytała się z irytacją Hermiona, nie
odrywając nadal wzroku od chłopaka.
- Można by powiedzieć… urodził się na nowo – Hekate
przekrzywiła głowę. –Czy coś w tym stylu.
- Wróciłem… po ciebie – powiedział chłopak, nadal cicho, nie
mogąc wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
- Cii… - uciszyła go delikatnie, dotykając go lekko. Kiedy
nie napotkała żadnego oporu, przygarnęła go do siebie w jakby matczynym
uścisku. Objął ją drżącymi ramionami, a kiedy położył głowę pod jej szczęką,
Hermiona poczuła, że chłopak płacze. Jego gorące łzy spływały po jej
obojczykach i bluzce, niszcząc ją. Ale ona nie dbała.
- Naprawdę to wszystko byłem ja? Naprawdę zrobiłem to
wszystko? – spytał się jej załamującym wciąż głosem, stłumionym przez
przyciskanie nosa do jej tchawicy. – Zobaczyłem… zobaczyłem moje życie. Całe.
To zło, które.. uczyniłem –zaszlochał cicho.
- Nie chciałeś tego. To się naprawdę liczy. Draco - spróbowała podnieść jego głowę, ale chłopak
kręcił nią, unikając jej spojrzenia. W końcu udało jej się ustawić tak, żeby
patrzeć mu w oczy. Nie wiedziała o czym dokładnie mówił chłopak, ale musiała mu
pomóc. – Nigdy nie jest za późno na przebaczenie. Nigdy na nawrócenie. Wiesz
to, prawda?
Kiedy nie odpowiedział, kontynuowała.
- Nie wiem w jakiej wierze się wychowałeś, czy w ogóle w
jakiejś – powiedziała żarliwie – ale ja od małego zostałam nauczona, żeby
wierzyć w Boga jedynego. To, że tu jesteśmy, dowodzi, że on jest prawdziwy. I
choć kwestionowałam Biblię, Kościół, nawet modlitwy, to nadal wierzyłam, że on
jest, daleki, dobry, surowy, sprawiedliwy, lecz przede wszystkim czuwający nad
nami. I pozwalający nam uczyć się na własnych błędach. A kiedy tylko zrozumiemy
błąd, kiedy choć spróbujemy się
poprawić, on nas będzie w tym wspierał. On nas kocha. W sposób jakiego nie
możemy zrozumieć, zobaczyć, czasem tylko poczuć. Uchwyć się tego, Draconie. Zrozum,
że nie jesteś sam. Że świat nie jest czarno biały, a nawet czerń i szarość
można zamalować bielą. Rozumiesz? – potrząsnęła nim lekko. Jego oczy rozwarły
się jeszcze szerzej.
- Boję się, Hermiono.
Tak bardzo się boję – zapłakał znów i schował głowę. Hermiona poczuła jak serce
ściska jej się z żalu. Co ona miała robić?
Za cholerę nie wiedziała.
- Ron, pomóż mi. Trzeba go gdzieś przenieść – powiedziała
więc tylko ze smutkiem.
·
*CZTERY DNI PÓŹNIEJ*
- Herm, mi naprawdę nic już nie jest. Żyję, jem, czuję się
świetnie!
- Technicznie to nie żyjesz. Jesteśmy tak jakby w świecie
umarłych.
Draco spojrzał się na nią spod zmarszczonych brwi. Prowadzili te rozmowę już chyba setny raz, a Hermiona od dwóch dni nie pozwalała mu wyjść z łóżka. Cóż, to by brzmiało dobrze tylko wtedy gdyby była tam z nim.
Draco spojrzał się na nią spod zmarszczonych brwi. Prowadzili te rozmowę już chyba setny raz, a Hermiona od dwóch dni nie pozwalała mu wyjść z łóżka. Cóż, to by brzmiało dobrze tylko wtedy gdyby była tam z nim.
- Serio? Za słówka mnie teraz łapiesz? – spytał się z lekkim
gniewem w głosie.
- Martwię się o ciebie, Draco. Jeszcze parę dni temu byłeś
wrakiem człowieka – westchnęła w odpowiedzi dziewczyna. – Nie wiem co przeszedłeś,
ale… To musiało być…
- Straszne – przerwał jej. – Tak. Tak było. I nie chcę o tym
rozmawiać.
Hermiona nie dała po sobie poznać jak bardzo ją to zraniło.
- Dobra, twój wybór – stwierdziła tylko cierpko. – Powiedz
mi więc, po co tu jesteś.
- Czy to nie oczywiste? – uśmiechnął się wreszcie, choć
cierpko. – Jestem tu po ciebie. No i po łasicę dal Rudej. Kazała pozdrowić, tak
na marginesie.
Hermiona spojrzała się na niego, jakby wokół łowy krążyły mu
Gnębiwtryski.
- Czyś ty oszalał? – wykrztusiła. – Ja jestem martwa, Draco!
I ty też, jak na moje oko.
- No właśnie nie – uśmiechnął się jeszcze szerzej, a
Hermiona poczuła jak skacze jej ciśnienie. – Ja jestem w pewnym pentagramie,
który sprawi, że mojemu ciału nic się nie stanie. Natomiast ty i Rudzielec…
jesteście jakby zakonserwowani. Ale spokojnie – dodał szybko, widząc jak
policzki dziewczyny szybko czerwienieją – wszystko za pomocą magii. Żadnych olei
i bandaży.
- Martwi nie wracają do swoich ciał tak o, Draco – Hermiona
przyłożyła rękę do czoła, sprawdzając ,
czy jeszcze się nie zaczęło topić od tej złości. – Wszyscy utknęli
tutaj. W bezkresnej przestrzeni bez jakiejkolwiek zmiany terenu, czy… czegoś.
- Tak… Ale my się wyegzorcyzmujemy – powiedział wolno Draco.
Wyglądał na zadowolonego z siebie.
Mózg Hermiony przyśpieszył, rozważając tę informację. Czy to
było możliwe? Na pewno było szalone, nietypowe, pokręcone i wbrew prawom
natury, ale czy było niemożliwe? Po prawdzie, zwykła teleportacja brzmiała
trochę lepiej niż błąkanie się Orfeusza na łąkach asfodelowych. [ii]
Chociaż… może to metafora? Może on wyszedł… właśnie tak? Hermiona poczuła jak
nadzieja uderza jej do głowy. Mogli. Mogli chociaż spróbować.
- Co będziemy potrzebować? – zwróciła się do Dracona.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
·
- Nadal nie rozumiem, jak Draco chciał, żebyśmy mu to
wysłali – zaczął po raz kolejny marudzić Blaise. Pansy to zaczynało
wkurzać, ale Ginny w duchu przyznała mu
rację.
- Racja. Bredził tylko coś o tej książce… - wskazała na opasłe, szare tomiszcze otwarte
przed nimi. Były tu całe strony zapisane drobnym maczkiem i żeby cokolwiek
odczytać, trzeba było siedzieć z pochylonym karkiem i lupą. – Mógł chociaż
zakładkę zostawić, a nie kazać nam szukać.
- Jesteście bezduszni – Pansy spojrzała na nich ostro. –
Właśnie myślał, że stracił miłość swojego życia, czy coś. Zresztą znaleźliśmy
już właściwy rozdział, uszy do góry!
Ginny poczuła w sercu lekką złość na dziewczynę. Co ona,
wszystkie rozumy zjadła? Nie ona straciła brata i najlepszą przyjaciółkę. Dobra,
łączyła ją z Ronem jakaś więź… ale parudniowa, do cholery! Poczuła jak coś w
niej pęka. Tęskniła za nimi.
- Dobra, odwołuję te narzekania. Znalazłem coś, co nazywa
się Jak wysłać przedmioty do świata
umarłych. Myślicie, że się nada? – spojrzał na nie wyczekująco.
Obie dziewczyny zmroziły go spojrzeniami.
- Żartuję tylko – kicnął lekko od kurzu w książce, kiedy
pochylał się, aby przeczytać przepis. – To całkiem łatwe, w sumie. Zaczynamy?
- Zaczynamy – odpowiedziały mu chórem czarownice.
·
W następnej sekundzie coś spadło z sufitu.
- Aaaaaa! – krzyknęła Hermiona, skacząc na równe nogi,
potykając się o własne sandałki i… spadając prosto w ramiona pół-siedzącego na
łóżku Draco, który złapał ją szybko i natychmiast oplótł stalowym uściskiem
ramion, ściskając mocno tkaninę na jej brzuchu.
- Nie bawisz się w grę wstępną, co? – szepnął jej zmysłowo
do ucha. Hermiona poczuła na twarz jego gorący, pachnący czekoladą oddech. Jej
policzki musiały być teraz czerwone jak godło Gryffindoru.
- Ręce precz, Malfoy! – wydarła się zawstydzona, lecz zaraz
się roześmiała. – Czasami myślę, że ty po prostu nie masz zdolności do bycia
poważnym.
- Cały ja. W końcu nie miałem okazji cię pocałować od kiedy
tu jestem… a ty wyglądasz naprawdę pięknie w tej sukni… - Hermiona prawie zapomniałą, że Hekate dała
jej jedna z tych swoich fiołkowych togo-sukienek. Ale teraz, to przypomniało
jej gdzie są.
- Miałam ważniejsze sprawy do załatwienia, Draco. Nie myśl,
że wpadnę ci w ramiona i będę cię obcałowywać za każdym razem jak cię zobaczę.
- W połowie właśnie to zrobiłaś.
Rzuciła mu krzywe spojrzenie i wyprostowała się trochę w
jego uścisku. Nic więcej nie mogła zrobić – nie wyglądało na to, żeby zamierzał
ją wypuścić.
- Zamknij się, idioto. Co to jest? – wskazała podbródkiem na
skórzaną torbę leżącą parę stóp od nich. Draco spojrzał na nią przelotnie,
bawiąc się włosami dziewczyny. Hermiona nigdy by tego nie przyznała, ale od
jego dotyku nawet drobne włoski na karku stanęły jej dęba.
- Podejrzewam, że nasza wesoła paczka wysłała nam materiały.
Perfekcyjne wyczucie czasu, nie ma co – stwierdził, teraz masując jej kark.
- Ale jak? – Hermiona spojrzała się na niego ze zdziwieniem
w brązowych oczach. – Taka magia nie istnieje.
- A wiedziałaś o tym, że da się kogoś wyegzorcyzmować? Albo
przejąć jego ciało? – Dracon pokręcił ze smutkiem głową. – Ten świat już nie
jest taki prosty jak kiedyś. Nie wystarczy machnąć patykiem i wypowiedzieć parę
śmiesznych słów.
- Dobra. Czyli.. Kiedy zaczynamy? – spytała się Hermiona.
Mogli to zrobić.
Musieli to zrobić.
·
- Chłopaki, to jest naprawdę obrzydliwe – skrzywiła się
Hermiona, mieszając czerwonawą maź w drewnianej miseczce. – Nie ma jakiegoś… bardziej higienicznego i
nie-wywołującego nudności? W zasadzie to
nie możemy się po prostu teleportować?
- I spędzić wieczność jako zbłąkane dusze? Nie, dzięki –
skrzywił się teraz Dracon. – Czytałem o tym. Rzecz w tym, że te gwiazdki i
kółeczka otworzą „tunel” do innych pentagramów w których leżą nasze ciała.
Wspomniałem, że w nich leżą?
- Nie. Jaka jest szansa, że obudzimy się w nie-swoich
ciałach? – zapytał Ron.
- Mała, jeżeli się dostatecznie skoncentrujesz – Draco spojrzał
się na niego nieprzychylnie. Nadal go nie lubił? Hermiona poczuła irytacje. Ron
zmienił się w ostatnich miesiącach, a Draco dobrze o tym wiedział, nawet śmiał
się kiedyś z jego żartów. Dlaczego więc nadal wyglądał jakby chciał napuścić na
Rudego sklątkę tylnowybuchową?
- Czekaj. To jest
jakakolwiek? – Z przerażeniem podniosła głowę kiedy o tym usłyszała. Zaraz! Ona
nie chciała być ruda!
No, nie chciała być też chłopakiem… ale głównie to nie
chciała być ruda.
- Tobie dekoncentracja nie grozi – Draco posłał jej
olśniewający uśmiech. – No, chyba, że ja będę w pobliżu, kochanie.
- Wtedy dostaniesz za to w łeb, kochanie – mruknęła Hermiona.
Podeszła do Dracona i podała mu miseczkę. – Rozsmarujcie to też na sobie i zaczynamy.