Druga z trzech części jest nieco krótsza niż pierwsza. Planowałam ją zrobić dłuższą, ale ten moment wydał mi się najodpowiedniejszy. Więc teraz tylko trzymajcie kciuki, żebym szybko skończyła część trzecią!
A jeżeli to wyjdzie zgrabnie... kto wie? Zaczynam myśleć że najlepiej wychodzą mi ff i rozważam napisanie kolejnego Dramione. Ktoś by to czytał?
Dajcie mi znak w komentarzach!
HERMIONA
Nigdy
bym nie pomyślała, że wprowadzę Zdrajcę do kwatery głównej naszego podziemia.
Biłam
się z myślami nawet przed samym wejściem do tuneli. Spojrzałam na mężczyznę,
który szedł za mną, obijając się o ściany i szafki po drodze. Oślepiony jeszcze
na parę minut.
Jak
mieli go przyjąć? Jak mieli mu wybaczyć, gdy ja sama miałam wątpliwości?
Mieli
wyskoczyć na niego z różdżkami, to pewne. I prawdopodobnie chcieć go zabić,
przynajmniej większość. Wyciągnąć informacje. Torturować. Zaufać. Wykorzystać
jako…. Zaraz. Zaufać nie.
-
Daleko jeszcze? – zapytał z tyłu Dracon. Niecierpliwy arystokrata. Myśli sobie,
że od tak się teleportujemy do Kwatery
Głównej Zakonu Feniksa? Może i był sobie mimo wszystko szlachetny, ale i tak
był z niego nieuk. I dupek.
W
milczeniu szliśmy przez pusty dom. Z zewnątrz wygląda na zupełnie opuszczony.
Okna wybite, zapadający się dach – kto by chciał tu mieszkać? Cóż, znalazło się
kilku takich. Ofiary Próchnicznika nie dbały o to czy było im zimno, czy
ciepło, a może ciemno, czy jasno, one nie żyły. Tylko egzystowały. I nikt o nie
nie dbał, a my nie dbaliśmy o nich. Więc kto chciałby wchodzić do ich
legowiska?
Krótko
mówiąc, niewidoczni, choć ciągle tam byli. Idealni strażnicy dla tunelów
Zakonu.
-
Czy ja czuję odchody dwurożca? – Malfoy wkurzająco pociągnął nosem. – Ach,
czyżbyście robili tu eliksir Drugiej Tożsamości? Tak chowacie się przed nami?
-
Zamknij się, Malfoy – warknęłam, zła, że miał rację. Nadal budził moją
nieufność, kiedy mówił nas, my, wy. Ciężko pewnie było się pozbyć starych
nawyków. – Nie zraź do siebie jedynej osoby, która za chwilę będzie stała
między tobą, a ponad setką wycelowanych w nas różdżek.
-
Setką… - szepnął do siebie cicho, ale resztę drogi szedł w ciszy.
Przeszliśmy
tak parę pięter w dół budynku, trzy poziomy pod ziemię. Śmierdziało tu moczem i
pleśnią, nagromadzonymi przez wiele lat używania tego miejsca jako kryjówki.
Miałam nadzieję, że kiedyś Zakon będzie mógł obrać lepszą siedzibę w nowym
społeczeństwie, że będzie szanowaną instytucją.
Do
tego trzeba było jednak paru morderstw.
Na
przedostatniej klatce schodowej zatrzymałam się i wpadł na mnie Dracon.
Syknęłam cicho, nagle boleśnie świadoma, że to już nie był chłopak.
Przepraszająco uniósł ręce. Tak trudno było mi przezwyciężyć niechęć.
Świadomość, że on tylko przyśpieszył to co nieuchronne, nie pomagała. Wciąż
widziałam w nim mężczyznę z krwią mojego przyjaciela na rękach.
-
Nie dotykaj mnie – powiedziałam.
DRACO
Ciężko
było słyszeć złość i ukrywającą się pod powierzchnią nienawiść w głosie
Hermiony Granger. Gryfonka patrzyła na niego hardo, wysoko unosząc głowę, żeby
patrzeć mu w oczy. Pomyślał, że powinien się odsunąć. Ale w tym momencie, jak
zwykle cholernie nieodpowiednim, odezwał się w nim ten dawny Draco, Ślizgon z
krwi i kości. Pochylił się gwałtownie nad młodą kobietą, zawisł twarzą pare
centymetrów nad nią.
-
Zapominasz, że ja nie jestem twoim wrogiem, Granger. – Powiedział głośno, słowa
odbiły się echem po brudnym pomieszczeniu.
W
jej oczach zobaczył coś dziwnego, kiedy cofnęła się jak oparzona. Przerażenie?
Zrugał sam siebie. Tak zaprzepaścić z trudem zdobyte początki jakiegoś
zaufania. Ona przed chwilą chciała go zabić, na Salazara!
-I
co z tego? – spytała ostro, jakby otrząsając się jednocześnie z jakiejś głupiej
myśli. Merlinie, piękna była. Jej oczy błyszczały tak jasno…chciałoby się aż
sprawdzić, jaka w dotyku jest jej skóra,
jak ciepłe są policzki. Skrzywiłem się lekko. Nie lubił tego jak łatwo jego
ciało reagowało na piękne kobiety, nieważne czy żywił do nich jakieś uczucia,
czy nie.
Zamknął
się, aby nie pogrążać się dalej.
Hermiona
tymczasem podeszła do wyblakłego dywanika na podłodze i przeciągnęła go metr
czy dwa dalej, odsłaniając zwykłą klapę w podłodze. Nie podniósł się kurz, co zwróciło moją
uwagę; przejście musiało być używane często. Kobieta otworzyła klapę, a ja
zajrzałem do środka, żeby zobaczyć nic więcej jak czarną dziurę w podłodze.
-
Daj mi rękę –zakomenderowała Hermiona, wyciągając do niego dłoń.
-
Myślałem, że mam cię nie dotykać –mruknął, ale wsunął złapał ją za nadgarstek.
Miała takie ciepłe i małe dłonie. - Teraz tu wskoczymy, więc postaraj się
zrobić to w tym samym momencie co ja i nie połamać nam karku. – Spojrzał na nią
zdziwiony. W pomieszczeniu pod nimi nie było widać dna, ale cóż, ufał magii.
Może nie do końca jeszcze kobiecie, którą trzymał za rękę, ale raczej nie miała
zamiaru zabijać też siebie.
-Na
twój znak, pani prefekt.
Nie
uśmiechnęła się.
-
Raz, dwa… trzy – oboje wykonaliśmy krok naprzód i zeskoczyliśmy.
HERMIONA
Umieszczenie zwykłej,
mugolskiej klapy jako pretekstu do teleportowania się do pozbawionej zwykłego
wejścia leżącej kilka metrów niżej piwnicy było moim najlepszym pomysłem w
życiu, stwierdziłam z pewnym samozadowoleniem
w myślach. Wstałam ze stosu poduszek, zostawionych tu dla teleportujących się z
góry czarodziei. Zawsze działała. Jeszcze nikt nigdy się nie zorientował, że
wcale nie spadali do pomieszczenia wyżej. Idealny kamuflaż.
-
Ile spadaliśmy? Czuje się jak po kolejce górskiej. To normalne? – Dracon także
dał się oszukać, sądząc po minie.
-
Pare metrów tylko. Ale mamy tu znacznie silniejsze ogrzewanie – uśmiechnęłam
się do niego zgryźliwie. Mężczyzna spojrzał się na ten mój grymas zdziwiony, a
później odwzajemnił uśmiech, choć jego
to było zwykłe, pogodne wygięcie ust. Pewnie czuł się zdziwiony po tym, jak
odsunęłam się od niego parę chwil wcześniej… gdyby tylko wiedział, dlaczego to
zrobiłam, nie uśmiechałby się tak. Nie uśmiechałby się tak, że wywoływał u mnie
myśli o tym, jak bardzo niesprawiedliwe to było, że niektórych obdarzono tak
nieprawdopodobną urodą.
- Zapominasz, że ja nie
jestem twoim wrogiem, Granger. – Jego oddech pachniał truskawkami. Skąd on
zdobył truskawki? Naglę zapragnęłam sprawdzić, czy jego wargi też tak smakują,
tak słodko i kusząco. Na gacie Merlina!
Cofnęłam się
natychmiast. Czy ja naprawdę to pomyślałam? To było chore. Morderca moich przyjaciół…
Morderca moich przyjaciół wywołuje u mnie taką reakcje? Poczuła lekki
skręt w brzuchu, ale dobrze wiedziała, że nie było to obrzydzenie.
Musiałam szybko się go
pozbyć i nawet nie myśleć, że mógłby tak
na mnie działać.
-Chodź
za mną – wykrztusiłam, przywracając na twarz zacięcie. Nie mogłam mu pozwolić
zobaczyć słabości.
DRACO
Hermiona
podeszła do zielonych drzwi w kącie, które dopiero teraz zauważył i zapukała w
nie pięciokrotnie. Wstałem z miękkich poduszek i przeskoczyłem te pare metrów.
Na drzwiach był namalowany obraz
człowieka. Czarodzieja, ścisłej mówiąc, który odezwał się skrzekliwym głosem,
łypając na niego spode łba.
-Hasło!
-
Śmierć zdrajcom – powiedziała natychmiast Gryfonka, a ja poczułem pewien ucisk
w gardle. Bez wątpienia w oczach ludzi czekających za tymi drzwiami byłem
jednym z tych zdrajców.
Hermiona
położyła dłoń na klamce, ale nie otwierała jeszcze drzwi, nie jeszcze. Obróciła
się w moją stronę z jakby przepraszającym wyrazem w brązowych oczach.
-
Nie uchylaj się. To jeszcze tylko pogorszy sprawę. – Cofnęła się o krok i
zamaszystym ruchem otworzyła drzwi.
-
Expelliarmus! – Wiele głosów ze
środka pomieszczenia zabrzmiało naraz i poczułem jak różdżka ulatuje mi z ręki,
a ja sam zostaję odrzucony parę metrów w tył. Następne zaklęcie oplotło mi
kostki i nadgarstki.
Leżąc
spętany na brudnej podłodze, naturalnie poczułem strach, złość i chęć
odpowiedzenia na atak, lecz byłoby to całkowicie irracjonalne. To było dziwne;
znaleźć wreszcie, po trzech latach ludzi z którymi chciał się sprzymierzyć i
czuć ochotę potraktowania ich jednymi z bardziej paskudnych zaklęć jakich
znałem. „Jestem po waszej stronie!”
chciałem wykrzyczeć.
-
Panno Granger, czy panna do reszty straciła zmysły? – zagrzmiał głos wysokiego,
ciemnoskórego czarodzieja z kolczykiem w uchu. Po krótkiej chwili rozpoznałem
go jako Kingsley’a Shacklebolta, byłego aurora. Po sposobie w jaki stał na
czele grupy łątwo było wywnioskować, że jest ich liderem. – Wprowadzać tu
Zdrajcę? Liczę na to że natychmiast się panna wytłumaczy, inaczej będę zmuszony
wyciągnąć konsekwencje.
Hermiona
przez chwilę patrzyła się na niego w milczeniu. Później westchnęła i zaczęła
mówić.
HERMIONA
-
Zdaję sobie sprawę – zaczęłam, zaskoczona nagle na jak zmęczoną brzmię – że to
co powiem nie będzie nie tylko nieprzyjemne, ale i trudno będzie w to uwierzyć.
Nie mam na to żadnych dowodów – nagle zdałam sobie sprawę, jak łatwo było
przecież zmyślić całą te historię, ale było za późno, aby się wycofać – ale
uwierzyłam mu. Dracon Malfoy przyszedł dziś rano do mojej kryjówki ze zleceniem zabicia mnie, ale po przekonaniu
się z kim ma do czynienia, porzucił ten zamiar. Co więcej, kiedy uciekłam,
teleportując się na odludzie, odnalazł mnie, prowadzony przez ten oto
wygaszacz. – W tym momencie wyciągnęłam wygaszacz, który Draco oddał mi
uprzednio. Większość osób wydawała się nieporuszona, ale na twarzach osób ze
ścisłego kręgu bliskich Dumbledora odmalowało się zdziwienie i niedowierzanie.
-
I co z tego? – zapytał Seamus Finnigan, którego dopiero teraz zauważyłam.
Wydawał się wyższy od kiedy widziałam go po raz ostatni, a na twarzy miał
koleje poparzenie, tym razem nad brwią.
-
To, że kiedy ostatnio wygaszacz pokazał komuś drogę w ten sposób, Ronald
Weasley uratował Harry’ego od niechybnej śmierci – przez grupkę przetoczył się
cichy szept, kiedy rozważali, co to mogło dla nas oznaczać. – Ja wierzę
Draconowi i wy też powinniście. A jeśli
go rozwiążecie, będzie mógł nie tylko opowiedzieć nam całą swoją historię, ale
i też dać informacje jak dostać się do Voldemorta - w tym momencie spojrzałam na wciąż leżącego
na podłodze Dracona, który kiwnął głową, zgadzając się na te warunki których
wcześniej nie omawialiśmy; tańczyłam na
cienkiej linii, oczekując od niego odwrócenia się od ludzi z którymi zadawał
się od wielu lat, ale nie przeliczyłam się. Był gotowy nam pomóc.
-
A później zabić jego i Śmierciożerców – stwierdził ponuro.
DRACO
Obrady
trwały do północy.
Było
dużo walenia pięścią w stół, trochę wyzwisk i krzyków, ale wciąż byli lepiej
zorganizowaną grupą niż myślałem. Nie ufali mi, ale przynajmniej uwierzyli.
Mieliśmy siedem dni do ataku, siedem dni na poinformowanie reszty Zakonu,
dopracowanie szczegółów planu i przygotowanie się do bitwy.
Mieliśmy
nawet pomysł co może być horkruksem.
Jeden
ze szpiegów zakonu, rudowłosy Percy Weasley, zabity przez Carrowa dwa miesiące
temu, przed śmiercią zdołał wkraść się do gabinetu Voldemorta w Hogwarcie i
wysłać Kingsley’owi patronusa z wiadomością. W gabinecie miało być niewiele
osobistych rzeczy, ale na szafce miała stać oprawiona w szklaną ramkę stara
odznaka prefekta.
Żadne
z nas nie podejrzewało Voldemorta o
zwyczajny sentymentalizm.
-
Które pokoje są wolne, Kingsley? – zapytała Hermiona, wyrywając mnie z
zamyślenia. Wszyscy poza Shackleboltem opuścili pomieszczenie. Nie pomyślałem
wcześniej, że musiały być też kwatery mieszkalne, ale ostatecznie, była to
Kwatera Główna i pewnie tutaj ukrywali się przez większość czasu.
Kingsley
podniósł głowę znad listu, który pisał.
-
Obawiam się, że został tylko jeden pokój, panno Granger. Będziesz musiała o
dzielić z panem Malfoy’em – spojrzał na mnie, a w jego oczach nie ujrzałem
nienawiści, jakiej się spodziewałem. Zdawał się rozumieć, czemu zrobiłem to
wszystko. – Normalnie pozwoliłbym mu udać się do domu, ale nie opuści tego
miejsca do dnia ataku. Musimy pozwolić Śmierciożercom myśleć, że go zabiłaś. A
to czyni cię wystawioną na jeszcze większe niebezpieczeństwo niż zwykle, no i
twoja kryjówka jest spalona. Będziecie musieli się podzielić.
Hermiona
wyglądała jak spetryfikowana.
-
Nie mogę z nim mieszkać przez tydzień – wysyczała ze złością.
-
Ktoś musi. Rozstawimy wam parawan na środku pokoju. – powiedział rzeczowo
Kingsley. – Musisz zrozumieć, nie jestem z tego zadowolony w równym stopniu co
panna, panno Granger, ale nie jesteście już uczniakami. Przeżyjecie tydzień.
Hermiona
fuknęła jak oburzona kotka, ale chyba zrozumiała logikę postępowania
Kingsley’a/ Jednak wciąż obrażona, obróciła się na pięcie i wyszła, po drodze
rzucając mi nienawistne spojrzenie.
-
Draco? – głos Kingsley’a dobiegł mnie, kiedy już też miałem wyjść i znaleźć ten
cholerny pokój. Obróciłem się jednak i zobaczyłem, że Kingsley odłożył pióro i
znów patrzył się na mnie uważnie.
-
Hermiona to dobra dziewczyna. I jest jedną z dwóch osób w tym budynku, które
nie okazują ci wrogości, choć ona ma najwięcej do niej powodów. Słyszałem o
tobie dużo dobrych rzeczy, jednak słyszałem też wiele złych. Nie zawiedź mnie i
nie zawiedź Hermiony. Nie daj jej powodów do nienawiści.
W
milczeniu skinąłem głową i wyszedłem, pełen jakiegoś uczucia, którego jeszcze
nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
HERMIONA
Pierwsze
trzy dni mieszkania z Draconem przebiegły spokojnie.
Był
dobrym współlokatorem. Nie podglądał, nie przestawiał moich rzeczy, nie
narzucał rozmowy, kiedy tego nie chciałam.
Ale
okazał się zupełnie inny od Dracona, którego znałam. Inteligentny i sprytny,
ale równocześnie posiadający taką wiedzę, że musiał się uczyć prawie tak ciężko
jak ja. Nie starający się wkurzyć wszystkich wokół siebie, ale o wiele cichszy
niż wcześniej. Nie wiedziałam, czy stał się taki po wojnie, czy wyczuwał wokół
siebie skrytą pod maską uprzejmości wrogość członków zakonu. Zadziwiająco dobrze
znał się na sztuce i książkach, nawet tych co popularniejszych w świecie
mugoli. Choć nie ukrywał, że ciągle uważa czarodziei za rasę lepszą, nie
gardził już tak szlamami i mugolami, wierzył w pokojową koegzystencję.
Poprzedniego wieczoru długo rozmawialiśmy długo, kiedy leżeliśmy w łóżkach po
dwóch stronach pokoju przedzielonego parawanem i przez jeden moment miałam
ochotę, aby ta bariera znikła i mogłabym spojrzeć na Dracona. Popodziwiać
chwilę, jaki jest piękny i sprawdzić, jak zmienia się wyraz jego twarzy kiedy
mówi o rzeczach dla siebie ważnych. Miałam dziwne wrażenie, że się z nim
zaprzyjaźniam.
Ale
czwartego dnia wszystko spieprzyłam.