Hej kochani! Tak bardzo przepraszam, że dawno nie odpisywałam; czas mnie goni, głowa boli, a nauki nie ubywa! Nauczyciele po prostu uwzięli się na nas.
Biorąc to pod uwagę, nie wiem czy zdołam pisać tego następnego bloga po polsku i po angielsku. Pewnie spróbuję, bo chociaż tu zostało mniej niż dziesięć rozdziałów, to z moim tempem (jeszcze raz przepraszam; jestem złaaaaa) pisania to będzie to kiedy już będzie luz blues i słoneczko.
Rozdział jeszcze niezbetowany bo muszę się już zmywać i nie mam czasu żeby napisać do Loki.
But I hope You'll enjoy this chapter!
Hugs and Kisses
S.I.H.25
Drogi pamiętniku.
Dziś był dziwny dzień To znaczy, bardziej dziwny niż dwa
ostatnie. Zaraz, to tylko dwa dni? Mam wrażenie, że jestem w tym ponurym gmachu
już całą wieczność, a towarzystwa dotrzymują mi tylko książki.
Bo Dracona wciąż nie ma. Och, jest gdzieś tutaj, ale nie
odzywa się do mnie, nie patrzy na mnie, nawet nie je ze mną posiłków. Nawiasem mówiąc, całkiem nieźle przyrządza
steki. Bo to on musi gotować – skrzatów
tu nie ma i dobrze. Nie znoszę tego, że muszą tak niewolniczo pracować! Chociaż
myśl o Draconie Malfoyu w fartuszku jest trochę… dziwna. Ale porusza mi w sercu
jakąś ukrytą strunę która każe mi się uśmiechnąć.
Zwiedziłam tutaj już chyba wszystko: drzwi zazwyczaj są
otwarte, szuflady nie skrywają żadnych mrocznych sekretów. Tylko trzy rzeczy
pozostają zamknięte: okna, drzwi służby i wielkie wrota wejściowe. A, i jeszcze
jedne! Szare drzwi na szczycie jednej z wież. Ciekawa jestem co tam jest. Bo to
nie pokój Dracona, nie, jego pokój jest zaledwie pare metrów od mojego. I
właśnie o tym chcę ci opowiedzieć.
Ostatnio… ostatnio zaczęły mi się śnić złe sny. Koszmary,
nocne mary, one nawiedzają mnie nawet podczas krótkich drzemek! Zaczęły się
jeszcze w Hogwarcie, na parę dni przed balem, ale tam nie przerażały mnie tak
bardzo. Tu nie mogę spać, boję się zasnąć.. Ale dziś… Nie mogłam spać jak
zwykle, więc wypiłam eliksir nasenny. Powinien pomóc! Lecz mimo tego, że szybko
zasnęłam, koszmar przyszedł jak zwykle: wśród mojego krzyku, jęku, bólu. Ale
dziś ktoś to usłyszał, pierwszy raz.
„Perspektywa Dracona”
Czytałem książkę, kiedy to się stało.
Najpierw usłyszałem cichy jęk, jakby ktoś dusił kota.
Zmarszczyłem brwi – przecież ja nie mam kota! Ale później usłyszałem równie
cichy, zduszony krzyk. Wiedziałem już do kogo należy.
Wypadłem z pokoju, szukając jej drzwi. Które to? Te? Ach,
nie tam są? Przez moją głowę przebiegały setki myśli; miotałem się jak opętany
w obawie, że ktoś robi krzywdę mojej walecznej dziewczynce. Ale to przecież
było niemożliwe… Dobrze rzuciłem zaklęcia broniące to miejsce.
Otworzyłem w końcu właściwe drzwi, bojąc się tego co mogę za
nimi ujrzeć. Ale ona tam była, sama. Pościel wokół niej była rozkopana, na
drobnej twarzyczce malował się wyraz bólu. Miała zły sen. W paru krokach
podskoczyłem do niej i leciutko potrząsnąłem jej ramionami. Wymamrotała coś
niewyraźnie.
- Hej, Miona. Czas wstawać. – Potrząsnąłem nią trochę
mocniej, przez cienką koszulkę lepiącą się jej do ciała wyczułem ciepło jej
skóry. Była rozpalona jak diabli.
- Dracon? – obudziła się nagle, szeroko otwierając oczy w
których nie było ani trochę senności. – Draco! Pomóż! Pomóż mi! – otwierała
usta jak złota rybka, nie mogąc złapać powietrza. Strach lśnił w jej oczach jak
monety na dnie fontanny rzucone na szczęście.
- Hermiona! – Teraz to moje gardło ścisnęło się w obawie. Co
to był za sen, który nie pozwalał oddychać? Ona musiała myśleć że jest
bezpieczna, tylko tak mogła się uspokoić. Ale czemu miała takie koszmary?
- Draco… - tak samo nagle jak zaczęła krzyczeć, tak
przestała. Załkała przeciągle i ukryła twarz w jego dresowej koszulce. – Draco…
- Ciekło jej z nosa, miała opuchniętą twarz, jak wciąż mógł myśleć, że jest
piękna, zamiast o tym że coś jest stanowczo nie tak?
Miłość. Ona zmienia ludzi w głupców.
- Już spokojnie, maleńka. Już wszystko ok[i].
– Objąłem ją ramionami. Zadrżała spazmatycznie i mocniej zacisnęła ręce na
mojej koszulce.
Poczułem się jakby mnie ktoś spetryfikował. Co ja miałem
zrobić z dziewczyną, którą kocham i która teraz łka niszcząc moją koszulkę?
Kolejny raz w moim siedemnastoletnim życiu zadrżałem z wściekłości na myśl, że
gdyby ktoś w poza matką okazywał mu miłość, byłby zupełnie innym człowiekiem.
Otwartym na innych. Radosnym. Beztroskim. Umiejącym się zachować w takiej
sytuacji, do cholery!
- Chcesz mi to opowiedzieć? – mówię i natychmiast
uświadamiam sobie jakie głupstwo palnąłem. Dziewczyna budzi się zlana potem
wrzeszcząc ze strachu, a ja pytam czy chce mi opowiedzieć co jej się śniło. Ale
ona się śmieje; delikatnie, miękko choć urywanie.
-Tak – ociera nos. – Mama mówiła, że jeżeli opowiesz swój
sen komuś w nocy to nigdy się nie spełni. To by się przydało.
- Więc? – delikatnie przenoszę ją odrobinę dalej na łóżku i
sam moszczę się pod grubą pierzyną. Na Salazara, ale tu gorąco! Lecz nie będę
się skarżył, dla niej zniosę wszystko.
- Więc… - mruga gwałtownie oczami; myśli o czymś
intensywnie. Nagle na jej twarz wpełza rumieniec – My… byliśmy na plaży. Razem.
I my… leżeliśmy… przytuleni, a ty pokazywałeś mi konstelacje – do głowy
natychmiast podpełza myśl , że przecież zna je lepiej ode mnie. Ale to sen. Sny
nie kierują się logiką. I nagle… nagle pojawił się Teodor.
- Ten parszywy gad Nott? – cedzę te słowa; och, gdybym
dostał tego imbecyla w moje ręce!
- Tak, nie przerywaj mi. I on… zaczął się śmiać. Wiesz, jak
szaleniec, obłąkańczy rechot i tak dalej. Ale później… później… on… - Przestaje
mówić, przetacza się i znów chowa w mojej koszulce. Chociaż to miłe, wolałbym
żeby tego nie robiła, ponieważ znaczy to,
że ten sen był naprawdę zły.
- Co powiedział, kochanie? – Gdzieś kiedyś czytałem, że
zdrobnienia pomagają z szokiem pourazowym. To co przechodziła Hermiona do końca
takim szokiem nie było, ale zawsze było warto spróbować. I podobało mi się to
słowo na moim języku; kochanie.
- Że w tym życiu
nigdy nie zaznam szczęścia. Że Luna była tylko początkiem, że znajdzie i zabije
wszystkich których kocham. A na końcu znajdzie mnie i także zabije. I… zmienił
się w Morganę, ta w Harry’ego, ten w węża, a na końcu w kruka. I na końcu
zadrżała, jakby ją coś bolało, a w oczach jej ptasiej formy widziałam strach,
to było nieplanowane. Zmieniła się w karteczkę papieru; podniosłam ją, ale nie zdążyłam przeczytać,
obudziłam się.
Milczę. Mój mózg powoli trawi informacje i dostrzega jeszcze
jeden element.
- Hermiona – mówię. – Co trzymasz w prawej dłoni?
Patrzy się na mnie marszcząc czoło. A później obraca głowę w
stronę swojej prawej ręki i rozchyla dłoń.
Spoczywa tam kawałek pergaminu. I jest coś na nim napisane.
·
- Nadal nie rozumiem czemu musiałam przynieść ci tę kawę –
marudzi Ginny, wchodząc do niesamowicie zabałaganionego gabinetu Blaise’a. –
Mogłeś użyć Accio!
- Gdybym cię o to nie poprosił, nie mógłbym Cię teraz
zobaczyć – podnosi głowę znad sterty papierów i uśmiecha się śnieżnobiałymi
zębami. – A każda chwila z tobą to jak promień słońca wpadający przez okienko
ponurej egzystencji, o pani dobrego humoru.
- Odwal się – Ginny podaje mu kawę i zaczyna sączyć swoją
herbatkę z pokrzywy. Działa dobrze na włosy. – Gdybyś nie zaszywał się tu
całymi godzinami to nie potrzebowałbyś tyle kawy, a ze mną przebywał cały czas.
- W łazience też – mruczy pod nosem porządkując papiery.
Ginny słyszy to i patrzy na niego krzywo. Co za dziecko!
- Co czytasz? – pyta, przysiadając na skraju biurka
zawalonego jakimiś grubymi księgami.
- Książki, proponuję.
- Więc o czym czytasz? – Ginny przewraca oczami.
- Szukam kruczków – wzdycha na to chłopak ciężko. – Chcę
pomóc Malfoy’owi… i sobie. On robi to samo u siebie.
- Kruczki? W czym niby? W Gringocie nie da się brać pożyczek
– Rudowłosa próbuje żartować, ale martwi się. Czy Blaise troszkę nie schudł?
Czy od zawsze miał takie cienie pod oczami?
-Czy jeżeli pokaże ci coś… możliwe że nieprzyjemnego dla
ciebie, przyjmiesz to spokojnie?- pyta się wolno.
- Myślę, że tak – Ginny marszczy czoło. Co może być takiego
złego, że Blaise boi się to jej pokazać?
Na jej odpowiedź chłopak podaje jej pojedynczą kartkę. Co
to? W pierwszej chwili Ginny myśli że to drzewo genealogiczne, ale zaraz
orientuje się, że coś tu się nie zgadza. To nie jest jeden ród. Przebiega
wzrokiem nazwiska; widzi rodziców Dracona Malfoya, widzi znienawidzone przez
nią nazwisko Bellatrix, widzi wiele nazwisk słynących z czystej krwi od wielu
pokoleń. Ale… dlaczego widzi też nazwiska osób, które zna?
Gregory Goyle obok Milcenty Bulstrode.
Teodor Nott
obok Dafne Greengrass.
Dracon Malfoy obok Astorii Greengrass.
Zabini Blaise obok Pansy Parkinson.
I nagle olśnienie spada na nią z całą mocą. To nie jest
drzewo genealogiczne. To lista nowożeńców.
- Nie mamy wyboru – słyszy z daleka głos Blaise’a. – I nigdy
nie mieliśmy. Postaram się coś zrobić, ale… Tak bardzo cię przepraszam…
To ostatnie co Ginny słyszy zanim upada na posadzkę.
Nie może być. Przecież
ja go kocham.
·
- Oddaj to!
- Nigdy! Wyrzuciłaś mojego kurczaczka do śmieci!
- Był cały oblepiony tłuszczem, idioto!
- Takie są najlepsze!
Pansy pojawiła się na szczycie schodów owinięta ręcznikiem i
z chęcią mordu w oczach. Jak on śmiał? Żeby tak zabierać jej ubrania? Przecież
to był szczyt szczeniactwa i złych manier! O nie, ona go po prostu zabije! Co
prawda, mogła przywołać sobie nową piżamę żeby się przebrać po prysznicu, ale
nie zamierzała mu puszczać tego płazem.
Tu chodziło o zasadę!
- Natychmiast oddaj mi koszulkę! – krzyknęła ze złością na
rudzielca opierającego się nonszalancko o poręcz schodów. Zaśmiał się, potrząsając
lekko ręką ze starą koszulką Manchesteru United i rozciągniętymi spodniami od
dresu.
- A co? Spodenki mogę sobie zatrzymać? – Pansy zawrzała w
środku. Kiedy on się tak zmienił? Zawsze był głupim idiotą, czemu teraz stał
się wrednym i głupim idiotą?
- Zaraz tam do ciebie zejdę, a jak zejdę to… Pansy zaczęła schodzić po krótkich schodach,
lecz nagle urwała zdanie, ponieważ jej pozbawiona obuwia mokra stopa
postanowiła poślizgnąć się na chłodnych marmurowych płytach. Dziewczyna zaczęła
spadać i niechybnie skręciła by sobie kark, gdyby nie pewien chłopak czekający
na nią na dole. Złapał ją lekko, tak że jej nos znalazł się trochę nad linią
jego obojczyków. Ładnie pachniał.
A do tego jeszcze się jej ręcznik nie rozwiązał.
- Masz czas, żeby sobie spadać ze schodów, ale żadnego żeby
pouczyć się o tolerancji – chłopak wypowiedział to zdanie niby mimochodem, ale
w jego oczach widać było zmieszanie i strach. O nią?
Pomógł jej stanąć stabilnie na dwóch nogach. Stali tak w
niezręcznej ciszy, żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. W końcu chłopak
wyciągnął rękę z ubraniami.
- Masz. To rzeczywiście było trochę dziecinne, przepraszam.
Przyjęła od niego ubrania, przypadkiem dotykając jego dłoni.
Miał bardzo duże dłonie; suche i ciepłe.
Co ona teraz miała zrobić? Od odpowiedzi na to pytanie wybawiła ją sowa
pukająca w okno. Oboje spojrzeli w tamtą stronę. To był biały puchacz z dworu
Malfoy’ów zabawnie przekrzywiający główkę.
- Do ciebie czy do mnie? – odezwał się Ron.
- Sprawdźmy razem – westchnęła Pansy, podchodząc aby odwiązać
karteczkę. Ładną kaligrafią było napisane na wierzchu: Dla Pansy i Rona, więc
dziewczyna pozwoliła sobie otworzyć zrulowany pergamin.
- Co tam jest? – spytał się jej Ron, zaglądając jej przez
ramię.
- Przecież czytam – warknęła, przebiegając wzrokiem po
linijkach. – Drodzy Pansy i Ronie, prosimy was o szybką odpowiedz; o co chodzi
w tym tekście? Sądzimy że to
przepowiednia, ale nie potrafimy jej zrozumieć. Czekamy na waszą sowę.
To, co było napisane dalej zmroziło krew w żyłach dziewczyny.
[i] Wiem, że
nagle zmieniam Draco w czułego przystojniaka z burzą włosów i tendencją do
nazywania dziewczyny zdrobniale, ale to celowy zabieg stylistyczny ponieważ
Draco jest zszokowany i ujawniają się po części jego prawdziwe myśli i uczucia.
Ej. Zupełnie jakby się upił.
Dosłownie chwilę temu natrafiłam na Twojego bloga, a już pochłonęłam 4 rozdziały :) nie ma to jak przyjemy wieczór z Dramione :) Co do opowiadania, strasznie mi się podoba. Zdarzają się drobne literówki, czy błędny, ale to każdemu się zdarza :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, i lecę czytać dalej :*
Suzan http://malfoyandme.blogspot.com/ :)
* błędy xd
UsuńCudowny rozdział ;3 Już się nie mogę doczekać co będzie dalej.. Jak napisałaś, Draco się zmienił i to bardzo, ale to bardzo genialnie :D
OdpowiedzUsuńSen Hermiony.. O.o I znowu będzie źle.. :< Znowu ta Morgana czy co to tam .. Morgana -Srorgana :c FOCH ! (ale i tak uwielbiam twoje opowiadanie, za to jakie jest ;) )
Ciekawe co tam było na tej kartce, co ją Hermiona trzymała.. To ten list do Rona i Pensy? To jakaś przepowiednia? Co to kurde jest ?!
I Draco ma być z Astorią -.- (jak w książce xD) nie lubie tego połączenia.. (stąd moje opowiadanie XD)
No to czekam na kolejny rozdział i życzę weny ! ;]
Wspaniały rozdział. Ciesze się, źe w końcu coś dodałaś. Notka bardzo sympatyczna i przyjemnie mi się ją czytało. Mam nadzieje, źe kolejna niebawem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
Hej. Rozdział świetny ale czemu w takim momencie?! No ja się pytam? Nie wiem czy wcześniej komentowałam, ale piszę: styl masz fajny, jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką historią, więc jestem zachwycona :) Liczę na kolejny rozdział i przesyłam zapasy życiodajnej weny ;*
OdpowiedzUsuńLuar Princesa ♡
wcześniej: Optymistyczna Pesymistka ♥
o.matko.Merlinie.dopomoz.! Przepowiednia?.Znowu? Niee.. zawsze zle sie to konczy.. Pansy z Ronem..mm.. moze byc ciekawie :D Pisz nastepny i dodawaj!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam , Patrycja :3
Fajny rozdział, dużo się dzieje. Co ta Hermiona, za dużo je przed spaniem, że jej się takie rzeczy śnią?
OdpowiedzUsuńDraco <3
Blaise... czemu oni muszą się żenić z kimś, kogo nie kochają :( cholerna arystokracja :<
Czekam na kolejny :)
unknownhogwartstory.blogspot.com
Przeczytałam wszystko w jeden dzień ^^ Bardzo fajny blog... Będzie szczęśliwe zakończenie?
OdpowiedzUsuń