piątek, 5 lipca 2013

Rozdział czwarty- O słodka niewiedzy


Zaskoczyły mnie, prawdę mówiąc te pozytywne komentarze. Myślałam, że rozdział napisałam, hmm, skomplikowanie, ale cóż! Bardzo wam dziękuję:D Będzie mi nudno na wczasach:C
Uprzedzam, rozdział trochę schizowy.
Piosenka na dziś? Może klasycznie, Czarny chleb i czarna kawa:   http://www.youtube.com/watch?v=YOSZweJ62BQ

Hermiona dopadła do przyjaciół szybciej niż wąż ślizgający się rozgrzanym piasku pustyni.
- Ron! Ginny! Na wszystkich bogów… Co..?- Hermiona bezwiednie zasłoniła usta ręką. Nie, to nie mogło się zdarzyć. Nawet nie chodziło o to, że oni zawsze wychodzili cało z opresji, Ron żył. Jeszcze. Hermiona nie dawała mu za dużo czasu, bo nawet jeżeli nawet dla kobiet nie znaleziono lekarstwa, to jak miała znaleźć lekarstwo dla chłopaka. To było niewykonalne, absurdalne, nie znała nawet lekarstwa na truciznę w ciele dziewczyny.
Bo na ciele Rona też widniało Koło Hekate.
Miona poczuła jak ogarnia ją rozpacz. Czy po kolei musiała tracić wszystkich których kochała? Zaszlochała bezsilnie i patrzyła jak łzy opadają i powoli obmywają piętno na ciele chłopaka. To było dziwne. Kiedyś go kochała. Teraz to też było silne uczucie, ale inne, jakby… braterskie? Nagle poczuła wzruszenie na myśl o tym, przed czym chłopak uchronił Ginny. Zrozumiała, że tak jak Lily uchroniła przed śmiercią Harry’ego, tak miłość Rona ochroniła Rudą, kiedy chłopak poddał się bezwarunkowemu odruchowi chronienia siostry.  Inaczej nie mógłby zostać naznaczany. W końcu był facetem. Musiała ich uratować, po prostu musiała. Już wiedziała co musi zrobić. W myślach układała już plan eksperymentów, będzie musiał pobrać parę próbek krwi… i ukraść parę rzeczy z szafki profesora Sluhtgorna. Poczuła jak ktoś delikatnie podnosi ją do pionu i niepewnie kładzie swoje ręce na jej ramionach. Zapłakała raz jeszcze i oparła się o klatkę piersiową jej pocieszyciela, a ten przytulił ją mocno i zdecydowanie, zamykając w stalowym, lecz jakże delikatnym uścisku.
- Kto mógł zrobić coś takiego? – usłyszała cichy szept Malfoy’a nad głową. Spojrzała w górę. To ten tak znienawidzony przez nią chłopak ją obejmował, zaś w jego oczach zobaczyła to samo przerażenie i obrzydzenie przemieszane z fascynacją które sama czuła.
- Ważniejsze: co to w ogóle, kurwa jest?! – Hermiona spojrzała się na Ślizgona zdziwiona, kiedy chłopak zdjął bezwładne ciało Rona, aby umożliwić Ginny oddychanie. Nie podejrzewała go o przeklinanie, najwyżej o picie, palenie i takie bzdety… I jeszcze że jako jedyny wpadł na to, żeby zdjąć Gryfona.  Ludzie mogli mówić, że Ślizgoni to tchórze, szuje i inne takie. Jednak Hermiona wiedziała. Byli sprytni, choć podatni na wpływy, byli odważni, jeżeli robili coś na czym im zależało, byli troskliwi, nawet jeśli dbali tylko o swoich. No i byli dość wredni, ale to miało jednak mniejsze znaczenie.
- To Koło Hekate. –Zdziwiła się, słysząc własny głos. Był zachrypnięty jak głos nałogowej palaczki. –Naprawdę, naprawdę czarna magia. Kobieca, ale podejrzewam, że ten ktoś co zrobił to Ginny, to chłopak, ktoś kogo znamy. Ale.. To jest trucizna która daje jej maksymalnie czterdzieści dwa dni. A na Rona… Pewnie zadziała jeszcze szybciej, Jeszcze nigdy nie napiętnowano tym chłopaka.
- Ktoś to zrobił Ginn już wcześniej? Spytał się Blaise, patrząc z ukosa na dziewczynę.
Nagle Hermiona spojrzała na niego uważniej.
- Blaise… - zaczęła, chyba po raz pierwszy używając jego imienia. – Czy ty wiesz coś na ten temat?
- Że jak?! –krzyknął od razu Blaise, a w jego oczach zobaczyła oburzenie. – Możesz sobie myśleć co chcesz, Hermiona… ale ja nigdy nie skrzywdziłbym Wiewiórki. Ona jest taka… niewinna – spojrzał na śpiącą dziewczynę. Nazwał ją Wiewiórką?
,, Nie rozumiem” – pomyślała Hermiona. – „Dlaczego mu wierzę?”
Ale zanim mu odpowiedziała, Ginn poruszyła się.
Hermiona delikatnie rozłączyła ręce Dracona leżące na jej obojczykach. Od chłopaka biło przyjemne ciepło, jednak ona musiała coś zrobić. Uklękła przy przyjaciółce.
- Ginn? –szepnęła. –Ginny, proszę, obudź się! – Potrząsnęła leciutko byłą Gryfonką. Oczy rudej zadrgały.
- Miona? –dziewczyna powoli otworzyła jedno czekoladowo-brązowe oko, potem drugie. Zamrugała.
- Ta, Ginny, już jesteś bezpieczna… - Herm walczyła z łzami. – Ale, Ruda, kochanie… Kto ci to zrobił?
- Ja… - dziewczyna zmarszczyła czoło. – Nie wiem. Szliśmy tu z Harry’m… doszedł do nas Ron, ale Harry musiał iść do sowiarni, wysłać list do Hagrida… więc Ron mnie odprowadzał, a potem… Złoto. Złoto- srebrne światło. Carnowłosy mężczyzna…
I znów zemdlała.
ó   
- Dobra. Ginny już tu zostawiam… Opiekuj się nią. Ronalda przenocujemy  w takim razie u nas, lepiej żeby nikt go nie widział. –Blaise łagodnie położył Ginny na łóżku. Wkurzy się, jak dowie się kto ją niósł.
- Dziękuję. Pewnie, że będę.- pociągnęła nosem Ślizgonka. Była naprawdę wdzięczna chłopakom, że przynieśli tu rodzeństwo. I wcale się nie patrzyła na całkiem niezłe (kogo ona oszukiwała, cudownie wyrzeźbione ) plecy Dracona, kiedy na chwilę odkładał Rona na kanapę.
- Trzymaj się Miona. Ja… Idę już, wypożyczę coś na ten temat z biblioteki. – Blaise uściskał ją. Hermiona w pierwszej chwili była zdziwiona… nazwał ją Mioną i przytulił. Jednak… poczuła jak w jej klatce piersiowej, tam gdzie biło jej serce, rozchodzi się ciepło. Jakby naprawdę byli jedną wielką Ślizgońską rodziną. Chłopak wyszedł. Przez chwilę zapomniała, że nie jest sama i po prostu stała wpatrując się w drzwi.
- Chyba powinnaś się położyć. – Drgnęła, słysząc głos  Dracona. Chciała się obrócić, coś mu odpowiedzieć, jednak w jednej chwili zrobiło jej się czarno przed oczami. Ostatnio często tak prawie mdlała, wszystko brało się z przemęczenia. Skuliła się, oczekując  uderzenia.
Ale ktoś złapał ją miękko.
- Chyba… chyba naprawdę jesteś zmęczona. A tobie... nic nie może się stać. –Draco uśmiechnął się samymi oczami, zabłysnął w nich wesoły ognik, który roztopił zwyczajowy lód, ukazując szarość, ale nie szarość smutnego poranka, tylko szarość pięknego morza o poranku.
Podniósł ją na ręce i lekko położył na łóżku. Przykrył ją kołdrą. ,, Szmaragdową ” –zauważył Malfoy.
- Draco?
- Co?
- Czy Ginny podoba się Blaise’owi? – Draco parsknął śmiechem. Każdy to już widzi? Pansy w końcu musiała mieć jakiś powód do zerwania.
- Ja bym to inaczej nazwał.  Dlaczego szepczemy? –spytał się, zmieniając ton szeptu na bardziej konspiracyjny, jakby byli dwoma spiskowcami którzy niczego się nie boją. Jednak rzeczywistość jest szara.
Ale przynajmniej tak szara, jak oczy Draco.
- Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.à– oboje się roześmiali, jednak niepewnie, bo każde z nich myślało o mieszanych uczuciach do tej drugiej osoby. Czy mogli ze sobą rozmawiać o czymś tak potężnym i niezgłębionym jak miłość?
- Draco?
- Co?
- Dlaczego nam pomagasz?
Właśnie. Dlaczego pomagał?
- Nie myśl… Nie myśl od razu, że cię lubię Hermiono. Ja… jestem zafascynowany. Bo ty…nie masz brudnej krwi, o nie.- mówił bez ładu i składu. -  A mimo to tak było przez te wszystkie lata. A teraz troszczysz się, dajesz szansy, no i jesteś z mojego domu. A my – pochylił się tak, żeby włosy nie zasłaniały jego oczu, chciał żeby je widziała. Musi podciąć tę głupią grzywkę –dbamy o siebie nawzajem.  Nic więcej.
- Kłamiesz -stwierdziła jednak dziewczyna spokojnie, a z jej oczu można było wyczytać, że nie była ona ani przerażona, ani urażona.
- Skąd ten pomysł?
- Nazwałeś mnie Hermioną.
- A ty mnie Draco. –chwilę spędzili w ciszy.
- Wiesz więcej niż mi się wydaje, prawda? –spytała się go.
- Tak, Hermiono. Ślizgoni wykorzystują bardzo sprytną, pomagającą im przetrwać zasadę: Zawsze udawaj głupszego niż jesteś.
Po czym wyszedł, zabierając ze sobą Rona i zostawiając ją w mroku własnych myśli i uczuć.
ó   
Była na błoniach z Draconem. Śmiali się.  Było tak cudownie, a później miało być jeszcze lepiej… Hermiona pomyślała z rozrzewnieniem o pięknej karmazynowej sukience która czekał na nią w zamku. Miała iść na Bal z mężczyzną którego kochała, z Draco. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się, a on odpowiedział jej tym samym. Żyli w świecie idealnym bo nic nie mogło zabić ich miłości. To znaczy, coś… Nie, Hermiona nie mogła złapać tej myśli, lecz przestraszyła ją i zapragnęła być bliżej Draco. On dokładnie odczytywał jej niepewne nagle uczucia, bo obrócił ją do siebie, spojrzał na nią tymi cudownymi oczami i bez najmniejszego ostrzeżenia pociągnął na ziemię. Śmiali się, turlając w wysokiej letniej trawie. Wplótł jej we włosy lilię złotogłową, niewystępującą na wyspach brytyjskich.
„Jesteś taka piękna” szepnął jej czule. Objęła go, a on zaczął ją całować, od linii ramion, przez szyję, do kącika ust, oddalił się na chwilę żeby tym razem złożyć pocałunek na jej wargach….
Sceneria zmieniła się.
Była w Sali balowej. Miała.. Miała na sobie swoją sukienkę, lecz była w głębszym odcieniu czerwieni niż zapamiętała. Kiedy omiotła spojrzeniem salę, zrozumiała dlaczego. Wszędzie były trupy, wokół niej leżeli wszyscy których znała i kochała. Krew na jej dłoniach, sukience, dekolcie – była ich. Hermionę ogarnęło niezrozumienie. Czy to ona ich zabiła? Nie! Nie… Ona nie chciała. Przecież była cudowną, dobrą Hermioną! „ Czy aby na pewno? ” – spytał się jej kobiecy głos w głowie. Miona czuła, że jest jej, ale nie był tym samym głosem którym zwykle mówiła. Był jej prawdziwym głosem.,, Przyjęli cię do Slytherinu?” Hermiona zaczęła panikować, głos zaśmiał się cicho, szyderczo, ale  równocześnie jak starsza siostra; z miłością. „Nie głuptasie, nie zrobiłaś tego. Zrobił to ten sam co skrzywdził już dwie z osób które kochasz.” Mimo wszystko dziewczyna odetchnęła z ulgą.
I wtedy naprzeciwko niej pojawiła się Ginny.
Była blada, bledsza niż Hermiona zapamiętała. Rude włosy zaczesała w kok, usta pomalowała jaskrawą, czerwoną szminką. Sukienkę miała złotą, na cienkich ramiączkach, prostą, do ziemi, z pasem wykonanym jakby z ognia. Wyglądała pięknie, ale uśmiechała się smutno. Podniosła dłoń do ust i dmuchnęła, a z jej ust ułożonych w kółeczko wyleciał mały ptaszek, chyba bengalik. Zaczął tłuc się o okno chcąc wydostać się na wolność.
 „Piękny, prawda?” spytała cicho Ginny. Skrzydła ptaka były w tym samym odcieniu co włosy dziewczyny
. „Tak” zdołała jedynie odszepnąć Hermiona, a w ptaszka uderzyła błyskawica. Padł martwy na ziemie, a w dziewczyny uderzyły odpryski ze zbitej szyby raniąc je.
„To ja” powiedziała Ginny, krew spływała jej już po całej twarzy. Zaczęła się robić coraz bardziej przeźroczysta. Była się srebrna, nie tak złota jak dotąd. Hermionie nagle skojarzyło się to z ich przejściem do Slytherinu, Gryfońskie złoto, i Ślizgońskie srebro… A wtedy pojawił się Nott. Dziewczyna przypomniała sobie nagle… przecież to z nim miała iść na bal! Chłopak przeszedł przez Ginny, która rozprysła się na miliony kawałeczków, oblepiając ich oboje srebrnym pyłem. Nott objął ją, jednak był to uścisk zimny i brutalny.
„ Jesteś moja.”
A kiedy nie odpowiedział, zacisnął ręce mocniej i wyszeptał do jej ucha.
„ Nawet jeśli nie jestem tym, kogo szukasz.”
 A Hermiona poczuła, że ginie.
ó   
Dziewczyna obudziła się zlana potem.
Znowu te sny…
Nie rozumiała. Czy one miały wskazywać jej drogę? Czy to miało znaczyć, że… Teodor?  Niby wszystko się zgadzało. Ślizgon, czarne włosy…  Hermiona poczuła się dziwnie. Pczuła też wściekłość. Zaufała mu! Ale będzie teraz ciągnąć tą szopkę szczęśliwej pary aż dowie się jak odczarować Ginny. To jest priorytet.
Położyła głowę na poduszce, ale nadal czuła się dziwnie. Tak magicznie dziwnie. Wstała i poszła do toalety. Jej mama zawsze mówiła, że nie zaśnie, jeżeli po koszmarze nie pójdzie do toalety. To było… nienormalne, ciut, przyznaje, ale weszło jej w nawyk.
Kiedy myła ręce zauważyła, że coś jest nie tak.
Jej dłonie były…. Smuklejsze. Paznokcie też jakieś inne… nie obgryzione jak zwykle,  lecz zadbane i długie.
Podniosła oczy na lustro.
Krzyknęła cicho ze zdziwienia.
Zmieniła się. Na Merlina,  bardzo się zmieniła. Jej włosy były dłuższe, uporządkowane, spływające gładkimi falami po ramionach. Nos stał się ciut bardziej zadarty i pojawiły się na nim urocze piegi. Miała dołeczek w lewym policzku. Łuki brwiowe stały się wyraźniejsze, usta  pełniejsze. A jej ciało? Nadal była dość niska, ale teraz jej ciało miało kobiece krągłości.
 Spojrzała ponownie w lustro.
Tylko jej brązowe oczy się nie zmieniły.
- Kim ja jestem?- spytała samą siebie, a jej głos był taki jak we śnie.




à Billy Szekspir, mój stary kolega xD, nie tylko po fachu… Naprawdę lubie te jego złote myśli.

5 komentarzy:

  1. Dlaczego przerwałaś w takim momencie? : C
    Cóż tu mogę napisać, kolejny świetny rozdział ;) Co nieco wyjaśniło się w sprawie Ginny, mam nadzieję, że uda się pomóc i jej i Ronowi.
    Niecierpliwie czekam na nowy rozdział.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję , że Ron przeżyjee. Troche nie jestem w temacie po mam do nadrobienia inne rozdziały, ale podoba mi się twój styl pisania i zagoszczę tu jaki aktywny komentator na stałe :) Dodaję do czytanych i serdecznie pozdrawiam
    without-magic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałać przeze mnie nominowana do Liebster Arward ;)
    Więcej tutaj: http://zdrajca-krwi.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Ajajajajjjj *.* Kolejny świetny rozdział ;** Do niczego się nie przyczepiam , rozdz jest idealny :)
    zapraszam cię na trzeci rozdział :)) magia-zielonego-serca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no nie znajduje słów aby opisać ja ta notka mi się podoba :) Piszesz wspaniale i oczy tak dalej :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń