Zaskoczyły mnie, prawdę mówiąc te pozytywne komentarze.
Myślałam, że rozdział napisałam, hmm, skomplikowanie, ale cóż! Bardzo wam
dziękuję:D Będzie mi nudno na wczasach:C
Uprzedzam, rozdział trochę schizowy.
Piosenka na dziś? Może klasycznie, Czarny chleb i czarna
kawa: http://www.youtube.com/watch?v=YOSZweJ62BQ
Hermiona dopadła do przyjaciół szybciej niż wąż ślizgający
się rozgrzanym piasku pustyni.
- Ron! Ginny! Na wszystkich bogów… Co..?- Hermiona
bezwiednie zasłoniła usta ręką. Nie, to nie mogło się zdarzyć. Nawet nie
chodziło o to, że oni zawsze wychodzili cało z opresji, Ron żył. Jeszcze.
Hermiona nie dawała mu za dużo czasu, bo nawet jeżeli nawet dla kobiet nie
znaleziono lekarstwa, to jak miała znaleźć lekarstwo dla chłopaka. To było
niewykonalne, absurdalne, nie znała nawet lekarstwa na truciznę w ciele
dziewczyny.
Bo na ciele Rona też widniało Koło Hekate.
Miona poczuła jak ogarnia ją rozpacz. Czy po kolei musiała
tracić wszystkich których kochała? Zaszlochała bezsilnie i patrzyła jak łzy
opadają i powoli obmywają piętno na ciele chłopaka. To było dziwne. Kiedyś go
kochała. Teraz to też było silne uczucie, ale inne, jakby… braterskie? Nagle poczuła
wzruszenie na myśl o tym, przed czym chłopak uchronił Ginny. Zrozumiała, że tak
jak Lily uchroniła przed śmiercią Harry’ego, tak miłość Rona ochroniła Rudą,
kiedy chłopak poddał się bezwarunkowemu odruchowi chronienia siostry. Inaczej nie mógłby zostać naznaczany. W końcu był facetem. Musiała
ich uratować, po prostu musiała. Już wiedziała co musi zrobić. W myślach
układała już plan eksperymentów, będzie musiał pobrać parę próbek krwi… i
ukraść parę rzeczy z szafki profesora Sluhtgorna. Poczuła jak ktoś delikatnie
podnosi ją do pionu i niepewnie kładzie swoje ręce na jej ramionach. Zapłakała
raz jeszcze i oparła się o klatkę piersiową jej pocieszyciela, a ten przytulił
ją mocno i zdecydowanie, zamykając w stalowym, lecz jakże delikatnym uścisku.
- Kto mógł zrobić coś takiego? – usłyszała cichy szept
Malfoy’a nad głową. Spojrzała w górę. To ten tak znienawidzony przez nią
chłopak ją obejmował, zaś w jego oczach zobaczyła to samo przerażenie i
obrzydzenie przemieszane z fascynacją które sama czuła.
- Ważniejsze: co to w ogóle, kurwa jest?! – Hermiona
spojrzała się na Ślizgona zdziwiona, kiedy chłopak zdjął bezwładne ciało Rona,
aby umożliwić Ginny oddychanie. Nie podejrzewała go o przeklinanie, najwyżej o
picie, palenie i takie bzdety… I jeszcze że jako jedyny wpadł na to, żeby zdjąć
Gryfona. Ludzie mogli mówić, że Ślizgoni
to tchórze, szuje i inne takie. Jednak Hermiona wiedziała. Byli sprytni, choć
podatni na wpływy, byli odważni, jeżeli robili coś na czym im zależało, byli
troskliwi, nawet jeśli dbali tylko o swoich. No i byli dość wredni, ale to
miało jednak mniejsze znaczenie.
- To Koło Hekate. –Zdziwiła się, słysząc własny głos. Był
zachrypnięty jak głos nałogowej palaczki. –Naprawdę, naprawdę czarna magia.
Kobieca, ale podejrzewam, że ten ktoś co zrobił to Ginny, to chłopak, ktoś kogo
znamy. Ale.. To jest trucizna która daje jej maksymalnie czterdzieści dwa dni.
A na Rona… Pewnie zadziała jeszcze szybciej, Jeszcze nigdy nie napiętnowano tym
chłopaka.
- Ktoś to zrobił Ginn już wcześniej? Spytał się Blaise,
patrząc z ukosa na dziewczynę.
Nagle Hermiona spojrzała na niego uważniej.
- Blaise… - zaczęła, chyba po raz pierwszy używając jego
imienia. – Czy ty wiesz coś na ten temat?
- Że jak?! –krzyknął od razu Blaise, a w jego oczach
zobaczyła oburzenie. – Możesz sobie myśleć co chcesz, Hermiona… ale ja nigdy
nie skrzywdziłbym Wiewiórki. Ona jest taka… niewinna – spojrzał na śpiącą
dziewczynę. Nazwał ją Wiewiórką?
,, Nie rozumiem” – pomyślała Hermiona. – „Dlaczego mu
wierzę?”
Ale zanim mu odpowiedziała, Ginn poruszyła się.
Hermiona delikatnie rozłączyła ręce Dracona leżące na jej
obojczykach. Od chłopaka biło przyjemne ciepło, jednak ona musiała coś zrobić.
Uklękła przy przyjaciółce.
- Ginn? –szepnęła. –Ginny, proszę, obudź się! – Potrząsnęła
leciutko byłą Gryfonką. Oczy rudej zadrgały.
- Miona? –dziewczyna powoli otworzyła jedno
czekoladowo-brązowe oko, potem drugie. Zamrugała.
- Ta, Ginny, już jesteś bezpieczna… - Herm walczyła z łzami.
– Ale, Ruda, kochanie… Kto ci to zrobił?
- Ja… - dziewczyna zmarszczyła czoło. – Nie wiem. Szliśmy tu
z Harry’m… doszedł do nas Ron, ale Harry musiał iść do sowiarni, wysłać list do
Hagrida… więc Ron mnie odprowadzał, a potem… Złoto. Złoto- srebrne światło.
Carnowłosy mężczyzna…
I znów zemdlała.
ó
- Dobra. Ginny już tu zostawiam… Opiekuj się nią. Ronalda przenocujemy w takim razie u nas, lepiej żeby nikt go nie
widział. –Blaise łagodnie położył Ginny na łóżku. Wkurzy się, jak dowie się kto
ją niósł.
- Dziękuję. Pewnie, że będę.- pociągnęła nosem Ślizgonka.
Była naprawdę wdzięczna chłopakom, że przynieśli tu rodzeństwo. I wcale się nie
patrzyła na całkiem niezłe (kogo ona oszukiwała, cudownie wyrzeźbione ) plecy
Dracona, kiedy na chwilę odkładał Rona na kanapę.
- Trzymaj się Miona. Ja… Idę już, wypożyczę coś na ten temat
z biblioteki. – Blaise uściskał ją. Hermiona w pierwszej chwili była zdziwiona…
nazwał ją Mioną i przytulił. Jednak… poczuła jak w jej klatce piersiowej, tam
gdzie biło jej serce, rozchodzi się ciepło. Jakby naprawdę byli jedną wielką
Ślizgońską rodziną. Chłopak wyszedł. Przez chwilę zapomniała, że nie jest sama
i po prostu stała wpatrując się w drzwi.
- Chyba powinnaś się położyć. – Drgnęła, słysząc głos Dracona. Chciała się obrócić, coś mu
odpowiedzieć, jednak w jednej chwili zrobiło jej się czarno przed oczami. Ostatnio
często tak prawie mdlała, wszystko brało się z przemęczenia. Skuliła się,
oczekując uderzenia.
Ale ktoś złapał ją miękko.
- Chyba… chyba naprawdę jesteś zmęczona. A tobie... nic nie
może się stać. –Draco uśmiechnął się samymi oczami, zabłysnął w nich wesoły
ognik, który roztopił zwyczajowy lód, ukazując szarość, ale nie szarość
smutnego poranka, tylko szarość pięknego morza o poranku.
Podniósł ją na ręce i lekko położył na łóżku. Przykrył ją
kołdrą. ,, Szmaragdową ” –zauważył Malfoy.
- Draco?
- Co?
- Czy Ginny podoba się Blaise’owi? – Draco parsknął
śmiechem. Każdy to już widzi? Pansy w końcu musiała mieć jakiś powód do
zerwania.
- Ja bym to inaczej nazwał.
Dlaczego szepczemy? –spytał się, zmieniając ton szeptu na bardziej
konspiracyjny, jakby byli dwoma spiskowcami którzy niczego się nie boją. Jednak
rzeczywistość jest szara.
Ale przynajmniej tak szara, jak oczy Draco.
- Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.à–
oboje się roześmiali, jednak niepewnie, bo każde z nich myślało o mieszanych
uczuciach do tej drugiej osoby. Czy mogli ze sobą rozmawiać o czymś tak
potężnym i niezgłębionym jak miłość?
- Draco?
- Co?
- Dlaczego nam pomagasz?
Właśnie. Dlaczego pomagał?
- Nie myśl… Nie myśl od razu, że cię lubię Hermiono. Ja…
jestem zafascynowany. Bo ty…nie masz brudnej krwi, o nie.- mówił bez ładu i
składu. - A mimo to tak było przez te
wszystkie lata. A teraz troszczysz się, dajesz szansy, no i jesteś z mojego
domu. A my – pochylił się tak, żeby włosy nie zasłaniały jego oczu, chciał żeby
je widziała. Musi podciąć tę głupią grzywkę –dbamy o siebie nawzajem. Nic więcej.
- Kłamiesz -stwierdziła jednak dziewczyna spokojnie, a z jej
oczu można było wyczytać, że nie była ona ani przerażona, ani urażona.
- Skąd ten pomysł?
- Nazwałeś mnie Hermioną.
- A ty mnie Draco. –chwilę spędzili w ciszy.
- Wiesz więcej niż mi się wydaje, prawda? –spytała się go.
- Tak, Hermiono. Ślizgoni wykorzystują bardzo sprytną,
pomagającą im przetrwać zasadę: Zawsze udawaj głupszego niż jesteś.
Po czym wyszedł, zabierając ze sobą Rona i zostawiając ją w
mroku własnych myśli i uczuć.
ó
Była na błoniach z
Draconem. Śmiali się. Było tak cudownie,
a później miało być jeszcze lepiej… Hermiona pomyślała z rozrzewnieniem o
pięknej karmazynowej sukience która czekał na nią w zamku. Miała iść na Bal z
mężczyzną którego kochała, z Draco. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się, a on
odpowiedział jej tym samym. Żyli w świecie idealnym bo nic nie mogło zabić ich
miłości. To znaczy, coś… Nie, Hermiona nie mogła złapać tej myśli, lecz
przestraszyła ją i zapragnęła być bliżej Draco. On dokładnie odczytywał jej
niepewne nagle uczucia, bo obrócił ją do siebie, spojrzał na nią tymi cudownymi
oczami i bez najmniejszego ostrzeżenia pociągnął na ziemię. Śmiali się,
turlając w wysokiej letniej trawie. Wplótł jej we włosy lilię złotogłową,
niewystępującą na wyspach brytyjskich.
„Jesteś taka piękna”
szepnął jej czule. Objęła go, a on zaczął ją całować, od linii ramion, przez
szyję, do kącika ust, oddalił się na chwilę żeby tym razem złożyć pocałunek na
jej wargach….
Sceneria zmieniła się.
Była w Sali balowej.
Miała.. Miała na sobie swoją sukienkę, lecz była w głębszym odcieniu czerwieni
niż zapamiętała. Kiedy omiotła spojrzeniem salę, zrozumiała dlaczego. Wszędzie
były trupy, wokół niej leżeli wszyscy których znała i kochała. Krew na jej
dłoniach, sukience, dekolcie – była ich. Hermionę ogarnęło niezrozumienie. Czy
to ona ich zabiła? Nie! Nie… Ona nie chciała. Przecież była cudowną, dobrą
Hermioną! „ Czy aby na pewno? ” – spytał się jej kobiecy głos w głowie. Miona czuła, że jest jej, ale nie był tym
samym głosem którym zwykle mówiła. Był jej prawdziwym głosem.,, Przyjęli cię do
Slytherinu?” Hermiona zaczęła panikować, głos zaśmiał się cicho, szyderczo, ale
równocześnie jak starsza siostra; z
miłością. „Nie głuptasie, nie zrobiłaś tego. Zrobił to ten sam co skrzywdził
już dwie z osób które kochasz.” Mimo wszystko dziewczyna odetchnęła z ulgą.
I wtedy naprzeciwko
niej pojawiła się Ginny.
Była blada, bledsza
niż Hermiona zapamiętała. Rude włosy zaczesała w kok, usta pomalowała jaskrawą,
czerwoną szminką. Sukienkę miała złotą, na cienkich ramiączkach, prostą, do
ziemi, z pasem wykonanym jakby z ognia. Wyglądała pięknie, ale uśmiechała się
smutno. Podniosła dłoń do ust i dmuchnęła, a z jej ust ułożonych w kółeczko wyleciał
mały ptaszek, chyba bengalik. Zaczął tłuc się o okno chcąc wydostać się na
wolność.
„Piękny, prawda?” spytała cicho Ginny.
Skrzydła ptaka były w tym samym odcieniu co włosy dziewczyny
. „Tak” zdołała
jedynie odszepnąć Hermiona, a w ptaszka uderzyła błyskawica. Padł martwy na
ziemie, a w dziewczyny uderzyły odpryski ze zbitej szyby raniąc je.
„To ja” powiedziała
Ginny, krew spływała jej już po całej twarzy. Zaczęła się robić coraz bardziej
przeźroczysta. Była się srebrna, nie tak złota jak dotąd. Hermionie nagle
skojarzyło się to z ich przejściem do Slytherinu, Gryfońskie złoto, i
Ślizgońskie srebro… A wtedy pojawił się Nott. Dziewczyna przypomniała sobie
nagle… przecież to z nim miała iść na bal! Chłopak przeszedł przez Ginny, która
rozprysła się na miliony kawałeczków, oblepiając ich oboje srebrnym pyłem. Nott
objął ją, jednak był to uścisk zimny i brutalny.
„ Jesteś moja.”
A kiedy nie
odpowiedział, zacisnął ręce mocniej i wyszeptał do jej ucha.
„ Nawet jeśli nie
jestem tym, kogo szukasz.”
A Hermiona poczuła, że ginie.
ó
Dziewczyna obudziła się zlana potem.
Znowu te sny…
Nie rozumiała. Czy one miały wskazywać jej drogę? Czy to
miało znaczyć, że… Teodor? Niby wszystko
się zgadzało. Ślizgon, czarne włosy…
Hermiona poczuła się dziwnie. Pczuła też wściekłość. Zaufała mu! Ale
będzie teraz ciągnąć tą szopkę szczęśliwej pary aż dowie się jak odczarować
Ginny. To jest priorytet.
Położyła głowę na poduszce, ale nadal czuła się dziwnie. Tak
magicznie dziwnie. Wstała i poszła do toalety. Jej mama zawsze mówiła, że nie
zaśnie, jeżeli po koszmarze nie pójdzie do toalety. To było… nienormalne, ciut,
przyznaje, ale weszło jej w nawyk.
Kiedy myła ręce zauważyła, że coś jest nie tak.
Jej dłonie były…. Smuklejsze. Paznokcie też jakieś inne… nie
obgryzione jak zwykle, lecz zadbane i
długie.
Podniosła oczy na lustro.
Krzyknęła cicho ze zdziwienia.
Zmieniła się. Na Merlina,
bardzo się zmieniła. Jej włosy były dłuższe, uporządkowane, spływające
gładkimi falami po ramionach. Nos stał się ciut bardziej zadarty i pojawiły się
na nim urocze piegi. Miała dołeczek w lewym policzku. Łuki brwiowe stały się
wyraźniejsze, usta pełniejsze. A jej
ciało? Nadal była dość niska, ale teraz jej ciało miało kobiece krągłości.
Spojrzała ponownie w
lustro.
Tylko jej brązowe oczy się nie zmieniły.
- Kim ja jestem?- spytała samą siebie, a jej głos był taki
jak we śnie.
Dlaczego przerwałaś w takim momencie? : C
OdpowiedzUsuńCóż tu mogę napisać, kolejny świetny rozdział ;) Co nieco wyjaśniło się w sprawie Ginny, mam nadzieję, że uda się pomóc i jej i Ronowi.
Niecierpliwie czekam na nowy rozdział.
Życzę dużo weny i pozdrawiam :)
mam nadzieję , że Ron przeżyjee. Troche nie jestem w temacie po mam do nadrobienia inne rozdziały, ale podoba mi się twój styl pisania i zagoszczę tu jaki aktywny komentator na stałe :) Dodaję do czytanych i serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwithout-magic.blogspot.com
Zostałać przeze mnie nominowana do Liebster Arward ;)
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj: http://zdrajca-krwi.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html
Ajajajajjjj *.* Kolejny świetny rozdział ;** Do niczego się nie przyczepiam , rozdz jest idealny :)
OdpowiedzUsuńzapraszam cię na trzeci rozdział :)) magia-zielonego-serca.blogspot.com
Nie no nie znajduje słów aby opisać ja ta notka mi się podoba :) Piszesz wspaniale i oczy tak dalej :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/