Rozdział trzeci – Kto jest kim?
Jeżeli ktoś zechce dowiedzieć się więcej o tym co napisałam
w tym rozdziale, polecam książke Shaddow Hills: Nawiedzone miasteczko, oraz
serię Dary Anioła.
Piosenka która pasuje? Oczywiście We Will Rock You dla
dobrej atmosfery na meczu Quidditcha: http://www.youtube.com/watch?v=XMLiqEqMQyQ
Buźka i miłego czytania!
- Zabini! Blaise! Chodź tu, na gacie Merlina, bo potraktuję
cię klątwą!
Blaise rozejrzał się. Szedł szkolnym korytarzem, kiedy
usłyszał ten głos. Znajomy, ale jednocześnie nie za często przez niego
słyszany. Wszedł do załomu w ścianie, z którego dobiegł go ten dźwięk.
Czekała na niego Ginny Weasley.
- Cześć, piękna. Czemu mnie wołasz? – Powiedział smutnym
głosem. Dziewczyna prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Daruj sobie, gdyby nie Hermiona, nie byłoby mnie tutaj.
Mam ci to przekazać… i powiedzieć żebyś nie otwierał tego przy Malfoy’u – chłopak zesztywniał słysząc ostatnie słowa. Powoli podniósł głowę znad liściku
który dała mu Ginny i spojrzał na dziewczynę.
- Co takiego – zaczął, ostrożnie dobierając słowa – chce ode
mnie Hermiona, najmądrzejsza Gryf… ojć, przepraszam, Ślizgonka – powiedział z
jadowitym uśmieszkiem, patrząc jak policzki Rudej czerwienieją – że nie mogę
się z tym podzielić z Hrabią Draculą?
- Hrabią Draculą? – Dziewczyna zignorowała jego pytanie i
otworzyła szeroko oczy. – Serio? Nie wpadliście na nic bardziej tandetnego?
Ani się obejrzała, a Blaise już przygwożdżał ją do ściany.
- Nigdy – spojrzał jej głęboko w oczy – ale to nigdy nie mów
o rzeczach o których nie masz pojęcia. – i puścił ją.
- Na Merlina. – Powiedziała dziewczyna trzymając się za
gardło. – Ty jesteś psychopatą.
- Do usług – zaśmiał się cicho Zabini. Ginny odeszła, oglądając
się za siebie raz po raz.
Ślizgon patrzył się na nią jeszcze chwilę, a potem otworzył
list. Notka w nim zawarta była krótka, napisana ładnym i drobnym pismem.
Zabini!
Mam do Ciebie wielką
prośbę. Wiem, będę Ci za to winna przysługę, ale lepsze to niż
to czego chcę uniknąć.
Widzisz, założyłam się
z Malfoy’em: Jeżeli na najbliższym
meczu Gryfoni wygrają, mam iść
z nim na randkę, jeżeli
Ślizgoni – idę
na Bal Bożonarodzeniowy razem z
Theodorem. Błagam, choćby Cię
prosił (ale ty z nim nie gadaj!) to grajcie jak najlepiej. Wolę
w końcu tę drugą
opcję.
Będę
w barwach Slytherinu!
Hermiona
Zabini wykrzywił usta we wszystkowiedzącym uśmieszku. A więc była
Gryfoneczka leci na Notta, a Dracona odpycha? Hmm, może by jej pomóc. Choć… Blaise lubił Notta, ale jeszcze bardziej
lubił Dracona i chciałby mu pomóc w nowym podboju... Z drugiej strony nie było
warto robić sobie wroga w kimś takim jak Hermiona i tracić zwycięstwo w
Quidditchu dla kolejnego szatańskiego planu Draco. Nie, to by było bez sensu.
Lepiej sprawić żeby Miona padła Nottowi w ramiona.
Chłopak odszedł w kierunku lochów pogwizdując jakąś wesoła
melodię.
~~*~~
Ginny weszła do pokoju jej i Hermiony trzaskając drzwiami. Co za
dupek! Ruda nie czuła potrzeby żeby kiedykolwiek jeszcze odezwać się do
Blaise’a. Pacan. Rzuciła się na łóżko i otworzyła podręcznik do transmutacji.
- I co? – Hermiona pochyliła się nad nią wyjmując słuchawki z
uszu. Cicho leciała piosenka, ,,Paradice City”. Ginny nigdy nie zrozumiała hardrockowych
upodobań muzycznych Hermiony. To nie pasowało do jej wierzchniej fasady.
- I nico. – Odburknęła Ginevra.
- Gadałaś z nim w ogóle?
- Oczywiście, że tak. – Ruda gwałtownie podniosła się do pozycji
siedzącej i spojrzała na Hermionę. – Ale z tym palantem nie da się rozmawiać.
Dałam mu tą kartkę, pewnie. Tylko, że
psychopata się na mnie rzucił bo go obraziłam. Tylko leciutko, przysięgam –
dodała, widząc chmurną minę Hermiony i wiedząc, że zanosi się na kolejną
pogawędkę o radzeniu sobie z gniewem.
- Jak to cię złapał? – Hermiona miała taką minę z zupełnie innego
powodu. – Ten idiota ci coś zrobił?
- Nie, spokojnie… - zaczęła Ginny, bo Hermiona już zaczęła oglądać
jej całą szyję.
- Tu nic nie ma… Tu też w porządku – mruczała do siebie dziewczyna
– podnieś koszulkę – nakazała przyjaciółce.
Ginny z ociąganiem zrealizowała tę prośbę. Wiedziała, że Zabini
nie złapał jej tak mocno. Wręcz przeciwnie, dotknął ją stanowczo, lecz lekko
jak płatki róże muskające czyjeś usta. To ona spanikowała, chłopak nie chciał
zrobić jej krzywdy, a jedynie pokazać swoją dominację. W tych smutnych, łagodnych, choć jakże
przebiegłych oczach nie było agresji. Musiała jednak pozwolić Hermionie na
wstępne oględziny. Była pewna, że dziewczyna niczego nie znajdzie.
Myliła się.
- Ginny... Co to jest? – spytała się teraz dziewczyna grobowym
głosem dotykając lekko palcem jej skóry jakieś pięć centymetrów nad paskiem jej
spodni. Ruda poczuła ból i niezrozumienie. Jak to? Przecież Blaise jej tam nie
dotykał, co więcej, nie przypominało jej się żeby zarobiła coś bolesnego w tym
miejscu. Na pewno nie na treningu Quidditcha, wybory do drużyny Slytherinu
miały być dopiero nazajutrz.
Przypomniała sobie jednak wszystko kiedy tylko zobaczyła ten znak.
- Ja… - Cofnęła się i upadłaby gdyby nie Hermiona. – Ja nie
rozumiem… Dlaczego on… Nie patrz na to
Miona! – Obróciła się nagle do przyjaciółki
z szaleństwem w oczach. – Nie patrz na to! Nie możesz! Ja… Sama znajdę
lekarstwo. – Łzy popłynęły z oczu Rudej, kiedy zamknęła się w ich łazience.
Hermiona spojrzała na zamykające się drzwi z przerażeniem i
zdumieniem. Co tu się, u diabła działo? To co miała Ginny na plecach… Koło
Hekate, matki wszystkich czarownic… wymagało naprawdę czarnej magii. Używały go
wszystkie wielkie czarownice, wielkie i złe. A skoro zaczęło zatruwać ciało
Ginny… Nie! Hermiona odepchnęła od siebie tą myśl. Jakoś jej pomoże i znajdzie
tą, która to zrobiła. Bo mało prawdopodobne żeby jakiś czarodziej to zrobił.
Czarownice, podobno, pochodziły od Hekate i dawniej to ją czciły, były Córami
Hekate, natomiast czarodzieje mieli być półdemonami, dżinami, dziećmi Lilith.
Zdarzało się ludziom dosłownie nabić czarodzieja w butelkę. Rzecz jasna, Hekate to była ta dobra. Jednak
wykorzystywanie jej koła wzmacniało potęgę czarownicy. Jeżeli ktoś włożył tą
moc do piętna którym naznaczono Ginny, to było z nimi naprawdę krucho.
Hermionę powoli ogarniała senność. To by męczący dzień. W łazience
cicho szumiała woda. Co prawda coś nie dawało jej spokoju, ale… pomyśli o tym
jutro. Znajdzie lekarstwo na truciznę która zatruwa organizm jej przyjaciółki.
Na razie musiała spać…
Dziewczyna zapadła w płytki, niespokojny sen. Nawiedzały ją
koszmary, mary senne na temat okropności jakie spotkały czarownice. Palenie na
stosie… topienie… trucizna powoli zabijająca każdą kobietę która została
naznaczona Kołem Hekate… „Ja nie
rozumiem… Dlaczego on… Nie patrz na to
Miona!”
Hermiona wybudziła się całkowicie, usiadła i spojrzała na Ginny.
Spała spokojnie jak mały aniołek.
Dlaczego on…
Nie ona.
- Dasz sobie radę. Jesteś najlepsza! – Hermiona przytuliła
przyjaciółkę i poprawiła kołnierz jej szaty. Czasami czuła się jak druga matka
Rudej.
- No nie wiem, Miona. Ślizgoni nigdy nie przyjmują dziewczyn do
swojej drużyny – Ginny nadal miała wątpliwości.
- Ponieważ dziewczyny ze Slytherinu to rozpuszczone, plastikowe
paniusie – Hermiona mówiła z pewnym bólem w głosie, w końcu teraz same były
Ślizgonkami. – A ty masz naturalny talent i wiele godzin treningu za sobą. Nie
ma opcji żeby cię nie przyjęli!
- Nie masz racji.- Westchnęła Ginn. – Ale dobrze, pójdę.
Miona patrzyła jak jej przyjaciółka schodzi w dół trybun i staje
pomiędzy innymi Ślizgonami. Co dziwne, teraz była pewna jej wygranej.
- Hej Miona. Nie wiedziałem, że latanie na miotle cię
zainteresowało. – Harry usiadł zaraz obok niej. Hermiona zauważyła, że stał się
jeszcze chudszy niż zwykle, a pod oczami pojawiły mu się cienie. W ogóle
wyglądał tak… niezdrowo.
- Nie ma głupich. – Herm uśmiechnęła się jedynie połową twarzy.
Coś ją w Potterze niepokoiło. – Ale przyszłam kibicować Ginny. A ty?
- Ja też – mruknął, chociaż nie patrzył się na Ginn która właśnie
wzlatywała w powietrze. Wyglądało to raczej na obserwowanie strategii
Ślizgonów. Hermiona po raz kolejny zapłakała w myślach z powodu braku
jakiejkolwiek romantyczności w Harrym. Biedna Ginny.
A skoro o Ginny mowa…
- Świetnie dzisiaj lata – powiedział nagle Harry, wskazując
podbródkiem na Ginn. Rzeczywiście, przez swoje włosy dziewczyna wyglądała jak
kasztanowo – zielona plama. Latała szybciej, rzucała mocniej. Hermiona zmartwiła
się. Czytała o tym. Wczorajszej nocy,
kiedy obudziła się zlana potem wskoczyła w szlafrok i jakoś wybłagała od pani
Pince pozwolenie na wejście do biblioteki, co nie udałoby się gdyby normalnie
nie spędzała tam całego swojego życia. W księgach wyszperała trochę więcej na
temat Hekate. Była ona znacznie potężniejsza
niż się spodziewała.
,,HEKATE”[i]
„To Bogini starożytnej Grecji,
opiekunka czarownic. Na klasycznych rzymskich klejnotach przedstawiana była na
tronie, w swojej potrójnej postaci, z trzema głowami i trzema parami ramion, w
których trzymała sztylety, bicze i pochodnie. U jej stóp spoczywały zwinięte
dwa wielkie węże. Tego rodzaju rzeźbione klejnoty służyły jako amulety ludziom
uprawiającym tajemne nauki. Hekate jest starożytną boginią, uznawaną za starszą
od greckich bogów Olimpu występujących w klasycznych mitach. Czcił ją nawet sam
Zeus, który nie przeciwstawiał się jej mocy panowania nad życiem i śmiercią
każdego człowieka. Jej władza rozciągała się na trzy światy: niebo, ziemię i
podziemny świat duchów. Potrafi on więzić i uwalniać duchy wszelkiego rodzaju.
Z tego też powodu była honorowana i wzywana przez magów i czarownice. Przede
wszystkim jednak pozostaje Hekate związana z Księżycem i z innymi lunarnymi
boginiami - Dianą, Artemis i Selene, z którymi zresztą ją utożsamiano. Jej
potrójny aspekt przejawia się poprzez trzy fazy Księżyca: Księżyc rosnący,
Pełnię i Księżyc malejący. Według starożytnego gnostycznego tekstu
"Wyroczni Chaldejskich", pisanych w języku greckim, Hekate jest
Wielką Matką, życiem wszechświata. Magowie wzywali Hekate używając jej sygillum
- sierpa Księżyca z dwoma punktami u góry i trzecim pomiędzy nimi.”
Zaskoczyły ją te węże. Były tak związane ze Ślizgonami…
Jednak dalej znalazła coś straszniejszego. O wiele, wiele
straszniejszego.
[ii],,… a osoby naznaczone Kołem z początku czują się dobrze; są
szybsze, silniejsze i sprytniejsze. Stan ten utrzymuje się maksymalnie trzynaście
dni, później zarażona osoba słabnie. Po pewnym okresie czasu (od trzynastu do
dwudziestu dziewięciu dni) delikwent umiera, a jego zwłoki czernieją. Nie
znaleziono jeszcze lekarstwa na tę chorobę…”
Poniżej widniały jeszcze specyfiki jakie wypróbowano jak dotąd,
jednak Hermiona przeczytała je pobieżnie, w głowie dudniła jej krew.
„delikwent umiera”
Dziwił ją też fakt, że nad ranem Ginny znów nic nie pamiętała.
Sama Hermiona też czuła się dziwnie. Dlaczego tak szybko zasnęła?
- Wow! – Rozentuzjazmowany
głos Harry'ego wdarł się do jej myśli. Hermiona podniosła głowę i
zobaczyła jak Ginny robi efektowny obrót powietrzu. To dobrze, że zapomniała
choć na chwilę o zmartwieniach.
~~*~~
- Proszę państwa, co to za trafienie!! To już trzynasty gol
Slytherinu, Zabini i Weasley są dziś w niesamowitej formie, strzelają bramkę za
bramką. Normalnie co to za mecz! Ale Robinson już podaje do Thomasa, co to za
dziewczyna…
Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Chociaż McLaggen był strasznym
dupkiem, trzeba było mu przyznać, że komentował nieźle. Podgryzła przyniesiony
przez siebie popcorn.
- Ale co to? Potter zanurkował, czyżby Bliznowaty zobaczył znicz?
Malfoy za nim, ale trzeba przyznać, że ten… no dobra, Ślizgon coś niemrawo dziś
gra.
Rzeczywiście na boisku coś się działo. Wszyscy widzowie wstali, a
Hermiona wstrzymała oddech razem z nimi. Spojrzała szybko na tablice wyników.
Jeżeli Harry złapie znicz Gryfoni wygrają przewagą pięćdziesięciu punktów,
jeżeli Draco, wygrają Ślizgoni. Cholera. Cholera. Czemu, do cholery, Draco nie
łapie tego znicza?! Właśnie. Hermiona nagle coś sobie uświadomiła. Przecież
jeżeli Gryfoni wygrają, Draco będzie musiał iść na randkę ze szlamą. Tego by
przecież nie zniósł. Dziewczyna nigdy nie rozumiała, dlaczego Draco, nie znając
ludzi, lubił tych idiotów którzy byli z
jego domu, a wszystkimi innymi, nawet fajnymi ludźmi, gardził od samego początku. Ale i tak wtedy, w
Malfoy Manor… Draco ich nie wydał, choć
wiedział kim oni są, ryzykował dla nich życiem.
Hermiona widziała strach w jego oczach. Widziała, jak okazuje go kiedy
czegoś się bał. Ale… Nagle spojrzała na to z innej perspektywy. Gryfoni od
zawsze byli dzielni i dumni. I głupi. Ślizgoni nie bali się okazywać strachu.
Nagle Hermiona, która myślała, że już nic jej nie zaskoczy zrozumiała, że medal
ma dwie strony, obie dobre, jeżeli wykorzystane we właściwym celu. Co za mądra
myśl.
- NIE, LUDZIE, JA NIE WIERZĘ! Pani profesor, czy coś się już
takiego kiedyś zdarzyło?! Ile ja mam za to przyznać punktów?
Hermiona wyrwała się ze swoich niezwykle wzniosłych myśli i
spojrzała na boisko.
- No ja nie wierze… - szepnęła.
Harry trzymał znicz.
Dracon też.
- Proszę wszystkich o spokój! Spokój! – Profesor McGonagall
magicznie pogłośniła głos. – To nic takiego. Po prostu… obie drużyny dostaną po
siedemdziesiąt pięć punktów… Panie McLaggen ile to będzie?
Cały stadion wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Powoli słuchali
przeskakujących cyferek.
Wyświetlił się wynik:
Gryffindor -125 punktów, Slytherin -205
Połowa stadionu ryknęła z radości. Hermiona też.
Hermiona szła do zamku promieniejąc z radości. Nott… Theodor bardzo
się ucieszył kiedy oznajmiła mu, że pójdzie z nim na Bal. Harry poszedł na
romantyczny spacer z Ginny. Wieczorem miała być impreza w pokoju wspólnym
Slytherinu.
- Tak samotnie idziesz?
Obróciła się. Nie
zauważyła, kiedy Malfoy do niej podszedł. Nawet się jeszcze nie przebrał szmaragdowej szaty. Dolatywała od niego subtelna woń potu zmieszana
z intensywną wonią piżmowych perfum. To był… miły zapach, o dziwo.
A do Hermiony wróciło pewne wspomnienie z szóstej klasy…
,,- To najsilniejszy eliksir miłosny na świecie!
- Zgadza się! Rozpoznałaś go, jak sądzę, po tym szczególnym,
przypominającym macicę perłową połysku?
- I po parze wzbijającej się w charakterystycznych spiralach – odpowiedziała
z zapałem Hermiona. – Natomiast jego zapach każdy odczuwa inaczej, w zależności
od tego, co kogo najbardziej pociąga. Ja czuję woń świeżo skoszonej trawy,
nowego pergaminu i…
Nagle urwała, rumieniąc się lekko.”
Hermiona poczuła wtedy bardzo silną woń męskich, piżmowych perfum.
Przez następne tygodnie… cóż, wąchała wszystkich chłopaków jakich znała żeby
sprawdzić który był tym tajemniczym jedynym. To były dokładnie takie same
perfumy jakie nosił Dracon Malfoy. „Nie...” pomyślała Miona „Tak mi się tylko
zdaje. Draco jest tak naprawdę nic nie znaczącym dupkiem. Nie cierpię go
przecież!”
- A co, chcesz iść ramię w ramię ze szlamem? – Spytała złośliwie.
Malfoy zastanawiał się chwilę.
- Wiesz… teraz wydaje mi się, że nie jesteś taka zła. Zresztą…
jesteś pewna, że w twojej rodzinie nie ma czarownicy lub czarodzieja?
Zatrzymała się gwałtownie. Draco też przystanął i spojrzał się na
nią poważnie tymi pięknymi, szarymi oczami.
- Co ty insynuujesz, Malfoy? – Wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Tak, jestem pewna.
- A ja nie. – Podszedł bliżej, tak, że ich oddechy mieszały się na
zimnym powietrzu. – Widzisz… To niemożliwe żeby do Slytherinu przyjęli kogoś
kto nie jest czystej krwi. A już na pewno nie kogoś kto przez tyle lat był w
Gryffindorze. - Pochylił się jeszcze bardziej…
- Hejaaaaaaaaaaa! – Blaise wskoczył między nich i objął ramionami.
– A o czym wy tu tak plotkujecie, słodziaki?
- O tym że chyba jesteś gejem, Zabini – roześmiał się Draco. – Kto
normalny mówi ,,Słodziaki” i rozstaje się z taką ładną dziewczyną, jaką jest
Pansy?
- To ona się ze mną rozstała, pysiaczku.
Hermiona stłumiła śmiech. Zabini mógł sobie być nienormalny, ale
był naprawdę fajnym gościem. Zdziwiła się jednak, że Pansy rozstała się z
chłopakiem. Myślała, że mopsica już sobie wybiła Malfoya z głowy i szuka kogoś
na całe życie.
Doszli do zamku i skierowali się do lochu w gwarze śmiechu i
wesołych uwag. Dopiero kiedy znaleźli się już blisko pokoju wspólnego, Hermiona
przystanęła.
- Słyszeliście?
- Co? - Zapytał się głupio Zabini, a Draco nastawił uszy jak pies.
Hermiona była zbyt zaniepokojona żeby pomyśleć „jak fretka”.
- Ten jęk. Jęk bólu.
– Hermiona rzuciła się w stronę gdzie
usłyszała dźwięk, a dwaj Ślizgoni podążyli za nią.
Na końcu korytarza leżały dwie osoby. Nie była to jednak żadna
miłosna scena. Pierwsza sylwetka, należąca do chłopaka, leżała na drugiej jakby
próbowała ją obronić. Wyglądali na rannych.
I chłopak i dziewczyna mieli płomiennorude włosy.
- RON! GINNY!
[i] http://paganwheel.w.interia.pl/bogowie/boginiek.html
[ii] Od razu
zaznaczam że jest to mój wymysł, całkowita fikcja literacka.
Ajajajjjj *.* Wkręciłam się !! Super , oby tak dalej ;* Powiadammiaj mnie o swoich rozdz ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ; magia-zielonego-serca.blogspot.com
ps. będę wpadała tu często ;))
Dlaczego przerwałaś w takim momencie? : c
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy i bardzo intryguje mnie wątek Ginny.
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ;)
Rozdział jest genialny :)
OdpowiedzUsuńJuż mnie ciekawość zżera co tam się mogło stać :D
Życzę dużo weny :)
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
kidy kolejny rozdz ?? czekam z niecierpliwością *.* jestę fanę
OdpowiedzUsuńZapraszam na drugi rozdz :)) magia-zielonego-serca.blogspot.com